Ekumenizm na świecie

Symfonia jedności czy recital? — recenzja rozmowy z kard. Kurtem Kochem


„Sym­fo­nia jed­no­ści”, roz­mo­wa z kard. Kur­tem Kochem, prze­wod­ni­czą­cym Papie­skiej Rady ds. Popie­ra­nia Jed­no­ści Chrze­ści­jan, zamiast pro­mo­wa­nia eku­me­nicz­ne­go zro­zu­mie­nia i poro­zu­mie­nia, cemen­tu­je uprze­dze­nia, posłu­gu­je się rażą­cy­mi uprosz­cze­nia­mi i stwa­rza iry­tu­ją­co jed­no­stron­ną opty­kę eku­me­nicz­nych dążeń.



Sta­ra­niem Wydaw­nic­twa Archi­die­ce­zji Lubel­skiej “Gau­dium” uka­za­ła się książ­ka „Sym­fo­nia jed­no­ści”, wywiad-rze­ka z kar­dy­na­łem Kur­tem Kochem, prze­wod­ni­czą­cym Papie­skiej Rady ds. Popie­ra­nia Jed­no­ści Chrze­ści­jan. Roz­mo­wę popro­wa­dził ks. dr hab. Robert Biel z tar­now­skiej filii Uni­wer­sy­te­tu Papie­skie­go Jana Paw­ła II.

Głów­nym wąt­kiem roz­mo­wy jest dia­log eku­me­nicz­ny, jed­nak nie bra­ku­je w nim rów­nież ele­men­tów bio­gra­ficz­nych kar­dy­na­ła oraz tema­tów wykra­cza­ją­cych poza teo­lo­gię eku­me­nicz­ną, w tym zagad­nień doty­czą­cych obec­no­ści Kościo­ła i reli­gii we współ­cze­snym świe­cie.

Naro­dzi­ny eku­me­ni­zmu?

Tema­ty ści­śle eku­me­nicz­ne pod­ję­te są w dru­giej czę­ści publi­ka­cji. Czy­tel­nik nie­obe­zna­ny z tema­ty­ką eku­me­nicz­ną, chcą­cy przy­słu­chać się roz­mo­wie kar­dy­na­ła i zara­zem jed­ne­go z naj­zna­mie­nit­szych teo­lo­gów rzym­sko­ka­to­lic­kich na świe­cie zaj­mu­ją­cym się eku­me­ni­zmem wła­śnie, dowie się od pro­wa­dzą­ce­go wywiad, że „pon­ty­fi­kat Jana XXIII ucho­dzi i to słusz­nie za godzi­nę naro­dzin współ­cze­sne­go eku­me­ni­zmu.” (43)

Lek­tu­ra takich zgo­ła fał­szy­wych hipo­tez jest rów­nie iry­tu­ją­ca, co zdu­mie­wa­ją­ca. Wyda­wa­ło­by się, że teo­log sia­da­ją­cy do roz­mo­wy z „mini­strem ds. eku­me­ni­zmu” wie o ist­nie­niu histo­rii ruchu eku­me­nicz­ne­go na dłu­go przed poru­sze­niem, jaki w czę­ści Kościo­ła Zachod­nie­go wywo­łał Jan XXIII. Współ­cze­sny ruch eku­me­nicz­ny, zanim zado­mo­wił się na dobre w kom­na­tach rzym­skich kon­gre­ga­cji, bisku­pich pała­ców i na fakul­te­tach teo­lo­gicz­nych, był prak­ty­ko­wa­ny i reflek­to­wa­ny wpierw w oży­wio­nych kon­tak­tach róż­nych wyznań pro­te­stanc­kich, angli­ka­ni­zmu, pra­wo­sła­wia i sta­ro­ka­to­li­cy­zmu. Kory­go­wa­nie tego typu, jak zacy­to­wa­ne, stwier­dzeń jest też w jakiś spo­sób nie­zręcz­ne, tym bar­dziej, że pyta­nia ks. Bie­la zaj­mu­ją momen­ta­mi podob­ną dłu­gość do odpo­wie­dzi udzie­la­nych przez kard. Kocha. Sam hie­rar­cha nie pod­wa­ża takiej opty­ki i prze­cho­dzi do zna­nych wyda­rzeń zwią­za­nych z Sobo­rem Waty­kań­skim II. Co cie­ka­we, w dal­szej czę­ści roz­mo­wy — jak gdy­by nigdy nic — poja­wia się prze­ło­mo­wa Kon­fe­ren­cja Misyj­na w Edyn­bur­gu z 1910 r., w któ­rej Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki nie uczest­ni­czył.

