- 26 sierpnia, 2023
- przeczytasz w 8 minut
W hołdzie dziękczynnym Najświętszej Marji Pannie za obronę cudowną przeciwko herezji mariawickiej – głoszą słowa na pomniku z 1908 roku w Dmosinie, miejscowości położonej w największym skupisku mariawitów w Polsce.
Pomniki pociski noszące — o antymariawickim pomniku w Dmosinie, ale nie tylko
W hołdzie dziękczynnym Najświętszej Marji Pannie za obronę cudowną przeciwko herezji mariawickiej – głoszą słowa na pomniku z 1908 roku w Dmosinie, miejscowości położonej w największym skupisku mariawitów w Polsce.
Maryja Dmosińska Rzymskokatolicka
Dmosin jest jedną z wielu malowniczych miejscowości w województwie łódzkim, siedzibą gminy. Historia wsi sięga XIII wieku, a dwa wieki później powstała tam parafia rzymskokatolicka istniejąca do dziś. Malowniczy i odnowiony kościół pw. św. Andrzeja Apostoła i św. Małgorzaty jest niezaprzeczalnym centrum Dmosina, a przed kościołem znajduje się odrestaurowana jakiś czas temu figura Matki Bożej.
W #Dmosin w woj. łódzkim znajduje się szczególny pomnik Marii Panny z 1908 r. — był/jest narzędziem walki wyznaniowej, katolików przeciwko mariawitom. O pomniku i jego implikacjach dziś w tekście: https://t.co/ZrRVbupbM7 #ekumenizm #mariawityzm pic.twitter.com/hunrqNYI6P
— ekumenizm.pl (@ekumenizmpl) August 26, 2023
I nie byłoby w tej historii nic nadzwyczajnego, gdyby nie historyczny napis zamieszczony na pomniku datowanym na rok 1908. Patrząc od strony ulicy na pomnik i wyrastający za nim kościół, przeczytać można tablicę:
W hołdzie dziękczynnym Najświętszej Marji Pannie za obronę cudowną przeciwko herezji mariawickiej i za utrzymanie Parafii Dmosin przy św. Rzymsko-Katolickim Kościele tę figurę na wiecznej rzeczy pamiątkę wznoszą wdzięczne dzieci Marji mieszkańcy wsi. Dmosin, szczecin, Lubowidza, Karwowszczyzna, Kraszew, Kuźmy, Błowicz, Różyce Dmosińskie, Michałów i inni.
Nad napisem znajduje się pozłacany medalion, płaskorzeźba przedstawiająca papieża Piusa X.
Z drugiej strony pomnika umocowana jest kolejna tablica:
W miesiącu październiku 1908 roku za rządów Kościołem Katolickim Ojca św. Piusa X
Archidyecezją Warszawską J. E. Ks. Wincentego Chościak-Popiela
Parafją Dmosińską Ks. Wincentego Giebartowskiego.
Pomnik wzniesiono w czasach burzliwych. Dwa lata wcześniej papież Pius X imiennie ekskomunikował Marię Franciszkę Kozłowską, założycielkę mariawityzmu, oraz o. M. Michała Kowalskiego, ministra generalnego Związku Kapłanów Mariawitów i późniejszego arcybiskupa mariawitów.
Pius X był tym, który w 1906 promulgował ekskomunikę i pośrednio doprowadził do powstania niezależnego Kościoła. Osobiście poznał M. Franciszkę Kozłowską oraz kapłanów mariawitów, w tym wybranego w Rzymie na ministra generalnego o. M. Michała Kowalskiego (od 1909 roku biskupa).
Z kolei abp Chościak-Popiel, od 1883 roku arcybiskup warszawski, sceptycznie nastawiony nie tylko wobec ruchów powstańczo-rewolucyjnych, ale też inicjatyw społecznych mariawitów, był obok biskupa płockiego Jerzego Szembeka jednym z najzacieklejszych krytyków mariawitów i znacznie przyczynił się do ich potępienia przez Rzym.
Co ciekawe, to decyzją dyscyplinującą abpa Popiela kapłani mariawici zostali przeniesieni do mniejszych, wiejskich i podupadłych parafii, gdzie bardzo szybko zdobyli sobie szacunek ludzi. Sam o. M. Michał Kowalski został skierowany do Niesułkowa, wsi położonej niespełna 10 km od Dmosina.
Pomnik jako propaganda
Nie wgłębiając się zanadto w historyczne szczegóły należy stwierdzić, że triumfalistyczny pomnik wystawiony w Dmosinie był raczej propagandowym chwytem, gdyż mariawici nigdy nie zniknęli z terenu rozległej Parafii Dmosin.
Co więcej, okolice Dmosina (w promieniu ok. 10–15 km) są do dziś jednym z największych, jeśli nie największym skupisk mariawitów w Polsce i to zarówno Kościoła Starokatolickiego Mariawitów (Parafia Lipka, Stryków, Wola Cyrusowa), jak i Kościoła Katolickiego Mariawitów (Grzmiąca, Dąbrówka, Poćwiardówka i inne miejscowości stron łódzkich).
