Ekumenizm w Polsce i na świecie

Apel Kościołów o świętowaniu niedzieli — ważny, spóźniony, potrzebny?


Róż­ne pol­skie Kościo­ły wspól­nie zaape­lo­wa­ły wczo­raj „o posza­no­wa­nie i świę­to­wa­nie nie­dzie­li”. Wyda­rze­nie to jest o tyle donio­słe i cie­ka­we, że wraz z Kościo­ła­mi zrze­szo­ny­mi w Pol­skiej Radzie Eku­me­nicz­nej wziął w nim udział rów­nież Kościół Rzym­sko­ka­to­lic­ki.


Po raz pierw­szy w tak sze­ro­ko eku­me­nicz­nym gro­nie odnie­sio­no się bez­po­śred­nio do jed­ne­go z Przy­ka­zań Deka­lo­gu (poprzed­ni wspól­ny apel doty­czył z zało­że­nia mniej ści­słej ochro­ny stwo­rze­nia).

W trwa­ją­cym „eku­me­nicz­nym tygo­dniu” z zado­wo­le­niem i wdzięcz­no­ścią może­my zauwa­żyć, że nie­któ­re z daw­nych „eku­me­nicz­nych marzeń” się już zaczę­ły speł­niać – np. Kościo­ły chrzczą­ce dzie­ci uzna­ją wza­jem­nie swój Chrzest, wyda­no tak­że wspól­ny eku­me­nicz­ny prze­kład Nowe­go Testa­men­tu (cze­mu tak mało sto­so­wa­ny, to inna spra­wa…). Może w przy­szło­ści moż­li­we będzie stwo­rze­nie „eku­me­nicz­ne­go małe­go kate­chi­zmu” ujmu­ją­ce­go pod­sta­wo­we kwe­stie, przy­ka­za­nia, arty­ku­ły wia­ry, pod któ­rym pra­wie wszyst­kie Kościo­ły mogły­by się pod­pi­sać?

Czy nowy Apel może stać się pew­nym zaląż­kiem jed­ne­go z roz­dzia­łów, o trze­cim (lub czwar­tym – w zależ­no­ści od nume­ra­cji przy­ję­tej w danym wyzna­niu) przy­ka­za­niu? A może stra­co­no szan­sę, żeby coś sen­sow­ne­go powie­dzieć spo­łe­czeń­stwu?

Nomi­nal­nie tema­tem jest kon­kret­nie świę­to­wa­nie nie­dzie­li, ale siłą rze­czy jest to chy­ba pierw­szy pol­ski tak ofi­cjal­ny eku­me­nicz­ny wykład przy­ka­za­nia „pamię­taj, abyś dzień świę­ty świę­cił” (czy, przy­ta­cza­jąc przy­ka­za­nie w biblij­nym brzmie­niu Wj 20,8–10: Pamię­taj o dniu saba­tu, aby go świę­cić. Sześć dni będziesz pra­co­wał i wyko­ny­wał wszel­ką swo­ją pra­cę, ale siód­me­go dnia jest sabat Pana, Boga twe­go: Nie będziesz wyko­ny­wał żad­nej pra­cy…), a w sen­sie szer­szym w ogó­le kwe­stii pra­cy i odpo­czyn­ku. Cie­szy przy­po­mnie­nie „opi­nii publicz­nej”, że chrze­ści­jań­stwo nie spro­wa­dza się tyl­ko do (coraz bar­dziej „kre­atyw­nie” roz­wi­ja­nych) przy­ka­zań „nie cudzo­łóż” i „nie zabi­jaj”. Miej­sca­mi jed­nak moż­na odnieść wra­że­nie, że ponad 4 lata (jak poda­je PRE, idea doku­men­tu zro­dzi­ła się we wrze­śniu 2010) nie wystar­czy­ły na przy­go­to­wa­nie „goto­we­go” ape­lu, i że przed­sta­wio­no nam raczej dość wcze­sny szkic do dal­szych prze­my­śleń i twór­cze­go roz­wi­nię­cia.

