Ekumenizm w Polsce

Mój biskup Zdzisław, ekumenista niedościgniony


Wyzna­nie: „mój biskup” w odnie­sie­niu do duchow­ne­go Kościo­ła ewan­ge­lic­ko-refor­mo­wa­ne­go w ustach rzym­skie­go kato­li­ka, któ­re­go powo­ła­niem od pół wie­ku jest upo­wszech­nia­nie życia i naucza­nia pry­ma­sa Wyszyń­skie­go i papie­ża Jana Paw­ła II, może wydać się cokol­wiek dziw­ne.


A jed­nak jest to naj­szczer­sza praw­da. Nie tyl­ko ja tak o nim myśla­łem: rów­nież nie­daw­no zmar­ła wiel­ka eku­me­nist­ka Danu­ta Basz­kow­ska uwa­ża­ła go za „swe­go mistrza” i „swe­go bisku­pa”. Nie mogę nie myśleć o nim ze wzru­sze­niem i z wdzięcz­no­ścią za to, że mnie, młod­sze­go o jed­no poko­le­nie, obda­rzał zaufa­niem i przy­jaź­nią.

Kie­dy go pozna­łem 47 lat temu, odkry­łem, że połą­czy­ła nas data 16 listo­pa­da 1952.

Tego dnia uro­dzi­łem się w wol­skim szpi­ta­lu przy ul. Kasprza­ka. Rów­nież tego dnia, o tej samej mniej wię­cej godzi­nie, w odle­głym jakieś 2 km. od tego szpi­ta­la koście­le na Lesz­nie ks. Zdzi­sław Tran­da został ordy­no­wa­ny na duchow­ne­go Kościo­ła ewan­ge­lic­ko-refor­mo­wa­ne­go.

Po latach kościół na Lesz­nie stał się dla mnie domem ducho­wym, dru­gą moją – po kato­lic­kiej — para­fią. Mie­sięcz­nik „Jed­no­ta” oka­zał się uni­wer­sy­te­tem eku­me­nicz­nym, a dzię­ki tak wspa­nia­łym ludziom jak bp Zdzi­sław Tran­da, jego brat ks. Bog­dan, ks. Jurek Stahl, jego żona Basia, ks. Romek Lipiń­ski, Inka Nie­wie­cze­rzał, Wła­dek Scholl i prof. Jaro­sław Świ­der­ski szyb­ko prze­ko­na­łem się, że kal­wi­nizm nie jest wca­le suro­wym, kła­dą­cym akcent na dys­cy­pli­nę wyzna­niem.

W tym towa­rzy­stwie nie­trud­no było też chwy­cić wiatr w eku­me­nicz­ne żagle, bo wszy­scy ci ludzie pre­zen­to­wa­li otwar­tą, dia­lo­gicz­ną posta­wę i nigdy z ich stro­ny nie odczu­łem, że jestem obcy.

„Kapi­ta­nem” był biskup Zdzi­sław, do któ­re­go na począt­ku roku 1980 posze­dłem wraz z red. Janem Tur­nau­em z pyta­niem, czy dało­by się zor­ga­ni­zo­wać comie­sięcz­ne nabo­żeń­stwo eku­me­nicz­ne w koście­le na Lesz­nie. W ogó­le nie oka­zał zdzi­wie­nia, że dwóch dzien­ni­ka­rzy kato­lic­kich przy­szło pro­sić o nabo­żeń­stwa w ewan­ge­lic­kim koście­le. Ini­cja­ty­wę gorą­co poparł i zyskał przy­chyl­ność dla niej Kole­gium Kościel­ne­go.

Przez dzie­sięć lat, zanim prze­nie­śli­śmy się do lute­rań­skie­go kościo­ła Wnie­bo­wstą­pie­nia Pań­skie­go przy ul. Puław­skiej, aby ponieść eku­me­nicz­ny kaga­nek dalej, był naszym opie­ku­nem i wier­nym uczest­ni­kiem nabo­żeństw odpra­wia­nych w każ­dy pierw­szy ponie­dzia­łek mie­sią­ca. Jako orga­ni­za­to­rzy, a oprócz mnie i Jan­ka Tur­naua, byli w tym gro­nie Inka Nie­wie­cze­rzał i Wła­dek Scholl, odczu­li­śmy jego wspar­cie zwłasz­cza 3 maja 1982 roku.

