Ekumenizm w Polsce i na świecie

Otwarte okno w domu Ojca


Sobo­ta, 2 kwiet­nia. Jest już póź­no, trze­ba jechać do domu. Wycho­dzę z Pała­cu Apo­stol­skie­go przez Spi­żo­wą Bra­mę. Jest źle, ale gdzieś bli­sko ser­ca koła­cze się nadzie­ja. Plac św. Pio­tra. Mijam modlą­ce się gru­py ludzi. Spo­glą­dam na okna papie­skich apar­ta­men­tów. Cisza. Okna zamknię­te. Żad­ne­go ruchu. Prze­ci­nam plac, by wąski­mi ulicz­ka­mi dotrzeć do San­ta Maria alle For­na­ci. Tam w małym klasz­tor­nym hote­li­ku zakwa­te­ro­wa­łem swo­ich gości z Pol­ski […]


Sobo­ta, 2 kwiet­nia. Jest już póź­no, trze­ba jechać do domu. Wycho­dzę z Pała­cu Apo­stol­skie­go przez Spi­żo­wą Bra­mę. Jest źle, ale gdzieś bli­sko ser­ca koła­cze się nadzie­ja. Plac św. Pio­tra. Mijam modlą­ce się gru­py ludzi. Spo­glą­dam na okna papie­skich apar­ta­men­tów. Cisza. Okna zamknię­te. Żad­ne­go ruchu. Prze­ci­nam plac, by wąski­mi ulicz­ka­mi dotrzeć do San­ta Maria alle For­na­ci. Tam w małym klasz­tor­nym hote­li­ku zakwa­te­ro­wa­łem swo­ich gości z Pol­ski i tam par­ku­ję samo­chód. Nie ma ich w hote­lu. Pew­nie są na Pla­cu św. Pio­tra. Zoba­czy­my się jutro. Obie­ca­łem, że na nie­dziel­ną Mszę św. zabio­rę ich do San Cesa­reo, małe­go, sta­re­go kościół­ka bli­sko Ter­mów Cara­cal­li. To był kościół tytu­lar­ny kar­dy­na­ła Woj­ty­ły.

Było to w roku 1967. Rok wcze­śniej zda­łem matu­rę i wró­ci­łem z rodzi­ca­mi do Ita­lii. Tęsk­ni­łem za Pol­ską. I wte­dy dowie­dzia­łem się, że Paweł VI mia­no­wał kar­dy­na­łem Arcy­bi­sku­pa Kra­kow­skie­go. Raz widzia­łem go na Jasnej Górze. Robił dobre wra­że­nie. Miał miły uśmiech i jakiś wyraz poko­ry i sku­pie­nia w twa­rzy. Nie taki „wykroch­ma­lo­ny” jak inni bisku­pi. Ojciec zała­twił mi bilet do Kapli­cy Syk­styń­skiej. To on. Pozna­ję. Klę­ka przed papie­żem Paw­łem, któ­ry wkła­da mu na gło­wę beret­ta ros­sa: Na chwa­łę Boga Wszech­mo­gą­ce­go – mówi papież – i na chwa­łę Kościo­ła, przyj­mij tę ozna­kę god­no­ści kar­dy­nal­skiej, dla któ­rej musisz się stać obroń­cą wia­ry, aż do prze­la­nia krwi. „Taki mło­dy i już kar­dy­nał” – mówi ktoś obok. Może dla­te­go roz­le­gły się po raz pierw­szy bra­wa, gdy wła­śnie kar­dy­nał Woj­ty­ła pod­szedł do papie­ża.


Włą­czam radio w samo­cho­dzie. Już dzi­siaj nie będzie żad­ne­go komu­ni­ka­tu o sta­nie zdro­wia Papie­ża. Jadę więc do domu. Pró­bu­ję się modlić, ale nie mogę. Zaci­skam ręce na kie­row­ni­cy. Na Lun­go­te­ve­re przy­śpie­szam. Po dru­giej stro­nie Tybru wybie­ram zna­jo­me uli­ce naj­mniej ruchli­we o tej porze.