Chy­ba każ­dy z nas, słu­cha­jąc reli­gij­nych prze­mów, czy czy­ta­jąc ofi­cjal­ne kościel­ne doku­men­ty, odniósł kie­dyś wra­że­nie, że kie­ru­je się do nie­go postu­la­ty gene­ral­nie wznio­słe i zapew­ne słusz­ne, ale osa­dzo­ne w jakimś „ide­al­nym” świe­cie, ide­al­nym przy­naj­mniej pod wzglę­dem pod­mio­to­wo­ści etycz­nej: wszyst­ko wokół w nim wyglą­da, jak powin­no, a ja mam tyl­ko doko­ny­wać pro­stych (i zawcza­su wia­do­mych) wybo­rów mię­dzy „życiem i szczę­ściem” a „śmier­cią i nie­szczę­ściem” (por. Pwt 30,15nn): mądrzy, dobrzy (nawet jeśli suro­wi), poboż­ni rodzi­ce (i wład­cy), któ­rych trze­ba tyl­ko sza­no­wać, czcić i słu­chać; „Bóg dał dzie­ci – da i na dzie­ci”, wiecz­no­tr­wa­łe rodzi­ny bez zdrad, roz­wo­dów, pato­lo­gii i tok­sycz­nych rela­cji, itp.

Ana­lo­gicz­nie w inte­re­su­ją­cej nas kwe­stii pra­cy i odpo­czyn­ku: „ide­al­ny świat” każ­de­mu ofe­ru­je pra­cę – któ­rą tyl­ko nale­ży w pocie czo­ła wyko­ny­wać, a w świę­to się powstrzy­my­wać, „kto nie chce pra­co­wać, niech też nie je” (2 Tes 3,10), „nie kochaj spa­nia, abyś nie zubo­żał; miej oczy otwar­te, a będziesz miał chle­ba pod dostat­kiem” (Prz 20,13) itd. Podob­ny „ide­al­ny świat” naszki­co­wa­ny zosta­je nie­ste­ty w „ape­lo­wym” postu­la­cie powstrzy­my­wa­nia się od „nie­ko­niecz­nej pra­cy zarob­ko­wej”; klu­czo­wym poję­ciem decy­du­ją­cym o „sile raże­nia” Ape­lu (lub jej bra­ku) – sta­je się poję­cie „koniecz­no­ści”, któ­ra zakaz świą­tecz­nej pra­cy unie­waż­nia – wyglą­da więc na to, że nie będzie dru­giej (trze­ciej? Czwar­tej? Zgu­bi­łem rachu­bę…) „klau­zu­li sumie­nia” i walecz­nej obro­ny osób, któ­re ze wzglę­du na „sumie­nie” wbrew gra­fi­ko­wi nie przyj­dą do pra­cy w nie­dzie­lę.

Poję­cie „koniecz­no­ści” opie­ra się na nie­wy­po­wie­dzia­nych zało­że­niach, że jest jakaś oczy­wi­sta dla wszyst­kich gra­ni­ca pra­cy „koniecz­nej” (wystar­cza­ją­cej do zaspo­ko­je­nia pod­sta­wo­wych potrzeb) i „nie­ko­niecz­nej” (podej­mo­wa­nej z nie­wła­ści­wych pobu­dek: pazer­no­ści, „nie­uzna­wa­nia świę­to­ści”, zago­nie­nia czy wręcz uciecz­ki przed rodzi­ną, reflek­sją etc). Oba­wiam się, że w prak­ty­ce tu może być pewien sła­by punkt Ape­lu: wspo­mnia­ne zało­że­nie oczy­wi­sto­ści gra­ni­cy „koniecz­no­ści” dzia­ła tyl­ko w warun­kach pra­cy: god­nie opła­ca­nej i sta­łej, pew­nej. Nie bez zna­cze­nia jest, że jesz­cze trzy deka­dy temu był to model domi­nu­ją­cy, wyda­je się też, że na takich zasa­dach zatrud­nio­na jest też więk­szość czci­god­nych Sygna­ta­riu­szy Ape­lu!