Nie­ste­ty im dalej w las, tym dro­ga sta­je się coraz bar­dziej wybo­ista i powo­dów do nie­przy­jem­ne­go zadzi­wie­nia coraz wię­cej. Cha­rak­te­ry­stycz­na dla nar­ra­cji ks. Bie­la jest choć­by proś­ba skie­ro­wa­na do kard. Kocha, aby ten zechciał „nam pora­dzić… (…) jak moż­na słu­żyć pojed­na­niu chrze­ści­jan w śro­do­wi­sku, w któ­rym czę­sto bra­ku­je part­ne­rów eku­me­nicz­ne­go dia­lo­gu, aby nie upra­wiać jedy­nie fasa­do­we­go eku­me­ni­zmu.” Na usta ciśnie się pro­sta odpo­wiedź, że wystar­czy wyjść z gabi­ne­tu i spo­tkać ludzi innych wyznań. Nie­mniej kar­dy­nał — co też trud­no mu poczy­tać za zarzut — uważ­nie wsłu­chu­jąc się w pyta­nie, zastrze­ga: „Jeśli rze­czy­wi­ście bra­ku­je gdzieś part­ne­rów do eku­me­ni­zmu, to wte­dy nie da się pro­wa­dzić dia­lo­gu eku­me­nicz­ne­go.” (55) Zarów­no w pyta­niu ks. Bie­la, jak i dopa­so­wa­nej odpo­wie­dzi kar­dy­na­ła znów pobrzmie­wa poję­cie „homo­ge­nicz­ne­go kato­lic­kie­go spo­łe­czeń­stwa”. Oso­ba nie­za­zna­jo­mio­na z tema­tem mogła­by stwier­dzić, że pol­skie­go eku­me­ni­zmu bra­ku­je, bo po pro­stu nie ma go z kim pro­wa­dzić. I znów nale­ży zapy­tać, czy ks. Biel zupeł­nie poważ­nie twier­dzi, że „czę­sto bra­ku­je part­ne­rów dia­lo­gu”, a jeśli tak, to dla­cze­go kon­kret­nie nie wska­że kie­dy i gdzie ten defi­cyt docho­dzi do gło­su. Zdzi­wie­nie czy­tel­ni­ka może być tym więk­sze, że kil­ka­dzie­siąt stron dalej (96), po pyta­niu z tezą, doty­czą­cym kli­ma­tu eku­me­nicz­ne­go nad Wisłą („Czy według Księ­dza Kar­dy­na­ła oso­ba Jana Paw­ła II zna­czą­co przy­czy­ni­ła się do tej zmia­ny?”) czy­tel­nik dowia­du­je się o sym­po­zjum eku­me­nicz­nym w Kamie­niu Ślą­skim, w któ­rym uczest­ni­czył pra­wo­sław­ny arcy­bi­skup, czte­rech bisku­pów lute­rań­skich i jeden meto­dy­stycz­ny. To w koń­cu są part­ne­rzy czy ich nie ma? W roz­mo­wie — oprócz peanów na cześć Jana Paw­ła II — nie poja­wia­ją się żad­ne infor­ma­cje o prak­tycz­nych usta­le­niach eku­me­nicz­nych w Pol­sce. Ks. Biel zamiast twier­dzić, że nie ma z kim dia­lo­gu pro­wa­dzić, mógł prze­cież powie­dzieć o pio­nier­skiej ini­cja­ty­wie, jaką było pod­pi­sa­nie w 2000 roku dekla­ra­cji o uzna­niu sakra­men­tu Chrztu Świę­te­go mię­dzy Kościo­łem rzym­sko­ka­to­lic­kim a więk­szo­ścią Kościo­łów Pol­skiej Rady Eku­me­nicz­nej.

Podob­na dez­orien­ta­cja powsta­je, gdy ks. Biel kon­sta­tu­je nie­co dalej (101), że: „Nie­ste­ty są takie wspól­no­ty i takie kon­fe­sje, któ­re nie są w sta­nie dostrze­gać błę­dów u sie­bie i popro­sić o wyba­cze­nie.” Czy­tel­nik może jedy­nie podejrz­li­wie zmru­żyć oczy i w jeste­stwie swym zga­dy­wać, co lub kogo autor wywia­du miał na myśli.

