Miłosierdzie Zbawcy
- 14 lipca, 2003
- przeczytasz w 6 minut
“A Jezus udał się na Górę Oliwną. I znowu rano zjawił się w świątyni, a cały lud przyszedł do niego; i usiadłszy, uczył ich. Potem uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili kobietę przyłapaną na cudzołóstwie, postawili ją pośrodku. I rzekli do niego: Nauczycielu, tę oto kobietę przyłapano na jawnym cudzołóstwie. A Mojżesz w zakonie kazał nam takie kamienować. Ty zaś co mówisz? A to mówili, kusząc go, by mieć powód do oskarżenia go. A Jezus, schyliwszy się pisał palcem […]
“A Jezus udał się na Górę Oliwną. I znowu rano zjawił się w świątyni, a cały lud przyszedł do niego; i usiadłszy, uczył ich. Potem uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili kobietę przyłapaną na cudzołóstwie, postawili ją pośrodku. I rzekli do niego: Nauczycielu, tę oto kobietę przyłapano na jawnym cudzołóstwie. A Mojżesz w zakonie kazał nam takie kamienować. Ty zaś co mówisz? A to mówili, kusząc go, by mieć powód do oskarżenia go. A Jezus, schyliwszy się pisał palcem po ziemi. A gdy go nie przestawali pytać, podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem. I znowu schyliwszy się, pisał po ziemi. A gdy oni to usłyszeli i sumienie ich ruszyło, wychodzili jeden, poczynając od najstarszych, i pozostał Jezus sam i owa kobieta pośrodku. A Jezus podniósłszy się i nie widząc nikogo, tylko kobiete, rzekł jej: Kobieto! Gdzież są ci, co cię oskarżali? Nikt cię nie potępił? A ona odpowiedziała: Nikt Panie! I Ja cię nie potępiam: Idź i odtąd już nie grzesz.” Jan 8; 1–11
W przeciągu ostatnich kilkunastu lat na polskim rynku wydawniczym ukazało się wiele pozycji książkowych, zajmujących się dziełem, a przede wszystkim osobą Jezusa z Nazaretu. Duża liczba autorów podjęła próbę głębszego ukazania tajemnicy, jaka bez zwątpienia otacza osobę Jezusa z Nazaretu. Naukowa spekulacja, idąca bardzo często w parze z nieodpartą pokusą sensacji przedstawia nam Jezusa z różnych perspektyw — ów obraz jest często dopasowywany do teorii autora, który w mniejszym lub większym stopniu uzurpuje sobie prawo do przedstawienia jedynie autentycznego wizerunku Jezusa.
W wymiarze religijnym, czy mówiąc ściślej, kościelnym, mamy do czynienia z wieloma Kościołami, ruchami religijnymi czy też sektami, które w imieniu tego samego Jezusa, powołując się z namaszczeniem na Jego Osobę. Niektóre z nich roszczą sobie prawo do nieomylności i jedynozbawczości, tak jakby zbawienie zależało od przynależności do jakiejkolwiek organizacji kościelnej, a Ewangelia była dobrem administrowanym przez kogokolwiek, a nie podstawowym celem i powodem istnienia chrześcijaństwa w ogóle. Co więcej, spór ten nie jest nowy, a sięga do czasów, o których relacjonują nam ewangelie oraz inne księgi Nowego Testamentu — można tu wspomnieć choćby kontrowersje między apostołami, którzy spierali się jałowo o to, który z nich jest największy, czy też brzemienny w skutki konflikt pomiędzy Piotrem a Pawłem.
Ewangelie uczą nas, że Lud izraelski szemrał przeciwko Jezusowi, który bez wątpienia był postacią niezwykle kontrowersyjną. Jezus nie tylko dokonywał cudów, głosił Słowo o Królestwie Bożym, lecz łamał także wszelkie konwenanse. Możemy sobie tylko wyobrazić, czy we współczesnym świecie ktoś, kto chce mieć nieposzlakowaną opinie pokazuje się publicznie z prostytutkami i innymi, tzw. wyrzutkami społeczeństwa? Czy ktoś, kto dba o swoją pozycję społeczną, a piastuje wysokie stanowisko w państwie lub jest tzw. osobą z pierwszych stron gazet, rozmawia na ulicy z ludźmi, którzy przez ogół uznawani są jako ci, którzy są balastem dla tak zwanej normalnej części społeczeństwa? Pytanie wydaje się być retoryczne, bo przecież nikt, kto troszczy się o swój wizerunek społeczny nie popełniłby czegoś, co mogłoby zaszkodzić jego karierze, popularności. Jezus to czynił — On nie tylko łamał tematy tabu w odniesieniu do kobiet, które w jego czasach miały małe lub żadne prawa, lecz także w odniesieniu do tych grup społecznych, które przez większość były napiętnowane — Samarytanie, prostytutki, celnicy i wielu innych. Kim był więc Jezus? Rewolucjonistą, dziwakiem, czy może politycznym liderem?
