- 9 grudnia, 2024
- przeczytasz w 5 minut
Praktycznie niezauważenie minęła 170. rocznica ogłoszenia przez Kościół rzymskokatolicki dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Marii Panny.
(Nie)Niepokalanie Poczęta
Praktycznie niezauważenie minęła 170. rocznica ogłoszenia przez Kościół rzymskokatolicki dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Marii Panny.
Ogłaszając bullę Ineffabilis Deus 8 grudnia 1854 roku, papież Pius IX zakończył trwający od wieków spór teologiczny w swoim Kościele, przynajmniej teoretycznie.
Teologiczne eksploracje na temat kontrowersji, czy Matka Boża była wolna od grzechu pierworodnego, trwały zasadniczo od czasów Ojców Kościoła, jednakże w tamtym okresie sprawa ta nie była w najmniejszym stopniu tak nośna jak spory chrystologiczno-trynitarne.
Zagadnienie „żyło sobie” na marginesie kościelnych debat i zasadniczo był to bardziej „problem” Zachodu niż Wschodu, gdyż chrześcijańskiemu Wschodowi, mówiąc najogólniej, nie było po drodze z augustiańską nauką o grzechu pierworodnym. Na Zachodzie istniała cała paleta stanowisk od przeciwników opinii o Niepokalanym Poczęciu (Bernard z Clairvaux czy Tomasz z Akwinu) aż po gorących zwolenników (Bonawentura). Papiestwo, co znamienne, zachowywało raczej neutralne stanowisko w sprawie, która postrzegana była często jako spór między dominikanami a franciszkanami.
Co jeszcze ciekawsze, temat nie był przedmiotem kontrowersji w czasach Reformacji, bo ani Luter, ani Kalwin (przynajmniej w początkowym okresie) nie negowali zachowania Marii od grzechu pierworodnego, a i kontrreformacyjny Sobór Trydencki – czy jak kto woli Sobór reformy katolickiej – nie zmienił zasadniczo niczego w nabożnym przekonaniu, iż Maria (Maryja) z łaski Bożej była wolna od grzechu pierworodnego.
Spór rozgorzał wewnątrz samego katolicyzmu, gdy odżyła polemika franciszkańsko-dominikańska, którą – jak wspomniano – zakończył papież Pius IX. Było to istotne wydarzenie, gdyż w czasie, gdy jeszcze nie istniał dogmat o prymacie jurysdykcyjnym i nieomylności papieża (1870) i po długim czasie nieogłaszania „nowych” dogmatów, Kościół Rzymski ustami swojego absolutnego zwierzchnika zdefiniował prawdę wiary, potępiając jednocześnie tych, którzy jej w ten sposób nie wyznają.
Ogłoszenie dogmatu o Niepokalanym Poczęciu to też próba generalna przed wspomnianym dogmatem o nieomylności papieskiej, który jeszcze bardziej scentralizował i sklerykalizował Kościół rzymskokatolicki, sprawiając, że trwające obecnie rozmowy o synodalności wymagają finezyjnej gimnastyki teologiczno-kanonicznej.
Nic więc dziwnego, że w kontekście roku 1854 w zapomnienie czy jakąś formę relatywizacji poszły dawne wypowiedzi Ojców Kościoła oraz reformatorów. Znów wyostrzyły się kontury międzywyznaniowej polemiki. Parafrazując popularne w rzymskokatolickich środowiskach tradycjonalistycznych hasło „i komu to przeszkadzało” można byłoby rzec, że do czasu ogłoszenia dogmatu w 1854 roku mało komu przeszkadzała twórcza niedookreśloność nabożnego przekonania o wolności Marii od grzechu obecnego zarówno w późniejszym starokatolicyzmie czy nawet chrześcijaństwie wschodnim. Podobnie stało się z ogłoszonym w 1950 dogmatem o Wniebowzięciu NMP.