Jed­nak to nie nie­do­po­wie­dze­nia, nie­pre­cy­zyj­ne stwier­dze­nia i zawę­żo­ne ana­li­zy ks. Bie­la są roz­cza­ro­wu­ją­cą mate­rią tej książ­ki. Jest nią sama wizja eku­me­ni­zmu wydar­ta z part­ner­skie­go dia­lo­gu i momen­ta­mi wręcz odbie­ra­ją­ca ocho­tę na jaki­kol­wiek eku­me­nizm. Co praw­da kar­dy­nał Koch nie mówi w wywia­dzie nicze­go nowe­go ani odkryw­cze­go (nie taka jest zresz­tą rola wywia­du z waty­kań­skim urzęd­ni­kiem), jed­nak mówi rze­czy, któ­re zdu­mie­wa­ją swo­ją jed­no­stron­no­ścią, a przede wszyst­kim prze­świad­cze­niem dobrze zna­nym z przed­so­bo­ro­wych dekla­ra­cji, tyle że ubra­nych barw­ne w sza­ty poso­bo­ro­wej tole­ran­cji i otwar­to­ści.

Rze­czy­wi­ście, trud­no odmó­wić kar­dy­na­ło­wi Kocho­wi, że jest znaw­cą teo­lo­gii pro­te­stanc­kiej (zarów­no nur­tu lute­rań­skie­go, jak i refor­mo­wa­ne­go). Dla­te­go tym bar­dziej dzi­wi fakt, że mimo zna­jo­mo­ści tej­że teo­lo­gii, glo­bal­nych doświad­czeń, spo­tkań, roz­mów — i jak mnie­mam — wspól­nych modlitw z pro­te­stan­ta­mi róż­nych wyznań kar­dy­nał potra­fi wycią­gnąć jeden wnio­sek w kon­tek­ście pro­te­stanc­kie­go plu­ra­li­zmu: „Tam wca­le nie ma jed­no­ści, co wię­cej, wśród Kościo­łów pro­te­stanc­kich nie ma też ten­den­cji do jej powięk­sza­nia, nato­miast frag­men­ta­cja jest napraw­dę bar­dzo widocz­na.” (64) Kate­go­rycz­na dia­gno­za, suge­ru­ją­ca, że u pro­te­stan­tów „jed­ność nie ist­nie­je” albo że brak ten­den­cji do jej pogłębiania/pomnażania, jest rów­nie smut­na, co po pro­stu fał­szy­wa. Kar­dy­nał wie prze­cież o wie­lu ini­cja­ty­wach eku­me­nicz­nych, któ­re połą­czy­ły wokół jed­nej Eucha­ry­stii róż­ne tra­dy­cje pro­te­stanc­kie (Leu­en­berg, Porvoo). Oczy­wi­ście ist­nie­je inne wytłu­ma­cze­nie: jeśli o jed­no­ści może­my mówić tyl­ko na grun­cie rzym­sko­ka­to­lic­kim, to rze­czy­wi­ście — Sio­stro i Bra­cie — jed­no­ści u pro­te­stan­tów nie uświad­czysz.

Eku­me­nizm Kale­go

Trud­no czy­nić zarzut kar­dy­na­ło­wi Kocho­wi, że przy­po­mi­na zasa­dy rzym­sko­ka­to­lic­kie­go eku­me­ni­zmu. Wła­śnie ta kwe­stia jest jed­ną z naj­moc­niej­szych, jeśli nie jedy­ną moc­ną stro­ną tej roz­mo­wy. Czy­tel­nik bez pro­ble­mów zorien­tu­je się, jaka jest wizja eku­me­ni­zmu rzym­sko­ka­to­lic­kie­go. Kar­dy­nał przy­po­mi­na, że nie­zwy­kle waż­ne jest, aby w sta­ra­niach eku­me­nicz­nych „pozo­stać wier­nym tym kato­lic­kim zasa­dom eku­me­ni­zmu, któ­re są zawar­te w Dekre­cie Sobo­ru Waty­kań­skie­go II Uni­ta­tis redin­te­gra­tio. Wcie­le­nie w życie tych zasad i zacho­wa­nie kla­row­ne­go sta­no­wi­ska wobec wszyst­kich wyzwań, któ­re wciąż się poja­wia­ją — nie jest z pew­no­ścią łatwym zada­niem.” (66) To potrzeb­ne i wpro­wa­dza­ją­ce jasność stwier­dze­nie zaczy­na być jed­nak pro­ble­ma­tycz­ne, jeśli w innym miej­scu kon­fe­syj­nie ukształ­to­wa­ne sta­no­wi­sko (np. nie­miec­kich ewan­ge­li­ków) pięt­no­wa­ne jest jako utrud­nia­nie dia­lo­gu eku­me­nicz­ne­go.

