Robertino — rozważania różańcowe
- 22 marca, 2006
- przeczytasz w 9 minut
Tajemnica I: Konanie Pana Jezusa w Ogrodzie Oliwnym. Czy naprawdę ze strachu wystąpił na Twoim czole, Jezu, krwawy pot? Czy naprawdę się bałeś? Ja też się czasem boję. Zwłaszcza jak mnie boli ząb albo brzuch… Wtedy robię to samo, co Ty: idę do ojca, a jeżeli go nie ma przy mnie i czuję się opuszczony, idę do niego w myśli. Zamykam oczy, a on dotyka bolącego miejsca i jest mi lepiej, chociaż ból nie ustępuje…Twój Ojciec, Panie nasz, […]
Tajemnica I: Konanie Pana Jezusa w Ogrodzie Oliwnym. Czy naprawdę ze strachu wystąpił na Twoim czole, Jezu, krwawy pot? Czy naprawdę się bałeś? Ja też się czasem boję. Zwłaszcza jak mnie boli ząb albo brzuch… Wtedy robię to samo, co Ty: idę do ojca, a jeżeli go nie ma przy mnie i czuję się opuszczony, idę do niego w myśli. Zamykam oczy, a on dotyka bolącego miejsca i jest mi lepiej, chociaż ból nie ustępuje…
Twój Ojciec, Panie nasz, był też daleko w godzinie Twojego strachu. Musiałeś więc pobiec do Niego swą dramatyczną modlitwą: Jeśli to możliwe, oddal ode mnie cierpienie… ale… ważne jest tylko to, czego Ty chcesz!
Tak bardzo kochałeś swego Ojca, jak nikt z nas kochać nie potrafi… Tą miłością wyczuwałeś, czego On chce. Przez swoją śmierć miałeś dać Ojcu nie tylko siebie, ale uratowanych od śmierci wszystkich ludzi – Twoich braci. Wiedziałeś, że to konieczne. Wiedziałeś, że tego chce Ojciec. Wiedziałeś, że kochasz Go tak bardzo, że nie możesz Mu w żaden sposób odmówić – chociaż tak strasznie się bałeś. Wiedziałeś także, że kochasz ludzi tą samą miłością Ojca. I dlatego Jego wola stawała się Twoją wolą. Ty chciałeś umrzeć. Dobrowolnie szedłeś na spotkanie śmierci, bo tylko w ten sposób mogłeś się znaleźć już na zawsze w ramionach Ojca, szczęśliwego szczęściem całej ludzkości.
Jeżeli możemy Cię o coś prosić w chwili Twojego konania, kiedy zamykasz oczy, by nie zalewała ich krew płynąca z czoła to prosimy Cię o dar zwycięstwa nad strachem. Zbyt często, Jezu, boimy się złym strachem i dlatego nie możesz być z nas zadowolony… Boimy się powiedzieć prawdę. Boimy się, że nas wyśmieją albo zlekceważą i dlatego czasem podbieramy rodzicom pieniądze, żeby mieć, żeby się pokazać, żeby rzucić koledze w twarz pyszny gest. Boimy się powiedzieć „Nie!”. Boimy się nie zapalić, nie wypić, nie skoczyć do zimnej rzeki, nie wejść na wysokie drzewo, nie zatrzymać się na czerwonym świetle, nie wyhamowaćprzed główną ulicą – boimy się śmieszności. Bo dla nas ważniejsze jest to, co myślą o nas koledzy i koleżanki, niż to, co Ty o nas myślisz. To jest zły strach – daj nam, Panie, zwycięstwo nad nim.
Boimy się cierpienia. Boimy się, że jeżeli za bardzo Cię pokochamy, to możesz zażądać od nas czegoś tak trudnego, jak Ojciec zażądał od Ciebie. Boimy się tak na poważnie obiecać Ci czegokolwiek, bo możesz nas złapać za słowo. Boimy się być startymi na proch dla Twojej sprawy, bo za mało Cię kochamy. Boimy się śmierci, choć tylko ona jest bramą, przez którą wchodzimy, by zjednoczyć się z Twoją miłością, by złożyć u Twoich stóp wszystkie nasze ziemskie miłości… Daj nam, Jezu konający, zwycięstwo nad strachem.
Tajemnica II: Biczowanie Pana Jezusa
Piłat też się bał. Ale jego strach był inny. Najpierw powiedział, że nie znajduje w Tobie żadnej winy, a następnie skazał Cię na ubiczowanie.
Dlaczego wydał Cię w ręce oprawców skoro wiedział, że jesteś niewinny?
Bał się Żydów, którzy dzięki swoim pieniądzom mogli dotrzeć aż do cesarza. A Tyberiusz lubił pieniądze. Cóż znaczyło dla Piłata jedno ludzkie istnienie, skoro w grę wchodziła utrata urzędu? Zdecydował się więc na popełnienie niesprawiedliwości, byle tylko zachować władzę.
