Ekumenizm w Polsce i na świecie

Robertino — rozważania różańcowe


Tajem­ni­ca I: Kona­nie Pana Jezu­sa w Ogro­dzie Oliw­nym. Czy napraw­dę ze stra­chu wystą­pił na Two­im czo­le, Jezu, krwa­wy pot? Czy napraw­dę się bałeś? Ja też się cza­sem boję. Zwłasz­cza jak mnie boli ząb albo brzuch… Wte­dy robię to samo, co Ty: idę do ojca, a jeże­li go nie ma przy mnie i czu­ję się opusz­czo­ny, idę do nie­go w myśli. Zamy­kam oczy, a on doty­ka bolą­ce­go miej­sca i jest mi lepiej, cho­ciaż ból nie ustę­pu­je…Twój Ojciec, Panie nasz, […]


Tajem­ni­ca I: Kona­nie Pana Jezu­sa w Ogro­dzie Oliw­nym. Czy napraw­dę ze stra­chu wystą­pił na Two­im czo­le, Jezu, krwa­wy pot? Czy napraw­dę się bałeś? Ja też się cza­sem boję. Zwłasz­cza jak mnie boli ząb albo brzuch… Wte­dy robię to samo, co Ty: idę do ojca, a jeże­li go nie ma przy mnie i czu­ję się opusz­czo­ny, idę do nie­go w myśli. Zamy­kam oczy, a on doty­ka bolą­ce­go miej­sca i jest mi lepiej, cho­ciaż ból nie ustę­pu­je…

Twój Ojciec, Panie nasz, był też dale­ko w godzi­nie Two­je­go stra­chu. Musia­łeś więc pobiec do Nie­go swą dra­ma­tycz­ną modli­twą: Jeśli to moż­li­we, oddal ode mnie cier­pie­nie… ale… waż­ne jest tyl­ko to, cze­go Ty chcesz!


Tak bar­dzo kocha­łeś swe­go Ojca, jak nikt z nas kochać nie potra­fi… Tą miło­ścią wyczu­wa­łeś, cze­go On chce. Przez swo­ją śmierć mia­łeś dać Ojcu nie tyl­ko sie­bie, ale ura­to­wa­nych od śmier­ci wszyst­kich ludzi – Two­ich bra­ci. Wie­dzia­łeś, że to koniecz­ne. Wie­dzia­łeś, że tego chce Ojciec. Wie­dzia­łeś, że kochasz Go tak bar­dzo, że nie możesz Mu w żaden spo­sób odmó­wić – cho­ciaż tak strasz­nie się bałeś. Wie­dzia­łeś tak­że, że kochasz ludzi tą samą miło­ścią Ojca. I dla­te­go Jego wola sta­wa­ła się Two­ją wolą. Ty chcia­łeś umrzeć. Dobro­wol­nie sze­dłeś na spo­tka­nie śmier­ci, bo tyl­ko w ten spo­sób mogłeś się zna­leźć już na zawsze w ramio­nach Ojca, szczę­śli­we­go szczę­ściem całej ludz­ko­ści.


Jeże­li może­my Cię o coś pro­sić w chwi­li Two­je­go kona­nia, kie­dy zamy­kasz oczy, by nie zale­wa­ła ich krew pły­ną­ca z czo­ła to pro­si­my Cię o dar zwy­cię­stwa nad stra­chem. Zbyt czę­sto, Jezu, boimy się złym stra­chem i dla­te­go nie możesz być z nas zado­wo­lo­ny… Boimy się powie­dzieć praw­dę. Boimy się, że nas wyśmie­ją albo zlek­ce­wa­żą i dla­te­go cza­sem pod­bie­ra­my rodzi­com pie­nią­dze, żeby mieć, żeby się poka­zać, żeby rzu­cić kole­dze w twarz pysz­ny gest. Boimy się powie­dzieć „Nie!”. Boimy się nie zapa­lić, nie wypić, nie sko­czyć do zim­nej rze­ki, nie wejść na wyso­kie drze­wo, nie zatrzy­mać się na czer­wo­nym świe­tle, nie wyha­mo­wać­przed głów­ną uli­cą – boimy się śmiesz­no­ści. Bo dla nas waż­niej­sze jest to, co myślą o nas kole­dzy i kole­żan­ki, niż to, co Ty o nas myślisz. To jest zły strach – daj nam, Panie, zwy­cię­stwo nad nim.