Wielu współczesnych Jezusowi tak o nim myślało — jedni widzieli w nim anarchistę łamiącego porządek ustanowiony przez Prawo Mojżeszowe, drudzy dziwaka, a inni jeszcze osobę, która zagrażała politycznemu spokojowi w okupowanym państwie — niektórzy Zydzi widzieli w nim Mesjasza, który przełamie panowanie Cesarstwa Rzymskiego i spełni marzenie o niepodległym Państwie Izraelskim. Wszyscy się rozczarowali — okazało się bowiem, że Jezus z Nazaretu, głoszący Królestwo Boże zainteresowany jest tylko jednym, ażeby człowiek odwrócił się od grzechu, od swojego własnego ja, i zechciał spojrzeć na Boga, a poprzez niego na drugiego człowieka.
Jezus mówiąc o grzechu i pokucie nie głosił ascetycznych praktyk, reformy kultu, lecz kierował się bezpośrednio do człowieka, który potrzebuje pojednania z Bogiem — umierając na krzyżu pokazał, że nie chodzi mu o tanią łaskę, która byłaby martwym wyrokiem w zawieszeniu, lecz o łaskę prawdziwę, która usprawiedliwiałaby nie tyle grzech, co człowieka, otwierając mu poznanie dobra, nową drogę, nową nadzieję. Jezus jest bezkompromisowy, ale zarazem jakże ludzki i to w jak najbardziej pozytywnym słowa tego znaczeniu — przecież to człowiek był tym, który w imię Boga potrafił uśmiercać, który zabijał swoich sąsiadów, tylko dlatego, że byli innego wyznania, innej religii — przykładów nie trzeba usilnie szukać, wystarczy pomyśleć o dramacie wydarzeń z Jedwabnego.
Jezus pokazuje prawdziwe człowieczeństwo. Wskazując na grzech, stara się przede wszystkim o dobro bliźniego, aby wiedział, iż jest bezwarunkowo dzieckiem Bożym. Bóg staje się człowiekiem, by pokazać na czym polega prawdziwe człowieczeństwo — nie na fanatyźmie religijnym, doktrynalnym zaślepieniu czy martwej literze prawa, lecz na miłości, na przeświadczeniu, że wszyscy jesteśmy grzeszni i wszyscy w jednakowy sposób potrzebujemy usprawiedliwienia. Cudzołożnica z naszej opowieści jest symbolem, który mówi nam prawdę o nas samych — ta prawda nie jest nam obca, bowiem wyznajemy ją podczas spowiedzi, obojętnie jak ona jest praktykowana w naszych kościołach, zborach czy cerkwiach. Nie mogą to być puste słowa, klepane bez zastanowienia formułki, lecz fundamentalne stwierdzenie o naszym ja.
Cudzołożnica jest symbolem nas wszystkich, ale także ci, którzy chcieli ją ukamienować, to też my, bowiem zbyt często schylamy się po kamień, a zbyt rzadko próbujemy doszukać się błędów w nas samych. Przeświadczenie o własnej doskonałości, forsowana przez współczesność radykalna pewność siebie powodować może znieczulenie — czy nie jest to krok do prymitywizacji wiary, do jej spłycenia?
Kim jest więc Jezus? Niedoścignionym wzorem, moralną instancją, a może kimś znacznie więcej? Każdy z nas ma swoje wyobrażenie nt. Jezusa i nie chodzi tu tylko o wyobrażenie wizualne, jak jest on przedstawiany, na witrażach, ikonach, lecz o nasz osobisty stosunek do Jego Osoby. Czy traktujemy Go jak mądrego filozofa, czy jak prawdziwego Boga, odwieczne Słowo, które Ciałem się stało (Jan 1,14a) i zamieszkało wśród nas — jako Tego, który nadaje sens naszemu życiu, który sprawia, że lęk przed śmiercią zostaje rozwiany przez nadzieję życia wiecznego. Czy kiedy pojawia się pustka w naszym życiu, paraliżujący niepokój wiary, to czy nasze myśli kierują się ku Temu, który jest „sprawcą i dokończycielem wiary” (Hebr. 12;2a), czy raczej próbujemy oddawać sie pustej, pobożnej refleksji bez konkretnego odniesienia?
Wielu mówi o Jezusie i jeszcze wielu po nas będzie o nim mówić — czasy się zmieniają, i w konsekwencji tego ludzkie wyobrażenia o Jezusie będą się zmieniać. W centrum jednak pozostaje niezmienna prawda, którą cały Kościół Powszechny głosi nieprzerwanie od 2000 lat, że Jezus to Baranek Boży, który gładzi grzech świata, że jest On naszym Zbawicielem, który doświadczył smutku, bólu i mroków ludzkiej egzystencji. Jezus jest „tenże sam wczoraj, dziś i na wieki” (Hebr. 13,8).
Za każdym razem, kiedy przychodzimy do Niego, moż
emy być pewni, że usłyszymy to samo, co cudzołożnica z naszej ewangelicznej opowieści: “I ja cię nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz” (Jan 6,11). Amen.