Więcej religii czy Chrystusa?
- 21 marca, 2007
- przeczytasz w 12 minut
Obserwując chrześcijaństwo, nastręcza się pytanie; czego jest więcej religii czy Chrystusa? Przez wiele lat mojego chrześcijańskiego życia mam jakąś dziwną fobię, że w obrazie proponowanym przez różne chrześcijańskie kościoły i denominacje coś mi nie pasuje. W jakiś dziwny sposób nie jest to podobne do tego, co reprezentował sobą Chrystus, w jaki sposób On działał, a w jaki działają ci, którzy nazywają siebie Jego naśladowcami.
Obserwując chrześcijaństwo, nastręcza się pytanie; czego jest więcej religii czy Chrystusa? Przez wiele lat mojego chrześcijańskiego życia mam jakąś dziwną fobię, że w obrazie proponowanym przez różne chrześcijańskie kościoły i denominacje coś mi nie pasuje. W jakiś dziwny sposób nie jest to podobne do tego, co reprezentował sobą Chrystus, w jaki sposób On działał, a w jaki działają ci, którzy nazywają siebie Jego naśladowcami.
Nasze poczynania zmierzają najczęściej w kierunku, abyśmy czuli się dobrze we własnej grupie wyznaniowej, aby takie lub inne tradycje, doktryny lub reguły nie doznały uszczerbku, a nawet bez żadnych zastrzeżeń zostały przyjęte przez większość społeczeństwa. Wiem to z praktyki, że tak naprawdę to nikomu nie zależy, aby ludzie podążali za Jezusem, ale z całą pewnością za naszą denominacją, gdyż tylko wówczas możemy uznać, że są nawróceni.
Jezus Chrystus natomiast, zawsze wyżej cenił relacje z ludźmi niż tradycje, religijne reguły, spory teologiczne czy przynależność wyznaniową. Na przykład, uzdrawiał człowieka w dniu Sabatu albo spożywał posiłek ze znanym w mieście “grzesznikiem”, nie stawiał ugrupowania Faryzeuszy ponad Saduceuszy itd. Rzymskiego setnika i pogańską kobietę grecką nie odżegnywał od czci i wiary, lecz bez wdawania się w dyskusję teologiczną, na ich proste i szczere wyznanie wiary, powiedział: — Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary.
Jezus działał niemożliwymi do przewidzenia drogami, ciągle zmieniając sposób uzdrawiania czy obcowania z otaczającymi Go ludźmi. Drogi Jego postępowania nie posiadały żadnych rytuałów, były trudne do przeczucia. Ale faktem jest, że gdziekolwiek Chrystus dotarł i służył ludziom tam ludzkie życia były bezpowrotnie zmienione, a nakazy i tradycje ponosiły dziwne fiasko. Sprzeciw, który go spotykał nie pochodził od grzeszników przyłapanych na okropnych grzechach, ale od religijnych przywódców, widzących w Jego działaniu zagrożenie dla swoich pozycji i władzy.
Jezus raczej skłaniał się by zdewaluować ludzkie systemy, tradycje i rytuały, ponieważ one prowadziły do rutyny i zatracały prawdziwą miłość do Boga. Ludzie przebywający w takich zatrutych systemach skupiają się raczej na swojej własnej pozycji i posiadanej władzy, niż na władzy Bożej. Mając taką postawę zniekształcamy obraz Boży. Widzimy Go wówczas jako rozgniewanego, bezlitosnego Stwórcę, a nie pełnego miłosierdzia Zbawiciela.
To właśnie Jezus swoim życiem jak i śmiercią dał nam nowy obraz Boga, to On włożył w nasze zdesperowane serca i umysły niesfałszowany najprawdziwszy Boży wizerunek, w którym jest miejsce na współczucie, przyjaźń, miłość i piękno. Dzisiejsze chrześcijaństwo nie przedstawia mi tego obrazu. Odnoszę wrażenie, że chrześcijaństwo to coś bardzo legalistycznego, a my wszyscy jak faryzeusze zostaliśmy wplątani w tradycję takiego lub innego kościoła, nie mając możliwości zobaczyć, że litość, przyjaźń, noszenie wspólnych brzemion i cierpliwe wsłuchiwanie się w nudne problemy naszych bliźnich, jest równie ważne jak porządek i składanie miłej Bogu ofiary.