Dla god­nie opła­ca­nej, sta­łej pra­cy prze­sła­nie naka­zu świę­to­wa­nia (uczest­nic­twa w kul­cie) i odpo­czyn­ku jest jasne: nie bierz kolej­ne­go eta­tu, dodat­ko­wych zle­ceń etc – te 40, 60 godzin na tydzień wystar­czy, odpocz­nij i idź do kościo­ła; a jak nie wystar­czy, to obniż zbęd­ne wydat­ki.

Co jed­nak ozna­czać to ma dla przed­sta­wi­cie­la coraz licz­niej­szej w Pol­sce gru­py – kogoś, kto ma sta­łe wydat­ki (cho­ciaż­by jedze­nie, lokal, kre­dyt), a pra­cu­je np.:

– za pła­cę mini­mal­ną, albo – dzię­ki obcho­dze­niu prze­pi­sów tej­że doty­czą­cych – za jesz­cze niż­szą, a ma szan­sę na dodat­ko­we zle­ce­nie?

– od zle­ce­nia do zle­ce­nia”, przy czym każ­de zle­ce­nie może być ostat­nim na dłu­gi czas?

– w bran­ży z zało­że­nia „week­en­do­wej” (np. ruch tury­stycz­ny, gastro­no­mia etc.)?

– w uza­sad­nio­nym stra­chu przed utra­tą pra­cy (i to z regu­ły bez 24-mie­sięcz­nej odpra­wy)?

– we wła­snej „fir­mie”, któ­ra gene­ru­je sta­łe kosz­ty (np. ZUS liczo­ny – w odróż­nie­niu od ZUS pra­cow­ni­ków – od czy­sto teo­re­tycz­nych, a nie fak­tycz­nych, zarob­ków)?

– w week­en­dy, żeby utrzy­mać się na stu­diach?

– doryw­czo, bo zasad­ni­czo oso­ba jest bez­ro­bot­na, i aku­rat – jak na złość – dosta­nie pra­cę na nie­dzie­lę?

Gdzie tu „pra­ce koniecz­ne i nie­ko­niecz­ne”? Nie­ste­ty w naszym spo­łe­czeń­stwie prze­sta­ły już się spraw­dzać kla­sycz­ne intu­icje, że koniecz­na nie­dziel­na pra­ca to taka, któ­ra musi być wyko­ny­wa­na codzien­nie (wydo­ić kro­wę i nakar­mić kury), nie­ko­niecz­na zaś, to taka, któ­rą moż­na wyko­nać kie­dy indziej (porą­ba­nie zapa­su drew­na na zimę).

Rzecz oczy­wi­sta, że nie moż­na prze­wi­dzieć i kazu­istycz­nie opi­sać każ­dej moż­li­wej sytu­acji, jed­nak­że wyda­je się, że – cały czas oczy­wi­ście zakła­da­jąc, że celem ape­lu jest prze­mia­na pol­skiej rze­czy­wi­sto­ści, a nie samo­za­do­wo­le­nie sygna­ta­riu­szy z „pochy­le­nia” się nad tak waż­kim tema­tem – jed­nak pew­ne ramy moż­na było ści­ślej dode­fi­nio­wać, gdyż w prze­ciw­nym razie Apel jed­nym będzie nie­po­trzeb­nie obcią­żał sumie­nia, innym zaś tyl­ko czy­ste (bo nie­uży­wa­ne?) sumie­nia dodat­ko­wo zaim­pre­gnu­ją, bo prze­cież na „koniecz­ne anga­żo­wa­nie” jest eku­me­nicz­na dys­pen­sa.

