Ekumenizm w Polsce i na świecie

Kocha, lubi, szanuje…


Zasta­na­wia­my się czę­sto jak to się dzie­je, że kie­dy pierw­szy raz spo­ty­ka­my jakie­goś czło­wie­ka, od pierw­sze­go wej­rze­nia wyda­je nam się on miły, sym­pa­tycz­ny, inte­li­gent­ny, albo wprost prze­ciw­nie, coś nas odpy­cha, coś nam w nim nie odpo­wia­da i wła­ści­wie nie wie­my co. Bywa, że to pierw­sze wra­że­nie potwier­dza się w przy­szło­ści, ale czę­ściej chy­ba nie. Po dłuż­szej zna­jo­mo­ści oka­zu­je się, że ten sym­pa­tycz­ny wca­le taki sym­pa­tycz­ny nie jest, a ten odpy­cha­ją­cy posia­da tyle […]


Zasta­na­wia­my się czę­sto jak to się dzie­je, że kie­dy pierw­szy raz spo­ty­ka­my jakie­goś czło­wie­ka, od pierw­sze­go wej­rze­nia wyda­je nam się on miły, sym­pa­tycz­ny, inte­li­gent­ny, albo wprost prze­ciw­nie, coś nas odpy­cha, coś nam w nim nie odpo­wia­da i wła­ści­wie nie wie­my co. Bywa, że to pierw­sze wra­że­nie potwier­dza się w przy­szło­ści, ale czę­ściej chy­ba nie. Po dłuż­szej zna­jo­mo­ści oka­zu­je się, że ten sym­pa­tycz­ny wca­le taki sym­pa­tycz­ny nie jest, a ten odpy­cha­ją­cy posia­da tyle zalet, że potra­fi­my się z nim nawet zaprzy­jaź­nić.

W kon­tak­tach spo­łecz­nych wszy­scy w więk­szym lub mniej­szym stop­niu pod­le­ga­my uczu­ciom. To one, a nie rozum, narzu­ca­ją nam emo­cjo­nal­ny sto­su­nek do dru­gie­go czło­wie­ka „od pierw­sze­go wej­rze­nia”. Jak bar­dzo może być on błęd­ny, wręcz nie­spra­wie­dli­wy i krzyw­dzą­cy, prze­ko­nu­je­my się dopie­ro póź­niej, kie­dy emo­cje pierw­sze­go spo­tka­nia opad­ną, kie­dy koniecz­ne czy przy­pad­ko­we dal­sze kon­tak­ty z nowym zna­jo­mym zosta­ną pod­da­ne oce­nie rozu­mu.


Uczu­cia są obok rozu­mu i woli jed­ną z trzech władz ducho­wych w czło­wie­ku. Im więk­sza rów­no­wa­ga mię­dzy nimi, tym czło­wiek jest bar­dziej ludz­ki. Ale o tę rów­no­wa­gę wła­śnie naj­trud­niej. Wyku­wa się ją mozol­nie w trud­nej pra­cy nad sobą. Żad­na z tych władz sama w sobie nie jest zła, ale kie­dy jed­na z nich wybu­ja ponad inne, przy­głu­szy je, wów­czas defor­ma­cji ule­ga obraz zewnętrz­ne­go świa­ta, a zwłasz­cza innych ludzi.


Czło­wiek kie­ru­ją­cy się tyl­ko rozu­mem, pod­da­ją­cy pod jego osąd wszyst­ko, co w nim i obok nie­go się dzie­je, jest oschły, spra­wia wra­że­nie bez­dusz­ne­go biu­ro­kra­ty i sędzie­go, któ­ry suro­wo oce­nia innych, nie potra­fi zna­leźć w sobie zro­zu­mie­nia dla ich sła­bo­ści i błę­dów. Bar­dzo czę­sto bywa samot­ny, bo choć­by nawet gar­nął się do ludzi, będzie ich zra­żał auto­ry­ta­tyw­ny­mi sąda­mi i oce­na­mi. Mając poczu­cie wła­snej war­to­ści, naj­czę­ściej traf­ne, zży­mał się będzie na tych, któ­rzy mu nie dorów­nu­ją, ale jego same­go nie stać na to, by zni­żyć się do nich.


Czło­wiek opa­no­wa­ny przez nad­mier­nie wybu­ja­łe uczu­cie jest zupeł­nym prze­ci­wień­stwem “mózgow­ca”. Szyb­ciej dzia­ła niż myśli. I jak czło­wiek z nie­upo­rząd­ko­wa­nym życiem rozu­mo­wym jest zwy­kle przy­kry dla oto­cze­nia, tak nie­upo­rząd­ko­wa­ne emo­cje spra­wia­ją kło­pot głów­nie jemu same­mu. To wiecz­ni narze­cze­ni, zako­cha­ni cią­gle na nowo i zawsze w kimś innym; to rów­nież plot­ka­rze, oszczer­cy, kłót­ni­cy, ludzie chwiej­ni, na któ­rych nie spo­sób się oprzeć, bo w każ­dej chwi­li mogą zdra­dzić i to nie­ko­niecz­nie ze złej woli. Potra­fią być też mili, ser­decz­ni, uczyn­ni, ale tyl­ko wte­dy, gdy to doga­dza ich próż­no­ści, bo wte­dy jest im dobrze na duszy, nakar­mio­ne emo­cje odpo­czy­wa­ją sobie w cie­niu, nio­sąc ulgę i odprę­że­nie. Ale niech tyl­ko ktoś lub coś sta­nie im na prze­szko­dzie, reagu­ją zwy­kle gnie­wem i bar­dziej lub mniej tajo­ną agre­sją.