Boimy się cier­pie­nia. Boimy się, że jeże­li za bar­dzo Cię poko­cha­my, to możesz zażą­dać od nas cze­goś tak trud­ne­go, jak Ojciec zażą­dał od Cie­bie. Boimy się tak na poważ­nie obie­cać Ci cze­go­kol­wiek, bo możesz nas zła­pać za sło­wo. Boimy się być star­ty­mi na proch dla Two­jej spra­wy, bo za mało Cię kocha­my. Boimy się śmier­ci, choć tyl­ko ona jest bra­mą, przez któ­rą wcho­dzi­my, by zjed­no­czyć się z Two­ją miło­ścią, by zło­żyć u Two­ich stóp wszyst­kie nasze ziem­skie miło­ści… Daj nam, Jezu kona­ją­cy, zwy­cię­stwo nad stra­chem.


Tajem­ni­ca II: Biczo­wa­nie Pana Jezu­sa


Piłat też się bał. Ale jego strach był inny. Naj­pierw powie­dział, że nie znaj­du­je w Tobie żad­nej winy, a następ­nie ska­zał Cię na ubi­czo­wa­nie.


Dla­cze­go wydał Cię w ręce opraw­ców sko­ro wie­dział, że jesteś nie­win­ny?


Bał się Żydów, któ­rzy dzię­ki swo­im pie­nią­dzom mogli dotrzeć aż do cesa­rza. A Tybe­riusz lubił pie­nią­dze. Cóż zna­czy­ło dla Piła­ta jed­no ludz­kie ist­nie­nie, sko­ro w grę wcho­dzi­ła utra­ta urzę­du? Zde­cy­do­wał się więc na popeł­nie­nie nie­spra­wie­dli­wo­ści, byle tyl­ko zacho­wać wła­dzę.


Pierw­sze ustęp­stwo Piła­ta pocią­gnę­ło za sobą następ­ne. W któ­rym momen­cie mógł się jesz­cze wyco­fać? Nie wia­do­mo. Jed­no jest pew­ne – spa­ra­li­żo­wa­ny stra­chem wydał wyrok.


Ta histo­ria Piła­ta-sędzie­go powta­rza się, Panie Jezu, w naszym życiu. Tak lubi­my osą­dzać postę­po­wa­nie innych, tak lubi­my wyda­wać wyro­ki. Nie chce­my nawet pamię­tać o tym, że ten, kto prze­ciw nam zawi­nił jest lep­szy od nas samych. Zawi­nił wobec nas, ale w sto­sun­ku do innych jest dobry, ser­decz­ny, spie­szą­cy z pomo­cą. To chy­ba na tym, Panie nasz, pole­ga miłość nie­przy­ja­ciół. Nie ma prze­cież czło­wie­ka, któ­ry był­by nie­przy­ja­cie­lem wszyst­kich. Kie­dy już osą­dzi­li­śmy i wyda­li­śmy wyrok, natych­miast przy­stę­pu­je­my do jego wyko­na­nia. Czę­sto sami przyj­mu­je­my tak­że rolę katów. Biczu­je­my myślą, spoj­rze­niem, sło­wem. Oplu­wa­my i poni­ża­my. Nie cofa­my się przed obmo­wą i oszczer­stwem, a kie­dy i tego jest mało, posu­wa­my się do osta­tecz­no­ści. Potę­pia­my czło­wie­ka, a nie zło, któ­re popeł­nił. Nie daje­my mu żad­nej szan­sy. Zapo­mi­na­my, że taka posta­wa gra­ni­czy już z nie­na­wi­ścią, zawsze sprze­ci­wia­ją­cą się Tobie, któ­ry jesteś Miło­ścią.