Jezus Chrystus, aby podkopać fundamenty legalistów i faryzeuszy użył księgi Ozeasza 6:6, w której Bóg deklaruje: “Gdyż miłości chcę, a nie ofiary i poznania Boga, nie całopaleń.” Jezus Chrystus był tak prawdziwy, że tłumy ludzkie w naturalny sposób ciągnęły do Niego jak do kogoś, kto był im bliski. Grzesznicy, których trudno sobie wyobrazić w Bożej Świętej obecności tłoczyli się i tulili do Jezusa. Łukasz pisze w 15:1 “A zbliżali się do niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać.” Powodem tego nie była Jego wyjątkowość, ale przesłanie poparte autentyczną przyjaźnią i niekłamanym współczuciem, a tego grzesznicy właśnie potrzebowali i potrzebują.
Żaden człowiek uwikłany w problemy, nie poszukuje więcej religii, głośniejszej muzyki, lepszych lub surowszych przykazań kościelnych, wyżej podniesionych rąk lub pobożniejszego wyglądu w zgromadzeniu, ponieważ to wszystko produkuje duchową próżnię. Szczere relacje i niekłamana przyjaźń, a nie reguły i doktryny powinny zajmować pierwsze miejsce w kościele chrześcijańskim. Oczywiście, że nie możemy kierować się tylko tym, że jacyś ludzie są do nas nadzwyczaj przyjaźni, musimy wiedzieć, a nawet być pewnymi, czy ludzie lub grupy religijne, z którymi się łączymy są narodzone z Boga. Jednak przystępując do tej lub innej grupy wyznaniowej nie powinniśmy zapominać, że w okuł nas znajdują się bracia i siostry, którzy kochają Chrystusa taką samą miłością jak nasza. Jeżeli tylko w naszym życiu jest prawdziwa bojaźń Boża, to powinniśmy zaprzestać odnoszenia się do innych grup wyznaniowych jako do mniej wartościowych indywidualnych religijnych organizacji, ale jako do grup, które Bóg ustanowił w ciele Chrystusa, a zatem nie powinniśmy tylko egzystować jako Baptyści, Katolicy, Zielonoświątkowcy itd., albo grupa ta, lub tamta, musimy w obawie i drżeniu wobec Boga mieć z sobą społeczność, rozmawiać i rozważać siebie jako części ciała Chrystusa, które przeżywają wszelkiego rodzaju choroby.
Nie znaczy, że dojdziemy w naszych relacjach do perfekcji, jednak stworzy to możliwość zdrowego funkcjonowania całego organizmu. Nikt nie może zbudować takiej organizacji, jaką jest kościół chrześcijański, gdyż zbudował ją Bóg, i my wszyscy wierzący w Jezusa Chrystusa jesteśmy ludem Bożym. Nie oznacza to jednak, że wszystko, co się dzieje w chrześcijańskich kościołach jest z Boga, ale to Bóg zbudował kościół, i ta wizja pochodziła od Niego. Dlatego tylko Bóg zna cel i przeznaczenie swego kościoła, a naszą powinnością jest abyśmy odnosili się do tego, co jest kościołem chrześcijańskim jako do czegoś, co jest zrodzone z Boga.
Tak też każdy wierzący w Jezusa Chrystusa ma się odnosić jeden do drugiego jak do indywidualności zrodzonych z Boga, to daje nam wartość braci i sióstr w Chrystusie Jezusie. Po za tym wszyscy służymy specjalnymi darami Ducha Świętego, jako osoby i grupy, a więc każdy z nas ma indywidualnie powołanie od Boga, a w tym mieści się odpowiedzialność szafarstwa tym powołaniem i darami. Tak naprawdę, to nigdy nie byłem Katolikiem, jedynie urodziłem się w Polsce gdzie niemal wszyscy przez urodzenie przynależą do tego kościoła.