Z jed­nej stro­ny kard. Koch kry­ty­ku­je sło­wa b. ewan­ge­lic­kie­go bisku­pa Ber­li­na Wol­fgan­ga Hube­ra, któ­ry mówił o eku­me­ni­zmie pro­fi­li (Öku­me­ne der Pro­fi­le), pole­ga­ją­cym na poka­zy­wa­niu „wła­snej spe­cy­fi­ki (…) co pro­wa­dzić może jed­nak do para­li­żu, gdy szu­ka się bar­dziej tego, co dzie­li, niż tego, co wspól­ne, co może łączyć” (78), a z dru­giej pod­kre­śla impe­ra­tyw kie­ro­wa­nia się kato­lic­ki­mi zasa­da­mi w dia­lo­gu, do cze­go — jak powie­dzie­li­śmy — ma peł­ne pra­wo. Czy nie ma w tym roz­dź­wię­ku?

Dostoj­nik kil­ka­krot­nie kry­ty­ku­je doku­ment Ewan­ge­lic­kie­go Kościo­ła Nie­miec (EKD) Uspra­wie­dli­wie­nie i wol­ność, zarzu­ca­jąc jego auto­rom, że zapo­mnie­li wie­le z tego, co zosta­ło wspól­nie wypra­co­wa­ne w dia­lo­gu eku­me­nicz­nym (104), pod­czas gdy nie dostrze­ga tego pro­ble­mu w kon­tek­ście dekla­ra­cji Domi­nus Iesus (74), o któ­rej mówi, że „nie była doku­men­tem o cha­rak­te­rze eku­me­nicz­nym”. Tak się aku­rat skła­da, że rów­nież takie­go cha­rak­te­ru nie miał doku­ment EKD, a jego celem było uka­za­nie refor­ma­cyj­nych zasad w dzi­siej­szym kon­tek­ście ze zwró­ce­niem uwa­gi na ich zna­cze­nie dla teo­lo­gii i poboż­no­ści ewan­ge­lic­kiej. Powsta­je pyta­nie: dla­cze­go kar­dy­nał nie przy­zna­je tych samych praw eku­me­nicz­nym part­ne­rom, któ­rych słusz­nie doma­ga się dla swo­jej wspól­no­ty?

Kar­dy­nał paro­krot­nie zwra­ca też uwa­gę na brak recep­cji wspól­nych usta­leń po stro­nie ewan­ge­lic­kiej, jed­nak nie poda­je żad­ne­go przy­kła­du przy­ję­cia usta­leń eku­me­nicz­nych i ich reali­za­cji po stro­nie rzym­sko­ka­to­lic­kiej. I nie cho­dzi tu tyl­ko o Wspól­ną Dekla­ra­cję o Uspra­wie­dli­wie­niu, ale tak­że o wnio­ski, doty­czą­ce rela­cji pra­wo­sław­no-rzym­sko­ka­to­lic­kich (117). Nie wystar­czy prze­cież powo­łać się na pięk­ne i waż­ne sło­wa kar­dy­na­ła Jose­pha Rat­zin­ge­ra z Gra­zu z 1976 roku — nale­ży spy­tać, co uczy­nił więk­szy part­ner dia­lo­gu, aby je recy­po­wać. We frag­men­tach, doty­czą­cych ewan­ge­lic­kiej nauki o uspra­wie­dli­wie­niu i rela­cji mię­dzy Pismem a Tra­dy­cją (102–103) pada­ją zarów­no ze stro­ny ks. Bie­la, jak i kard. Kocha, stwier­dze­nia zupeł­nie igno­ru­ją­ce ist­nie­nie takich doku­men­tów jak wspo­mnia­na Wspól­na Dekla­ra­cja o Uspra­wie­dli­wie­niu, czy tak­że osią­gnię­te kon­wer­gen­cje teo­lo­gicz­ne w spra­wach zwią­za­nych ze źró­dła­mi Obja­wie­nia. Per­spek­ty­wa pro­te­stanc­ka, a kon­kret­nie ewan­ge­lic­ko-lute­rań­ska, uka­zy­wa­na jest w moc­no uprosz­czo­ny, momen­ta­mi kary­ka­tu­ral­ny, spo­sób.