Pierwsze ustępstwo Piłata pociągnęło za sobą następne. W którym momencie mógł się jeszcze wycofać? Nie wiadomo. Jedno jest pewne – sparaliżowany strachem wydał wyrok.
Ta historia Piłata-sędziego powtarza się, Panie Jezu, w naszym życiu. Tak lubimy osądzać postępowanie innych, tak lubimy wydawać wyroki. Nie chcemy nawet pamiętać o tym, że ten, kto przeciw nam zawinił jest lepszy od nas samych. Zawinił wobec nas, ale w stosunku do innych jest dobry, serdeczny, spieszący z pomocą. To chyba na tym, Panie nasz, polega miłość nieprzyjaciół. Nie ma przecież człowieka, który byłby nieprzyjacielem wszystkich. Kiedy już osądziliśmy i wydaliśmy wyrok, natychmiast przystępujemy do jego wykonania. Często sami przyjmujemy także rolę katów. Biczujemy myślą, spojrzeniem, słowem. Opluwamy i poniżamy. Nie cofamy się przed obmową i oszczerstwem, a kiedy i tego jest mało, posuwamy się do ostateczności. Potępiamy człowieka, a nie zło, które popełnił. Nie dajemy mu żadnej szansy. Zapominamy, że taka postawa graniczy już z nienawiścią, zawsze sprzeciwiającą się Tobie, który jesteś Miłością.
Uchroń nas, Jezu poniżony przy biczowaniu przed pokusą osądzania innych, daj nam miłość do naszych wrogów, aby każdy, kto nas zobaczy wiedział, jak miłosierny i dobry jest nasz Bóg.
Tajemnica III: Ukoronowanie Pana Jezusa cierniem
Kiedy ocknąłeś się z omdlenia, Panie, poczułeś inny straszliwy ból. To żołnierze postanowili się zabawić i wcisnęli Ci na głowę koronę z cierni. Dla nich byłeś tylko biednym skazańcem, buntownikiem przeciwko Rzymowi. Nie odczuwali litości nad Tobą, ale nie była to także nienawiść. Nie pierwszy raz mieli do czynienia ze skazańcem. Przyzwyczaili się. Stosunek rzymskich żołnierzy do Ciebie, Jezu, to była zimna obojętność lub – co najwyżej – pogarda. Nie bali się “Króla żydowskiego”, bo czyż mógł on w jakikolwiek sposób zagrozić wielkiemu Rzymowi, któremu służyli? Choć sami byli małymi tchórzliwymi ludźmi, to jako żołnierze czuli się silni siłą Rzymu. Czy mogli choćby przypuszczać, że już wkrótce uczniowie tego Skazańca ruszą na podbój stolicy cesarstwa i zdobędą ją?
My również, Panie, czujemy w sobie często tryskające źródło złej siły. Czym mniejsi i tchórzliwsi jesteśmy, tym chętniej karmimy się mocą grupy, do której należymy. To może być banda, klasa szkolna, grupa kolegów z pracy, naród… I jeśli wpadnie nam w ręce ktoś słabszy, nasze tchórzostwo karmione mocą tłumu, wybucha okrucieństwem. Słabszego można przecież bezkarnie poniżyć, wyśmiać, popchnąć, uderzyć. Można być coraz gorszym – to już łatwe, nie trzeba się nawet silić na nienawiść – wystarczy obojętność, która rodzi pogardę.
Broń nas, Panie przed fałszywym poczuciem siły. Naucz nas, że prawdziwą mocą człowieka jest jego miłość, która wychodząc naprzeciw nienawiści świata, wypiera ją i przemienia w siebie. Broń nas przed obojętnością, która nie pozwala nam dostrzec prawdziwej wartości drugiego człowieka, przyjąć go i wzbogacić się nim. Daj nam serca czułe i wrażliwe, daj zrozumieć, że dobra miłość do ludzi jest odbiciem miłości do Ciebie, jedyne Dobro świata.
Tajemnica IV: Droga Krzyżowa
Ruszyłeś, Panie, w swą ostatnią ziemską drogę. Tyle razy przemierzałeś uliczki starej Jerozolimy. Każdy Twój krok zostawiał ślad dobrej miłości. Niewidomi odzyskiwali wzrok, głusi – słuch, sparaliżowani – siłę w nogach. Moc Twego spojrzenia oczyszczała dusze chore grzechem. Twój uśmiech rodził radość.
Teraz idziesz pochylony pod ciężarem belki krzyża. Teraz też każdy Twój krok zostawia ślad, ale to już tylko krwawy ślad stopy na białych kamieniach. Czy może brzmiały Ci jeszcze w uszach krzyki wiwatujących tłumów? Czy może krzyk “Hosanna Synowi Dawida! został zagłuszony przez równie głośne “Ukrzyżuj Go!” A gdzie sie podziali Twoi uczniowie? Co było trudniej unieść – krzyż czy tchórzostwo przyjaciół? Co było boleśniejsze – rany czy spotkanie z Matką? A czy współczucie Weroniki i płacz kobiet były dla Ciebie jakąś pociechą? A dlaczego trzeba było zmuszać Szymona z Cyreny, żeby Ci pomógł?