Uchroń nas, Jezu poni­żo­ny przy biczo­wa­niu przed poku­są osą­dza­nia innych, daj nam miłość do naszych wro­gów, aby każ­dy, kto nas zoba­czy wie­dział, jak miło­sier­ny i dobry jest nasz Bóg.


Tajem­ni­ca III: Uko­ro­no­wa­nie Pana Jezu­sa cier­niem


Kie­dy ock­ną­łeś się z omdle­nia, Panie, poczu­łeś inny strasz­li­wy ból. To żoł­nie­rze posta­no­wi­li się zaba­wić i wci­snę­li Ci na gło­wę koro­nę z cier­ni. Dla nich byłeś tyl­ko bied­nym ska­zań­cem, bun­tow­ni­kiem prze­ciw­ko Rzy­mo­wi. Nie odczu­wa­li lito­ści nad Tobą, ale nie była to tak­że nie­na­wiść. Nie pierw­szy raz mie­li do czy­nie­nia ze ska­zań­cem. Przy­zwy­cza­ili się. Sto­su­nek rzym­skich żoł­nie­rzy do Cie­bie, Jezu, to była zim­na obo­jęt­ność lub – co naj­wy­żej – pogar­da. Nie bali się “Kró­la żydow­skie­go”, bo czyż mógł on w jaki­kol­wiek spo­sób zagro­zić wiel­kie­mu Rzy­mo­wi, któ­re­mu słu­ży­li? Choć sami byli mały­mi tchórz­li­wy­mi ludź­mi, to jako żoł­nie­rze czu­li się sil­ni siłą Rzy­mu. Czy mogli choć­by przy­pusz­czać, że już wkrót­ce ucznio­wie tego Ska­zań­ca ruszą na pod­bój sto­li­cy cesar­stwa i zdo­bę­dą ją?


My rów­nież, Panie, czu­je­my w sobie czę­sto try­ska­ją­ce źró­dło złej siły. Czym mniej­si i tchórz­liw­si jeste­śmy, tym chęt­niej kar­mi­my się mocą gru­py, do któ­rej nale­ży­my. To może być ban­da, kla­sa szkol­na, gru­pa kole­gów z pra­cy, naród… I jeśli wpad­nie nam w ręce ktoś słab­szy, nasze tchó­rzo­stwo kar­mio­ne mocą tłu­mu, wybu­cha okru­cień­stwem. Słab­sze­go moż­na prze­cież bez­kar­nie poni­żyć, wyśmiać, popchnąć, ude­rzyć. Moż­na być coraz gor­szym – to już łatwe, nie trze­ba się nawet silić na nie­na­wiść – wystar­czy obo­jęt­ność, któ­ra rodzi pogar­dę.


Broń nas, Panie przed fał­szy­wym poczu­ciem siły. Naucz nas, że praw­dzi­wą mocą czło­wie­ka jest jego miłość, któ­ra wycho­dząc naprze­ciw nie­na­wi­ści świa­ta, wypie­ra ją i prze­mie­nia w sie­bie. Broń nas przed obo­jęt­no­ścią, któ­ra nie pozwa­la nam dostrzec praw­dzi­wej war­to­ści dru­gie­go czło­wie­ka, przy­jąć go i wzbo­ga­cić się nim. Daj nam ser­ca czu­łe i wraż­li­we, daj zro­zu­mieć, że dobra miłość do ludzi jest odbi­ciem miło­ści do Cie­bie, jedy­ne Dobro świa­ta.


