Pytanie: małżeństwo, wstrzemięźliwość seksualna i potomstwo
- 25 maja, 2005
- przeczytasz w 6 minut
Jesteśmy młodymi ludzmi [25lat, wyznanie rzymskokatolickie], którzy są ze sobą już prawie 7 lat [poczatki naszej znajomości sięgają czasów liceum]. Przez cały ten czas poznajemy się, stajemy się sobie bliscy, rozwijamy naszą przyjaźń, a przede wszystkim dojrzewa nasza miłość. Kochamy się miłością czerpaną z Boga i Jemu oddaliśmy nasz związek i z całego serca pragniemy, aby był Jemu miłym. Ślubowaliśmy sobie i Bogu czystość […]
Jesteśmy młodymi ludzmi [25lat, wyznanie rzymskokatolickie], którzy są ze sobą już prawie 7 lat [poczatki naszej znajomości sięgają czasów liceum]. Przez cały ten czas poznajemy się, stajemy się sobie bliscy, rozwijamy naszą przyjaźń, a przede wszystkim dojrzewa nasza miłość. Kochamy się miłością czerpaną z Boga i Jemu oddaliśmy nasz związek i z całego serca pragniemy, aby był Jemu miłym. Ślubowaliśmy sobie i Bogu czystość przedmałżeńską i w niej trwamy. Wiara jest dla nas naszym życiem — nie jednym z elementów, ale przestrzenią, w której wszystko się dzieje. Nasz związek od początku staraliśmy się kształtować w taki sposób, że im bliżej jesteśmy siebie, tym bliżej jesteśmy Boga.
Na przestrzeni tych lat, kiedy jesteśmy razem dostrzegamy jak nasz związek sie zmienia, dojrzewa i pogłebia. Uczymy się przezywać wspólnie trudności i problemy tak, aby nas wzmacniały. Nie chcemy szczegółwo opisywać naszego związku, a jedynie go przybliżyć, abyście wiedzieli, że się kochamy, jesteśmy blisko w głębokiej szczerości, a przede wszystkim Bóg jest dla nas na pierwszym miejscu. Mamy nadzieję,że nie myślicie, że jesteśmy wobec siebie bezkrytyczni i że trwamy w poczuciu że jesteśmy wspaniali — dalecy jesteśmy od tego. Świadomi jesteśmy wszystkich naszych słabości, upadków, niedoskonałości. Trwamy wciąż w pracy nad sobą i w pogłębianiu naszej wiary. Nie jesteśmy buntownikami, ale ludzmi, którzy w świetle wiary zadają pytania, szukają prawdy, zrozumienia i chcą dotrzeć do głębi. W ostatnim czasie wzielismy udział w pierwszych naukach Kursu Przedmałżeńskiego. Pięknym wydaje się nam uświęcenie naszej miłości świetym związkiem małżeńskim i oddanie się sobie aż do śmierci, ale nie sądziliśmy, że dowiemy sie iż to jest nie możliwe. Na pierwszej nauce ksiądz franciszkanin powiedział, że bezwzględnie koniecznym warunkiem do tego, aby Kościół wyranił zgodę na zawarcie sakramentu małżeństwa jest deklaracja, że pragnie się posiadać własne potomstwo. Osoby które nie są zdolne do wspóżycia lub z jakiegokolwiek powodu wykluczają własne potomstwo nie mogą zawrzeć związku małżeńskiego [no chyba że są starszymi osobami, to wówczas pomija się pytanie o posiadanie potomstwa].
Zanim napiszemy coś więcej chcemy podkreślić, że to nie jest bunt czy brak posłuszeństwa Kościołowi — to raczej brak zrozumienia, wielki ból, a przede wszystkim poszukiwanie właściwej drogi. Poza tym zaznaczamy, że rozumiemy, że jeśli ktoś w małżeństwie podejmuje współżycie, ale odrzuca całkowicie myśl o posiadaniu potomstwa to wykazuje postawę antykoncepcyjną. Oczywiste dla nas jest, że współżycie w małżeństwie nierozelwalne jest z prokreacją czyli dawaniem życia, otwartością na nie.Wracając jednak do naszego problemu. Zasmuciła nas ogromnie ta informacja o deklarowaniu w kwestii posiadania potomstwa, bo wywnioskowaliśmy, że nie bedziemy mogli wstąpić w związek małżeński. Teraz bedzie o mnie — o kobiecej połowie tego związku. Odkąd pamietam jestem osobą która bardzo świadomnie przeżywa siebie, wnika w głąb własnej duszy, chce siebie znać, rozumieć kim jest, czym sie kieruje. Czasem to trudne i bolesne ale nie potrafię inaczej — dla mnie to sposób życia- pełna świadomość i nie uciekanie od siebie. Z czasem odkryłam coś co dotyczy własnie posiadania potomstwa. I nie wiem jak o tym napisać, nie wiem jak ubrać to w słowa, bo im dłużej o tym myślę to stwierdzam że nie potrafię tego opisać. Na jakiekolwiek słowa się zdecyduję to nie oddają one tego co czuję. I nie jest to łatwe, bo wiem ile czasu spędziłam rozmawiając o tym z moim chłopakiem. Muszę