Trwał wów­czas stan wojen­ny, a przed kościo­łem na Lesz­nie przy ówcze­snej Alei Świer­czew­skie­go prze­jeż­dża­ły po obu stro­nach jezd­ni oddzia­ły ZOMO-wców wypo­sa­żo­nych w armat­ki wod­ne i uzbro­jo­nych po zęby. Nie ma co ukry­wać – bali­śmy się i roz­wa­ża­li­śmy odwo­ła­nie nabo­żeń­stwa. Wów­czas bp Tran­da dodał nam otu­chy i bez waha­nia oznaj­mił, że nabo­żeń­stwo powin­no się odbyć.

Odwa­gą wyka­zy­wał się wie­lo­krot­nie, nara­ża­jąc się na repry­men­dy ze stro­ny osła­wio­ne­go Urzę­du ds. Wyznań. Pod­czas spo­tka­nia w sta­nie wojen­nym w war­szaw­skim KIK‑u bp Tran­da został zapy­ta­ny o sta­no­wi­sko poli­tycz­ne swe­go Kościo­ła. Odpo­wie­dział opo­wie­ścią o pery­pe­tiach towa­rzy­sza Kowal­skie­go z wła­dza­mi par­tyj­ny­mi. Zaczę­ło się od pogrze­bu prze­wod­ni­czą­ce­go Rady Pań­stwa, towa­rzy­sza Alek­san­dra Zawadz­kie­go. Kowal­ski zapy­tał sekre­ta­rza swo­jej orga­ni­za­cji par­tyj­nej, ile taki pogrzeb może kosz­to­wać. Gdy się dowie­dział, że pew­nie z dzie­sięć milio­nów, wes­tchnął: „Za takie pie­nią­dze moż­na by pocho­wać całe Biu­ro Poli­tycz­ne…”.  Póź­niej, z oka­zji uro­czy­ste­go zebra­nia par­tyj­ne­go towa­rzysz Kowal­ski wiszą­ce na ścia­nie por­tre­ty Mark­sa i Leni­na uzu­peł­nił o por­tret Troc­kie­go. Gdy sekre­tarz par­tii roz­ka­zał mu: „Zdej­mij­cie tego ban­dy­tę”, zapy­tał nie­do­myśl­nie: — „Któ­re­go”?… W koń­cu na pyta­nie wła­dzy, cze­mu nie był na ostat­nim zebra­niu par­tyj­nym, odpo­wie­dział: — „Żebym wie­dział, że to ostat­nie, na pew­no bym przy­szedł!”. Sal­wy śmie­chu na sali prze­ro­dzi­ły się w szmer uzna­nia dla odwa­gi bisku­pa Kościo­ła, któ­re­go liczeb­ność w Pol­sce odpo­wia­da wiel­ko­ści śred­niej para­fii rzym­sko­ka­to­lic­kiej.

W 1984 r. pod­czas nabo­żeń­stwa eku­me­nicz­ne­go w koście­le ewan­ge­lic­ko-refor­mo­wa­nym w War­sza­wie odmó­wił modli­twę o uwol­nie­nie aresz­to­wa­ne­go przez wła­dze komu­ni­stycz­ne obroń­cę w pro­ce­sach poli­tycz­nych, mec.  Macie­ja Bed­nar­kie­wi­cza, przez co miał kło­po­ty z Urzę­dem ds. Wyznań.

Kie­dy został porwa­ny przez Służ­bę Bez­pie­czeń­stwa ks. Jerzy Popie­łusz­ko, na Lesz­nie wzno­szo­no modli­twy o jego uwol­nie­nie, a póź­niej dele­ga­cja Kościo­ła uczest­ni­czy­ła w pogrze­bie kape­la­na „Soli­dar­no­ści”.

Z wie­lu opo­wie­ści o bisku­pie Zdzi­sła­wie bar­dzo lubię histo­rię opo­wia­da­ną przez jed­ną z jego daw­nych para­fia­nek. Kie­dy pań­stwo Tran­do­wie miesz­ka­li w Zelo­wie, gdzie ks. Zdzi­sław peł­nił funk­cję pro­bosz­cza para­fii ewan­ge­lic­ko-refor­mo­wa­nej, jego żona, Jani­na, posła­ła go z kan­ką mle­ko. Pastor bar­dzo dłu­go nie wra­cał, bo led­wo koń­czył roz­mo­wę z napo­tka­nym zna­jo­mym, zaczy­nał z dru­gim. I tak w kół­ko. Kie­dy wresz­cie wró­cił do domu, żona powie­dzia­ła z wyrzu­tem: „Posze­dłeś po mle­ko, ale oba­wiam się, że przy­nio­słeś twa­róg”.