Wszyst­kie sygnu­ją­ce Kościo­ły (nie­za­leż­nie od przy­ję­tych zało­żeń doty­czą­cych (nie)wolności woli ludz­kiej) w kate­go­riach ewen­tu­al­ne­go „grze­chu” („pier­wo­rod­nym” nie ma potrze­by się tu zaj­mo­wać) roz­pa­tru­ją tyl­ko, na co zain­te­re­so­wa­ny ma jaki­kol­wiek wpływ swo­im wybo­rem. Co jed­nak tutaj jest wybo­rem, a co siłą wyż­szą? Jeże­li nie wini­my apte­ka­rzy, poli­cjan­tów, mary­na­rzy itd. za wybór zawo­du wyma­ga­ją­ce­go cza­sem pra­cy w świę­ta, tym bar­dziej trud­no budzić poczu­cie winy u zatrud­nio­nych prze­cież nie z wła­sne­go wybo­ru przez „śmie­cio­wych pra­co­daw­ców” na umo­wie cywil­nej, pra­cu­ją­cych w super­mar­ke­tach, u zadłu­żo­nych, stu­den­tów… pozo­sta­je pyta­nie, do kogo w takim razie w ogó­le apel jest kie­ro­wa­ny? Czy napraw­dę aż tyle osób pra­cu­je w nie­dzie­lę, bo dobro­wol­nie chce? A może Apel jest w isto­cie wła­śnie zachę­tą do zasta­no­wie­nia się nad tą „koniecz­no­ścią” pra­cy, nad sen­sow­no­ścią wie­lu z bra­nych na bar­ki zobo­wią­zań finan­so­wych (temat ostat­nio zno­wu popu­lar­ny dzię­ki Szwaj­car­skie­mu Ban­ko­wi Naro­do­we­mu)?

Umber­to Eco w jed­nym ze swo­ich felie­to­nów[1] wpierw skar­ży się na jero­zo­lim­skie „sza­ba­to­we” win­dy zatrzy­mu­ją­ce się na każ­dym pię­trze, aby nie trze­ba było naci­skać guzi­ka (bo to pra­ca!), aby po chwi­li wska­zać jed­nak na głę­bo­ki sens takie­go podej­ścia: jeśli masz odpo­czy­wać po pra­co­wi­tym tygo­dniu, wypo­czy­nek ma być cał­ko­wi­ty, musisz zapo­mnieć o wszyst­kim, porzu­cić wszel­kie roz­my­śla­nia, nie możesz trosz­czyć się o spra­wy minio­ne­go tygo­dnia. A gdy tyl­ko przyj­dzie ci do gło­wy, że mógł­byś dokoń­czyć pisa­nie listu albo prze­prać koszu­lę, nie poprze­sta­niesz na tym, będzie to dwa­dzie­ścia listów i pra­nie z całe­go tygo­dnia. Odno­śnie chrze­ści­jan pisarz zauwa­ża z prze­ką­sem, iż Kościół zawsze pobłaż­li­wie pod­cho­dził do trze­cie­go przy­ka­za­nia; wia­do­mo, że dopusz­cza­no wyjąt­ki, gdy w grę wcho­dzi­ła służ­ba publicz­na… stra­ża­cy, poli­cjan­ci, potem tram­wa­ja­rze, potem sprze­daw­cy gazet. I tak dalej. Z tego powo­du w naszej kul­tu­rze nikt nie nada­wał dra­ma­tycz­ne­go wymia­ru naka­zo­wi świę­to­wa­nia, a kie­dy cywi­li­za­cja kon­sump­cyj­na i roz­ryw­ko­wa uczy­ni­ła nie­dzie­lę dniem sza­leństw, licz­ba pra­cow­ni­ków służb publicz­nych znacz­nie wzro­sła, obej­mu­jąc hote­la­rzy, ratow­ni­ków na pla­żach, obsłu­gę sta­cji ben­zy­no­wych, sprze­daw­ców kostiu­mów kąpie­lo­wych, sprze­daw­ców wędrow­nych, straż­ni­ków pobie­ra­ją­cych opła­tę za auto­stra­dę.

