Niedziela Exaudi — Nadzieja Pocieszyciela
- 1 czerwca, 2003
- przeczytasz w 6 minut
“Jeśli mnie miłujecie, przykazań moich przestrzegać będziecie. Ja prosić będę Ojca i da wam innego Pocieszyciela, aby był z wami na wieki — Ducha prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go nie widzi i nie zna; wy go znacie, bo przebywa wśród was i w was będzie. Nie zostawię was sierotami, przyjdę do was. Jeszcze tylko krótki czas i świat mnie oglądać nie będzie; lecz wy oglądać mnie będziecie, bo Ja żyję i wy żyć będziecie.” J 14; 15–19 Każda niedziela […]
“Jeśli mnie miłujecie, przykazań moich przestrzegać będziecie. Ja prosić będę Ojca i da wam innego Pocieszyciela, aby był z wami na wieki — Ducha prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go nie widzi i nie zna; wy go znacie, bo przebywa wśród was i w was będzie. Nie zostawię was sierotami, przyjdę do was. Jeszcze tylko krótki czas i świat mnie oglądać nie będzie; lecz wy oglądać mnie będziecie, bo Ja żyję i wy żyć będziecie.” J 14; 15–19
Każda niedziela w roku liturgicznym posiada swoją własną nazwę — Niedziela Exaudi, to znaczy Wykrzykujcie, jest przejściem od okresu wielkanocnego, czasu wielkiej radości, płynącej z tego, iż Chrystus prawdziwie zmartwychwstał, do Święta Zesłania Ducha Św. Stąd też i słowa z Ewangelii Jana nie są przypadkowe. Poruszają on bowiem tematykę niezwykle istotną, nie tylko w pobożności kościelnej, ale przede wszystkim w tzw. szarej codzienności.
Działalność Jezusa nie koncentrowała się na kultowej rewolucji, przejścia od jednego wyznawanego dogmatu do drugiego, ale na ukazaniu miłującego Ojca, który bezwarunkowo kocha swoje dzieci. To właśnie Jezus Chrystus umierając w Wielki Piątek na krzyżu Golgoty pokazał, na czym polega miłość świętego Boga do grzesznego stworzenia. Zmartwychwstanie jako pieczęć tego wydarzenia wprowadza nową jakość życia determinowanego przez niezłomną nadzieję, która daje nam siłę i pozwala przetrwać nawet najtrudniejsze chwile. Tam, gdzie zwątpienie i smutek, tam nadzieja trzyma nas przy życiu.
Wszyscy znamy powiedzenie, iż nadzieja jest matką głupich, ale czy tak naprawdę potrafimy sobie wyobrazić życie bez tej nadziei, niezłomnego i serdecznego przekonania, iż wszystko ku dobremu się obróci? Choć popularny współcześnie racjonalizm, tak zwane zdrowo rozsądkowe myślenie, zdaje się nam sugerować coś innego, to wbrew wszystkiemu wierzymy, ufamy, mamy nadzieję — porównać to możemy do zaufania jakie małe dziecko pokłada w swej matce, tej, która wydała go na świat — owa dziecięca ufność nie ma nic wspólnego z naiwnością, lecz jest najgłębszym, serdecznym zaufaniem, poczuciem absolutnego bezpieczeństwa, troski i miłości.
Wszyscy znamy uczucie lęku — boimy się wtedy, kiedy zaczynamy nowy etap w naszym życiu zawodowym czy też prywatnym. Boimy się wojen, choroby i śmierci. Dzieci boją się pierwszego dnia w szkole, a dorośli o przyszłość swoich pociech. Boimy się czasem tego, czego nie da się określić logicznymi kategoriami. Może to być lęk przed porażką, zapomnieniem, przed samotną śmiercią czy też obawa człowieka wierzącego. Niepokój i lęk towarzyszą nam zatem na każdym kroku, w mniej lub bardziej świadomy sposób — czasami po prostu odczuwamy, iż nie wszystko jest w porządku, mimo tego, iż nic konkretnego nie przychodzi nam na myśl.
Jest noc, apostołowie i matka Jezusa, Maria, siedzą zamknięci w wieczerniku, ogarnia ich przerażenie i obawa o własne życie. Oni nie mieli przecież dokąd pójść, porzucili wszystko, co mieli, stali się wyrzutkami społeczeństwa, które uważało ich za sekciarzy, zasługujących na brutalną śmierć. Jezus został ukrzyżowany, a każdy, kto przynależał do grupy jego uczniów i uczennic miał wiele powodów do strachu.
Wieść zmartwychwstania, którą przynoszą do zgromadzonych w wieczerniku niewiasty i późniejsze ukazanie się Jezusa dwóm uczniom na drodze do Emaus, i w samym wieczerniku wszystkim zgromadzonym, rozpędza mroki smutku, dając nową nadzieję, że Jezus Chrystus, Bóg przedwieczny, żyje i także my z nim żyć będziemy.
