Skarb modlitwy — Niedziela Rogate
- 23 maja, 2003
- przeczytasz w 7 minut
“Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat” Jan 16,33 Na przestrzeni wieków pojawiali się ludzie, dla których Bóg był niepotrzebnym balastem ludzkości, poskromieniem witalnych sił człowieka, oburzającą niewolą sumienia czy wręcz obyczajowym nieporozumieniem. Wielu uważa wiarę w Boga za uciążliwy relikt przeszłości, który wobec niepohamowanego postępu cywilizacyjnego, rozwoju techniki i medycyny jest tylko kolejnym pocieszeniem dla słabych ludzi, którzy nie potrafią […]
“Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat” Jan 16,33
Na przestrzeni wieków pojawiali się ludzie, dla których Bóg był niepotrzebnym balastem ludzkości, poskromieniem witalnych sił człowieka, oburzającą niewolą sumienia czy wręcz obyczajowym nieporozumieniem. Wielu uważa wiarę w Boga za uciążliwy relikt przeszłości, który wobec niepohamowanego postępu cywilizacyjnego, rozwoju techniki i medycyny jest tylko kolejnym pocieszeniem dla słabych ludzi, którzy nie potrafią poradzić sobie sami z twardą rzeczywistością, uciekając w świat religijnych abstraktów, rytualnych czarów i niezrozumiałych dla nikogo dogmatów.
W wersji nieco prostszej powyższe przekonanie określa się również poprzez stwierdzenie, że tak naprawdę nikt z nas nie wie, czy ten Pan Bóg w ogóle istnieje, czy podzielone i skompromitowane chrześcijaństwo jest akurat tą jedyną prawdziwą religią, bo przecież jak wszyscy wiedzą, istnieją inne coraz bardziej liczne religie? Dlaczego akurat właśnie chrześcijaństwo miałoby być tą najprawdziwszą drogą? Czyż wszystko nie jest w gruncie rzeczy podobne i nie sprowadza się do tych samych, uniwersalnych zasad? Czy w świetle powszechnej obojętności, znużenia religią, odesłania Pana Boga na wygnanie do sfery prywatnych wyobrażeń, wiara przestała być czymś wyjątkowym, wartym zainteresowania? Czy w świetle powyższego wiara nie jest narzędziem zaspokojenia ciekawości o tym, co będzie po naszej śmierci? Czy nie jest naiwnym spojrzeniem za uchylone drzwi?
Oczywiście, wielu tak właśnie uważa. Takie przekonania mieli nie tylko filozofowie, ale także politycy, którzy przy pomocy zbrodniczych systemów totalitarnych jak komunizm czy faszyzm próbowali „wyplenić” zacofanie, pod którym rozumieli wyczyszczenie świata z religii. Nie tylko ideologie przyczyniły się do stopniowego wymierania chrześcijaństwa. Również same Kościoły chrześcijańskie dawały złe świadectwo prawdzie, odwracały się od swego nauczania, szły na skróty, ograniczając się do powierzchownego zaspokajania religijnych życzeń. To wszystko uprawnia pytanie, czy Jezus, mówiąc, że zwyciężył świat (J 16,33) najzwyczajniej się pomylił?
Niedziela Rogate przypomina nam o znaczeniu modlitwy. To właśnie przede wszystkim po to spotykamy się w naszych kościołach i kaplicach, by wspólnie, z dala od zgiełku codzienności, w przytulnej, często nawet bardzo rodzinnej atmosferze, pomodlić się, przeżyć społeczność z Panem Bogiem, ale także z naszymi siostrami i braćmi w wierze. Czy jednak w świetle zarysowanej na początku sytuacji i ostrego pytania o prawdziwość wiary chrześcijańskiej nasza modlitwa ma jakikolwiek sens? Czy modlitwa, i zawarte w niej prośby, skargi i różnego rodzaju przemyślenia, jest warta codziennego pielęgnowania, czy raczej zdaje się być tylko potokiem nic nie znaczących słów, które w nieprzemyślany sposób recytujemy w powietrze, tak by zaspokoić wewnętrzne zapotrzebowanie na choćby kawałek świętości?
Niektórzy mogą się teraz zastanawiać, czy czasem nie przesadzam z pytaniami? Czyż nie jest pożyteczne dogłębne wniknięcie w sens pytań, które nas dręczą, o których boimy się mówić? Ucieczka w krainę ułudy i dyżurnych odpowiedzi, nie liczących się z często dramatycznym doświadczeniem wiary, jest tym, co z słusznością krytykowali wrodzy chrześcijaństwu myśliciele.
Czasy, w których żyjemy zachęcają nas do obojętności, nazbyt łatwej rezygnacji z pytań, które prędzej czy później każdy z nas sobie stawia. Filozof G. Bernaros powiedział kiedyś, że nasz świat się załamuje, że ludzie „zaczynają szukać jakiegoś pustkowia, jakiegoś zaułka ulicy, gdzie mogliby zgubić swoją nieśmiertelną duszę i mieć nadzieję, że nikt im jej nie odniesie.” To zastraszająca analiza naszych czasów, w których wołanie o prawdę, prośba o wysłuchanie (Ps. 130,1) jest konieczniejsza jak nigdy przedtem.