Naj­wię­cej nie­praw­dzi­wych stwier­dzeń pada jed­nak w kon­tek­ście zbli­ża­ją­ce­go się jubi­le­uszu 500-lecia Refor­ma­cji. Kar­dy­nał ubo­le­wa, że Kościo­ły refor­ma­cyj­ne, któ­re tak moc­no pod­kre­śla­ją zna­cze­nie poku­ty „Tak mało otwar­te są na te akcen­ty (…) bra­ku­je nawet samo­kry­tycz­nej reflek­sji (…) łatwiej jest ude­rzać się w cudze pier­si, niż we wła­sne.” (120) Te i podob­ne wypo­wie­dzi kar­dy­na­ła napa­wa­ją gigan­tycz­nym wręcz roz­cza­ro­wa­niem, tym bar­dziej, że nie kto inny jak wła­śnie kard. Koch wie­lo­krot­nie uczest­ni­czył w roz­mo­wach ze Świa­to­wą Fede­ra­cją Lute­rań­ską (ŚFL) nt. pokut­ne­go wymia­ru pamiąt­ki 500-lecia Refor­ma­cji. Co wię­cej, to on zatwier­dzał też doku­ment Od kon­flik­tu do komu­nii, w któ­rym bar­dzo wyraź­nie wybrzmie­wa­ją nega­tyw­ne aspek­ty Refor­ma­cji, w tym i wyzna­nie win za prze­śla­do­wa­nia men­no­ni­tów, Żydów, a tak­że za nie­rze­tel­ne uka­zy­wa­nie nie­któ­rych aspek­tów dok­try­ny rzym­sko­ka­to­lic­kiej. Ponad­to zarów­no ŚFL, jak i EKD, a tak­że wie­le innych Kościo­łów lute­rań­skich na świe­cie, odże­gnu­ją się od wszel­kich prze­ja­wów try­um­fa­li­zmu zwią­za­nych z 500-leciem Refor­ma­cji, naświe­tla­jąc te tema­ty, któ­re nie sta­no­wią chlub­nych roz­dzia­łów histo­rii Refor­ma­cji (tutaj war­to wspo­mnieć choć­by doku­ment wyda­ny w 2014 r. przez Zjed­no­czo­ny Kościół Ewan­ge­lic­ko-Lute­rań­ski Nie­miec doty­czą­cy sto­sun­ku Lutra i Refor­ma­cji do Żydów, czy licz­ne publi­ka­cje nauko­we w tym tema­cie).

Naj­słab­szą stro­ną „Sym­fo­nii jed­no­ści” jest ten­den­cyj­ność nie­któ­rych stwier­dzeń, któ­re nie dość, że nie wyja­śnia­ją nicze­go, to kul­ty­wu­ją poczu­cie wła­snej wyż­szo­ści, mor­du­ją­ce w zasa­dzie jaki­kol­wiek eku­me­nicz­ny zapał. To oczy­wi­ste, że Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki i Kościo­ły ewan­ge­lic­kie mają inne rozu­mie­nie jed­no­ści, bo ina­czej rozu­mie­ją Kościół i jego jed­ność. Kon­se­kwen­cją tego jest też inne umiej­sco­wie­nie Eucha­ry­stii w Koście­le. Róż­ni­ce nie mogą jed­nak być powo­dem do depre­cja­cji part­ne­ra w dia­lo­gu, jed­nak tak się wła­śnie dzie­je w roz­mo­wie ks. Bie­la z kar­dy­na­łem Kochem. Przy­kład?

