Rozmowy

Impresje z Litzmannstadt Getto


Idę śla­da­mi zgła­dzo­nych, po kocich łbach, któ­rych doty­ka­ły ich sto­py 60 lat temu. Na koń­cu sta­cji, tam gdzie ury­wa się peron, wzno­szą się monu­men­tal­ne mace­wy — wstrzą­sa­ją­cy roz­kład jaz­dy ze sta­cja­mi prze­zna­cze­nia … — pisze nasza kore­spon­dent­ka w oso­bi­stej rela­cji z obcho­dów 60. rocz­ni­cy zagła­dy łódz­kie­go get­ta. Pią­tek, 28 sierp­nia rano. Pociąg rela­cji Kato­wi­ce — Łódź Fabrycz­na. Trwa moja “podróż” przez get­to. Moja córecz­ka […]


Idę śla­da­mi zgła­dzo­nych, po kocich łbach, któ­rych doty­ka­ły ich sto­py 60 lat temu. Na koń­cu sta­cji, tam gdzie ury­wa się peron, wzno­szą się monu­men­tal­ne mace­wy — wstrzą­sa­ją­cy roz­kład jaz­dy ze sta­cja­mi prze­zna­cze­nia … — pisze nasza kore­spon­dent­ka w oso­bi­stej rela­cji z obcho­dów 60. rocz­ni­cy zagła­dy łódz­kie­go get­ta.

Pią­tek, 28 sierp­nia rano. Pociąg rela­cji Kato­wi­ce — Łódź Fabrycz­na.

Trwa moja “podróż” przez get­to. Moja córecz­ka śpi bez­piecz­nie u swej bab­ci, ale jej twarz towa­rzy­szy mi w dro­dze i nie opusz­cza mnie ani na chwi­lę.

“5 wrze­śnia 1942 roku Rum­kow­ski zebrał tysią­ce miesz­kań­ców get­ta na pla­cu na ul. Łagiew­nic­kiej. W dra­ma­tycz­nym prze­mó­wie­niu ape­lo­wał do matek i ojców get­ta, żeby wszyst­kie dzie­ci do lat dzie­się­ciu odda­li dla wysie­dle­nia. (…) Więk­szość zebra­nych na pla­cu nie mia­ło już wąt­pli­wo­ści, że ich dzie­ci pój­dą na śmierć. Z pier­si tysię­cy ludzi wydo­był się przej­mu­ją­cy krzyk, roz­pacz matek i ojców była nie­mal fizycz­nie doty­kal­na. (…)

Po raz ostat­ni na tere­nie get­ta roz­le­gał się dzie­cię­cy szcze­biot, po raz ostat­ni… Póź­niej będzie to get­to, jak odar­te z kory drze­wo, bez liści, z wymar­ły­mi gałę­zia­mi, okry­te cału­nem ago­nii, bez pro­my­ka świa­tła, bez jutra. (…)

Wie­le matek i ojców idzie razem z dzieć­mi, to im wol­no, na to im ese­sow­cy i żydow­ska poli­cja, któ­ra w wysie­dle­niu poma­ga, pozwa­la­ją. Są mat­ki, ojco­wie, albo star­sze rodzeń­stwo, któ­rzy nie chcą oddać swych maleństw. Wyry­wa­ją im dzie­ci z objęć i wyrzu­ca­ją z okien. Pada­jąc z wyso­kich pię­ter, giną na miej­scu. Za dzieć­mi wyska­ku­ją mat­ki lub ojco­wie i roz­trza­sku­ją się o ulicz­ne kocie łby. (…)