Jezus, tak jak to zapowiadał jeszcze podczas ziemskiego pielgrzymowania, opuszcza swoich uczniów, bowiem musi powrócić do swojego Ojca w niebiesiech. Mówi nam o tym wydarzenie Wniebowstąpienia Pańskiego, które obchodziliśmy w ubiegły czwartek. To właśnie wtedy Jezus dał wyraźny nakaz głoszenia zbawiennej Ewangelii wszystkiemu stworzeniu, że oto przybliżyło się Królestwo Niebieskie i każdy, bez względu na to kim jest, skąd pochodzi, może z łaski świętego Boga, dzięki ofierze Chrystusa na Krzyżu dostąpić życia wiecznego. Radosna wieść wiązała się jednak dla apostołów z czymś smutnym: Jezus opuszcza ich, już go nie zobaczą, jak łamie się z nimi chlebem. Ale czy naprawdę pozostawia ich na pastwę losu, czy porzuca ich? Czy rzeczywiście znika na zawsze?
W tekście Ewangelii Janowej czytamy słowa Jezusa, który składa swoim uczniom, ale także i nam dzisiaj, obietnicę: nie zostawię was samych, prosić będę Ojca, by dał wam Pocieszyciela, by wiara wasza nie ustała, by radość wasza była zupełna. Zapowiedź ta jest zatem deklaracją Chrystusa, iż chce być z nami na zawsze, innymi słowy: na co dzień. Owo na-co-dzień zawiera w sobie wielką prawdę, że oto zmartwychwstały Jezus jest z nami każdego dnia, a w szczególności w sytuacjach, kiedy czujemy się opuszczeni, kiedy ogarnia nas lęk, kiedy nadzieja wydaje się być luksusem, na który nie możemy sobie pozwolić.
Obietnica Pocieszyciela nie może być utożsamiana tylko ze świętem kościelnym, ale powinna być prawdą przeżywaną na co dzień. Uświadomienie sobie tego faktu jest wyrazem troski o autentyczność wiary. Bóg nie chce być okolicznościową ideą czy szlachetnym dodatkiem do uroczystości czy też religijnych uniesień. W Synu swoim pokazał nam bowiem, iż jest przy nas nieustannie, nawet jeśli tego nie dostrzegamy lub dostrzec nie chcemy.
Jezus Chrystus, Bóg po naszej stronie, Brat i Przyjaciel jest z nami przez Ducha Św. realnie obecny. Nie jest to realność bliska naszym wyobrażeniom, ale realność, która przewyższa wszelkie ludzkie rozumienie. Jest to obecność jak najbardziej intymna, osobista, jaką możemy doświadczyć w modlitwie, ale także w Sakramencie Komunii Św.
Mówiąc, iż Duch Święty będzie przebywał w nas, Jezus zapowiada rzeczywistość dla nas już spełnioną. Poprzez Chrzest Święty Bóg, bez względu na jakąkolwiek zasługę człowieka, ale dzięki mocy swojego Słowa, przyznał się do nas i także dziś nazywa nas po imieniu jako Dobry Pasterz dusz naszych (Ps. 23) nie porzuca nas ani na chwilę. Oznacza to, że również i Sakrament Chrztu nie jest tylko aktem należącym do przeszłości, czymś co dawno temu było i nie wpływu na teraźniejszość. Chrzest, o którym powinniśmy sobie każdego dnia przypominać, jest wyciągniętą ręką samego Boga.
Jezus opowiadał się przeciwko skostniałej i sformalizowanej pobożności, która byłaby spełnianiem takich czy innych przepisów religijnych. Ani pompatyczne i prześcigające się w swojej oprawie uroczystości ani też publiczne manifestowanie swojej religijności nie mogą pretendować do tego, by stać się treścią wiary chrześcijańskiej, która daleka jest od tandetnego triumfalizmu czy też jałowych uniesień. Jezus nie nawołuje do powierzchowności i banału, ale do prawdziwego, realnego doświadczenia Boga każdego dnia. Otwarcie się na działanie Ducha Prawdy, o którym mówi Jezus, jest możliwe tylko wtedy, kiedy z wiarą i ufnością małego dziecka pozwolimy się Bogu prowadzić.
Trzymajmy się przeto tej obietnicy, cieszmy się nią i starajmy się na co dzień, choćby w symboliczny sposób, dawać jej wyraz w naszych kontaktach z innymi ludźmi. Życie jest po to, by się nim w pełni cieszyć, by korzystać z niego tak, aby naszym bliźnim i nam dobrze się działo. Jezus Chrystus poprzez zmartwychwstanie dał nam, chrześcijanom, ogromny powód do radości… tego daru nie wolno nam zmarnować.
Prośmy pokornie Ducha Św., by zechciał nas i cały Kościół swój święty w wierze prawdziwej zachować, abyśmy wspólnie z pieśniarzem, pełni ufności wołać mogli: „Nie puści Boga swego przenigdy dusza ma, bom pewien łaski Jego, że wiernie o mnie dba. Dłoń mi podaje swą, cu
downie mi pomoże, gdy ucisk mój się wzmoże i srogie wichry dmą. (Śpiewnik Ewangelicki 697,1) ” Amen.