Ekumenizm w Polsce i na świecie

Miłosierdzie Zbawcy


“A Jezus udał się na Górę Oliw­ną. I zno­wu rano zja­wił się w świą­ty­ni, a cały lud przy­szedł do nie­go; i usiadł­szy, uczył ich. Potem ucze­ni w Piśmie i fary­ze­usze przy­pro­wa­dzi­li kobie­tę przy­ła­pa­ną na cudzo­łó­stwie, posta­wi­li ją pośrod­ku. I rze­kli do nie­go: Nauczy­cie­lu, tę oto kobie­tę przy­ła­pa­no na jaw­nym cudzo­łó­stwie. A Moj­żesz w zako­nie kazał nam takie kamie­no­wać. Ty zaś co mówisz? A to mówi­li, kusząc go, by mieć powód do oskar­że­nia go. A Jezus, schy­liw­szy się pisał pal­cem […]


A Jezus udał się na Górę Oliw­ną. I zno­wu rano zja­wił się w świą­ty­ni, a cały lud przy­szedł do nie­go; i usiadł­szy, uczył ich. Potem ucze­ni w Piśmie i fary­ze­usze przy­pro­wa­dzi­li kobie­tę przy­ła­pa­ną na cudzo­łó­stwie, posta­wi­li ją pośrod­ku. I rze­kli do nie­go: Nauczy­cie­lu, tę oto kobie­tę przy­ła­pa­no na jaw­nym cudzo­łó­stwie. A Moj­żesz w zako­nie kazał nam takie kamie­no­wać. Ty zaś co mówisz? A to mówi­li, kusząc go, by mieć powód do oskar­że­nia go. A Jezus, schy­liw­szy się pisał pal­cem po zie­mi. A gdy go nie prze­sta­wa­li pytać, pod­niósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grze­chu, niech pierw­szy rzu­ci w nią kamie­niem. I zno­wu schy­liw­szy się, pisał po zie­mi. A gdy oni to usły­sze­li i sumie­nie ich ruszy­ło, wycho­dzi­li jeden, poczy­na­jąc od naj­star­szych, i pozo­stał Jezus sam i owa kobie­ta pośrod­ku. A Jezus pod­nió­sł­szy się i nie widząc niko­go, tyl­ko kobie­te, rzekł jej: Kobie­to! Gdzież są ci, co cię oskar­ża­li? Nikt cię nie potę­pił? A ona odpo­wie­dzia­ła: Nikt Panie! I Ja cię nie potę­piam: Idź i odtąd już nie grzesz.” Jan 8; 1–11

W prze­cią­gu ostat­nich kil­ku­na­stu lat na pol­skim ryn­ku wydaw­ni­czym uka­za­ło się wie­le pozy­cji książ­ko­wych, zaj­mu­ją­cych się dzie­łem, a przede wszyst­kim oso­bą Jezu­sa z Naza­re­tu. Duża licz­ba auto­rów pod­ję­ła pró­bę głęb­sze­go uka­za­nia tajem­ni­cy, jaka bez zwąt­pie­nia ota­cza oso­bę Jezu­sa z Naza­re­tu. Nauko­wa spe­ku­la­cja, idą­ca bar­dzo czę­sto w parze z nie­od­par­tą poku­są sen­sa­cji przed­sta­wia nam Jezu­sa z róż­nych per­spek­tyw — ów obraz jest czę­sto dopa­so­wy­wa­ny do teo­rii auto­ra, któ­ry w mniej­szym lub więk­szym stop­niu uzur­pu­je sobie pra­wo do przed­sta­wie­nia jedy­nie auten­tycz­ne­go wize­run­ku Jezu­sa.

W wymia­rze reli­gij­nym, czy mówiąc ści­ślej, kościel­nym, mamy do czy­nie­nia z wie­lo­ma Kościo­ła­mi, rucha­mi reli­gij­ny­mi czy też sek­ta­mi, któ­re w imie­niu tego same­go Jezu­sa, powo­łu­jąc się z namasz­cze­niem na Jego Oso­bę. Nie­któ­re z nich rosz­czą sobie pra­wo do nie­omyl­no­ści i jedy­no­zbaw­czo­ści, tak jak­by zba­wie­nie zale­ża­ło od przy­na­leż­no­ści do jakiej­kol­wiek orga­ni­za­cji kościel­nej, a Ewan­ge­lia była dobrem admi­ni­stro­wa­nym przez kogo­kol­wiek, a nie pod­sta­wo­wym celem i powo­dem ist­nie­nia chrze­ści­jań­stwa w ogó­le. Co wię­cej, spór ten nie jest nowy, a się­ga do cza­sów, o któ­rych rela­cjo­nu­ją nam ewan­ge­lie oraz inne księ­gi Nowe­go Testa­men­tu — moż­na tu wspo­mnieć choć­by kon­tro­wer­sje mię­dzy apo­sto­ła­mi, któ­rzy spie­ra­li się jało­wo o to, któ­ry z nich jest naj­więk­szy, czy też brze­mien­ny w skut­ki kon­flikt pomię­dzy Pio­trem a Paw­łem.

