Ekumenizm w Polsce

Ekumenizm nasz wczorajszy


Eku­me­nizm w Pol­sce – i to są jego sta­łe – ma zarów­no posmak zatro­ska­nia bli­żej nie­okre­ślo­ną jed­no­ścią, ale też towa­rzy­skie­go blich­tru i słab­ną­ce­go zain­te­re­so­wa­nia eku­me­ni­zmem jako takim. Jest w nim rów­nież wie­le waż­nych ini­cja­tyw i jesz­cze wię­cej ludzi, któ­rym napraw­dę zale­ży i napraw­dę się chce. To, że temat eku­me­ni­zmu wyska­ku­je w stycz­nio­we dni niczym zom­bie z cmen­tar­ne­go zauł­ku – co jed­nych cie­szy, innych prze­ra­ża, a więk­szość nudzi – nie zmie­nia pro­ste­go fak­tu, że lepiej roz­ma­wiać niż nie roz­ma­wiać.



Znów sta­je­my przed pyta­niem, jaki jest stan ruchu eku­me­nicz­ne­go w Pol­sce, a to z oka­zji Tygo­dnia Modlitw o Jed­ność Chrze­ści­jan, odby­wa­ją­ce­go się tym razem pod hasłem „Życz­li­wy­mi bądź­my”.

Gdy rok temu po raz pierw­szy byłem w Gre­cji obie­ca­łem sobie, że nie będę już kry­ty­ko­wać pol­skiej eku­me­nii. Odwie­dzi­łem tam nie tyl­ko bar­dzo gościn­nych pra­wo­sław­nych, ale też dia­spo­rę lute­rań­ską – poin­for­mo­wa­no mnie, że eku­me­nizm to wła­ści­wie sło­wo nie­zna­ne. Oka­zu­je się, że wciąż moż­li­wa jest sytu­acja, gdy w odle­gło­ści ok. 80–100 metrów stoi oka­za­ła cer­kiew i kościół ewan­ge­lic­ki, a mimo to nie ma kon­tak­tów ani na niwie pry­wat­nej, a o ducho­wej już nie wspo­mi­na­jąc. Inne sto­sun­ki licz­bo­we – moż­na było­by powie­dzieć i – jak mawiał pewien kla­syk – nie ma takiej potrze­by, bo nie dość, żeście here­ty­cy to jesz­cze was tak mało.

Ale czy na tym moż­na poprze­stać? Na zachwy­cie, że u nas nie jest aż tak źle, bo u innych jest gorzej? Kie­dy jest gorzej, a kie­dy jest lepiej?

W minio­nym roku uczest­ni­czy­łem w nie­prze­cięt­nie wie­lu wyda­rze­niach eku­me­nicz­nych – kon­fe­ren­cjach nauko­wych, sym­po­zjach, nabo­żeń­stwach róż­nych Kościo­łów, mniej lub bar­dziej ofi­cjal­nych spo­tka­niach oraz w trud­nych do zli­cze­nia roz­mów o eku­me­ni­zmie. Reflek­sja? Otóż, oprócz obo­jęt­no­ści wobec eku­me­ni­zmu, któ­ra ist­nie­je wśród wier­nych i duchow­nych wie­lu Kościo­łów i zmę­cze­nia eku­me­ni­zmem, poja­wił się — tudzież stał się bar­dziej widocz­ny feno­men eku­me­nicz­nej nie­chę­ci. Moż­na powie­dzieć, że to wca­le nie jest źle, bo prze­cież nie ma nic gor­sze­go niż obo­jęt­ność. A jed­nak, mam dość sil­ne wra­że­nie, że obo­jęt­ność powo­li ustę­pu­je miej­sca nie­chę­ci i dystan­so­wi wobec eku­me­ni­zmu. Chciał­bym, aby ktoś udo­wod­nił, że nie mam racji i chciał­bym nie mieć w tym przy­pad­ku racji, ale trud­no mi uciec od wnio­sku, że eku­me­nizm stał się nie­po­żą­da­nym, gorą­cym kar­to­flem lub wspo­mnia­nym wyżej zom­bie, z któ­ry­mi nie wia­do­mo co do koń­ca zro­bić, bo już się tak utar­ło, że w stycz­niu eku­me­ni­zu­je­my się…

Nie uspo­ko­iły mnie ani entu­zja­stycz­ny wywiad bp. Krzysz­to­fa Nit­kie­wi­cza dla Tygo­dni­ka Idzie­my i Nie­dzie­li, ani róż­ni­cu­ją­ce wnio­ski bp. Jerze­go Sam­ca, pre­ze­sa Pol­skiej Rady Eku­me­nicz­nej, wygło­szo­ne pod­czas przy­ję­cia nowo­rocz­ne­go PRE.