Ano wła­śnie, któ­rę­dy tak napraw­dę chce­my tę gra­ni­cę prze­pro­wa­dzić? Jak chce­my, aby – doce­lo­wo – wyglą­dał pol­ski świat bez pra­cy w nie­dzie­lę? W wie­lu kra­jach Euro­py zachod­niej czy pół­noc­nej jest natu­ral­ne, że sklep w nie­dzie­lę będzie nie­czyn­ny i nie jest to takie wiel­kie utrud­nie­nie, jak by moż­na się spo­dzie­wać: klien­ci więk­sze zaku­py zro­bią w pią­tek czy sobo­tę (więc ten sam obrót i tak zosta­je wyge­ne­ro­wa­ny), a skle­pi­karz nie ryzy­ku­je, że klient kupi u kon­ku­ren­cji – bo kon­ku­ren­cja też jest w nie­dzie­lę zamknię­ta. Będzie to dzia­łać (kla­sycz­ny dyle­mat więź­nia z teo­rii gier!) tyl­ko wte­dy, gdy zamknię­te będzie w mia­rę wszyst­ko, i jest to waru­nek koniecz­ny, jeże­li spo­łe­czeń­stwo ma potrak­to­wać to jako poważ­ny postu­lat etycz­ny, a nie – jak już usi­ło­wa­no w prze­szło­ści – instru­ment do wal­ki nie­któ­rych firm z kon­ku­ren­cją (te wszyst­kie pro­po­zy­cje wyłą­cze­nia np. skle­pów o powierzch­ni „mniej­szej niż”, czy „wła­ści­cie­la za ladą”). A co z restau­ra­cja­mi? Czy moż­na chcieć po koście­le pójść do restau­ra­cji, do fil­har­mo­nii, do muzeum?

Bisku­pi róż­nych wyznań ape­lu­ją „do par­la­men­ta­rzy­stów, by zapew­ni­li takie roz­wią­za­nia praw­ne, któ­re usza­nu­ją w naszej ojczyź­nie pra­wo ludzi pra­cy do nie­dziel­ne­go wypo­czyn­ku i świę­to­wa­nia” bez wska­za­nia choć­by jed­ne­go przy­kła­du takie­go roz­wią­za­nia (jak np. nakaz zamy­ka­nia tych lub owych firm w nie­dzie­le tak, jak w świę­ta, albo potrój­na staw­ka godzi­no­wa dla wszyst­kich nie­dziel­nych pra­cow­ni­ków). Chwa­leb­ne, że postu­lat zosta­je zgło­szo­ny w demo­kra­tycz­ny spo­sób (a nie zaku­li­so­wo, czy np. za pomo­cą Komi­sji Wspól­nej), ale czy przez czte­ry lata napraw­dę nie było cza­su i oka­zji aby zgo­dzić się do cho­ciaż­by jed­nej pro­po­zy­cji?

Sło­wa nic nie kosz­tu­ją – łatwo moż­na kazać ludziom „nie podej­mo­wać pra­cy” (bez obja­śnie­nia, za co mają się utrzy­mać), kazać pra­co­daw­com „nie anga­żo­wać” (bez obja­śnie­nia, jak zabez­pie­czyć reali­za­cję podej­mo­wa­nych dzia­łań), kazać posłom „zapew­nić roz­wią­za­nia praw­ne” (bez obja­śnie­nia, jakie kon­kret­nie). Czy takie „naucza­nie” poru­szy spo­łe­czeń­stwo, czy zosta­nie – jak wie­le innych postu­la­tów – zby­te wzru­sze­niem ramio­na­mi, jako kolej­ny postu­lat panów żyją­cych we wła­snym świe­cie? Myślę, że dobrym egza­mi­nem z wia­ry­god­no­ści może być przyj­rze­nie się sobie, wła­snym spo­łecz­no­ściom kościel­nym pod kątem postu­la­tów (tych sfor­mu­ło­wa­nych wprost i pośred­nich) tego ape­lu – czy wszyst­kie oso­by pra­cu­ją­ce w poszcze­gól­nych Kościo­łach (nie­za­leż­nie, czy zwa­ni będą „duchow­ny­mi”, czy „świec­ki­mi”!) zatrud­nio­ne są na rów­nie god­nych warun­kach finan­so­wych, byto­wych, urlo­po­wych, eme­ry­tal­nych? Czy każ­dy jest opła­ca­ny wystar­cza­ją­co, aby nie musieć brać dodat­ko­wych zajęć, oraz ma zapew­nio­ne dosta­tecz­nie dużo cza­su (nawet jeże­li z oczy­wi­stych przy­czyn nie­ko­niecz­nie w nie­dzie­lę) na odpo­czy­nek i życie oso­bi­ste, rodzin­ne, etc?

