
- 29 kwietnia, 2017
- przeczytasz w 3 minuty
Pielgrzymka papieża Franciszka do Egiptu to coś więcej niż manifestacja solidarności i ekumeniczne gesty. To przypomnienie często dezawuowanego i topionego w wodach banału faktu, że chrześcijan łączą nierozerwalne więzi wiary bez względu na to, czy dane Kościo...
Współcierpienie i więzi miłości – papież Franciszek w Egipcie
Pielgrzymka papieża Franciszka do Egiptu to coś więcej niż manifestacja solidarności i ekumeniczne gesty. To przypomnienie często dezawuowanego i topionego w wodach banału faktu, że chrześcijan łączą nierozerwalne więzi wiary bez względu na to, czy dane Kościoły wiążą spisane deklaracje i oficjalne dialogi ekumeniczne. Niestety, momentem, w którym to sobie najbardziej uświadamiamy to męczeństwo współwyznawców.
Zapalenie świec w cerkwi św. Piotra, gdzie w ubiegłym roku doszło do męczeństwa koptyjskich chrześcijan, wspomnienie wszystkich, którzy zginęli za wiarę – m.in. w ostatnią Niedzielę Palmową – spotkanie z rodzinami ofiar, wspólna modlitwa z papieżem koptów, Tawardosem II, ekumenicznym patriarchą Konstantynopola Bartłomiejem oraz sekretarzem generalnym Światowej Rady Kościołów ks. Olavem Tveitem – ukazują z jednej strony piękno, a z drugiej dramat chrześcijańskiej jedności.
Papież Franciszek powiedział, że atak na koptów jest atakiem na wszystkich chrześcijan i nie była to kurtuazja, ani tym bardziej odprysk retoryki sojuszy militarno-ideologicznych, a teologiczne stwierdzenie, z którym nie sposób polemizować, nie sposób uznać za mylne czy przesadzone. Jeśli weźmiemy pod uwagę świadectwo biblijne, eklezjologię solidarności rozwijaną przez apostoła Pawła w Nowym Testamencie, trudno będzie przejść obojętnie nad losem innych chrześcijan.
W swoich słowach papież Franciszek i jego ekumeniczni towarzysze uświadamiają po raz kolejny, że jesteśmy współwyznawcami i nawet jeśli się diametralnie różnimy w wyznawaniu, wierzeniu i podejściu do wielu spraw – czy nam to się podoba, czy nie – łączy nas coś, czego nie jesteśmy w stanie zniszczyć, nawet jeśli byśmy bardzo tego pragnęli – chrzest.
Nawet wzajemne uznanie ważności chrztu przez papieży Franciszka i Tawardosa II nic tutaj nie dodaje, bo doniosłość jedności nie stoi do dyspozycji teologów, komisji czy całych Kościołów. Podpisanie wspólnej deklaracji ma potężny wymiar symboliczny, potrzebny i ważny, ale on niczego nie ustanawia, ale przywołuje coś, co istnieje i co nie bez oporu teologów zostało (dopiero?) rozpoznane.
Niestety owa ekumeniczna gnoza następuje często w chwilach tragicznych, gdy piętrzą się informację o egzekucjach, zamachach terrorystycznych i “lżejszych” formach prześladowania. Chrześcijanie diaspory, którzy na co dzień dźwigają brzemię prześladowań, dla których słowa z Listu do Rzymian „uważają nas za kozły ofiarne” są codziennością, uosabiają całe chrześcijaństwo, a ich postawa jest przypomnieniem i zobowiązaniem do współcierpienia i współdziałania.
Przelana krew chrześcijan nie ma wyznania. Nie ma krwi koptyjskiej, katolickiej, protestanckiej czy jakiejkolwiek innej. Papież bardzo wyraźnie wskazał na jedność, która nie tyle unieważnia podziały, bo te wciąż istnieją i będą istnieć, ale mówi o jedności, która przenosi Kościół na płaszczyznę, która antycypuje to, co nastąpi i wyraża to, co już mamy w chrzcie. Męczeństwo nie jest w tym kontekście upragnionym narzędziem, ani tym bardziej celem – jest po prostu tragicznym owocem wierności Chrystusowi, który nam wszystkim może pomóc w zrozumieniu tego, co wydaje się takie proste, a jednak pozostaje zawiłe: jesteśmy chrześcijanami, współwyznawcami.
» Ekumenizm.pl: Ryzyko wiary — męczeństwo koptów