Ta histo­ria wie­le mówi o bisku­pie, któ­ry bar­dzo lubił ludzi, nie żało­wał im cza­su, a każ­dy był dla nie­go waż­ny. Potra­fił nad­ło­żyć wie­le kilo­me­trów samo­cho­dem, bo nagle przy­po­mniał sobie, że u jakiejś współ­wy­znaw­czy­ni daw­no nie było duchow­ne­go.

Tę wraż­li­wość na dru­gie­go czło­wie­ka ujaw­niał nie tyl­ko w pra­cy dusz­pa­ster­skiej, ale w dzia­łal­no­ści spo­łecz­nej. Był duszą Fun­da­cji Sama­ri­ta­nus, słu­żą­cej akty­wi­za­cji senio­rów. Po 1989 r. dzia­łał we wła­dzach Sto­wa­rzy­sze­nia „Wspól­no­ta Pol­ska”, powo­ła­ne­go do nie­sie­nia pomo­cy Pola­kom na obczyź­nie.

W pamię­ci chrze­ści­jan w Pol­sce zapi­sze się jako szcze­ry, nie­zrów­na­ny eku­me­ni­sta. Posta­wy tej nauczył się jako pro­boszcz para­fii w Zelo­wie, zało­żo­nej przez osad­ni­ków z Jed­no­ty Bra­ci Cze­skich wygna­nych ze swo­jej ojczy­zny, dla któ­rych spe­cjal­nie nauczył się języ­ka cze­skie­go.

Nie wsty­dził się przy­znać, że do eku­me­ni­zmu wycho­wa­li go para­fia­nie. Kie­dy przy­je­chał do Zelo­wa jako mło­dy pastor był nasta­wio­ny kry­tycz­nie do rzym­skich kato­li­ków, cze­mu dawał wyraz w kaza­niach. Wów­czas zwró­cił mu uwa­gę para­fia­nin Julian Stej­skał: „Pro­szę księ­dza, u nas tak nie moż­na. My mamy sąsia­dów kato­li­ków, pra­cu­je­my z kato­li­ka­mi, nasze dzie­ci wspól­nie się bawią i cho­dzą do szko­ły. U nas trze­ba miło­ści”.

Prze­ko­na­ło to pasto­ra Tran­dę i pobu­dzi­ło do współ­pra­cy z kato­li­ka­mi. Na począt­ku lat sie­dem­dzie­sią­tych do Zelo­wa zaczę­li przy­jeż­dżać duchow­ni rzym­sko­ka­to­lic­cy: ks. rek­tor Kazi­mierz Gabry­el, następ­nie pal­lo­tyn ks. Roman Foryc­ki i inni. Dzię­ki zaan­ga­żo­wa­niu ks. Tran­dy doszło wresz­cie do tego, że w 1978 r. pro­boszcz para­fii rzym­sko­ka­to­lic­kiej ks. Anto­ni Sza­rey­ko przy­jął pro­po­zy­cję, aby tak­że kato­li­cy włą­czy­li się w obcho­dy Tygo­dnia Modlitw o Jed­ność Chrze­ści­jan orga­ni­zo­wa­ne­go w Zelo­wie. Nie­dłu­go potem na nabo­żeń­stwach śpie­wa­ły połą­czo­ne chó­ry: rzym­sko­ka­to­lic­ki i refor­mo­wa­ny.

Dzia­łal­ność eku­me­nicz­ną ks. Tran­da roz­wi­nął wspa­nia­le jako zwierzch­nik Kościo­ła. Za jego kaden­cji zawar­to poro­zu­mie­nie o wspól­no­cie ołta­rza i ambo­ny mię­dzy Kościo­ła­mi ewan­ge­lic­ki­mi: refor­mo­wa­nym, lute­rań­skim i meto­dy­stycz­nym.

Biskup uczest­ni­czył w nie­zli­czo­nej ilo­ści spo­tkań eku­me­nicz­nych na forum zagra­nicz­nym. Brał m.in. udział w kil­ku zgro­ma­dze­niach Kon­fe­ren­cji Kościo­łów Euro­pej­skich i w Zgro­ma­dze­niu Ogól­nym Świa­to­wej Rady Kościo­łów w Can­be­rze w 1991 r. Jeśli idzie o Pol­skę, to znacz­nie łatwiej było­by wymie­nić wyda­rze­nia eku­me­nicz­ne, w któ­rych nie uczest­ni­czył.

W oczach kato­li­ków ucho­dził za ducho­we­go przy­wód­cę eku­me­ni­zmu ze stro­ny tzw. Kościo­łów mniej­szo­ścio­wych. Sam, ze wzglę­du na swo­ją nie­po­kor­ną posta­wę wobec wła­dzy, nie mógł liczyć na wybór na pre­ze­sa Pol­skiej Rady Eku­me­nicz­nej. Został nim dopie­ro w warun­kach wol­no­ści. Za jego kaden­cji doszło do znacz­ne­go oży­wie­nia współ­pra­cy eku­me­nicz­nej PRE z Kościo­łem rzym­sko­ka­to­lic­kim.