W wie­lu miesz­ka­niach poli­cjan­ci-Żydzi wyry­wa­ją dzie­ci siłą, trwa okrut­na szar­pa­ni­na mię­dzy mat­ka­mi, ojca­mi a poli­cjan­ta­mi, prze­ra­żo­ne dzie­ci pła­czą wnie­bo­gło­sy. Do tych, któ­rzy bie­gną za nała­do­wa­ną dzieć­mi cię­ża­rów­ką, albo za kon­nym zaprzę­giem, strze­la­ją ese­sow­cy, zabi­ja­jąc ich na miej­scu. Po szpe­rze 1 wie­le matek i ojców popeł­nia samo­bój­stwo. Pozo­sta­wie­ni sobie, wśród porzu­co­nych przez maleń­stwa nędz­nych zaba­wek, szcząt­ków ubrań, nie umie­ją nadal żyć. Nie­któ­rzy trą­cą zmy­sły, albo prze­kształ­ca­ją się w ludz­kie cie­nie. (…)

Po latach, kie­dy już wie­dzia­łem dokąd wio­dła ostat­nia ścież­ka wysie­dlo­nych z get­ta dzie­ci, cią­gle zada­wa­łem sobie pyta­nie jak ONI pro­wa­dzi­li te tysią­ce bez­grzesz­nych, nic nie­ro­zu­mie­ją­cych, porzu­co­nych istot, na spo­tka­nie maso­wej śmier­ci. Kto te maleń­stwa roz­bie­rał, kto wpro­wa­dzał do komór gazo­wych, kto sły­szał krzy­ki ich prze­ra­żo­nych ser­du­szek w ostat­nich minu­tach przed zagła­dą? Ich płacz, któ­ry na wie­ki zawisł wśród gwiazd, płacz, któ­re­go nigdy nikt i nic nie zdo­ła już uci­szyć. A może pędzi­li te maleń­stwa, bijąc je strasz­nie, kopiąc, krzy­cząc? Kto te okra­dzio­ne z wszyst­kie­go co ludz­kie, tysią­ce drob­nych, wychu­dzo­nych gło­dem i chło­dem małych, mar­twych cia­łek, prze­mie­niał w popiół? ONI wszak byli ojca­mi dzie­ci, któ­re kocha­li. Cha­dza­li do kościo­ła modlić się, zapa­la­li cho­in­ki w wigi­lie świę­ta, myśląc o Synu Bożym, któ­ry naka­zał miłość bliź­nie­go” (oca­lo­ny M. Chę­ciń­ski, Zega­rek Moje­go Ojca)

Sobo­ta, 29 sierp­nia. Podwór­ko przed Dużą Syna­go­gą w Łodzi, gdzie wła­śnie odpra­wia się Sza­bat.

Tłocz­no i odświęt­nie. Oca­lo­na, Hele­na Zym­ler-Svan­tes­son, opo­wia­da mediom o swych prze­ży­ciach w pierw­szych mie­sią­cach życia swej rodzi­ny w get­cie.

Zabra­li ze sobą pie­ska, miłe­go czar­ne­go kun­del­ka. Na począt­ku sta­le ucie­kał do ich poprzed­nie­go miesz­ka­nia. Kładł się tam i wył. Miał złe prze­czu­cia.

Pew­ne­go dnia Niem­cy roz­ka­za­li wszyst­kim wła­ści­cie­lom psów sta­wić się ze zwie­rzę­ta­mi w punk­cie zbor­nym. Nale­ża­ło wziąć ze sobą 10 marek. Myśle­li, że to na zapła­ce­nie podat­ku. Tatuś wró­cił przy­gar­bio­ny, bez pie­ska. Niem­cy zmu­si­li wszyst­kich opie­ku­nów do zabi­cia nożem swo­ich czwo­ro­no­gów.

Sobo­ta, 29 sierp­nia po połu­dniu. Pasaż Schil­le­ra — ple­ne­ro­we warsz­ta­ty pla­stycz­ne dla małych miesz­kań­ców Łodzi.