Dla­cze­go? W wie­lu Kościo­łach moż­na zaob­ser­wo­wać pro­ces usztyw­nia­nia sta­no­wisk nie­chęt­nych lub co naj­mniej scep­tycz­nych wobec eku­me­ni­zmu. Dobre rela­cje mię­dzy­ludz­kie są war­to­ścią bez­cen­ną, doda­ną i zaiste bło­go­sła­wio­ną, ale czy to napraw­dę wszyst­ko?

Oprócz towa­rzy­skich spo­tkań (abso­lut­nie nie negu­ję ich potrze­by!), chwa­leb­nych akcji orga­ni­zo­wa­nych siłą roz­pę­du, nie odby­wa się teo­lo­gicz­na reflek­sja na temat jed­no­ści mię­dzy poszcze­gól­ny­mi Kościo­ła­mi – cho­ciaż­by Kościo­ła­mi PRE. Bra­ku­je fer­men­tu teo­lo­gicz­ne­go. Nie mówię teraz o nauko­wych kon­fe­ren­cjach teo­lo­gicz­nych, któ­re się prze­cież odby­wa­ły i były rela­cjo­no­wa­ne tak­że na ekumenizm.pl, ale o pra­ce mię­dzy Kościo­ła­mi, któ­re nie były­by ogra­ni­czo­ne do odfaj­ko­wy­wa­nia jubi­le­uszów, rocz­nic i innych kościel­nych zda­rzeń lub oka­zyj­nych mani­fe­stów o świę­ce­niu nie­dzie­li czy innym „tym i owym”.

Zamiast tego coraz wyraź­niej­sze jest postrze­ga­nie eku­me­ni­zmu jako bala­stu i zaostrza­nia kur­su wobec eku­me­nicz­ne­go współ­ist­nie­nia, ogra­ni­cza­jąc je do mini­mum. Jed­ne Kościo­ły czy­nią tak ze wzglę­du na wewnętrz­ne napię­cia i oba­wę, że zbyt otwar­ta posta­wa wobec eku­me­ni­zmu może dopro­wa­dzić do roz­ła­mu, a inne w lęku przed świa­tem, któ­ry prze­cież „i tak nas nie rozu­mie” i chce nam poła­mać man­kie­ty.

Dystans wobec rela­cji mię­dzy­ko­ściel­nych – jak enig­ma­tycz­nie o eku­me­ni­zmie mówią coraz czę­ściej przed­sta­wi­cie­le pol­skie­go pra­wo­sła­wia – może mieć wie­le przy­czyn. Oczy­wi­ście, zade­kre­to­wać moż­na, że wpraw­dzie nie jest cudow­nie, ale prze­cież tak wie­le się zmie­ni­ło na prze­strze­ni kil­ku­dzie­się­ciu lat. Pyta­nie tyl­ko, jak dłu­go będzie moż­na eks­plo­ato­wać roz­grze­wa­ją­ce ser­ce opo­wie­ści, że już do sie­bie nie strze­la­my, nie rzu­ca­my kamie­nia­mi, że się sza­nu­je­my, że się odwie­dza­my, razem sma­ży­my kotle­ty i cza­sa­mi się pomo­dli­my, choć nie każ­dy z każ­dym. Jeśli w tym wyczer­pu­je się sens eku­me­ni­zmu to rze­czy­wi­ście może­my się zado­wo­le­ni rozejść do domów i podzię­ko­wać hie­rar­chom za cudow­ne dzie­ła eku­me­nicz­ne wbrew wszyst­kim maru­de­rom.

Pol­ski kra­jo­braz reli­gij­ny zmie­nia się. Nie tyl­ko dla­te­go, że pol­ska mło­dzież seku­la­ry­zu­je się naj­szyb­ciej w Euro­pie. Nie tyl­ko dla­te­go, że tak­że pozo­sta­łe czę­ści spo­łe­czeń­stwa sys­te­ma­tycz­nie odwra­ca­ją się od zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­nej reli­gii domi­nu­ją­ce­go wyzna­nia, co też nie pozo­sta­je bez kon­se­kwen­cji dla Kościo­łów mniej­szo­ścio­wych. Nie­któ­re z nich w mniej lub bar­dziej ofi­cjal­ny spo­sób tłu­mią wewnętrz­ne zry­wy eku­me­nicz­ne lub znie­chę­ca­ją eku­me­nicz­nie zain­te­re­so­wa­nych do dal­sze­go prak­ty­ko­wa­nia ‘eku­me­nicz­nej fana­be­rii’.