Ewan­ge­lie uczą nas, że Lud izra­el­ski szem­rał prze­ciw­ko Jezu­so­wi, któ­ry bez wąt­pie­nia był posta­cią nie­zwy­kle kon­tro­wer­syj­ną. Jezus nie tyl­ko doko­ny­wał cudów, gło­sił Sło­wo o Kró­le­stwie Bożym, lecz łamał tak­że wszel­kie kon­we­nan­se. Może­my sobie tyl­ko wyobra­zić, czy we współ­cze­snym świe­cie ktoś, kto chce mieć nie­po­szla­ko­wa­ną opi­nie poka­zu­je się publicz­nie z pro­sty­tut­ka­mi i inny­mi, tzw. wyrzut­ka­mi spo­łe­czeń­stwa? Czy ktoś, kto dba o swo­ją pozy­cję spo­łecz­ną, a pia­stu­je wyso­kie sta­no­wi­sko w pań­stwie lub jest tzw. oso­bą z pierw­szych stron gazet, roz­ma­wia na uli­cy z ludź­mi, któ­rzy przez ogół uzna­wa­ni są jako ci, któ­rzy są bala­stem dla tak zwa­nej nor­mal­nej czę­ści spo­łe­czeń­stwa? Pyta­nie wyda­je się być reto­rycz­ne, bo prze­cież nikt, kto trosz­czy się o swój wize­ru­nek spo­łecz­ny nie popeł­nił­by cze­goś, co mogło­by zaszko­dzić jego karie­rze, popu­lar­no­ści. Jezus to czy­nił — On nie tyl­ko łamał tema­ty tabu w odnie­sie­niu do kobiet, któ­re w jego cza­sach mia­ły małe lub żad­ne pra­wa, lecz tak­że w odnie­sie­niu do tych grup spo­łecz­nych, któ­re przez więk­szość były napięt­no­wa­ne — Sama­ry­ta­nie, pro­sty­tut­ki, cel­ni­cy i wie­lu innych. Kim był więc Jezus? Rewo­lu­cjo­ni­stą, dzi­wa­kiem, czy może poli­tycz­nym lide­rem?

Wie­lu współ­cze­snych Jezu­so­wi tak o nim myśla­ło — jed­ni widzie­li w nim anar­chi­stę łamią­ce­go porzą­dek usta­no­wio­ny przez Pra­wo Moj­że­szo­we, dru­dzy dzi­wa­ka, a inni jesz­cze oso­bę, któ­ra zagra­ża­ła poli­tycz­ne­mu spo­ko­jo­wi w oku­po­wa­nym pań­stwie — nie­któ­rzy Zydzi widzie­li w nim Mesja­sza, któ­ry prze­ła­mie pano­wa­nie Cesar­stwa Rzym­skie­go i speł­ni marze­nie o nie­pod­le­głym Pań­stwie Izra­el­skim. Wszy­scy się roz­cza­ro­wa­li — oka­za­ło się bowiem, że Jezus z Naza­re­tu, gło­szą­cy Kró­le­stwo Boże zain­te­re­so­wa­ny jest tyl­ko jed­nym, aże­by czło­wiek odwró­cił się od grze­chu, od swo­je­go wła­sne­go ja, i zechciał spoj­rzeć na Boga, a poprzez nie­go na dru­gie­go czło­wie­ka.

Jezus mówiąc o grze­chu i poku­cie nie gło­sił asce­tycz­nych prak­tyk, refor­my kul­tu, lecz kie­ro­wał się bez­po­śred­nio do czło­wie­ka, któ­ry potrze­bu­je pojed­na­nia z Bogiem — umie­ra­jąc na krzy­żu poka­zał, że nie cho­dzi mu o tanią łaskę, któ­ra była­by mar­twym wyro­kiem w zawie­sze­niu, lecz o łaskę praw­dzi­wę, któ­ra uspra­wie­dli­wia­ła­by nie tyle grzech, co czło­wie­ka, otwie­ra­jąc mu pozna­nie dobra, nową dro­gę, nową nadzie­ję. Jezus jest bez­kom­pro­mi­so­wy, ale zara­zem jak­że ludz­ki i to w jak naj­bar­dziej pozy­tyw­nym sło­wa tego zna­cze­niu — prze­cież to czło­wiek był tym, któ­ry w imię Boga potra­fił uśmier­cać, któ­ry zabi­jał swo­ich sąsia­dów, tyl­ko dla­te­go, że byli inne­go wyzna­nia, innej reli­gii — przy­kła­dów nie trze­ba usil­nie szu­kać, wystar­czy pomy­śleć o dra­ma­cie wyda­rzeń z Jedwab­ne­go.

