Prośba bogacza…
- 20 czerwca, 2003
- przeczytasz w 7 minut
“A był pewien człowiek bogaty, który się przyodziewał w szkarłatne szaty i kosztowne tkaniny i co dzień wystawnie ucztował. Był też pewien żebrak, imieniem Łazarz, który leżał u jego wrót owrzodziały. I pragnął nasycić się odpadkami ze stołu bogacza, a tymczasem psy przychodziły i lizały jego rany. I stało się, że umarł żebrak, i zanieśli go aniołowie na łono Abrahamowe; umarł też bogacz i został pochowany. A gdy w krainie umarłych cierpiał męki i podniósł […]
“A był pewien człowiek bogaty, który się przyodziewał w szkarłatne szaty i kosztowne tkaniny i co dzień wystawnie ucztował. Był też pewien żebrak, imieniem Łazarz, który leżał u jego wrót owrzodziały. I pragnął nasycić się odpadkami ze stołu bogacza, a tymczasem psy przychodziły i lizały jego rany. I stało się, że umarł żebrak, i zanieśli go aniołowie na łono Abrahamowe; umarł też bogacz i został pochowany. A gdy w krainie umarłych cierpiał męki i podniósł oczy swoje, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. Wtedy zawołał i rzekł: Ojcze Abrahamie, zmiłuj się nade mną i poślij Łazarza, aby umoczył koniec palca swego w wodzie i ochłodził mi język, bo męki cierpię w tym płomieniu. Abraham zaś rzekł: Synu, pomnij, że dobro swoje otrzymałeś za swego życia, podobnie jak Łazarz zło; teraz on tutaj doznaje pociechy, a ty męki cierpisz.” Łk 16,19–25
Opowieść o Łazarzu i bogaczu wydaje się być na pierwszy rzut oka niezwykle prosta: cierpiący poniżenie, głód i nieustanną biedę Łazarz dostępuje szczęśliwości w niebie, a bogacz, który żył w dostatku, czy nawet przepychu, zostaje ukarany wiecznymi mękami. Wniosek? Sprawiedliwości stało się zadość: bogaty został ukarany, biedny nagrodzony; powszechne poczucie sprawiedliwości zostało zaspokojone, kurtyna zapada, a my powracamy do naszej szarej, niesprawiedliwej rzeczywistości.
Czy w opowiedzianej przez Jezusa historii chodzi o pieniądze i nierówności społeczne? Czy Jezus wzywa do zmasowanego ataku na bogatych? Czy Jezus wygłasza pochwałę ubóstwa, dając tym samym wykraczające poza życie doczesne pocieszenie dla tych, którzy cierpią skrajną biedę, czyli dla przygniatającej większości mieszkańców Ziemi?
Każdy z nas ma poczucie sprawiedliwości. Kiedy oglądamy reportaże, filmy dokumentalne z codzienności zwykłych ludzi, strudzonych pracą, borykającymi się z ciężkimi problemami finansowymi, to budzi się w nas naturalne poczucie buntu. Opisaną sytuację porównujemy z blaskiem wytwornych salonów czy bezproblemowym życiem milionerów. Budzi się w nas nie tylko bunt, ale i niezrozumienie tej niesprawiedliwości. Żądamy wyjaśnień, próbujemy sobie zaistniałą sytuację wytłumaczyć na różne sposoby, a nawet jeśli tego nie czynimy, to zawsze znajdzie się grupa szarlatanów, która na nieszczęściu innych potrafi zbić niebagatelny kapitał (w przenośni i dosłownie), podając proste wytłumaczenia, wskazując palcem winnych w krzykliwym uniesieniu świętego oburzenia. Takich widowisk mamy w naszym kraju niestety zbyt dużo. Zdumiewa fakt, że tak wielu łudzi się, że przez wrzask, półprawdy i pseudoargumenty uda się cokolwiek zmienić. Problemy pozostają oraz wołanie o sprawiedliwość. Jest to wołanie, które doświadczamy nie tylko dziś, ale które w różnych okolicznościach wypowiadane było przez wszystkie minione pokolenia.