Pomnik jednak stoi i… stać powinien nie tylko jako pamiątka historyczna, zabytek architektoniczny, ale i niemy świadek czasów, w których brutalna walka jednych chrześcijan z innymi, zawłaszczanie prawdy, a nawet osób świętych do walki religijnej (w tym wypadku Matki Bożej) były nie tylko na porządku dziennym, ale były też czymś oczywistym, jakby głębokim oddechem czasu krucjat i nowożytnych wojen religijnych… tyle, że zamiast miecza i krwi zasadniczo stosowano prawo i zwyczaje, aby wiadomo było „kto tu rządzi”.
Link do filmiku z pomnikiem w Dmosinie na Instagramie
Mimo niekorzystnych uwarunkowań, jeszcze głębszego powiązania Kościoła rzymskokatolickiego z aparatem władzy po odzyskaniu niepodległości, rozpowszechnianiu szkodzącej mariawityzmowi narracji o jego rzekomej współpracy z rosyjskim zaborcą na rzecz zniszczenia Kościoła rzymskiego, mariawityzm się ostał choć w znacznie okrojonej postaci. Rozłam z 1935 roku również się do tego mocno przyczynił.
Pomnik jest świadkiem tej historii, wciąż badanej, wciąż reflektowanej i wciąż żywej w historycznej, mentalnej i duchowej tożsamości mariawityzmu. Z kolei po stronie rzymskokatolickiej istnieje on raczej jako epizod, którego egzemplifikacją jest ów pomnik z Matką Bożą zawłaszczoną do walki wyznaniowej. Temat ten – w sposób zrozumiały albo i nie — nie wywołuje większych emocji po stronie rzymskokatolickiej. Niby dlaczego by miał..? Ot, pomnik…
Wydaje się jednak, że to nie tylko figura i tablice, ale znacznie coś więcej. Pomnik, który, jak podkreślam, powinien pozostać, emanuje, utrwalając i utwierdzając krążące w (pod)świadomości uprzedzenia i jeszcze większe pokłady utajonych radykalizmów po obydwu stronach.
Nawet jeśli nie dochodzi już do tumultów, wskazywania palcem i wyśmiewania od „kozłowitów” czy „mankietników” to jednak kulturowa siła rażenia pozostaje, cementując z jednej strony poczucie wyższości, a z drugiej poczucie ofiary.
Podobnych pomników/(płasko)rzeźb jest więcej. Odnoszą się głównie do trudnej sytuacji chrześcijańsko-żydowskiej w Polsce i w Europie Zachodniej.
Przykładem jest chociażby Judensau, czyli maciora żydowska, dość popularny średniowieczny, antyjudaistyczny relief, znajdujący się chociażby na ewangelickim kościele NMP w Wittenberdze (matecznik reformacji), ale też w archikatedrze gnieźnieńskiej. Wittenberski relief przedstawia rodzącą maciorę, u sutków której wiszą postacie w czapkach, a poród nowych żydów przyjmuje postać przypominająca rabina. U stóp kościoła znajduje się tablica, która również jest przedmiotem kontrowersji. Lokalna parafia ewangelicka, władze Kościoła krajowego zmagają się ze sprawą teologicznie i sądownie, o czym niebawem w innym miejscu.
W czasach, które z dumą nazywamy epoką ekumenizmu, taki pomnik jak ten z Dmosina bez jakiegokolwiek komentarza razi i nawet jeśli już tak bardzo nie kłuje w oczy samych mariawitów (przynajmniej tych, z którymi rozmawiałem), tak razi swoją narracją, która może dotyczyć każdego.
Łowicka kuria odpowiada
W imieniu redakcji ekumenizm.pl wystosowałem więc oficjalne zapytanie do diecezji łowickiej Kościoła rzymskokatolickiego, na terenie której znajduje się Parafia Dmosin.
Tekst korespondencji został przekazany również do wiadomości właściwej parafii. Po kilku tygodniach nadeszła uprzejma odpowiedź referenta ds. ekumenizmu ks. Józefa Petrynowskiego. W ogóle ton rozmów telefonicznych i korespondencja z przedstawicielami łowickiej kurii przebiegała w serdecznej i fachowej atmosferze.
W liście postawione zostało pytanie, czy nie byłoby wskazane umieszczenie obok pomnika jakiejkolwiek informacji, dotyczącej współczesnych relacji rzymskich katolików i mariawitów.
Odpowiedź diecezji zaczyna się od obszernego cytatu z dekretu Unitatis redintegratio (DE 4), który następująco charakteryzuje ruch ekumeniczny:
„…działalność oraz przedsięwzięcia zmierzające do jedności chrześcijan, zależnie od różnych potrzeb Kościoła i warunków chwili, jak np. : najpierw wszelkie wysiłki celem usunięcia słów, opinii i czynów, które by w świetle sprawiedliwości i prawdy nie odpowiadały rzeczywistemu stanowi braci odłączonych, a stąd utrudniały wzajemne stosunki z nimi; następnie «dialog» podjęty między odpowiednio wykształconymi rzeczoznawcami na zebraniach chrześcijan z różnych Kościołów czy Wspólnot, zorganizowanych w duchu religijnym, w czasie którego to dialogu każdy wyjaśnia głębiej naukę swej Wspólnoty i podaje przejrzyście jej znamienne rysy”.