W domu ocze­ku­je mnie bra­ta­nek i kil­ku jego kole­gów. Chcą się cze­goś dowie­dzieć, a ja wiem tyle co i oni. Bez zmian. Trzy­ma­my włą­czo­ny tele­wi­zor i Radio Waty­kań­skie. Mło­dzi pyta­ją mnie o papie­ża, doma­ga­ją się wspo­mnień. Opo­wia­dam o Pol­sce o pierw­szym z nim spo­tka­niu w roku 1970 w Kra­ko­wie. Jakoś robi nam się lżej na duszy.


Już póź­no. Chłop­cy i dziew­czę­ta zbie­ra­ją się do wyj­ścia. I wte­dy… na ekra­nie tele­wi­zo­ra poja­wia się Plac św. Pio­tra… Il nostro ama­tis­si­mo Papa Gio­van­ni Paolo ha tor­na­to alla casa del Patre… Sto­imy przed tele­wi­zo­rem, mil­czy­my… Idź­cie już – prze­ry­wam mil­cze­nie – Lei ha tor­na­to alla casa del Padre… Wró­cił do domu Ojca – doda­ję po pol­sku. Patrzą na mnie pyta­ją­co. Już wie­dzą, że chcę zostać sam. Wycho­dzą.


Cho­dzę po poko­ju bez celu. Już nie sły­szę ani radia, ani tele­wi­zji. Docie­ra do mnie tyl­ko tyle, że piel­grzy­mi zebra­ni pod papie­skim oknem zaczy­na­ją wspól­ną modli­twę. Wiem, że muszę wyjść z domu. Ale gdzie?


Wycho­dzę. Nie zamy­kam domu. Nie wiem gdzie są klu­cze. Zresz­tą po co? W domu Ojca Mego jest miesz­kań wie­le…Ruszam przed sie­bie bez celu. Docho­dzę do Via Meru­la­na. Tu zawsze były pro­ce­sje na Boże Cia­ło. To On je przy­wró­cił Rzy­mo­wi – od San­ta Maria Mag­gio­re do San Gio­van­ni. Mijam zna­jo­mą restau­ra­cję, gdzie zawsze rano piję pierw­sze espres­so. Wła­ści­ciel pró­bu­je pozbyć się gru­pu Japoń­czy­ków: Nie ma nic! Wycho­dzić! Zamy­ka­my! No more Pope… No man­gia­re! Nien­te! Va via! Clo­se! Va via! Zdez­o­rien­to­wa­ni Azja­ci nic nie rozu­mie­ją, ale opusz­cza­ją restau­ra­cję i rusza­ją w kie­run­ku dwor­ca Ter­mi­ni, gdzie mają nadzie­ję coś zjeść. W oknie restau­ra­cji por­tret Jana Paw­ła uśmiech­nię­te­go. Wyko­na­ło się!


Ha tornato…Ha tor­na­to… Ha tor­na­to… Sło­wa nada­ją rytm moim nogom. W gło­wie pust­ka. Dla­cze­go tak zim­no koło ser­ca? Mam dresz­cze? Chy­ba się roz­cho­ru­ję. Duch ocho­czy, tyl­ko cia­ło mdłe. Tyl­ko nogi pra­cu­ją ryt­micz­nie: ha tor­na­to… ha tor­na­to… Resz­ta cia­ła sta­ra się nadą­żyć za noga­mi i nadą­ża, bo czy ma inne wyj­ście? Dopie­ro na Via Nazio­na­le widzę wypeł­nio­ne ludź­mi auto­bu­sy jadą­ce w kie­run­ku San Pie­tro. Nikt nie idzie w prze­ciw­nym kie­run­ku. Ktoś o coś pyta. Nie mogę zro­zu­mieć o co mu cho­dzi. Aha! Poka­zu­ję ręką kie­ru­nek i ruszam dalej, przed sie­bie, gdzieś, nie wiem gdzie. Wiem tyl­ko, że muszę iść, cią­gle iść… Ha tor­na­to!