Biorąc pod uwagę pojawiające się wątpliwości i zastrzeżenia należy z całą mocą powiedzieć: ani modlitwa, ani wiara chrześcijańska, ani jakiekolwiek praktyki religijne nie mają sensu, jeśli nie biorą na poważnie Tego, który jest początkiem i końcem każdego myślenia o Bogu (Hebr. 12,2). Ani wiara, ani modlitwa nie mają sensu, jeśli nie są zwrócone ku świętemu Bogu, który objawił się dla naszego zbawienia w Jezusie Chrystusie. Ani wiara, ani modlitwa nie mają sensu, jeśli rozumiane są w kategoriach religijnej gimnastyki, naszego własnego wysiłku, jeśli nie zakładają, że wiara i umiejętność modlitwy pochodzą jedynie od Ducha Świętego, który uzdalnia nas do modlitwy, więcej, który prowadzi nas ku niej i w nas trwa, gdy się modlimy.
Z tego wynika, że wiara jako bezgraniczne i bezwarunkowe zaufanie żywemu Bogu i modlitwa, jako otwarcie się na Boże działanie, jako udział w Bożej tajemnicy i radości zbawienia, są darami łaski, nieopisanym i niewypowiedzianym otwarciem się Pana Boga na naszą niedoskonałość, nasze wątpliwości. To Boża wyrozumiałość względem nas. Chodzi o wyrozumiałość Boga, którą okazuje nam wtedy, gdy błądzimy, gdy negujemy Jego istnienie, gdy zniekształcamy Prawdę o Jego miłości, gdy nadużywamy Jego zdumiewającego miłosierdzia. I właśnie w tym wszystkim Bóg zwycięża nas, zwycięża świat, łamie naszą dumę.
Pan Bóg nie kłóci się, nie polemizuje z hałaśliwym i natrętnym krzykiem piewców rzekomej doskonałości i samowystarczalności człowieka. O wiele bardziej Bóg przemówił do nas w najbardziej oryginalny sposób w Osobie Jezusa Chrystusa i poprzez Ducha Świętego czyni to nadal. On w cichy, często niepozorny sposób dodaje nam siły (5 Mż 8,18), ogarnia nas całą swoją mocą (Ps 139,5), jest przy nas wtedy, gdy wydaje nam się, że zostaliśmy zupełnie sami.
Obietnica Jezusa o Jego trwaniu przy nas do końca dni, o wysłuchiwaniu naszych modlitw, naszych westchnień nie jest tanim pocieszeniem, ani naiwnym żartem religijnych marzycieli, ani pobożnym życzeniem. Obietnica Jezusa jest przewyższającym nasze rozumienie zaproszeniem do ufności i nadziei. Nie jest to droga prosta ani nie jest to wydarzenie, którego skutki od razu dostrzegamy w spektakularnych znakach i czynach, ale jest to skok wiary, absolutne otwarcie się na Boga, na Jego Słowa i to wbrew trudnościom, i wątpliwościom. To właśnie w upadku i poniżeniu, w smutku i nieszczęściu, w rezygnacji i przerażającej pustce beznadziei nasze wołanie i prośba potrafią mieć kojące działanie, gdyż Duch Św. sprawia, że odnajdujemy sens życia i wielką wyobraźnię wiary.
To właśnie w modlitwie, w jej najróżniejszych postaciach odnajdujemy przestrzeń spotkania z Bogiem, nawet jeśli nasze słowa pozostają niedoskonałe lub nawet wtedy, kiedy nie potrafimy odnaleźć odpowiednich słów (Ps 66,20). Czasami najlepsze jest milczenie, ale również wtedy Duch Św. w niewypowiedzianych westchnieniach woła w nas, wlewa życie w głębokości naszych serc, w ciemności zwątpienia i bezsilności. Cała krytyka, wszelki krzyk przeciwko Bogu ustaje i blednie, gdy z łaski Pana uświadomimy sobie, iż Bóg jest ponad naszymi spekulacjami i ograniczającą dowolnością naszych wyobrażeń. Dowiódł tego na krzyżu Golgoty, kiedy złamał wszelkie wyobrażenia o potędze i sile, by objawić się w dramatycznej słabości, bezgranicznym poniżeniu i gorszącej hańbie. To Bóg po naszej stronie, który nawiedził Lud swój (Łk 7,16)!
Tę nadzieję chcemy sobie przekazywać, to ona nas tutaj zgromadza, pozwala dostrzec więcej niż smutek, chorobę czy śmierć (Ps. 116,10). Wiara, do której zachęca nas Jezus, jest nieustanną prośbą i wołaniem, jest nigdy nie kończącym się biegiem ku prawdzie miłości. Zbliżające się Święto Wniebowstąpienia Pańskiego ukazuje nam potwierdzenie nadziei i sens próśb. Wstępujący do Ojca Jezus nie jest Bogiem odchodzącym, wymykającym się naszemu doświadczeniu, ale jest Bogiem nieustannie przychodzącym i obecnym, który mocą swej miłości kieruje nasze myśli nie tylko ku nadziei Zmartwychwstania, ale również ku doczesności, w której mamy być świadkami Jego prawdy, wbrew wszystkiemu i wszystkim.
Mimo iż Pan Bóg wie, o co chcemy Go prosić, jakie są nasze potrzeby (Mt 6,8), to jednak w swojej łasce umożliwia nam modlitwę, w której poznajemy nie tylko Jego oddanie, ale także samych siebie, gdyż modlitwa jest wniknięciem w zakątki duszy, jest zwróceniem się do pytań, których nie możemy pozostawić innym. Wspominając gorzką i bolesną mękę naszego Pana i uwielbiając Jego Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie niechaj nasze serca nie ustają w prośbie do Ducha Świętego, aby oświecił nas wiarą w Tego, który świat zwyciężył i który woła do nas: „A gdy Ja będę wywyższony ponad ziemię, wszystkich do siebie pociągnę.” (J 12,32). Amen.