Dzie­ci świę­tu­ją Cha­nu­kę (Świę­to Świa­tła), Purim (żydow­ski kar­na­wał) oraz Sza­wo­ut (Świę­to Zbio­ru Owo­ców). Uma­jo­ne w sza­wo­uto­we wian­ki na głów­kach, mkną na ryk­szach w górę i w dół Piotr­kow­skiej — mia­sto fun­du­je im dziś dar­mo­we prze­jażdż­ki. Z wiel­kie­go kosza wybie­ra­ją pury­mo­we słod­ko­ści — uszy Hama­na. Mło­da orga­ni­za­tor­ka zapra­sza doro­słych do pod­pi­sy­wa­nia Kamie­ni Pamię­ci. Na jed­nym wid­nie­je apel: “Kochaj­cie bied­ne opusz­czo­ne dzie­ci, pro­si Basia Więc­kow­ska”.

Nie­dzie­la, 30 sierp­nia rano. Cmen­tarz Żydow­ski na Brac­kiej. Wkrót­ce po zmó­wie­niu kadi­szu.

Oca­lo­na Lucie Cytryn-Bia­ler, nie­sie zawie­szo­ną na szyi plan­szę z powięk­szo­nym czar­no-bia­łym zdję­ciem. Przed­sta­wia ono sce­nę roz­gry­wa­ją­cą się na sta­cji Rade­gast 28 sierp­nia 1944 roku. Nie­miec­ki żoł­nierz popy­cha w stro­nę bydlę­ce­go wago­nu kobie­tę z dwój­ką dzie­ci — to Lusia Cytryn i jej brat Abra­mek z mat­ką. Na twa­rzy oca­lo­nej malu­je się wzru­sze­nie. Jestem jej obca, ale zbie­ram się na odwa­gę i pod­cho­dzę, aby zapy­tać o jej wra­że­nia. — Teraz już wie­rzę, ze jest nowa Pol­ska — odpo­wia­da. — Czy chce pani zoba­czyć tabli­cę, jaką ufun­do­wa­łam dla Abram­ka? — pyta, po czym bie­rze mnie za rękę jak­by­śmy się zna­ły od lat i pro­wa­dzi pod mur cmen­ta­rza. Z czcią i czu­ło­ścią cału­je róg zim­nej tabli­cy. Abra­mek, lat 17, był poetą. Naj­lep­sze swe wier­sze zabrał ze sobą w dro­gę, któ­ra oka­za­ła się ostat­nia. Zgi­nę­ły wraz z nim w pie­cu kre­ma­to­ryj­nym w Auschwitz. Lucie oca­la­ła jako jedy­na z całej rodzi­ny.

Prze­żyw­szy obóz, powró­ci­ła do Łodzi i odna­la­zła w get­cie zeszy­ty swe­go bra­ta.

“Odejdź­Nie opla­taj mnie, śmier­ci! Pra­gnę żyć. Cia­ło me zamar­ło, lecz duch pło­nie. Nie chcę. Nie chcę tak mło­do zgi­nąć, (…)Pra­gnę żyć, choć poła­ma­ne mam skrzy­dła, Choć mnie życie uję­ło w okrop­ne sidła. Nie nade­szła jesz­cze chwi­la mego poże­gna­nia, Tli się we mnie iskra mło­de­go trwa­nia, Żarzy się we mnie ponu­re życie, Co prze­pły­wa nie­zmien­nie i jed­no­li­cie”. Abram Cytryn

Nie­dzie­la, 30 sierp­nia. Po połu­dniu. Rado­goszcz — Pomnik Zagła­dy Get­ta Łódz­kie­go.

Idę śla­da­mi zgła­dzo­nych, po kocich łbach, któ­rych doty­ka­ły ich sto­py 60 lat temu. Na koń­cu sta­cji, tam gdzie ury­wa się peron, wzno­szą się monu­men­tal­ne mace­wy — wstrzą­sa­ją­cy roz­kład jaz­dy ze sta­cja­mi prze­zna­cze­nia — obo­za­mi śmier­ci — Kulm­hof am Ner, Auschwitz-Bir­ke­nau, Ravens­brück, Stut­thof, Gross Rosen i Sach­sen­hau­sen.