San­to sub­i­to! San­to sub­i­to! – skan­du­ją Wło­si. Wiatr prze­wra­ca kar­ty Ewan­ge­lia­rza na trum­nie. Po co mówić? To oczy­wi­ste. San Gio­van­ni Paolo Magno, biskup Rzy­mu nie z Rzy­mu; „z dale­kie­go kra­ju” a taki bli­ski; „słu­ga sług Bożych” a prze­cież Ojciec… Szu­kał nas przez 26 lat i wresz­cie przy­szli­śmy do Nie­go. Sie­dzę owi­nię­ty w pro­fe­sor­ską togę i słu­cham co mówi o Nim kar­dy­nał Razin­ger… Ale czy o Nim mówi? Czy w ogó­le moż­na o Nim coś powie­dzieć… Pozo­sta­je mil­cze­nie, któ­re jest samą modli­twą przed Bogiem – tak mówił u począt­ku swe­go pon­ty­fi­ka­tu, kie­dy ani my, ani On sam, nie mogli­śmy zro­zu­mieć pla­nów Opatrz­no­ści, któ­ra Go wezwa­ła i kaza­ła Mu zamie­nić Kra­ków na Rzym, pur­pu­rę na biel, Sta­ni­sła­wa na Pio­tra.


Każ­de­go dnia dłu­gie sze­re­gi piel­grzy­mów zstę­pu­ją w Waty­kań­skie Gro­ty, gdzie grób w zie­mi i mar­mu­ro­wa pły­ta z napi­sem. Przy­cho­dzą do Nie­go tak, jak przy­cho­dzi­li przez bli­sko 27 lat. Kie­dyś pra­gnę­li go dotknąć, raz mało nie urwa­li ręka­wa bia­łej sutan­ny, póź­niej już tyl­ko chcie­li, by na nich spoj­rzał. Viva il Papa! Krzy­cze­li, bili bra­wo, macha­li sztan­da­ra­mi. Nicze­go by Mu nie odmó­wi­li. Przy Nim czu­li się sil­ni, nawet ci na inwa­lidz­kich wóz­kach, bo On ich wypeł­niał siłą swej wia­ry, nie­złom­no­ścią nadziei, żarem miło­ści. A oni odda­wa­li Mu miłość za miłość, ser­ca za ser­ce, uśmiech za uśmiech. I nawet nie potra­fi­li sobie wyobra­zić, żeby Go nie było, żeby zabra­no Go sprzed ich oczu. Pod Jego czuj­nym spoj­rze­niem dora­sta­li, doj­rze­wa­li, sta­rze­li się.


A potem poka­zał nam, że nie tyl­ko umie mówić o cier­pie­niu, ale i cier­pieć. Poka­zał nam, że dobro­wol­nie przy­ję­te cier­pie­nie ma moc zbaw­czą, a miłość mu towa­rzy­szą­ca jest miło­ścią zba­wia­ją­cą. Umiesz­czał to swo­je cier­pie­nie w świe­cie idei ofia­ry. Sam skła­dał w ofie­rze sie­bie, stop­nio­wo – naj­pierw drżą­cą rękę, póź­niej słab­ną­ce nogi, wresz­cie to, na co zawsze cze­ka­li­śmy: głos. Któż jest w sta­nie zro­zu­mieć ból tej chwi­li, gdy sta­nął w oknie i chciał nam coś powie­dzieć, i nie mógł. Krzyż wpi­sa­ny był w Jego życie tak, jak wpi­sa­ny był w dzie­je jego naro­du. Sko­ro nie mogę już do was mówić, pozwól­cie mi odejść. To ten sam akt pod­da­nia się Bożej woli, któ­ry na kon­kla­we w roku 1978 kazał mu powie­dzieć: W duchu posłu­szeń­stwa… przyj­mu­ję wybór.


Minął rok. Rok? A prze­cież cią­gle o Nim mówi­my. Tu był, tu coś powie­dział. Cho­dząc po Rzy­mie, sta­le się z Nim spo­ty­ka­my, sta­le nasze dro­gi krzy­żu­ją się z Jego dro­ga­mi – w bazy­li­kach, kościo­łach, szpi­ta­lach, wię­zie­niach – wszę­dzie jest, bo wszę­dzie “cząst­kę swej duszy zosta­wił”. Odszedł do domu Ojca, wszyst­kich nas tam wyprze­dził. Już nie musi wie­rzyć, bo wie. Już nie potrzeb­na Mu nadzie­ja, bo osią­gnął wszyst­ko. Już widzi twa­rzą w twarz. Nie ma już cier­pie­nia, nie ma bólu – zosta­ła tyl­ko miłość, ta jed­na, któ­ra trwa i trwać będzie zawsze, któ­ra nigdy się nie koń­czy. I dla­te­go nie zamknął okna, tam, w domu Ojca… i dla­te­go wciąż czu­je­my na sobie Jego uważ­ne spoj­rze­nie.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.