Przy oka­zji zaczy­na­nia od sie­bie dobrze też zatrosz­czyć się o wła­snych wier­nych i stwo­rzyć moż­li­wo­ści alter­na­tyw­ne – aby nie­moż­li­wość uczest­nic­twa w nabo­żeń­stwie nie­dziel­nym przy­mu­so­wo nie wyklu­cza­ła z życia para­fii w ogó­le. Myślę tu o nabo­żeń­stwach wie­czor­nych w nie­dzie­lę, czy o nabo­żeń­stwach i róż­nych innych for­mach aktyw­no­ści para­fial­nej orga­ni­zo­wa­nych w tygo­dniu. To – w porów­na­niu z dzia­ła­nia­mi Usta­wo­daw­cy – napraw­dę mało kosz­tu­je (jak­kol­wiek, rzecz jasna, wię­cej niż naj­wznio­ślej­szy Apel), a efek­ty daje ogrom­ne…

Jak zauwa­żo­no powy­żej, eku­me­nicz­ny apel mię­dzy wier­sza­mi pośred­nio sta­wia sze­reg pytań któ­rych nie moż­na spro­wa­dzić do samej wol­nej nie­dzie­li: cho­ciaż­by: co jest pod­sta­wo­wą potrze­bą, a co prze­ja­wem roz­rzut­no­ści? Kie­dy nie­pod­ję­cie aktyw­no­ści zarob­ko­wej będzie pomyśl­nym przej­ściem pró­by podob­nej do tej z Dan 1, a kie­dy odrzu­ce­niem Bożej opie­ki i spro­wa­dze­niem na sie­bie kło­po­tów? Jak reali­zo­wać ewan­ge­licz­ne „nie troszcz­cie się”, gdy trze­ba zapła­cić rachun­ki i ratę kre­dy­tu? Któ­re z naszych potrzeb są napraw­dę waż­ne, a któ­re „nie­ko­niecz­ne”? Dużo o tym się mówi, ale bez kon­kre­tów – na ogół pada­ją sło­wa-wytry­chy „kon­sump­cja”, „posta­wa rosz­cze­nio­wa” i temu podob­ne, bez obja­śnie­nia jak mają się do tego takie ocze­ki­wa­nia jak cho­ciaż­by: wła­sne lokum, poczu­cie ele­men­tar­ne­go bez­pie­czeń­stwa finan­so­we­go, a więc jakichś oszczęd­no­ści na czar­ną godzi­nę (któ­re w przy­pad­ku bra­ku sta­łej pra­cy muszą być siłą rze­czy wie­lo­krot­nie wyż­sze), jakie­kol­wiek waka­cje, wresz­cie moż­li­wość uro­dze­nia i wycho­wa­nia dzie­ci? Samo­chód? Rower? Opie­ka zdro­wot­na? Kul­tu­ra bez „pirac­twa”? Dla­cze­go wier­nych czę­sto aż do prze­sa­dy instru­uje się w spra­wach intym­nych, a czę­sto zosta­wia samych sobie w tak waż­nej sfe­rze publicz­nej?

Sko­ro Kościo­ły w zasad­ni­czej spra­wie – praw­do­po­dob­nie, bo szcze­gó­ły pozo­sta­ły nie­co nie­ja­sne –   już się uro­czy­ście poro­zu­mia­ły, może moż­na (nie­ko­niecz­nie pod­czas trwa­ją­ce­go „kar­na­wa­łu eku­me­nicz­ne­go”) pomy­śleć o jakichś eku­me­nicz­nych (pro­wa­dzo­nych przez oso­by z róż­nych wyznań, o róż­nej wraż­li­wo­ści na róż­ne aspek­ty tema­tu, w któ­rym – cze­go dowo­dzi wspól­ny Apel – zapa­no­wa­ła już peł­na zgo­da mię­dzy Kościo­ła­mi) reko­lek­cjach ?

Krzysz­tof Maria Różań­ski

[1]     Pra­ca w week­end, świę­to­kradz­two, w: Dru­gie zapi­ski na pudeł­ku od zapa­łek (1991–93), Poznań 1994, ss. 19n.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.