Przystąpiłem do chrześcijaństwa ze skrajnego ateizmu, a więc nie posiadam sentymentów takich samych, jakie reprezentuje większość moich rodaków względem kościoła Katolickiego. Pomimo wszystko nigdy nie zignorowałem możliwości poznania Katolicyzmu i jego problemów. Idąc tym tropem przestudiowałem wszystkie możliwe informacje odnośnie doktryny i dogmatów, nie ignorując faktów historycznych, gdyż jest to kościół, z którego wywodzi się większość ugrupowań chrześcijańskich. W tej bezspornie wiekowej, z Bożego założenia organizacji, popełniono i popełnia się niezwykle wiele błędów jak i zbrodni. Pomimo jednak tak intensywnych ataków wroga czasem przy użyciu bardzo religijnych ludzi, Kościół rzymsko Katolicki istnieje, a jeśli istnieje, to tylko z tej przyczyny, że nie jest ludzkim wymysłem, dlatego musimy się do niego odnosić jako wartości zrodzonej z Boga, która jest pod ciągłym atakiem wrogich sił powodujących jego chorobę.
Nie mam zamiaru także stwierdzić, że reformacja była wielką pomyłką, moim zdaniem reformacja była Bożą strategią na bezbożny monopol Kościoła Rzymsko Katolickiego, i udzieleniem mu łaski i możliwości powrotu do źródła i odbudowania zatraconych zasad Ewangelicznych. Niezmiernie trudno jest zrozumieć Bożą ekonomię, ale według mnie jest ona zawarta w stwierdzeniu, że “Bóg nie chce, aby ktokolwiek zginął, ale aby wszyscy byli zb
awieni”. Ta różnorodność wyznań chrześcijańskich nie powinna być naszą piętą Ahilesową, lecz powodem do zastanowienia się — czego nie starcza nam do pełni relacji z Chrystusem, czego możemy nauczyć się od swoich współbraci z innych wyznań? Nie mam kompleksu, że jestem członkiem kościoła Baptystów, ale spotkałem się, że wielu miłych memu sercu współbraci w Chrystusie, z innych denominacji, z tego powodu, miało i ma obiekcje, odnoszące się do mego zbawienia czy pełni wiary.
Nie mam zamiaru w rewolucyjny sposób naprawić kościoła chrześcijańskiego, ponieważ Słowo Pisma Świętego zapewnia, że będzie z nim gorzej i gorzej, odstępstwa od wiary będą się mnożyły, a świat będzie coraz głębiej przenikał w struktury kościelne tak, że nikt nie będzie w stanie odróżnić kościoła od świata, wierzącego od niewierzącego. Jednak w tym momencie zabiegam o tych wszystkich, którzy oddzielili się od świata i do niego nie należą, a których Jezus Chrystus nazywa “Solą”, to wy jesteście najbardziej odpowiedzialni za to, aby obraz chrześcijaństwa został odfałszowany. Odpowiedzialność ta, dlatego spoczywa na waszych barkach, ponieważ wielu może czytać Pismo Święte, znać doktryny kościołów, a nawet wygrywać niezliczoną ilość sporów teologicznych prowadzonych na chrześcijańskich stronach internetowych, ale to nie zastąpi intymności szczerej przyjaźni z Bogiem i ludźmi.