się jednak zdecydować, więc napiszę tak — ja nie jestem w stanie mieć własnego dziecka [przynajmniej nadal na dzień dzisiejszy i nie ma to związku z chorobą fizyczną]. Nie wiecie jak mnie to zabolało i jakie to dla mnie trudne, jaki rozłam uczyniło to we mnie, jak bardzo chciałam to zmienić. Jak wspomniałam — już na początku znajomości z moim chłopakiem, choć było to dla mnie ciężkim przeżyciem. Wiedziałam jednak, że to może zaważyć na dalszej przyszłości, a poza tym szczerość to podstawa w związku. Zaskoczona nie wierzylam, ale nie nie zostałam odrzucona. Przez te lata polecałam i polecam ten problem Panu — On może wszystko. Jednak na dziś dzień jest jak było. Wielokrotnie wracaliśmy i wracamy do tej rozmowy, do mojego problemu. Niesamowite jest to, że równolegle i niezależnie zrodziło sie w nas pragnienie adopcji. Była to dla nas radość i pocieszenie, a z drugiej strony spełnienie rodzącego sie w sercu pragnienia posiadania rodziny. I właśnie tak to wygląda. Jest problem, który na dziś dzień nie znalazł rozwiazania. Jestesmy jednak otwarci [a szczególnie ja] na działanie Łaski Bożej, która wszystko może odmienić. Pytanie jednak brzmi — czy my w ogóle możemy myśleć o małżeństwie[w oczach Kościoła], czy możemy je w tej sytuacji zawrzeć? Czy mamy żyć w małżeństwie cywilnym — oczywiście zachowując czystość — ale czy nie narazimy przez to bliźnich na zgorszenie? Jesteśmy załamani. Prosimy o odpowiedz.
Szanowni Państwo
Odpowiedź na Państwa pytanie — jest drogą internetową niemożliwa. I to z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że dotyczy ona kwestii niezwykle delikatnych i intymnych, które rozwiązać można tylko w dialogu twarzą w twarz — w obecności doświadczonego kierownika duchowego.
Ale i w takiej sytuacji — do pełnej odpowiedzi na to pytanie konieczna jest otwartość. Państwo nie wyjaśniacie, co jest przyczyną niemożliwości posiadania dzieci. Można wywnioskować z listu, że przyczyną jest … niechęć do podjęcia kontaktów fizycznych w małżeństwie. Jeśli tak jest w istocie to oczywiście małżeństwo zawarte nie zostanie, i to nawet jeśli zostanie pobłogosławione w kościele. Akt seksualny jest bowiem konieczny do zawarcia małżeństwa. Założenie, że nie będzie się prowadziło życia seksualnego w małżeństwie — uniemożliwia jego zawarcie.
Małżeństwo to bowiem nie tylko przyjaźń, nie wspólne zamieszkiwanie, wspólne bycie razem, czy nawet nie patrzenie sobie w oczy czy w tym samym kierunku. Małżeństwo to “bycie we dwoje jednym ciałem”, najpełniejsze z możliwych zjednoczenie, także w wymiarze fizycznym. Efektem tego zjednoczenia, a także jednym z jego celów, jest posiadanie potomstwa, które jest jednym z pierwszych przykazań, jakie Bóg przekazał małżonkom. I jeśli świadomie i dobrowolnie wyklucza się (podkreślam wyklucza się, a nie jest się wykluczonym z przyczyn zdrowotnych) ten wymiar zjednoczenia i płodności — to ostatecznie wyklucza małżeństwo, sprawiając, że nie może być ono zawarte. I to nie tylko w sferze religijnej, ale też świeckiej.
Mówiąc inaczej: nie ma małżeństwa bez seksu. A dokładniej: nie ma małżeństwa ze świadomie odrzuconym seksem. Mogą istnieć inne związki — ale nie będą one małżeństwem w swojej istocie.
Jeśli moje podejrzenia są słusze — radzę także skontaktować się nie tylko z duchownym, ale też z dobrym psychoterapeutą. On pomoże rozwiązać problemy z seksualnością. Nie jest bowiem ich wyjaśnieniem “głębokie wniknięcie w swoją duszę”. Jeśli jest Pani przekonana, że Bóg powołał Panią do małżeństwa — to musi Pani przyjąć, że powołał Panią także do miłości seksualnej. Jeśli zaś chce Pani żyć w celibacie — to dostępne są inne formy życia: zakonna, osoby konsekrowanej czy po prostu samotnej. Obu tych dróg nie da się pogodzić. Nie można być dziewicą i żoną. I nie ma ku temu powodów.
Nie może też Pani zapominać o tym, że niechęć do seksu nie jest powodem do życia w celibacie. Niechęć do seksu jest schorzeniem, które można leczyć, a nie Bożym powołaniem. Celibat ma sens wtedy, gdy jest rzeczywistą rezygnacją z czegoś dobrego, pięknego i prawdziwie Bożego.
Tomasz P. Terlikowski