Również w Biblii, szczególnie zaś w Starym Testamencie, znajdujemy wiele opowieści, w których prorocy ujmowali się za skrzywdzonym ludem (Amos 5), wołali o Bożą sprawiedliwość, tępili nadużycia, opowiadając się za drogą pokojowego współżycia, wzajemnej solidarności, i serdeczności. Mimo iż czasy się zmieniają, to jednak problemy pozostają te same. Wracając jednak do naszej opowieści o biednym Łazarzu można zapytać: czy rzeczywiście historia zawiera szczęśliwe zakończenie? Czy przeniesienie trosk doczesnych do bliżej nieokreślonej przyszłości, w naszym kontekście do życia wiecznego, nie jest nazbyt tandetnym pocieszeniem? To właśnie na przestrzeni wielu stuleci krytycy chrześcijaństwa, czy religii w ogóle, zarzucali osobom wierzącym, że uciekali od realnych problemów dnia codziennego w stronę religijnej utopii, złudnej bajki.
Niemiecki filozof Ludwig Feuerbach powiedział nawet, że to nie Bóg stworzył człowieka, ale człowiek Boga, aby w ten sposób zrekompensować sobie trudy bezwzględnej, brutalnej rzeczywistości. Czy powyższa krytyka jest uzasadniona? Czy nasza opowieść nie jest przykładem powierzchownego i strasznie naiwnego pocieszenia? Jeśli nie, to jak należy rozumieć historię o Łazarzu?
Nie sposób wyjaśniać tekstów biblijnych bez konkretnego odniesienia do rzeczywistości. Słowo Boże nie jest martwą literą, którą czcimy, nie jest sumą nakazów i zakazów, zbiorem religijnych przykazań, ale Słowo Boże jest dynamiczną, to znaczy żywą siłą, darem świętego Boga, poprzez które Bóg wkracza do naszej rzeczywistości i dzięki działaniu Ducha Świętego pozwala nam ją lepiej zrozumieć. Nie chodzi tu tylko o proces racjonalnego przyswajania pewnych treści i myśli, ale o doświadczenie, egzystencję, którą trudno nam nie raz ubrać w odpowiednie słowa. Owo doświadczenie to niekoniecznie uczona wiedza teologów, profesorów, polityków i wielu innych, ale samo życie, które coraz częściej przeżywamy jako ludzie samotni, zajęci tysiącami spraw.
Rzadko kto ma wolny czas, by spędzić go w gronie rodziny czy przyjaciół, na lekturze ciekawej książki. Wciąż o coś się troszczymy. Zdarza się też tak, że wszystko to, co dzieje się poza nami, nie ma dla nas większego znaczenia. Zajęci jesteśmy tylko sobą, naszymi planami, ambicjami, poczuciem własnej godności, sukcesem, marzeniami. Jednakże w całym tym zamieszaniu można zgubić to, co najistotniejsze — mianowicie drugiego człowieka, a przez to i Boga.
Także dzisiejsza historia pokazuje nam wymownie dramatyczną historię, która wcale nie musi być religijnym pocieszeniem dla nieszczęśliwych mas. Widzimy bogacza, który całe swoje życie spędzał na ucztach, zbytku, nie interesował się niczym jak tylko poważaniem, chwałą, zaszczytami. Można zatem powiedzieć, że jego życie opierało się na „JA”. Próżność, wygoda, szukanie tylko własnego szczęścia to różne postacie tego JA, które określamy pojęciem egoizmu, bądź egocentryzmu. Jezus przedstawia nam w swojej przypowieści los człowieka, który jest więźniem własnego JA, który nie jest wolny, a zniewolony rzeczami doczesnymi, który poza swoim czubkiem nosa, nie potrafi ujrzeć nieszczęścia drugiego człowieka. Jednakże na miejsce ideologii JA, Jezus nie proponuje marzycielskiej filantropii i ślepej ascezy.
