- 31 lipca, 2019
- przeczytasz w 4 minuty
Odchodzi pokolenie ekumenistów urodzonych przed drugą wojną światową. 27 lipca br. w luterańskim kościele Wniebowstąpienia Pańskiego w Warszawie i na stołecznym cmentarzu ewangelicko-reformowanym pożegnaliśmy Barbarę Enholc-Narzyńską, kobietę, która położyła o...
Wielka Dama towarzystw biblijnych — wspomnienie Barbary Enholc-Narzyńskiej
Odchodzi pokolenie ekumenistów urodzonych przed drugą wojną światową. 27 lipca br. w luterańskim kościele Wniebowstąpienia Pańskiego w Warszawie i na stołecznym cmentarzu ewangelicko-reformowanym pożegnaliśmy Barbarę Enholc-Narzyńską, kobietę, która położyła ogromne zasługi dla upowszechnienia Pisma Świętego w Polsce, jako wieloletni dyrektor Brytyjskiego i Zagranicznego Towarzystwa Biblijnego, a potem Towarzystwa Biblijnego w Polsce.
Brzmi to bardzo oficjalnie, dlatego trzeba od razu powiedzieć, że Biblia była dla pani Barbary życiem i wielką miłością. Wielką Sprawą, dla której poświęciła się bez reszty.
Nie mogę odżałować, że poza krótką rozmową dla „Słowa Powszechnego” przeprowadzoną dawno temu w ciasnawych pomieszczeniach BiZTB przy Nowym Świecie, nie zrobiłem z panią Barbara porządnego wywiadu. A byłoby o co pytać. O ojca Aleksandra Enholca, postaci zapomnianej, a jakże zasłużonej dla upowszechniania Biblii w Polsce, który rozmiłował ją w Piśmie Świętym. Interesujące byłaby odpowiedź na pytanie, jak trafiła, jako jedna z nielicznych dziewcząt, zaraz po wojnie, na studia na Wydziale Teologii Ewangelickiej UW. Mógłbym zapytać jak to się stało, że w dziele upowszechniania Biblii odniosła tyle sukcesów wydawniczych i organizacyjnych w kraju budującym socjalizm. I jakim kosztem się to odbyło? Ciekawa też byłaby odpowiedź na pytanie, jak doszło do powstania, przy jej współudziale, jeszcze w stanie wojennym, Księgarni Logos w Cieszynie, która stała się punktem przerzutowym literatury biblijnej do Czechosłowacji. I wreszcie – jak jej się udało – mimo szczupłości personalnej tzw. Kościołów mniejszościowych – do stworzenia międzywyznaniowego zespołu tłumaczy ekumenicznego przekładu Pisma Świętego i realizacji tego historycznego przedsięwzięcia w dziejach ekumenii w Polsce.
Choć na to ostatnie pytanie znajomi pani Barbary, a zwłaszcza jej współpracownicy, odpowiedzieliby bez trudu. Ta kobieta z klasą miała charyzmat jednania ludzi, była zawsze uśmiechnięta i życzliwa, a przy tym posiadała talenty organizacyjne.
Pozwolę sobie na jeszcze jedną dygresję osobistą. Na początku lat osiemdziesiątych w jednym z tygodników katolickich pewien publicysta zastanawiał się nad problemem, czy Towarzystwo Biblijne należy traktować jako sojusznika czy jako zarazę. Jego konkluzja szła ku temu drugiemu sformułowaniu. Już samo takie postawienie sprawy mnie i moim dwóm katolickim kolegom wydało się oburzające i w liście do redakcji przeciwko temu zaprotestowaliśmy. Dzisiaj napisanie czegoś takiego w periodyku katolickim byłoby nie do pomyślenia. W zmianach, jakie się dokonały w mentalności wielu katolików, w przezwyciężaniu starych uprzedzeń, wielkie znaczenie miała praca takich ludzi jak pani Barbara, która za Dostojewskim cierpliwie tłumaczyła, że Biblia jest księgą całej ludzkości.
Podczas nabożeństwa żałobnego mówiono o niej jako „wzorze przywództwa kobiecego w Kościele”. Nie było to jednak takie oczywiste nawet w Kościołach protestanckich i tutaj na pewno pani Barbara musiała pokonać wiele trudności. W 1970 r. odpowiedzi na jej list dyrektor Towarzystwa Biblijnego w Austrii tytułował ją „Panie Dyrektorze”, bo nie mieściło mu się w głowie, że na czele tej organizacji w innym kraju może stać kobieta.
W czasie pożegnania w kościele Wniebowstąpienia Pańskiego mówiono też o pani Barbarze jako „wielkiej damie towarzystw biblijnych”. Należałoby także powiedzieć o niej jako „pierwszej damie warszawskiej ekumenii” ( i zapewne nie tylko stołecznej). Nie chodzi tu o jej udział w strukturach Polskiej Rady Ekumenicznej jako dyrektora BiZTB, a później Towarzystwa Biblijnego, ale o otwarcie na katolików, „wciąganie” Kościoła rzymskokatolickiego w inicjatywy biblijne i osobiste świadectwo.
Pani Barbara, wraz z mężem, biskupem Januszem Narzyńskim, była wiernym uczestnikiem comiesięcznych Mszy o jedność w rzymskokatolickim kościele św. Marcina na warszawskiej Starówce. Przychodziło coraz mniej braci z innych Kościołów, ale na państwa Narzyńskich zawsze można było liczyć.
Kiedyś w obecności pani Barbary bp Bronisław Dembowski toczył ożywioną dysputę z s. Joanną Lossow, franciszkanką Służebnicą Krzyża, czy jest rzeczą stosowną, zapraszać na Mszę niekatolików, skoro nie możemy razem przystępować do Eucharystii. Czy w tej sytuacji bardziej odpowiednie byłoby nabożeństwo Słowa Bożego. Barbara Enholc-Narzyńska ucięła dyskusję: „Nie, nic nie zmieniajcie. Każdy Kościół daje to, co jest dla niego najcenniejsze”.
Dzięki takiej postawie pani Barbara była bardzo ceniona i darzona wielką sympatią w Kościele rzymskokatolickim. Bp Władysław Miziołek, jeden z liderów ekumenii w Polsce po stronie katolickiej, człowiek, który szanował i lubił wszystkich niezależnie od konfesji, na spotkaniach ekumenicznych darzył ja szczególnymi względami. To się bez trudu wyczuwało.
Dr Jutta Henner, dyrektor Towarzystwa Biblijnego w Austrii, mówiła podczas pogrzebu jak ważny dla pani Barbary był udział w audiencji u Jana Pawła II w 2002 r.
Biskup senior Jan Szarek, w kazaniu pogrzebowym chyba najlepiej podsumował drogę życia Barbary Enholc-Narzyńskiej mówiąc, że dyrektorem Towarzystwa Biblijnego może być tylko człowiek, który żyje w miłości do wszystkich ludzi. Zostawiła ona po sobie, wedle Alberta Schweitzera, wiele „śladów miłości”.
Rok 2017. Jeden z ostatnich publicznych występów pani Barbary. Rozpromieniona, ze łzami w oczach, trzyma ekumeniczny przekład Pisma Świętego. Spełniło się marzenie jej życia.
Taką ją zapamiętamy. Dzięki, pani Barbaro.