Do tej ukła­dan­ki seku­la­ry­za­cyj­no-laicy­zu­ją­cej docho­dzą nowe ruchy reli­gij­ne w dużych metro­po­liach – cho­dzi o powsta­wa­nie coraz to nowych wspól­not (neo)pentekostalnych, któ­re nie posia­da­jąc wła­snych budyn­ków dosko­na­le sobie radzą na polu misyj­nym, przy­cią­ga­jąc głów­nie ludzi mło­dych i w śred­nim wie­ku. W więk­szo­ści, wspól­no­ty te są obo­jęt­ne wobec pytań eku­me­nicz­nych. Oczy­wi­ście, nie bra­ku­je nie­chęt­nych zelo­tów i anty­eku­me­nicz­nych krzy­ża­ków, ale wspól­no­ty te po pro­stu eku­me­ni­zmem się nie zaj­mu­ją. Dla nich ten temat nie ist­nie­je, nie jest waż­ny. To wyzwa­nie, jakie stwa­rza­ją nowe ruchy, zda­je się dostrze­gać jedy­nie Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki, co jest zro­zu­mia­łe, bio­rąc pod uwa­gę fakt, skąd rekru­tu­ją się człon­ko­wie nowych wyznań reli­gij­nych. Czy dla ruchu eku­me­nicz­ne­go zja­wi­sko to jest ambi­wa­lent­ne?

Jeśli eku­me­nizm rze­czy­wi­ście ma pro­ble­my toż­sa­mo­ścio­we, jeśli rze­czy­wi­ście dzie­je się coś, co uza­sad­nia nie­po­kój albo let­ni sto­su­nek do eku­me­ni­zmu, to poja­wia się pyta­nie, czy Kościo­ły i orga­ni­za­cje eku­me­nicz­ne (np. PRE) dostrze­ga­ją pro­blem, a jeśli tak, to co z tym robią. Moż­na też uznać – jak prze­ko­ny­wał mnie mój zna­jo­my kapłan – że eku­me­nizm de fac­to nie ist­nie­je, że bra­ku­je zasad­ni­cze­go czyn­ni­ka, czy­li pra­gnie­nia jed­no­ści.

Być może jest tak, że marazm spo­łecz­no-poli­tycz­ny, któ­ry toczy spo­łe­czeń­stwo, prze­kła­da się w pro­stej lub krzy­wej linii na ocze­ki­wa­nia wobec eku­me­ni­zmu lub brak takich ocze­ki­wań. Być może. Nie­mniej, u pro­gu – jak to się mówi uro­czy­ście – Tygo­dnia Modlitw o Jed­ność Chrze­ści­jan, nie tyl­ko, że wypa­da, ale i war­to posta­wić sobie bar­dziej fun­da­men­tal­ne pyta­nia: cze­go wła­ści­wie od sie­bie chce­my i czy w ogó­le cze­goś od sie­bie chce­my? Cho­dzi o pyta­nia, któ­re nie będą doty­czyć tyl­ko wiecz­nych pytań o otwar­cie waty­kań­skiej zamra­żal­ki, w któ­rej utknął doku­ment o mał­żeń­stwach o róż­nej przy­na­leż­no­ści wyzna­nio­wej, lub czy powin­no się orga­ni­zo­wać nabo­żeń­stwa eku­me­nicz­ne z sakra­men­tem Komu­nii Świę­tej.

Chy­ba, nie wystar­czy mówić o zmien­nych tem­pe­ra­tu­rach ruchu eku­me­nicz­ne­go, nie war­to też roz­dzie­rać szat, bo prze­cież tak czy ina­czej jed­ność nie jest pro­duk­tem, któ­ry opa­ten­tu­je Pol­ska Rada Eku­me­nicz­na czy Rada ds. Eku­me­ni­zmu Kon­fe­ren­cji Epi­sko­pa­tu Pol­ski. Nie mam wąt­pli­wo­ści, że w cią­gu naj­bliż­szych lat sytu­acja Kościo­łów dra­ma­tycz­nie się zmie­ni, a to pocią­gnie za sobą rewi­zję eku­me­ni­zmu, sen­sow­no­ści pew­nych struk­tur, roz­wią­zań i pomy­słów. Dale­ki rów­nież jestem od tego, aby pła­kać nad seku­la­ry­za­cją – uwa­żam, że jest ona nie tyl­ko nie­unik­nio­na, ale wręcz w pew­nych aspek­tach do nor­mal­no­ści koniecz­nie potrzeb­na, aby odkryć i zro­zu­mieć to, co już jest i co otrzy­ma­li­śmy, a co nam trud­no nie­raz dostrzec.


» Ekumenizm.pl: Eku­me­nizm to Jezus, eku­me­nizm kar­to­no­wy i pokle­py­wa­nia

» Ekumenizm.pl: Kto nie ryzy­ku­je, ten nie pije eku­me­nicz­ne­go szam­pa­na

» Ekumenizm.pl: Eku­me­nizm — sta­ra śpiew­ka?

» Ekumenizm.pl: E‑ku­ku-menizm

» Ekumenizm.pl: Kotle­to­wy eku­me­nizm


Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.