Dla wielu Pismo Święte stało się niczym więcej jak tylko zbiorem praw i zarządzeń, za którymi mamy podążać, aby uniknąć kary. W zdrowym systemie wiary, nasza relacja z Bogiem będzie się manifestowała w braterskich związkach, możliwości dzielenia się, nasze indywidualne słabości będą poddawane identyfikacji, będziemy współczuli dla tych, którzy zagubili się w wierze i żyją w bólu i poniżeniu. Powinniśmy tak daleko wczuć się w nasze związki z ludźmi, abyśmy mieli możliwość iść razem z nimi dzieląc się własnymi zmaganiami z grzechem i wątpliwościami. Litość, łaska i zachęta do czynienia dobra, razem ze wspólnym przebywaniem, pomagając jeden drugiemu, powinna zastąpić hańbę i nietolerancję dla wielu zagubionych i zgorszonych ludzi przez wszechobecną toksyczną wiarę. W naprawdę zdrowym systemie chrześcijańskim powinna dominować możliwość do odnowy dla zagubionych braci i sióstr, a noszenie wspólnych brzemion (Gal. 6:1–5), powinno stać się nie tylko żywą realnością, ale także sposobem na życie. Piotrowe napominanie, abyśmy ubierali się w pokorę w stosunku jeden do drugiego (1 Piotr 5:5–6), powinno stać się regułą, a nie tylko dobrą koncepcją.
Przeraża mnie w relacjach z chrześcijanami powierzchowność i strach przed otwartością. Prawdopodobnie w tym miejscu znajduje się istna fabryka hipokryzji. Po za tym, jeśli nie będziemy “nosili brzemion jedni drugich”, to z pewnością staniemy się zjadliwymi faryzeuszami, “cedzącymi komara przez sito”. Większości chrześcijan wydaje się, jakoby wygrany spór teologiczny szerzej otwierał im bramy nieba, a Bogu dodawał splendoru. Moim skromnym zdaniem powinniśmy bardziej obnażać nasze własne podwórka, otwarcie mówiąc o problemach w naszych własnych środowiskach wyznaniowych, a nie węszyć po teologicznych śmietnikach wdając się w pustosłowie. Dlatego, że tak czynimy, pogrążamy się w coraz większą bezbożność (2 Tym.16). Musimy wiedzieć, że nasz przeciwnik czyni wszystko, aby zniweczyć świadectwo Ewangelii, dlatego zasiewa w naszych myślach różne sprzeczne ze sobą ideologie, stwarza trudności intelektualne lub teologiczne, przez które musimy przechodzić, często grzęznąć w nich jak w bagnie. Musimy przyjąć do świadomości fakt, że istnieje pewna grupa istnień duchowych znanych pod nazwą sił ciemności, które robią wszystko, co mogą, aby powstrzymać świadectwo mocy Ewangelii. Ich zasadniczą pracą jest oddziaływanie na ludzi, manipulowanie zachowaniem i emocjami w taki sposób, aby głoszone przez nich słowa Chrystusa stały się śmieszną niczym nieuzasadnioną paplaniną.
Dopóki nie uporamy się z naszymi osobowościami, dostosowując osobistą kulturę i indywidualne zachowanie do standardów Chrystusowych, dotąd głoszenie Ewangelii będzie tylko zwykłą propagandą tej lub innej grupy wyznaniowej, ale nie występowaniem w imieniu Jezusa Chrystusa. Jedność i respekt — w sensie duchowym nie organizacyjnym — powinna być naszym celem w spełnieniu największego arcykapłańskiego marzenia, o które modlił się Chrystus: “9 Ja za nimi proszę, nie proszę za światem, ale za tymi, których Mi dałeś, ponieważ są Twoimi… 11 …Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno. 20 Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; 21 aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał. 22 I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. 23 Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś.” (Ew. Jana 17:9,11,20,21–23)
Wróg pracuje nad każdym z nas jako odrębnymi indywidualnościami, tworząc z nie których przerażające religijne osobowości reprezentujące organizacje wyznaniowe, ale nie Chrystusa. Otaczający nas świat spostrzega chrześcijan jako ludzi w niczym nieprzypominających Jezusa Chrystusa, dlatego piszę: “Więcej Jezusa, a mniej religii”. Zdrowa wiara będzie bardziej wskazywała na naszą relację z Jezusem niż z organizację wyznaniową, natomiast toksyczna zawsze wskazuje na organizację. Powinniśmy być zdolni przez moc Ducha Świętego wczucie się bardziej w relacje z ludźmi niż faszerowanie ich naszymi religijnymi przekonaniami. Powinniśmy być zdolnymi do chodzenia razem z innymi wierzącymi, dzielenia się własnymi zmaganiami z grzechem jako tym, co jest naszym tryumfem i upodobnianiem się do Jezusa. Przebaczenie, łaska i zachęta do naśladowania Chrystusa, razem z osobistym zaangażowaniem w niesieniu wszelkiej pomocy.