Tajem­ni­ca IV: Dro­ga Krzy­żo­wa


Ruszy­łeś, Panie, w swą ostat­nią ziem­ską dro­gę. Tyle razy prze­mie­rza­łeś ulicz­ki sta­rej Jero­zo­li­my. Każ­dy Twój krok zosta­wiał ślad dobrej miło­ści. Nie­wi­do­mi odzy­ski­wa­li wzrok, głu­si – słuch, spa­ra­li­żo­wa­ni – siłę w nogach. Moc Twe­go spoj­rze­nia oczysz­cza­ła dusze cho­re grze­chem. Twój uśmiech rodził radość.


Teraz idziesz pochy­lo­ny pod cię­ża­rem bel­ki krzy­ża. Teraz też każ­dy Twój krok zosta­wia ślad, ale to już tyl­ko krwa­wy ślad sto­py na bia­łych kamie­niach. Czy może brzmia­ły Ci jesz­cze w uszach krzy­ki wiwa­tu­ją­cych tłu­mów? Czy może krzyk “Hosan­na Syno­wi Dawi­da! został zagłu­szo­ny przez rów­nie gło­śne “Ukrzy­żuj Go!” A gdzie sie podzia­li Twoi ucznio­wie? Co było trud­niej unieść – krzyż czy tchó­rzo­stwo przy­ja­ciół? Co było bole­śniej­sze – rany czy spo­tka­nie z Mat­ką? A czy współ­czu­cie Wero­ni­ki i płacz kobiet były dla Cie­bie jakąś pocie­chą? A dla­cze­go trze­ba było zmu­szać Szy­mo­na z Cyre­ny, żeby Ci pomógł?


Koro­wód pytań. A odpo­wie­dzi w życiu każ­de­go z nas. Łatwiej się wzru­szać, niż pomóc; łatwiej potę­pić, niż zro­zu­mieć; łatwiej uciec, niż sta­wić czo­ła drań­stwu.


W naszym życiu, Panie Jezu, też powta­rza się Two­ja krzy­żo­wa dro­ga. Wzy­wa­łeś nas, byśmy szli Two­imi śla­da­mi. Woli­my jed­nak iść za Tobą wte­dy, gdy wokół widzi­my wiwa­tu­ją­ce tłu­my. Prze­py­cha­my się, by zająć lep­sze miej­sce, by dro­ga przed nami była sze­ro­ka i zasła­na gałąz­ka­mi oliw­ny­mi. I cza­sem nam się to uda­je, ale wte­dy dostrze­ga­my, że jeste­śmy głu­pi jak ten osioł, na któ­rym sie­dzia­łeś w Nie­dzie­lę Pal­mo­wą. Tym­cza­sem praw­dzi­wą mądrość przy­go­to­wa­łeś nam na innej dro­dze. Osio­łek może zejść z dro­gi na ukwie­co­ną łąkę, a obcią­że­ni cię­ża­rem krzy­ża, musi­my się trzy­mać dro­gi, tej wła­ści­wej i jedy­nej. To praw­da, że dro­ga trud­na i wie­dzie pod górę. To praw­da, że upa­da­my, sapie­my z wysił­ku, pot zale­wa oczy. Ale tyl­ko na tej dro­dze mamy pew­ność wła­ści­we­go kie­run­ku – pro­sto w ramio­na Ojca.


O łaskę dro­gi krzy­żo­wej bła­ga­my Cię, Panie. Niech dzia­ła­ją w nas zawsze źró­dła Two­jej mocy. Naucz nas powsta­wać szyb­ko po każ­dym upad­ku. Pozwól zgo­dzić się na tych, któ­rzy dobro­wol­nie lub przy­mu­sze­ni przy­cho­dzą nam z pomo­cą. Niech nasze wła­sne cier­pie­nie nie zamy­ka nam oczu na cier­pie­nie innych. Tyl­ko wte­dy, gdy będzie­my uważ­nie roz­glą­dać się wokół i dostrze­gać potrze­by ludzi, może­my zapo­mnieć o sobie. W ten spo­sób wypeł­ni­my Two­ją wolę, a nasz świat sta­nie się god­nym miesz­ka­niem czło­wie­ka.