Iry­tu­je nie­zwy­kle men­tor­ski ton pro­wa­dzą­ce­go wywiad, kie­dy mówi: „Nie­któ­rzy zda­ją się zapo­mi­nać, że Eucha­ry­stia — jak to Ksiądz Kar­dy­nał traf­nie zauwa­ża — jest sakra­men­tem pojed­na­nych, a nie sakra­men­tem pojed­na­nia.” (81) Biel pięt­nu­je inter­ce­le­bra­cję jako „trwo­nie­nie owo­ców mię­dzy­ko­ściel­ne­go pojed­na­nia”, deza­wu­ując przy tym w dal­szej czę­ści ewan­ge­lic­ką opty­kę. I znów: nie cho­dzi o prze­mil­cza­nie róż­nic, czy tym bar­dziej o odma­wia­nie stro­nie rzym­sko­ka­to­lic­kiej pra­wa do repre­zen­to­wa­nia swo­je­go poglą­du nt. gościn­no­ści eucha­ry­stycz­nej czy inter­ko­mu­nii, ale o taką nar­ra­cję, któ­ra mery­to­rycz­nie odno­si się do inne­go typu rozu­mie­nia jed­no­ści i jej prak­ty­ko­wa­nia. Takie ocze­ki­wa­nie jest szcze­gól­nie uza­sad­nio­ne przy obszer­nej roz­mo­wie o zło­żo­nych rela­cjach eku­me­nicz­nych. Zabra­kło rze­tel­ne­go uka­za­nia innej per­spek­ty­wy od stro­ny prak­tycz­nej i teo­re­tycz­nej — dzię­ki temu jesz­cze lepiej i głę­biej mogła­by wybrzmieć rzym­sko­ka­to­lic­ka kon­cep­cja.

“Żar­cik”

Ewan­ge­lic­ki czy­tel­nik może poczuć się szcze­gól­nie roz­cza­ro­wa­ny roz­mo­wą , podob­nie jak ci kato­li­cy, dla któ­rych istot­na jest real­na współ­od­po­wie­dzial­ność za życie wspól­no­ty Kościo­ła na płasz­czyź­nie para­fial­nej. Roz­cza­ro­wa­nie to powsta­je, gdy się sły­szy:

Kato­li­cy powin­ni jed­nak dostrze­gać, że spra­wu­jąc swój urząd, mogą się cie­szyć więk­szą wol­no­ścią niż pro­te­stan­ci na tym samym urzę­dzie. Pro­boszcz pro­te­stanc­ki nie może pra­wie nic uczy­nić bez swo­jej rady kościel­nej, a pro­boszcz kato­lic­ki może samo­dziel­nie dzia­łać i nie musi per­ma­nent­nie pytać swo­je­go bisku­pa o zgo­dę na to, czy może na przy­kład pod­czas nabo­żeń­stwa wygło­sić kaza­nie, czy też nie.” (201)

Powyż­sza wypo­wiedź może być uzna­na za kiep­ski żart, a w naj­lep­szym wypad­ku za prze­jaw nie­zna­jo­mo­ści pro­te­stanc­kiej prak­ty­ki. Naj­bar­dziej może ona jed­nak zasmu­cić tych spo­śród współ­wy­znaw­ców kard. Kocha, któ­rzy życzy­li­by sobie Kościo­ła bar­dziej kole­gial­ne­go. Zresz­tą rozu­mie­nie urzę­du poja­wia się w wywia­dzie jako sztan­da­ro­wy stra­szak przed „poku­są pro­te­stan­ty­za­cji Kościo­ła”.

Żału­ję, że nie zosta­ły roz­wi­nię­te cen­ne prze­my­śle­nia kard. Kocha, doty­czą­ce here­zji. Pod koniec trze­cie­go roz­dzia­łu kar­dy­nał stwier­dza: „Być here­ty­kiem ozna­cza wybie­rać: w grun­cie rze­czy coś, co nie nale­ży do sed­na, do isto­ty wia­ry, pró­bo­wać pod­nieść do naj­wyż­szej ran­gi. To jest typo­wo sek­ciar­skie zacho­wa­nie, kie­dy ze spraw dru­go­rzęd­nych pró­bu­je się uczy­nić kry­te­rium wia­ry­god­no­ści.” Ta wypo­wiedź jest o tyle istot­na, że ilu­stru­je to, jak Kościo­ły mniej­szo­ścio­we i ich wier­ni odbie­ra­ją Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki. Szko­da, że pro­wa­dzą­cy roz­mo­wę nie pogłę­bił tego zagad­nie­nia, chy­ba jed­ne­go z klu­czo­wych w ducho­wo­ści eku­me­ni­zmu.