Ks. Józef Petrynowski odpowiedział, że „w świetle tych słów ojców soborowych na pewno warto pomyśleć o dialogu również w kwestii pomnika. Podobnie jak pan redaktor jestem zdecydowanym przeciwnikiem usuwania takich pomników historii, świadczących o burzliwych dziejach (…) Niemniej jednak warto by pomyśleć rzeczywiście, czy nie postawić tablicy informacyjnej odnoszącej się do pomnika i niełatwej historii.”
Przedstawiciel diecezji stwierdził ponadto, że na podstawie posiadanej wiedzy „ani strona mariawicka, ani katolicka nie zgłaszały obiekcji by powstała taka tablica informacyjna, a sprawa pomnika nie była przedmiotem wzajemnych rozmów.”
I to jest chyba najbardziej zaskakująca informacja, gdyż niejako potwierdza to, że po obydwu stronach ekumenicznego muru zgodnie stwierdzono: nie ma takiej potrzeby.
Z drugiej jednak strony jest sygnał, że może warto pomyśleć…
Pomnik, który wciąż działa
Dlaczego w ogóle o tym piszę? Powody są dwa.
Pierwszy: choć ta sprawa jest gatunkowo inna to wielokrotnie oburzałem się w sytuacjach, gdy w kościołach obecnie rzymskokatolickich, a wybudowanych wielkimi staraniami przez ewangelików, często przemilczano ich przeszłość albo ją karykaturalnie ukazywano, tudzież zupełnie nie dbano o godne zachowanie dziedzictwa minionych lat. W ostatnich dniach mogłem się o tym przekonać w Przasnyszu, w którym z dużego kościoła ewangelickiego nie pozostało nic, a z cmentarza ewangelickiego niewiele (koparki rozjechały nagrobki, ciał zmarłych nie ekshumowano). Jedynym wyraźnym śladem jest kamień wciśnięty między parking samochodowy a supermarket. Przykry widok.
Drugim powodem jest opublikowany 23 sierpnia br. na portalu Polskiego Radia 1 tekst na podstawie rozmowy z red. Ewą Czaczkowską. W przestrzeni internetowej mariawitów wzbudził poruszenie, a nawet oburzenie. Słusznie.
23 sierpnia to święta data dla wszystkich mariawitów — uroczystość Krwi Przenajdroższej Pana Jezusa i rocznica śmierci św. Marii Franciszki Kozłowskiej.
Nie odmawiając rzymskokatolickim ani żadnym innym publicystom prawa do pisania o mariawityzmie i mariawitach (sam to czynię), zdumiałem się, że w mariawickie Święto na stronie internetowej państwowego radia opłacanego z pieniędzy publicznych, a więc także przez mariawitów, serwuje się mariawitom (posiadającym ustawę o stosunku państwa do Kościoła) cios między oczy, prezentując tekst nie tylko o wątpliwej jakości merytorycznej, ale i artykuł, obok którego, pod którym albo nad którym nie ma żadnej wypowiedzi mariawickiego teologa. Są tylko słowa publicystki, autorki piszącej z rzymskokatolickich pozycji, do czego – podkreślam – ma pełne prawo. Tyle tylko, że wydawać by się mogło, iż portal Polskiego Radia nie powinien być apologetyczną stroną wyznania rzymskokatolickiego, a przestrzenią informacji, a nawet już jakiejś polemiki to takiej, która uwzględnia przede wszystkim głos tych, których to dotyczy.
Wiadomo, że duży z mniejszym może zrobić wiele lub wszystko. Może napisać, a mniejszy może nie zawsze zauważyć, że zrobiono mu krzywdę albo po prostu nie wie, jak ma zareagować czy zareagować w ogóle i u kogo zainterweniować. Mniejszy nie dysponuje zapleczem politycznym, siłą przebicia w mediach. Zasadniczo w normalnych okolicznościach Redakcja Polskiego Radia 1 powinna zwrócić się do któregoś z Kościołów mariawickich o okolicznościową wypowiedź albo do Redakcji Ekumenicznej. Możliwości jest wiele. Zrobiono to, co zazwyczaj się robi – o innych bez nich.
Ponoć władze Kościoła Starokatolickiego Mariawitów przygotowują pismo. Wątpię, że niezmiernie aktywna przy medialnej histerii wokół Jana Pawła II Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, zaktywizuje się w sprawie z urzędu.
I tutaj wracamy do pomnika z Dmosina… on zasadniczo odwzorowuje, cementuje, odlewa w gipsie lub wykuwa w kamieniu to, co pełza sobie przez ludzkie serca i umysły, rodząc obojętność. Tak powstają transkulturowe i religijne uprzedzenia, karmiona jest ignorancja, które jak pociski przebijają się do (pod)świadomości. One wybuchają lub zostają niewybuchami, przyzwalając na działania wykluczające, krzywdzące i stygmatyzujące. Tak się rodzi niechęć w różnych odsłonach.