Ekumenizm w Polsce i na świecie

Niedziela Exaudi — Nadzieja Pocieszyciela


“Jeśli mnie miłu­je­cie, przy­ka­zań moich prze­strze­gać będzie­cie. Ja pro­sić będę Ojca i da wam inne­go Pocie­szy­cie­la, aby był z wami na wie­ki — Ducha praw­dy, któ­re­go świat przy­jąć nie może, bo go nie widzi i nie zna; wy go zna­cie, bo prze­by­wa wśród was i w was będzie. Nie zosta­wię was sie­ro­ta­mi, przyj­dę do was. Jesz­cze tyl­ko krót­ki czas i świat mnie oglą­dać nie będzie; lecz wy oglą­dać mnie będzie­cie, bo Ja żyję i wy żyć będzie­cie.” J 14; 15–19 Każ­da nie­dzie­la […]


Jeśli mnie miłu­je­cie, przy­ka­zań moich prze­strze­gać będzie­cie. Ja pro­sić będę Ojca i da wam inne­go Pocie­szy­cie­la, aby był z wami na wie­ki — Ducha praw­dy, któ­re­go świat przy­jąć nie może, bo go nie widzi i nie zna; wy go zna­cie, bo prze­by­wa wśród was i w was będzie. Nie zosta­wię was sie­ro­ta­mi, przyj­dę do was. Jesz­cze tyl­ko krót­ki czas i świat mnie oglą­dać nie będzie; lecz wy oglą­dać mnie będzie­cie, bo Ja żyję i wy żyć będzie­cie.” J 14; 15–19

Każ­da nie­dzie­la w roku litur­gicz­nym posia­da swo­ją wła­sną nazwę — Nie­dzie­la Exau­di, to zna­czy Wykrzy­kuj­cie, jest przej­ściem od okre­su wiel­ka­noc­ne­go, cza­su wiel­kiej rado­ści, pły­ną­cej z tego, iż Chry­stus praw­dzi­wie zmar­twych­wstał, do Świę­ta Zesła­nia Ducha Św. Stąd też i sło­wa z Ewan­ge­lii Jana nie są przy­pad­ko­we. Poru­sza­ją on bowiem tema­ty­kę nie­zwy­kle istot­ną, nie tyl­ko w poboż­no­ści kościel­nej, ale przede wszyst­kim w tzw. sza­rej codzien­no­ści.

Dzia­łal­ność Jezu­sa nie kon­cen­tro­wa­ła się na kul­to­wej rewo­lu­cji, przej­ścia od jed­ne­go wyzna­wa­ne­go dogma­tu do dru­gie­go, ale na uka­za­niu miłu­ją­ce­go Ojca, któ­ry bez­wa­run­ko­wo kocha swo­je dzie­ci. To wła­śnie Jezus Chry­stus umie­ra­jąc w Wiel­ki Pią­tek na krzy­żu Gol­go­ty poka­zał, na czym pole­ga miłość świę­te­go Boga do grzesz­ne­go stwo­rze­nia. Zmar­twych­wsta­nie jako pie­częć tego wyda­rze­nia wpro­wa­dza nową jakość życia deter­mi­no­wa­ne­go przez nie­złom­ną nadzie­ję, któ­ra daje nam siłę i pozwa­la prze­trwać nawet naj­trud­niej­sze chwi­le. Tam, gdzie zwąt­pie­nie i smu­tek, tam nadzie­ja trzy­ma nas przy życiu.

Wszy­scy zna­my powie­dze­nie, iż nadzie­ja jest mat­ką głu­pich, ale czy tak napraw­dę potra­fi­my sobie wyobra­zić życie bez tej nadziei, nie­złom­ne­go i ser­decz­ne­go prze­ko­na­nia, iż wszyst­ko ku dobre­mu się obró­ci? Choć popu­lar­ny współ­cze­śnie racjo­na­lizm, tak zwa­ne zdro­wo roz­sąd­ko­we myśle­nie, zda­je się nam suge­ro­wać coś inne­go, to wbrew wszyst­kie­mu wie­rzy­my, ufa­my, mamy nadzie­ję — porów­nać to może­my do zaufa­nia jakie małe dziec­ko pokła­da w swej mat­ce, tej, któ­ra wyda­ła go na świat — owa dzie­cię­ca ufność nie ma nic wspól­ne­go z naiw­no­ścią, lecz jest naj­głęb­szym, ser­decz­nym zaufa­niem, poczu­ciem abso­lut­ne­go bez­pie­czeń­stwa, tro­ski i miło­ści.

