Czy miłość przedmałżeńska jest grzechem ?
- 22 października, 2003
- przeczytasz w 4 minuty
Czy dwoje ludzi, bardzo mocno kochających się i będących ze sobą długi okres czasu, zgrzeszy, jeśli zbliżą się fizycznie? Na to pytanie część księży od razu odpowie, że jest to ogromny grzech, który powinien być równie mocno odpokutowany,lecz co mnie osobiście mile zaskoczyło, ta druga cząstka mówi, że ludzkim jest kochać drugą osobę jeśli jest to miłość szczera i oddana. Odpowiadając na to pytanie, zacznę od krótkiej uwagi metodycznej. Pytanie z tytułu […]
Czy dwoje ludzi, bardzo mocno kochających się i będących ze sobą długi okres czasu, zgrzeszy, jeśli zbliżą się fizycznie? Na to pytanie część księży od razu odpowie, że jest to ogromny grzech, który powinien być równie mocno odpokutowany,lecz co mnie osobiście mile zaskoczyło, ta druga cząstka mówi, że ludzkim jest kochać drugą osobę jeśli jest to miłość szczera i oddana.
Odpowiadając na to pytanie, zacznę od krótkiej uwagi metodycznej. Pytanie z tytułu różni się w sposób zasadniczy od pytań (twierdzeń?) zawartych w rozwinięciu. Otóż odpowiadając na pytanie zawarte w tytule — należy jasno powiedzieć — miłość przedmałżeńska, o ile spełnia się w formach właściwych dla tego okresu życia chrześcijańskiego — jest czymś pięknym, czystym i absolutnie bezgrzesznym.
Ale … jak się okazuje — w pytaniu tym oczywiście chodzi o stosunki płciowe, i poszukiwanie dla nich usprawiedliwień poprzez opinie księży. I tu niestety sprawa jest bardziej skomplikowana. Otóż — niezależnie od tego, ilu księży głosi, że seks (a o niego tu chodzi) przedmałżeński jest usprawiedliwiony, prawdą jest, że większość Kościołów chrześcijańskichgłosi coś zupełnie przeciwnego, przypominając, że stosunki płciowe dopuszczalne są tylko w małżeństwie. Podejmowanie współżycia poza nim (niezależnie od tego, czy przed, czy w jego trakcie) jest moralnym grzechem.
Przekonanie to opiera się na głęboko przemyślanej antropologii chrześcijańskiej, czerpiącej z Pisma Świętego, Tradycji oraz (w przypadku Kościoła rzymskokatolickiego) Magisterium Kościoła. Seks — w myśl tej antropologii — jest ostatecznym, znakiem, potwierdzeniem, wypełnieniem miłości między dwojgiem osób. Pierwsza jest więc zawsze miłość, która jednakowoż nie jest uczuciem, zauroczeniem, pożądaniem, stanem psychicznym, opinią, przekonaniem … itd., ale jest konkretną decyzją — wzięcia na siebie pełnej odpowiedzialność za drugą osobę oraz za tych, którzy w efekcie naszej miłości pojawią się na świecie.
Miłość jest więc decyzją, aktem woli, nawiązaniem relacji, a nie psychicznym stanem przyjemności, zakochania, “dobrostanu”. Doskonale widać to w innych kulturach, gdzie męża czy żonę otrzymuje się z woli rodziców, a gdzie małżeństwa nie są ani gorsze, ani mnie trwałe! Ta decyzja ma wymiar społeczny i religijny. Dokonuje się nie tylko między dwojgiem ludzi, ale również między nimi, a ich rodzinami, społecznością, w której żyją, a także Kościołem. Stąd — do jej zamanifestowania nie wystarcza akt woli obu stron, ale konieczne jest jeszcze jego publiczne zamanifestowanie, zawarcie związku małżeńskiego — na całe życie.
Tylko taka decyzja, potwierdzona publicznie — rzeczywiście otwiera nas, umożliwia nam wzięcie odpowiedzialności nie tylko za drugą osobę, ale również za dzieci, które — jak powszechnie wiadomo — pojawiają się w wyniku miłości seksualnej.
Sfery współżycia nie można oddzielić od sfery odpowiedzialności, nie można jej budować jako czegoś autonomicznego. Ono dokonuje się, jako widzialny znak, widzialne potwierdzenie szczególnej jedności, jaka zachodzi między mężem a żoną. Za Wasylem Rozanowem można nawet powiedzieć, że to właśnie miłość seksualna jest … sakramentem małżeństwa, jest zjednoczeniem małżonków nie tylko ze sobą, ale i z Bogiem.
I wreszcie na koniec — kilka pytań. Pisze Pan/Pani o dwóch osobach “bardzo mocno kochających się i będących ze sobą długi okres czasu”. I tu od razu powstaje pytanie — jak zmierzyć, czy osoby te są ze sobą odpowiednio długo, co to znaczy, że odpowiednio mocno się kochają. Wymiarem, pomiarem miłości nie są nasze osobiste odczucia, nie są nasze opinie, nie są nimi nasze przekonania czy to, co mówią o nas inni. Konkretnym wymiarem tego, czy nasza miłość jest dość mocna jest DECYZJA o WZIĘCIU DRUGIEJ OSOBY NA ZAWSZE, BEZWARUNKOWO!!! I tym jest małżeństwo. Miłość seksualna, jako wyraz miłości małżeńskiej, to nie jest jakieś fiku miku, jakieś dążenie do swojego dobra, jakiś dobrostan, ale to — i nie można nigdy o tym zapominać — wzięcie na siebie takiej odpowiedzialności za drugą osobę, jaką Chrystus wziął za Kościół. A to znaczy, że niezależnie od tego, jak nasze życie będzie się układać, jakie decyzje podejmie druga osoba — ja będę z nią, obok niej — mimo wszystko!
I taką decyzję podjąć można tylko przed Bogiem, tylko On może dać nam siłę, by tak żyć. Bez Niego nie będzie rodziny, nie będzie domu, nie będzie wierności i odpowiedzialności. Będzie spółka handlowa, układ seksualny, albo niezarejestrowane partnerstwo, ale czy będzie miłość?
Oczywiście znam psychologiczne tłumaczenia seksu przedmałżeńskiego, przekonania o potrzebie dopasowania się itd. Tyle, że to nie ma nic wspólnego z miłością czy małżeństwem. Małżeństwo jest naszą (o ile mamy do niego powołanie) drogą do Boga, a nie przyjemnym spacerkiem z dopasowanym partnerem. Nikt nas nie zapewnia, że w małżeństwie będzie nam dobrze i miło. Ma być tylko święcie …
A co do pokuty? Hmmm, nie jestem księdzem, nie jestem spowiednikiem i nie wiem, czy to, co napiszę jest specjalnie mądre, ale dla mnie ideałem jest tu Stary Testament!!! Jeśli byłeś z dziewczyną — to jest ona Twoją żoną — i powinieneś, jak najszybciej wziąć na siebie odpowiedzialność za Twoje decyzje. Nie uciekać przed nią, ale podjąć decyzję i wstąpić w święty związek małżeński.
Na pytanie czytelnika odpowiadał:dr Tomasz P. Terlikowski, redaktor naczelny Ekumenicznego Serwisu Informacyjnego kościol.pl