Rów­nie roz­cza­ro­wu­ją­ce są frag­men­ty odno­szą­ce się do Kościo­ła we współ­cze­snym świe­cie. Z odpo­wie­dzi kar­dy­na­ła, a przede wszyst­kim pytań pro­wa­dzą­ce­go, wyła­nia się obraz Kościo­ła poobi­ja­ne­go i osa­czo­ne­go, Kościo­ła zaję­te­go wła­snym samo­po­czu­ciem i cele­bru­ją­ce­go lęk przed oto­cze­niem i to tak bar­dzo, że po dro­dze gubią się pro­por­cje nie­któ­rych zesta­wień („Czy nie jeste­śmy kozłem ofiar­nym dla islam­skie­go fun­da­men­ta­li­zmu w Azji i Afry­ce oraz dla laic­kiej dyk­ta­tu­ry rela­ty­wi­zmu w Euro­pie?” — 162).

Pro­wa­dzą­cy wie­lo­krot­nie pró­bu­je wcią­gnąć kard. Kocha na pol­skie podwór­ko i spra­wić, by zabrał głos nt. pol­skich spraw, mimo iż hie­rar­cha deli­kat­nie sygna­li­zo­wał, że nie jest znaw­cą tema­tu. Duży sto­pień ogól­no­ści w odpo­wie­dziach kar­dy­na­ła i zide­olo­gi­zo­wa­ne pyta­nia znacz­nie zani­ża­ją war­tość mery­to­rycz­ną dys­ku­sji — za przy­kład mogą posłu­żyć frag­men­ty, doty­czą­ce seku­la­ry­za­cji i gen­der.

Bio­rąc pod uwa­gę głów­ną oś roz­mo­wy — eku­me­nizm — stwier­dzić jed­nak nale­ży, że książ­ką jest dużym zawo­dem. Zamiast pro­mo­wa­nia eku­me­nicz­ne­go zro­zu­mie­nia i poro­zu­mie­nia, cemen­tu­je uprze­dze­nia, posłu­gu­je się rażą­cy­mi uprosz­cze­nia­mi i stwa­rza iry­tu­ją­co jed­no­stron­ną opty­kę eku­me­nicz­nych dążeń. Sytu­acja taka wyni­ka w zna­czą­cej mie­rze nie ze słów same­go kar­dy­na­ła, ale przede wszyst­kim ze spo­so­bu pro­wa­dze­nia roz­mo­wy z waty­kań­skim hie­rar­chą i for­mu­ło­wa­nia tez, któ­re są w zasa­dzie pisa­niem histo­rii eku­me­ni­zmu od nowa.

Wie­le wypo­wie­dzi kard. Kocha zawar­tych w “Sym­fo­nii jed­no­ści” poja­wia­ło się w mediach zagra­nicz­nych. To dobrze, że zosta­ły zebra­ne w jed­nej publi­ka­cji, któ­ra obfi­cie uka­zu­je dają­cą się zaob­ser­wo­wać od dłuż­sze­go cza­su wyraź­ną ten­den­cję w eku­me­nicz­nej poli­ty­ce Waty­ka­nu. Cha­rak­te­ry­zu­je się ona spe­cy­ficz­ną nar­ra­cją, któ­ra wyostrza­jąc rzym­sko­ka­to­lic­kie zaan­ga­żo­wa­nie w ruch eku­me­nicz­ny czę­sto i auto­ry­tar­nie zawłasz­cza poję­cie ekumenizmu/ekumenii dla sie­bie, wska­zu­jąc na pozo­sta­łych part­ne­rów dia­lo­gu jako hamul­co­wych, a nawet jako tych, któ­rzy wła­ści­wie eku­me­ni­zmu nie chcą, bo jak wia­do­mo jest tyl­ko jed­na praw­dzi­wie eku­me­nicz­na wizja jed­no­ści, co do któ­rej wszy­scy muszą się prze­ko­nać. Bo ina­czej – jak mawiał pewien kla­syk – nie będzie nicze­go, nie będzie eku­me­ni­zmu.

Dariusz Bruncz

Sym­fo­nia jed­no­ści. Z kar­dy­na­łem Kur­tem Kochem roz­ma­wia ks. Robert Biel, Wydaw­nic­two Archi­die­ce­zji Lubel­skiej Gau­dium, Lublin 2015, ss. 240.

Licz­by w nawia­sach odpo­wia­da­ją nume­rom stron w książ­ce.

» Komen­tarz Czy­tel­nicz­ki: Zafał­szo­wa­na sym­fo­nia

» Ekumenizm.pl: Eku­me­nicz­ny realizm czy scep­ty­cyzm z Rzy­mu?

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.