Całe życie i dzieło Jezusa z pokazuje nam, iż celem naszego Pana Jezusa Chrystusa było głoszenie Królestwa Bożego pośród nas (Mt 4,17), m.in.: wzajemnego szacunku, oddania i miłości, która nie szuka tylko swego, która nie widzi tylko własnego JA, ale również TY. Jezus zachęca i zaprasza do odpowiedzialnego JA i TY, TY i JA, uwalniając zapatrzonego w siebie człowieka od ciasnego JA.
Jest to fundamentalna prawda w zwiastowaniu Jezusa. Nasze własne JA nie jest w stanie zawojować świata, nasz egoizm i przeświadczenie o własnej doskonałości nie jest drogą do Boga, któremu możemy wystawić rachunek z dokonanych dobrych uczynków. Chrystus mówiąc o Bogu i człowieku nie budował nowej religii taniego odkupienia dla jednostek, ale przekraczając wszelkie wyobrażenia i konwenanse myślenia o Bogu, podkreślał miłującego Ojca działającego dla dobra wszystkich ludzi, nie rezygnując jednocześnie z daru indywidualności, niepowtarzalności każdej i każdego z nas. Dlatego tak wymowny jest przykład Kościoła jako zgromadzenia grzeszników, którzy mimo swojej ułomności, grzeszności, ukochani są przez Pana Boga i nieustannie inspirowani do wzajemnej miłości.
To właśnie w Kościele jako wspólnocie świętych i grzesznych zarazem, Bóg zwraca się do każdego człowieka z osobna z Ewangelią, przesłaniem nieograniczonej miłości. Ewangelia nie jest własnością pojedynczego człowieka, ani nie może być zredukowana do nieokreślonego systemu wierzeń religijnych dla mas, ani do kodeksu etycznego. Zdumiewające i niewyczerpane bogactwo Ewangelii Chrystusowej polega właśnie
na tym, że poprzez darowaną wiarę otwiera przed człowiekiem perspektywę miłości do wspólnoty dzieci Bożych, a w tejże wspólnocie wzbudza troskę o pojedynczych bliźnich. Stąd też nierozsądne i w pełni niechrześcijańskie jest głoszone często stwierdzenie, że „Bóg — TAK, a Kościół — NIE.” Należy zawsze mieć w pamięci czym jest Kościół, a mianowicie, że Kościół Chrystusa nie ogranicza się do widzialnych struktur takich czy innych wyznań, ale że Kościół Chrystusa oznacza cały Lud Odkupiony pielgrzymujący w wierze, który bez jakiejkolwiek zasługi dostępuje Bożego przebaczenia, bezgranicznej miłości (Rz 5,1).
Nie oznacza to wszakże, że z tej miłości wyjęci są ludzie niewierzący, czy wyznający inne religie. Bóg w Jezusie Chrystusie cały świat z sobą pojednał, wypowiedział swoje stanowcze TAK dla człowieka, zdając sobie sprawę z jego niedoskonałości.
Pan Bóg zachęca nas do pytań, do zastanawiania się nad sensem naszej wiary. Brak namiętności, jakiegokolwiek zainteresowania sprawami wagi ostatecznej prowadzi do powierzchownej koncentracji na własnym JA.
Są pytania, na które nikt za nas nie odpowie, są pytania, na które nie zawsze znajdziemy odpowiednie czy jakiekolwiek rozwiązanie. Ale w tym wszystkim pamiętajmy o tym, że miłościwy Bóg trwa przy nas, przypominając nam w nieraz zaskakujący sposób o swojej miłości. Dzisiejsza opowieść o bogaczu i Łazarzu jest zaproszeniem, ale także ostrzeżeniem, by nie zagubić najistotniejszego skarbu wiary, nadziei i miłości. Cierpienie bogacza nie jest konsekwencją jego bogactwa, które same w sobie nie jest ani niczym dobrym, ani złym, ale ilustracją człowieka zagubionego, zapatrzonego w samego siebie.
Niechaj Bóg w Trójcy Jedyny Święty oświeci nasze serca i umysły na Prawdę swojej miłości. Amen.