Tajem­ni­ca V: Ukrzy­żo­wa­nie


Dla wier­nych Two­ich, Panie, życie nie koń­czy się, lecz odmie­nia, ale pozo­sta­je jesz­cze to naj­trud­niej­sze – śmierć. Dosze­dłeś wresz­cie do szczy­tu Kal­wa­rii. Przy­nio­słeś z sobą cały bagaż naszych lęków, zwąt­pień, upad­ków. Całą mar­ność ludz­kiej egzy­sten­cji. Posta­no­wi­łeś do koń­ca speł­nić wolę Ojca. A On chciał, byś wycią­gnął ręce na krzy­żu i uchwy­cił krań­ce zie­mi. On chciał, byś wywyż­szo­ny ponad zie­mię, wszyst­kich do sie­bie przy­cią­gnął. To miłość do ludzi, Jezu, zwią­za­ła Cię z krzy­żem. Ale nie miłość do ano­ni­mo­wej ludz­ko­ści, lecz miłość do każ­de­go z nas. Wszy­scy sta­li­śmy pod Two­im krzy­żem pra­wie dwa tysią­ce lat temu. Prze­cież Ty wyzna­czy­łeś tam punkt cięż­ko­ści histo­rii świa­ta.


Sta­li­śmy pod Two­im krzy­żem. Czy byli­śmy tyl­ko widza­mi, czy może sami krzy­żo­wa­li­śmy Cie­bie wśród gło­śnych wybu­chów śmie­chu? W godzi­nie Two­jej śmier­ci słoń­ce stra­ci­ło swój blask, zie­mia zadrża­ła, zasło­na świą­ty­ni roz­dar­ła się ze zgro­zy. A my? Czy dro­bi­ny mate­rii, z któ­rych powsta­ły nasze cia­ła zadrża­ły z prze­ra­że­nia, kie­dy ludz­kość krzy­żo­wa­ła swo­je­go Boga? Czy może cze­ka­ły obo­jęt­nie na swo­ją kolej, by oso­bi­ście ude­rzyć młot­kiem. Trze­ba wie­le ude­rzeń młot­ka, żeby wbić jeden gwóźdź!


Chry­ste, kona­ją­cy samot­nie mię­dzy nie­bem i zie­mią, jak zmniej­szyć naszą winę za Two­ją śmierć? Czy napraw­dę może­my Ci pomóc w zba­wie­niu świa­ta? Czy napraw­dę chcesz przy­jąć ludz­ką sła­bość i ją prze­bó­stwić? Tak, już wiem. Trze­ba bar­dzo kochać, by pod­pa­lić świat. Trze­ba żyć ze świa­do­mo­ścią, że sta­le jesteś przy nas, a na koń­cu przy­jąć z Two­jej ręki każ­dy rodzaj śmier­ci, jaką spodo­ba Ci się nam zesłać.


Jedzie­my na Jasną Górę Zwy­cię­stwa, na spo­tka­nie z Two­im namiest­ni­kiem na zie­mi, Chry­ste. U stóp Two­jej Mat­ki o smut­nym spoj­rze­niu zło­ży­my nasz mło­dzień­czy entu­zjazm. Ona go przyj­mie i ofia­ru­je Tobie. A wte­dy będzie­my Two­imi świad­ka­mi wszę­dzie, na całej zie­mi. Nic nas nie prze­stra­szy i nic nie zała­mie. Wspar­ci potę­gą Two­je­go krzy­ża uczy­ni­my wszyst­ko, cze­go od nas zażą­dasz. Roz­ka­zuj, Panie, bo słu­dzy Twoi słu­cha­ją!


Roz­wa­ża­nia tajem­nic bole­snych różań­ca mia­ły być jed­nym z ele­men­tów przy­go­to­wa­nia do Świa­to­we­go Dnia Mło­dzie­ży w Pol­sce. Dla Rober­ti­na sta­ły się przy­go­to­wa­niem na spo­tka­nie z Ukrzy­żo­wa­nym.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.