Jezus poka­zu­je praw­dzi­we czło­wie­czeń­stwo. Wska­zu­jąc na grzech, sta­ra się przede wszyst­kim o dobro bliź­nie­go, aby wie­dział, iż jest bez­wa­run­ko­wo dziec­kiem Bożym. Bóg sta­je się czło­wie­kiem, by poka­zać na czym pole­ga praw­dzi­we czło­wie­czeń­stwo — nie na fana­tyź­mie reli­gij­nym, dok­try­nal­nym zaśle­pie­niu czy mar­twej lite­rze pra­wa, lecz na miło­ści, na prze­świad­cze­niu, że wszy­scy jeste­śmy grzesz­ni i wszy­scy w jed­na­ko­wy spo­sób potrze­bu­je­my uspra­wie­dli­wie­nia. Cudzo­łoż­ni­ca z naszej opo­wie­ści jest sym­bo­lem, któ­ry mówi nam praw­dę o nas samych — ta praw­da nie jest nam obca, bowiem wyzna­je­my ją pod­czas spo­wie­dzi, obo­jęt­nie jak ona jest prak­ty­ko­wa­na w naszych kościo­łach, zbo­rach czy cer­kwiach. Nie mogą to być puste sło­wa, kle­pa­ne bez zasta­no­wie­nia for­muł­ki, lecz fun­da­men­tal­ne stwier­dze­nie o naszym ja.

Cudzo­łoż­ni­ca jest sym­bo­lem nas wszyst­kich, ale tak­że ci, któ­rzy chcie­li ją uka­mie­no­wać, to też my, bowiem zbyt czę­sto schy­la­my się po kamień, a zbyt rzad­ko pró­bu­je­my doszu­kać się błę­dów w nas samych. Prze­świad­cze­nie o wła­snej dosko­na­ło­ści, for­so­wa­na przez współ­cze­sność rady­kal­na pew­ność sie­bie powo­do­wać może znie­czu­le­nie — czy nie jest to krok do pry­mi­ty­wi­za­cji wia­ry, do jej spły­ce­nia?

Kim jest więc Jezus? Nie­do­ści­gnio­nym wzo­rem, moral­ną instan­cją, a może kimś znacz­nie wię­cej? Każ­dy z nas ma swo­je wyobra­że­nie nt. Jezu­sa i nie cho­dzi tu tyl­ko o wyobra­że­nie wizu­al­ne, jak jest on przed­sta­wia­ny, na witra­żach, iko­nach, lecz o nasz oso­bi­sty sto­su­nek do Jego Oso­by. Czy trak­tu­je­my Go jak mądre­go filo­zo­fa, czy jak praw­dzi­we­go Boga, odwiecz­ne Sło­wo, któ­re Cia­łem się sta­ło (Jan 1,14a) i zamiesz­ka­ło wśród nas — jako Tego, któ­ry nada­je sens nasze­mu życiu, któ­ry spra­wia, że lęk przed śmier­cią zosta­je roz­wia­ny przez nadzie­ję życia wiecz­ne­go. Czy kie­dy poja­wia się pust­ka w naszym życiu, para­li­żu­ją­cy nie­po­kój wia­ry, to czy nasze myśli kie­ru­ją się ku Temu, któ­ry jest „spraw­cą i dokoń­czy­cie­lem wia­ry” (Hebr. 12;2a), czy raczej pró­bu­je­my odda­wać sie pustej, poboż­nej reflek­sji bez kon­kret­ne­go odnie­sie­nia?

Wie­lu mówi o Jezu­sie i jesz­cze wie­lu po nas będzie o nim mówić — cza­sy się zmie­nia­ją, i w kon­se­kwen­cji tego ludz­kie wyobra­że­nia o Jezu­sie będą się zmie­niać. W cen­trum jed­nak pozo­sta­je nie­zmien­na praw­da, któ­rą cały Kościół Powszech­ny gło­si nie­prze­rwa­nie od 2000 lat, że Jezus to Bara­nek Boży, któ­ry gła­dzi grzech świa­ta, że jest On naszym Zba­wi­cie­lem, któ­ry doświad­czył smut­ku, bólu i mro­ków ludz­kiej egzy­sten­cji. Jezus jest „ten­że sam wczo­raj, dziś i na wie­ki” (Hebr. 13,8).

Za każ­dym razem, kie­dy przy­cho­dzi­my do Nie­go, moż
emy być pew­ni, że usły­szy­my to samo, co cudzo­łoż­ni­ca z naszej ewan­ge­licz­nej opo­wie­ści: “I ja cię nie potę­piam. Idź i odtąd już nie grzesz” (Jan 6,11). Amen.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.