Wszy­scy zna­my uczu­cie lęku — boimy się wte­dy, kie­dy zaczy­na­my nowy etap w naszym życiu zawo­do­wym czy też pry­wat­nym. Boimy się wojen, cho­ro­by i śmier­ci. Dzie­ci boją się pierw­sze­go dnia w szko­le, a doro­śli o przy­szłość swo­ich pociech. Boimy się cza­sem tego, cze­go nie da się okre­ślić logicz­ny­mi kate­go­ria­mi. Może to być lęk przed poraż­ką, zapo­mnie­niem, przed samot­ną śmier­cią czy też oba­wa czło­wie­ka wie­rzą­ce­go. Nie­po­kój i lęk towa­rzy­szą nam zatem na każ­dym kro­ku, w mniej lub bar­dziej świa­do­my spo­sób — cza­sa­mi po pro­stu odczu­wa­my, iż nie wszyst­ko jest w porząd­ku, mimo tego, iż nic kon­kret­ne­go nie przy­cho­dzi nam na myśl.

Jest noc, apo­sto­ło­wie i mat­ka Jezu­sa, Maria, sie­dzą zamknię­ci w wie­czer­ni­ku, ogar­nia ich prze­ra­że­nie i oba­wa o wła­sne życie. Oni nie mie­li prze­cież dokąd pójść, porzu­ci­li wszyst­ko, co mie­li, sta­li się wyrzut­ka­mi spo­łe­czeń­stwa, któ­re uwa­ża­ło ich za sek­cia­rzy, zasłu­gu­ją­cych na bru­tal­ną śmierć. Jezus został ukrzy­żo­wa­ny, a każ­dy, kto przy­na­le­żał do gru­py jego uczniów i uczen­nic miał wie­le powo­dów do stra­chu.

Wieść zmar­twych­wsta­nia, któ­rą przy­no­szą do zgro­ma­dzo­nych w wie­czer­ni­ku nie­wia­sty i póź­niej­sze uka­za­nie się Jezu­sa dwóm uczniom na dro­dze do Emaus, i w samym wie­czer­ni­ku wszyst­kim zgro­ma­dzo­nym, roz­pę­dza mro­ki smut­ku, dając nową nadzie­ję, że Jezus Chry­stus, Bóg przed­wiecz­ny, żyje i tak­że my z nim żyć będzie­my.

Jezus, tak jak to zapo­wia­dał jesz­cze pod­czas ziem­skie­go piel­grzy­mo­wa­nia, opusz­cza swo­ich uczniów, bowiem musi powró­cić do swo­je­go Ojca w nie­bie­siech. Mówi nam o tym wyda­rze­nie Wnie­bo­wstą­pie­nia Pań­skie­go, któ­re obcho­dzi­li­śmy w ubie­gły czwar­tek. To wła­śnie wte­dy Jezus dał wyraź­ny nakaz gło­sze­nia zba­wien­nej Ewan­ge­lii wszyst­kie­mu stwo­rze­niu, że oto przy­bli­ży­ło się Kró­le­stwo Nie­bie­skie i każ­dy, bez wzglę­du na to kim jest, skąd pocho­dzi, może z łaski świę­te­go Boga, dzię­ki ofie­rze Chry­stu­sa na Krzy­żu dostą­pić życia wiecz­ne­go. Rado­sna wieść wią­za­ła się jed­nak dla apo­sto­łów z czymś smut­nym: Jezus opusz­cza ich, już go nie zoba­czą, jak łamie się z nimi chle­bem. Ale czy napraw­dę pozo­sta­wia ich na pastwę losu, czy porzu­ca ich? Czy rze­czy­wi­ście zni­ka na zawsze?

W tek­ście Ewan­ge­lii Jano­wej czy­ta­my sło­wa Jezu­sa, któ­ry skła­da swo­im uczniom, ale tak­że i nam dzi­siaj, obiet­ni­cę: nie zosta­wię was samych, pro­sić będę Ojca, by dał wam Pocie­szy­cie­la, by wia­ra wasza nie usta­ła, by radość wasza była zupeł­na. Zapo­wiedź ta jest zatem dekla­ra­cją Chry­stu­sa, iż chce być z nami na zawsze, inny­mi sło­wy: na co dzień. Owo na-co-dzień zawie­ra w sobie wiel­ką praw­dę, że oto zmar­twych­wsta­ły Jezus jest z nami każ­de­go dnia, a w szcze­gól­no­ści w sytu­acjach, kie­dy czu­je­my się opusz­cze­ni, kie­dy ogar­nia nas lęk, kie­dy nadzie­ja wyda­je się być luk­su­sem, na któ­ry nie może­my sobie pozwo­lić.