Ten rocznicowy i poświąteczny tekst piszę jako refleksję po rozmowie ze znajomym mariawitą, z którym przeprowadziłem interesującą debatę teologiczną, tym razem właśnie na temat Niepokalanego Poczęcia NMP. Tradycyjnie wymieniliśmy konfesyjnie uwarunkowane uprzejmości, a więc argumenty „za” i „przeciw”, ciepłe epitety o herezji i innych, po czym niewidzialnym atramentem spisaliśmy protokół różnic, że zasadniczo każdy z nas pozostanie przy swoim poglądzie.
Pojawiła się przy tym refleksja związana nie tylko z Niepokalanym Poczęciem NMP, choć od tego przekonania/dogmatu wychodząca. Otóż, o ile w przeszłości zagadnienia maryjne rozpalały międzywyznaniową polemikę, były wręcz papierkiem lakmusowym inności, czy wręcz nieprzejednanego charakteru dogmatycznego rozziewu, o tyle we współczesnym dialogu ekumenicznym – tym komisyjnym, jak i praktycznym – mariologii nie odgrywa żadnej roli lub tylko symboliczną.
Ostrze mariologicznej polemiki stępiło się i to nie tylko ze względu na cięższy gatunek spraw związanych z rozumieniem urzędu duchownego, Kościoła, święceń kapłańskich kobiet (ordynacja kobiet) czy zagadnień etyczno-moralnych, ale o wiele bardziej fundamentalnego pytania o zasadność, celowość i przyszłość chrześcijaństwa dogmatycznego w kontekście sekularyzacji czy po prostu nieprzystawalności i niezrozumienia teologicznych zawiłości przez ławkowego chrześcijanina. To fakt już na płaszczyźnie refleksji w ramach własnego wyznania, a nie wspominając o zestawieniu wiary własnego Kościoła z tym, co mówią inni chrześcijanie. Do tego dochodzi komponent spadającej wiedzy religijnej, o czym świadczy chociażby to, że “Niepokalane Poczęcie” mylone jest często z dogmatem o dzieworództwie Jezusa, co jest jednym z centralnych tematów zbliżających się świąt Bożego Narodzenia.
I tak 8 grudnia, dzień, w którym rzymscy katolicy, mariawici i część anglikanów na różne sposoby mówi o Niepokalanym Poczęciu Marii Panny jest świętem, które nie tracąc nic na swojej wymowie teologicznej dla danej wspólnoty i w danej wspólnocie, utraciło zupełnie (anty)ekumeniczną siłę rażenia. W jakimś sensie mamy powrót do początków, gdy w różnych ogródkach chrześcijańskiego krajobrazu hodowano odmienną wrażliwość w tematach, które później uległy teologicznemu zabetonowaniu.
Dziś debetonizacja – nie bez zasługi sekularyzacji i ruchu ekumenicznego – paradoksalnie umożliwia każdej ze wspólnot, w tym tej największej, koncentrację na tym, co właściwie wyraża lub chce wyznać poprzez swoją wiarę w Niepokalane Poczęcie NMP, a innym, którzy tego poglądu i wiary nie podzielają, uzmysłowienie sobie, dlaczego tak właśnie jest. Jednocześnie należy przyjąć do wiadomości, że zdecydowanej większości chrześcijan na świecie temat ten w ogóle nie zajmuje, podobnie jak i kluczowy dogmat o Trójcy Przenajświętszej, którego uroczyste ogłoszenie w wyznaniu wiary w przyszłym roku (prawie) cały świat chrześcijański świętować będzie.
Czy to dobrze, czy źle? Z pewnością dobrze jest rozważać i rozmawiać, choć czasem i dzięki milczeniu można otrzymać zrozumienie spraw, które zakryte są przed naszymi oczami i zmysłami. Jak mawiała święta mistyczka M. Franciszka Kozłowska, „dogmaty podzieliły chrześcijan, ale miłość zjednoczy wszystkich chrześcijan”.
» Ekumenizm.pl: Wniebowzięta..? Ekumeniczne “amen”?