W beto­nie odci­śnię­te dło­nie dzie­ci i doro­słych. Nie są zło­żo­ne jak na tra­dy­cyj­nych żydow­skich nagrob­kach, ale napię­te jak u toną­ce­go w ostat­nim obron­nym geście. W bara­ku sta­cji zain­sta­lo­wa­no wysta­wę — z sufi­tu zwi­sa­ją gigan­tycz­ne płót­na — zdję­cia Żydów pol­skich. Na jed­nym sku­pio­ne dziew­czę­ta popy­cha­ją tacz­ki z zie­mią. To uczen­ni­ce szko­ły powszech­nej im. Kró­lo­wej Jadwi­gi w Łodzi na wyciecz­ce szkol­nej. Poma­ga­ją przy budo­wie kop­ca Mar­szał­ka Pił­sud­skie­go.

Na kolej­nym pozu­je nobli­wa para. Spo­koj­nie, z ufno­ścią mał­żon­ko­wie patrzą w obiek­tyw apa­ra­tu. Kil­ka kro­ków dalej i gwał­tow­nie zmie­nia się nastrój. Rodzin­ne foto­gra­fie ustę­pu­ją miej­sca listom wywo­zo­wym. Obec­ni pod­cho­dzą do spi­sów, aby spraw­dzić zna­jo­me nazwi­ska. — Czy to nie two­ja krew­na? — pyta jed­na z kobiet swą towa­rzysz­kę. Przy każ­dym wysie­dlo­nym figu­ru­je jego data uro­dze­nia, adres, stan cywil­ny i zawód. Przy nie­któ­rych nazwi­skach uspra­wie­dli­wie­nie zwal­nia­ją­ce z depor­ta­cji — Gestor­ben. Cha­na Flaj­szba­kier, uro­dzo­na w 1928 roku, zamiesz­ka­ła — uli­ca Hir­ten­weg 4, nie­za­męż­na. Schne­ide­rin. Pra­co­wa­łaś prze­cież, szy­jąc ubran­ka dla nie­miec­kich chłop­ców, a może szma­cia­ne lal­ki dla nie­miec­kich dziew­czy­nek takich jak ty. A jed­nak uzna­li cię, Cha­no, za ele­ment zby­tecz­ny.

Z budyn­ku stac
ji wycho­dzę na zala­ną słoń­cem kole­jo­wą ram­pę.

Bydlę­cy wagon cze­ka otwar­ty. Jakąś wewnętrz­na siła popy­cha mnie do wewnątrz. Po chwi­li waha­nia wcho­dzę do środ­ka wago­nu. Panu­je tam mrok i cisza.

“Bydlę­ce wago­ny zapeł­nia­no w przy­kład­nym porząd­ku. Dokład­nie trzy­dzie­ści dwie oso­by do każ­de­go, bez wzglę­du na to, czy jakieś dziec­ko, ojciec czy mat­ka pozo­sta­li na zewnątrz. Bła­ga­nia nie odno­si­ły skut­ku. Z łosko­tem zasu­wa­no żela­zne drzwi, zabez­pie­cza­jąc je gru­by­mi rygla­mi, na stop­niach prze­peł­nio­nych wago­nów zasia­da­ło po dwóch żoł­da­ków z posta­wio­ny­mi bagne­ta­mi”. (Sara Zyskind).Chano, czy cie­bie tez wydar­to z ramion Twej mat­ki, Ruchli? Czy pozwo­lo­no Wam pozo­stać w obję­ciach?

Doty­kam zmur­sza­łych desek. Czu­je cie­pło; cie­pło rąk Cha­ny? Wzru­sze­nie, ból zaty­ka mi pier­si. Pospiesz­nie wycho­dzę z tego przed­sion­ka śmier­ci. Przede mną kres podró­ży. Ze zła­ma­nej kolum­ny wyra­sta komo­ra gazo­wa zwień­czo­na swa kon­ty­nu­acją — komi­nem kre­ma­to­rium. Potęż­ny znicz pośrod­ku — ten sym­bol pamię­ci i trwa­nia w tym wnę­trzu przy­wo­łu­je inne emo­cje. Pod­no­szę do góry gło­wę. Nade mną tunel, a u jego wylo­tu mały krą­żek błę­kit­ne­go nie­ba. Wyda­je się nie­bo­tycz­ny, nie­osią­gal­ny dla zwy­kłe­go czło­wie­ka. Przej­ście z życia do śmier­ci czy ze śmier­ci do życia? Ktoś zapa­la następ­ną świę­cę. Ogień oświe­tla nazwy czter­dzie­stu miast, z któ­rych pocho­dzi­li ska­za­ni na Zagła­dę.