Obiet­ni­ca Pocie­szy­cie­la nie może być utoż­sa­mia­na tyl­ko ze świę­tem kościel­nym, ale powin­na być praw­dą prze­ży­wa­ną na co dzień. Uświa­do­mie­nie sobie tego fak­tu jest wyra­zem tro­ski o auten­tycz­ność wia­ry. Bóg nie chce być oko­licz­no­ścio­wą ideą czy szla­chet­nym dodat­kiem do uro­czy­sto­ści czy też reli­gij­nych unie­sień. W Synu swo­im poka­zał nam bowiem, iż jest przy nas nie­ustan­nie, nawet jeśli tego nie dostrze­ga­my lub dostrzec nie chce­my.

Jezus Chry­stus, Bóg po naszej stro­nie, Brat i Przy­ja­ciel jest z nami przez Ducha Św. real­nie obec­ny. Nie jest to real­ność bli­ska naszym wyobra­że­niom, ale real­ność, któ­ra prze­wyż­sza wszel­kie ludz­kie rozu­mie­nie. Jest to obec­ność jak naj­bar­dziej intym­na, oso­bi­sta, jaką może­my doświad­czyć w modli­twie, ale tak­że w Sakra­men­cie Komu­nii Św.

Mówiąc, iż Duch Świę­ty będzie prze­by­wał w nas, Jezus zapo­wia­da rze­czy­wi­stość dla nas już speł­nio­ną. Poprzez Chrzest Świę­ty Bóg, bez wzglę­du na jaką­kol­wiek zasłu­gę czło­wie­ka, ale dzię­ki mocy swo­je­go Sło­wa, przy­znał się do nas i tak­że dziś nazy­wa nas po imie­niu jako Dobry Pasterz dusz naszych (Ps. 23) nie porzu­ca nas ani na chwi­lę. Ozna­cza to, że rów­nież i Sakra­ment Chrztu nie jest tyl­ko aktem nale­żą­cym do prze­szło­ści, czymś co daw­no temu było i nie wpły­wu na teraź­niej­szość. Chrzest, o któ­rym powin­ni­śmy sobie każ­de­go dnia przy­po­mi­nać, jest wycią­gnię­tą ręką same­go Boga.

Jezus opo­wia­dał się prze­ciw­ko skost­nia­łej i sfor­ma­li­zo­wa­nej poboż­no­ści, któ­ra była­by speł­nia­niem takich czy innych prze­pi­sów reli­gij­nych. Ani pom­pa­tycz­ne i prze­ści­ga­ją­ce się w swo­jej opra­wie uro­czy­sto­ści ani też publicz­ne mani­fe­sto­wa­nie swo­jej reli­gij­no­ści nie mogą pre­ten­do­wać do tego, by stać się tre­ścią wia­ry chrze­ści­jań­skiej, któ­ra dale­ka jest od tan­det­ne­go trium­fa­li­zmu czy też jało­wych unie­sień. Jezus nie nawo­łu­je do powierz­chow­no­ści i bana­łu, ale do praw­dzi­we­go, real­ne­go doświad­cze­nia Boga każ­de­go dnia. Otwar­cie się na dzia­ła­nie Ducha Praw­dy, o któ­rym mówi Jezus, jest moż­li­we tyl­ko wte­dy, kie­dy z wia­rą i ufno­ścią małe­go dziec­ka pozwo­li­my się Bogu pro­wa­dzić.

Trzy­maj­my się prze­to tej obiet­ni­cy, ciesz­my się nią i sta­raj­my się na co dzień, choć­by w sym­bo­licz­ny spo­sób, dawać jej wyraz w naszych kon­tak­tach z inny­mi ludź­mi. Życie jest po to, by się nim w peł­ni cie­szyć, by korzy­stać z nie­go tak, aby naszym bliź­nim i nam dobrze się dzia­ło. Jezus Chry­stus poprzez zmar­twych­wsta­nie dał nam, chrze­ści­ja­nom, ogrom­ny powód do rado­ści… tego daru nie wol­no nam zmar­no­wać.

Pro­śmy pokor­nie Ducha Św., by zechciał nas i cały Kościół swój świę­ty w wie­rze praw­dzi­wej zacho­wać, aby­śmy wspól­nie z pie­śnia­rzem, peł­ni ufno­ści wołać mogli: „Nie puści Boga swe­go prze­nig­dy dusza ma, bom pewien łaski Jego, że wier­nie o mnie dba. Dłoń mi poda­je swą, cu
downie mi pomo­że, gdy ucisk mój się wzmo­że i sro­gie wichry dmą
. (Śpiew­nik Ewan­ge­lic­ki 697,1) ” Amen.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.