Wola jest wła­dzą śle­pą w czło­wie­ku. Wybie­ra zawsze dobro i nigdy nie chce zła. Nie­szczę­ście pole­ga tyl­ko na tym, że nie war­to­ściu­je ona dobrych i złych czy­nów. Wybie­ra to, co rozum przed­sta­wia jej jako dobro. Dla zło­dzie­ja na przy­kład dobrem jest uda­ne wła­ma­nie i boga­ty łup, więc to dobro wybie­ra jego wola. Mówi­my o sil­nej i sła­bej woli. Siła woli zale­ży od tre­nin­gu, ale i od tego, czy funk­cje rozu­mu nie są zakłó­co­ne nad­mier­nie wybu­ja­ły­mi emo­cja­mi.


Inte­lekt bez uczuć przy­gnia­ta czło­wie­ka do zie­mi. Uczu­cia bez nad­zo­ru rozu­mu spra­wia­ją, że czło­wiek ska­cze przez życie, uno­sząc się nad zie­mią, jak­by nie doty­czy­ło go zja­wi­sko gra­wi­ta­cji. Czło­wiek moc­no i pew­nie sto­ją­cy na zie­mi to czło­wiek rów­no­wa­gi pomię­dzy uczu­cia­mi a rozu­mem. Z taki­mi ludź­mi dobrze jest oto­cze­niu, a im samym tak­że dobrze jest z sobą.


Nie­ste­ty, rów­no­wa­gę tę osią­ga się w tru­dzie i zno­ju. “Poznaj same­go sie­bie” – radzi­li już sta­ro­żyt­ni. Poznaj, byś miał świa­do­mość swych nie­do­sko­na­ło­ści, bo tyl­ko wte­dy będziesz mógł je zwal­czać. A jeśli osią­gniesz zwy­cię­stwo, bądź dum­ny, bo zwy­cię­stwo nad sobą jest naj­więk­szym zwy­cię­stwem.


Wszy­scy zga­dza­my się z tym, że nasz świat wyglą­dał­by zupeł­nie zno­śnie, gdy­by ludzie byli dla sie­bie mil­si, sym­pa­tycz­niej­si, lep­si. Więc dla­cze­go tak nie jest? Dla­cze­go życz­li­wość dla innych mamy tyl­ko od świę­ta, a na co dzień drob­ne lub wiel­kie zło­śli­wo­ści, zawi­ści, gnie­wy, dąsy? I tak łatwo znaj­du­je­my przy­czy­nę naszej nie­chę­ci do ludzi… w nich, nigdy w nas samych. Wła­śnie dla­te­go, że nasze spoj­rze­nie, zarów­no we wła­sne wnę­trze, jak i na innych, prze­cho­dzi przez pry­zmat nie upo­rząd­ko­wa­nych władz ducho­wych.


A prze­cież to tyl­ko spra­wa tre­nin­gu, któ­ry w pra­cy nad sobą ma nie­ba­ga­tel­ne zna­cze­nie. Ot, rozu­mo­wiec spo­ty­ka dru­gie­go czło­wie­ka, któ­ry w spo­sób oczy­wi­sty nie dora­sta do jego inte­lek­tu. Już rodzi się wewnętrz­ny sprze­ciw – “ratun­ku, skąd się wziął taki głu­piec!?” I jeśli nasz inte­lek­tu­ali­sta nie da natych­miast kon­try sobie same­mu, nie powie: “ale ten czło­wiek ma z pew­no­ścią inne zale­ty” – nigdy nie nawią­że się mię­dzy nimi nić sym­pa­tii, pozo­sta­ną sobie obcy, żaden nie odnie­sie korzy­ści z wza­jem­ne­go spo­tka­nia. Roz­sta­ną się, zarzu­ca­jąc sobie głu­po­tę i zaro­zu­mia­łość.


Nie ma spo­tkań zupeł­nie bez­war­to­ścio­wych. Każ­de zbli­że­nie się do dru­gie­go czło­wie­ka, czy będzie to pro­fe­sor uni­wer­sy­te­tu czy czło­wiek bar­dzo pro­sty i nie­wy­kształ­co­ny, musi zaowo­co­wać dobrem. Pod warun­kiem wszak, że obaj będą tego chcie­li, że obaj wyzwo­lą w sobie świa­do­mość war­to­ści każ­de­go czło­wie­ka.


W pierw­szych kon­tak­tach, któ­re naj­czę­ściej rzu­tu­ją na dal­sze wza­jem­ne sto­sun­ki, zbyt czę­sto pole­ga­my na odczu­ciach, któ­re same się narzu­ca­ją. Nie czy­ni­my wysił­ku, by wyzwo­lić w sobie, w spo­sób świa­do­my, uczu­cia pozy­tyw­ne. I może dla­te­go tak rzad­ko darzy­my się uśmie­chem, tak rzad­ko oka­zu­je­my sobie sym­pa­tię.


Nie cho­dzi oczy­wi­ście o to, by przyj­mo­wać posta­wy fał­szy­we, “kadzić”, pra­wić kom­ple­men­ty bez pokry­cia. Cho­dzi o to, by zdo­być się na wysi­łek i odna­leźć w dru­gim war­tość god­ną sza­cun­ku i sym­pa­tii. Cho­dzi też o to, by taką posta­wę prak­ty­ko­wać na co dzień, a nie tyl­ko z oka­zji wigi­lii Boże­go Naro­dze­nia, więk­szych świąt i “ser­dusz­ko­we­go dnia”.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.