Był eku­me­ni­stą nie­zmor­do­wa­nym. Nigdy nie odma­wiał, gdy pro­szo­no go o wygło­sze­nie kaza­nia lub pre­lek­cji pod­czas spo­tkań eku­me­nicz­nych. Wspie­rał mnie oraz obla­ta o. Andrze­ja Made­ja w orga­ni­za­cji Eku­me­nicz­nych Spo­tkań Mło­dzie­ży w Kod­niu nad Bugiem. W 1988 r. przy­je­chał na spo­tka­nie, aby prze­ko­nać mło­dych z róż­nych Kościo­łów, że miłość Chry­stu­sa nie pozwa­la na bier­ność, ona ma moc ogar­nia­ją­cą i przy­na­gla nas do dzia­ła­nia na rzecz jed­no­ści.

Wie­lo­krot­nie prze­ma­wiał pod­czas nabo­żeństw i sym­po­zjów orga­ni­zo­wa­nych przez Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki. Wygło­sił tak­że prze­mó­wie­nie jako pre­zes PRE w obec­no­ści Jana Paw­ła II 9 czerw­ca 1991 r. pod­czas histo­rycz­ne­go nabo­żeń­stwa w sto­łecz­nym koście­le ewan­ge­lic­ko-augs­bur­skim Świę­tej Trój­cy.

Był czło­wie­kiem wiel­kiej kul­tu­ry, urze­ka­ją­cej pro­sto­ty i skrom­no­ści, nigdy nie cele­bru­ją­cym swo­je­go ego, choć musiał wie­dzieć, że jest oso­bą waż­ną nie tyl­ko w śro­do­wi­sku eku­me­nicz­nym, ale tak­że w spo­łe­czeń­stwie pol­skim.

Na patos reago­wał humo­rem. Kie­dy w 2012 r. jako pierw­szy nie­ka­to­lik odbie­rał pre­sti­żo­wą nagro­dę przy­zna­wa­ną przez war­szaw­ski KIK Pon­ti­fi­ci – budow­ni­cze­mu mostów, zażar­to­wał, że zapew­ne jed­nym z powo­dów jej otrzy­ma­nia był fakt stu­dio­wa­nia inży­nie­rii lądo­wej na Poli­tech­ni­ce. Stu­diów, jak się wyra­ził, nie­zwy­kle przy­dat­nych przy budo­wie mostów.

War­to w tym miej­scu dodać, że Zdzi­sław Tran­da zapo­wia­dał się na zna­ko­mi­te­go mate­ma­ty­ka i inży­nie­ra, i jesz­cze jako pro­boszcz w Zelo­wie udzie­lał bez­płat­nie kore­pe­ty­cji z „mat­my” mło­dym para­fia­nom.

Na szczę­ście dla Kościo­ła ewan­ge­lic­ko-refor­mo­wa­ne­go i pol­skiej eku­me­nii prze­rwał stu­dia na Poli­tech­ni­ce i prze­niósł się na teo­lo­gię. Przez dłu­gie lata swo­je­go życia uczył ludzi jak roz­po­zna­wać głos Boga i kar­mił Jego Sło­wem.

Książ­kę dedy­ko­wa­ną Księ­dzu Bisku­po­wi pt. „Czło­wiek mądre­go ser­ca”, poprze­dza­ją sło­wa:

„Zasa­dze­ni w domu Pań­skim

 Wyra­sta­ją w dzie­dziń­cach Boga nasze­go,

  Jesz­cze w sta­ro­ści przy­no­szą owoc” (Ps.92:14–15a).

Wier­nie odda­ją one pięk­ny, owoc­ny żywot kocha­ne­go bisku­pa Zdzi­sła­wa.

Na zdję­ciu bp Zdzi­sław Tran­da (1925–2025), a obok bp Jan Sza­rek (1936–2020) pod­czas nabo­żeń­stwa eku­me­nicz­ne­go w koście­le ewan­ge­lic­ko-augs­bur­skim Świę­tej Trój­cy w War­sza­wie 23 stycz­nia 2020 roku, w 20. rocz­ni­cę pod­pi­sa­nia Wspól­nej Dekla­ra­cji o Uzna­niu Chrztu Świę­te­go.

» Ekumenizm.pl: Biskup Tran­da nie żyje

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.