Korowód pytań. A odpowiedzi w życiu każdego z nas. Łatwiej się wzruszać, niż pomóc; łatwiej potępić, niż zrozumieć; łatwiej uciec, niż stawić czoła draństwu.
W naszym życiu, Panie Jezu, też powtarza się Twoja krzyżowa droga. Wzywałeś nas, byśmy szli Twoimi śladami. Wolimy jednak iść za Tobą wtedy, gdy wokół widzimy wiwatujące tłumy. Przepychamy się, by zająć lepsze miejsce, by droga przed nami była szeroka i zasłana gałązkami oliwnymi. I czasem nam się to udaje, ale wtedy dostrzegamy, że jesteśmy głupi jak ten osioł, na którym siedziałeś w Niedzielę Palmową. Tymczasem prawdziwą mądrość przygotowałeś nam na innej drodze. Osiołek może zejść z drogi na ukwieconą łąkę, a obciążeni ciężarem krzyża, musimy się trzymać drogi, tej właściwej i jedynej. To prawda, że droga trudna i wiedzie pod górę. To prawda, że upadamy, sapiemy z wysiłku, pot zalewa oczy. Ale tylko na tej drodze mamy pewność właściwego kierunku – prosto w ramiona Ojca.
O łaskę drogi krzyżowej błagamy Cię, Panie. Niech działają w nas zawsze źródła Twojej mocy. Naucz nas powstawać szybko po każdym upadku. Pozwól zgodzić się na tych, którzy dobrowolnie lub przymuszeni przychodzą nam z pomocą. Niech nasze własne cierpienie nie zamyka nam oczu na cierpienie innych. Tylko wtedy, gdy będziemy uważnie rozglądać się wokół i dostrzegać potrzeby ludzi, możemy zapomnieć o sobie. W ten sposób wypełnimy Twoją wolę, a nasz świat stanie się godnym mieszkaniem człowieka.
Tajemnica V: Ukrzyżowanie
Dla wiernych Twoich, Panie, życie nie kończy się, lecz odmienia, ale pozostaje jeszcze to najtrudniejsze – śmierć. Doszedłeś wreszcie do szczytu Kalwarii. Przyniosłeś z sobą cały bagaż naszych lęków, zwątpień, upadków. Całą marność ludzkiej egzystencji. Postanowiłeś do końca spełnić wolę Ojca. A On chciał, byś wyciągnął ręce na krzyżu i uchwycił krańce ziemi. On chciał, byś wywyższony ponad ziemię, wszystkich do siebie przyciągnął. To miłość do ludzi, Jezu, związała Cię z krzyżem. Ale nie miłość do anonimowej ludzkości, lecz miłość do każdego z nas. Wszyscy staliśmy pod Twoim krzyżem prawie dwa tysiące lat temu. Przecież Ty wyznaczyłeś tam punkt ciężkości historii świata.
Staliśmy pod Twoim krzyżem. Czy byliśmy tylko widzami, czy może sami krzyżowaliśmy Ciebie wśród głośnych wybuchów śmiechu? W godzinie Twojej śmierci słońce straciło swój blask, ziemia zadrżała, zasłona świątyni rozdarła się ze zgrozy. A my? Czy drobiny materii, z których powstały nasze ciała zadrżały z przerażenia, kiedy ludzkość krzyżowała swojego Boga? Czy może czekały obojętnie na swoją kolej, by osobiście uderzyć młotkiem. Trzeba wiele uderzeń młotka, żeby wbić jeden gwóźdź!
Chryste, konający samotnie między niebem i ziemią, jak zmniejszyć naszą winę za Twoją śmierć? Czy naprawdę możemy Ci pomóc w zbawieniu świata? Czy naprawdę chcesz przyjąć ludzką słabość i ją przebóstwić? Tak, już wiem. Trzeba bardzo kochać, by podpalić świat. Trzeba żyć ze świadomością, że stale jesteś przy nas, a na końcu przyjąć z Twojej ręki każdy rodzaj śmierci, jaką spodoba Ci się nam zesłać.
Jedziemy na Jasną Górę Zwycięstwa, na spotkanie z Twoim namiestnikiem na ziemi, Chryste. U stóp Twojej Matki o smutnym spojrzeniu złożymy nasz młodzieńczy entuzjazm. Ona go przyjmie i ofiaruje Tobie. A wtedy będziemy Twoimi świadkami wszędzie, na całej ziemi. Nic nas nie przestraszy i nic nie załamie. Wsparci potęgą Twojego krzyża uczynimy wszystko, czego od nas zażądasz. Rozkazuj, Panie, bo słudzy Twoi słuchają!
Rozważania tajemnic bolesnych różańca miały być jednym z elementów przygotowania do Światowego Dnia Młodzieży w Polsce. Dla Robertina stały się przygotowaniem na spotkanie z Ukrzyżowanym.