A Ty, Cha­no, gdzie przy­szłaś na świat, gdzie się bawi­łaś, śmia­łaś, gdzie wie­rzy­łaś w dłu­gie i szczę­śli­we życie, w to, że dobro zawsze zwy­cię­ża?

Nie­dzie­la, 30 sierp­nia wie­czór. Pociąg rela­cji Łódź Widzew — Kato­wi­ce.

Wsia­dam do otwar­te­go prze­dzia­łu. Wyj­mu­ję bro­szu­rę “Rade­gast — Pomnik Zagła­dy Get­ta Łódz­kie­go”. — Czy to z obcho­dów Lit­zman­n­stadt Get­to — pyta mło­dy czło­wiek sie­dzą­cy naprze­ciw. Chwi­lę póź­niej wszy­scy pasa­że­ro­wie po kolei wer­tu­ją moja lek­tu­rę. Mur obco­ści pęka w sekun­dach. Następ­ne dwie godzi­ny podró­ży wypeł­nia nam oży­wio­na roz­mo­wa. Star­sza pani, rodem z Sosnow­ca, wspo­mi­na figle, jakie pol­skie dzie­ci pła­ta­ły Żydom świę­tu­ją­cym Sukot , wrzu­ca­jąc im żywe koty przez otwo­ry w sza­ła­sach. Potem nawią­zu­je do cza­sów oku­pa­cji, obu­rza się na Niem­ców, że nie zadość­uczy­ni­li za swe zbrod­nie. — Szko­da mi strasz­nie tych Żydów. Żal, że ich już nie ma.

Mło­dzie­niec żar­to­bli­wie nazy­wa sie­bie cmen­tar­nym. Oka­zu­je się przy­szłym stu­den­tem juda­ist­ki, a obec­nie opie­ku­nem kir­ku­tu w Czę­sto­cho­wie. Jego wie­dza na temat cmen­ta­rzy żydow­skim w regio­nie jest impo­nu­ją­ca. Jako wolon­ta­riusz opro­wa­dza po nich w języ­ku hebraj­skim gości z Izra­ela. Do naszej poga­węd­ki włą­cza się pan z mojej lewej, prze­wod­nik PTTK po Jurze. Jest znaw­cą, ale pra­gnie uzu­peł­nić swą wie­dzę. Wypy­tu­je “Cmen­tar­ne­go” o szcze­gó­ły.

Nawet pani z mojej pra­wej, któ­ra nie rze­kła ani sło­wa, ale uważ­nie przy­słu­chi­wa­ła się wszyst­kie­mu, wysia­da­jąc w Czę­sto­cho­wie, ser­decz­nie dzię­ku­je nam za wspól­na podroż.

To co nas połą­czy­ło, to nie tyl­ko wspól­na prze­strzeń, ale rów­nież to, co Lucie Cytryn nazwa­ła “nową Pol­ską”, odzy­ska­na pamięć o utra­co­nej, wie­lo­na­ro­do­wej, Rzecz­po­spo­li­tej i nostal­gia za nią. Nasz wspól­ny prze­dział otwar­ty.

Przypis1. 5 wrze­śnia 1942 r. Rum­kow­ski wpro­wa­dził zakaz opusz­cza­nia domów (niem. Sper­re — stąd “szpe­ra”), by spe­cjal­na komi­sja mogła na pod­sta­wie ksiąg mel­dun­ko­wych przy­go­to­wać listy dzie­ci i star­ców prze­zna­czo­nych do depor­ta­cji z get­ta.

Forum “Znak”

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.