Misjonarz — ryzykowny zawód
- 1 maja, 2004
- przeczytasz w 3 minuty
Duża część brazylijskich misjonarzy działa w północnej Afryce i w Azji, często w strefach różnych konfliktów, kilku z nich pracuje także w Polsce. Przemyt Biblii, nielegalne nabożeństwa, umowne znaki, agenci służb bezpieczeństwa „depczący po piętach”, strach przed donosicielami. Taka jest rzeczywistość wielu z czterech tysięcy katolickich i protestanckich brazylijskich misjonarzy rozsianych po świecie. Nie są to puste słowa. Nie tak dawno w Mozambiku została zamordowana luterańska misjonarka, Doraci Edinger (Igreja Ewangelica de Confissao […]
Duża część brazylijskich misjonarzy działa w północnej Afryce i w Azji, często w strefach różnych konfliktów, kilku z nich pracuje także w Polsce. Przemyt Biblii, nielegalne nabożeństwa, umowne znaki, agenci służb bezpieczeństwa „depczący po piętach”, strach przed donosicielami. Taka jest rzeczywistość wielu z czterech tysięcy katolickich i protestanckich brazylijskich misjonarzy rozsianych po świecie.
Nie są to puste słowa. Nie tak dawno w Mozambiku została zamordowana luterańska misjonarka, Doraci Edinger (Igreja Ewangelica de Confissao Luterana no Brasil). W styczniu wyrzucono z Jordanii brazylijskie małżeństwo misjonarzy jednego z ewangelikalnych kościołów, oskarżonych o prozelityzm i szerzenie chrześcijaństwa.
Dla katolików i protestantów najbardziej interesującym aktualnie terenem misyjnym, często też najbardziej niebezpiecznym, są części Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji, gdzie chrześcijaństwo jest mniejszością. „Przypuszcza się, że w tamtych krajach żyje 90% ludów, które dotąd nie miały kontaktu z Ewangelią”, stwierdza prezbiteriański pastor Marcos Agripino, przewodniczący Stowarzyszenia Brazylijskich Misji Transkulturalnych. W paśmie określanym przez protestantów jako „Okno 10/40” (równoleżniki) głoszenie Słowa Bożego wiąże się często z dużym ryzykiem.
Na początku lat 90 pastor Flávio Rocha, związany z organizacją misyjną „Kairos”, ledwo uszedł z życie, kamienowany w Dakarze w Senegalu, właśnie w jednym z krajów „Okna 10/40”. Kiedy skończył uliczne nabożeństwo w języku Wolof w jednej z muzułmańskich dzielnic Pikin, które odprawił za wcześniejszym przyzwoleniem muzułmańskiego religijnego przywódcy, idąc do samochodu, ujrzał biegnącą w jego stronę grupę około 30 osób, które pośród krzyków i wyzwisk, zwalając go na ziemie, rozpoczęły kamienowanie. Po kilku minutach, cudem, pośród gradu kamieni, które spadały na jego głowę, pastor zdołał podnieść się i wyrywając się z rąk tłumu uciec.
Pastor Flávio przyznaje, że w Senegalu chrześcijaństwo ciągle jeszcze jest utożsamiane z kolonializmem i z niewolnictwem. Pastor pracował też jako misjonarz w innym północnoafrykańskim kraju, o wiele bardziej zamkniętym niż Senegal, gdzie od samego przyjazdu był „pod nadzorem” służb specjalnych, jego korespondencja była cenzurowana, telefon na podsłuchu, a kontakty z miejscowymi kończyły się często ich aresztowaniem. Pomimo takich przeszkód praca misyjna postępowała, a nawróconych trzeba było chrzcić pod prysznicem w łazience.
Inny brazylijski misjonarz, który nie chciał podać swojego nazwiska, zajmował się głównie przemytem Biblii do Syrii i innych krajów arabskich. Wobec władz deklarował się jako student języka arabskiego. Wiele razy Bóg „wyciągał go” z jednoznacznych sytuacji na lotnisku, gdy celnicy zaczynali cos podejrzewać. Pastor Rocha, który pragnie powrócić do północnej Afryki, tym razem będzie odgrywał „trenera piłkarskiego”.
Ryzykują, że mogą być rozpoznani jako misjonarze, uwięzieni, wyrzuceni z kraju, prześladowani. Aby móc sprostać zadaniu musieli przejść przez specyficzny kurs kulturowy, nauczyć się dobrze języka i sposobu nawiązywania kontaktu z miejscową ludnością, ale także poznać wiele szpiegowskich sztuczek, by wyprowadzić w pole węszących agentów.
Kilku brazylijskich misjonarzy działa także w Polsce, dwóch z nich jest pastorami zborów Kościoła Zielonoświątkowego w naszym kraju.
Katoliccy misjonarze z Brazylii zdają się nie ryzykować aż tak bardzo, jak ich protestanccy rodacy Wynika to trochę z innego sposobu prowadzenia misji, nie tak jednoznacznie „narzucającego się” miejscowej ludności. Z reguły katoliccy misjonarze trafiają też do krajów bardziej otwartych, gdzie pracują w funkcjonujących już placówkach – kościołach, szpitalach. Większość z nich działa w krajach języka portugalskiego.
„W krajach muzułmańskich nasze wspólnoty mają raczej charakter służebny i świadectwa, aniżeli otwartego głoszenia Ewangelii. Gdzie istnieją konflikty etniczne i społeczne trzeba być ostrożnym, aby nie dolewać oliwy do ognia” — stwierdził katolicki biskup Sergio Castriani, biskup Diecezji Tefé w Amazonii i przewodniczący Komisji Episkopalnej dla Działalności Misyjnej brazylijskiego episkopatu.