Tylko w taki sposób przywrócimy chrześcijaństwo na dawne przynależne mu miejsce. Zdrowy system da nam możliwość zawrócenia błądzących i noszenia wspólnych ciężarów, wówczas hańbiące nietolerancyjne potępianie tych, którzy upadli i zagubili się w wierze stanie się naszą drogą życia realizującą słowa Jezusa: “13 …Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników.” (Mat. 9:13) Przeciwnik jest wielkim, przebiegłym kłamcą, duchem buntu i wszelkiej nieprawości. Jego celem i pragnieniem jest ściągnięcie zbawionych przez Chrystusa chrześcijan do swego poziomu, gdyż nasze świadectwo zawiera się nie w tym, co mówimy lub, w co wierzymy, gdyż świat ma zobaczyć w chrześcijanach samego Chrystusa. Dzieląc nas i skłócając pragnie on skompromitować i ośmieszyć pracę Ducha Świętego, zniweczyć dzieło zbawienia. Gdy chrześcijanie ponadnaturalnie zaślepieni postępują według jego woli, a przy tym cytują słowa Chrystusa wykonują tym samym pracę antychrysta, a nie Chrystusa, to z tego powodu apostoł Jan mówi: “18 Dzieci, jest już ostatnia godzina, i tak, jak słyszeliście, Antychryst nadchodzi, bo oto teraz właśnie pojawiło się wielu Antychrystów; stąd poznajemy, że już jest ostatnia godzina. 19 Wyszli oni z nas, lecz nie byli z nas; bo gdyby byli naszego ducha, pozostaliby z nami; a to stało się po to, aby wyszło na jaw, że nie wszyscy są naszego ducha. 20 Wy natomiast macie namaszczenie od Świętego i wszyscy jesteście napełnieni wiedzą.” (1Jana 2:18–20)
Niestety hipokryzja jest naszym znakiem rozpoznawczym, dlatego staliśmy się pośmiewiskiem świata, spętanymi niewolnikami ducha buntu. Wystarczy przeczytać komentarze stron chrześcijańskich lub zabrać głos na forum, aby przekona
ć się, że otoczą nas zewsząd Faryzeusze lub uczeni w Piśmie, ale z rzadka kochający bracia i siostry w Jezusie Chrystusie. Marzę, kiedy w naszym chrześcijaństwie będzie więcej Chrystusa, a mniej religijnych podziałów, gdy odwrócimy się od jałowych sporów, a obejmiemy brata w serdecznym uścisku zrozumienia jego słabości, a nie w pogardzie, potępieniu lub obojętności przejdziemy obok bólu, samotności i zagubienia. Niezdrowa toksyczna wiara odnajduje tylko to, co degraduje, zniesławia i tworzy insynuacje w celu zniszczenia czyjejś reputacji, czasem zupełnie niewinnej osoby lub grupy, tylko z tej przyczyny, że mają odmienne zdanie od naszego. Zdrowa wiara nie potrzebuje miejsca na ukrywanie swoich własnych słabości i uczuć, może w pewnych sprawach z kimś się nie zgadzać, jednak jest daleka od robienia, nad kimkolwiek osobistego sądu. Kiedy Jezus chodził po tej ziemi miał do czynienia z wieloma grupami religijnymi, lecz Jego oczy zawsze były skierowane na indywidualną osobę. Odrzucał On wszelkiego rodzaju szufladkowanie ludzi. Zamiast tego docierał do celników, Samarytan, prostytutek, bogaczy i biednych. O tak — był On niezmiernie szorstki wobec religijnych nauczycieli prawa Mojżeszowego i Faryzeuszy, jednak, gdy Faryzeusz Nikodem przyszedł do Niego w nocy, Jezus przyjął go z miłością i był wobec niego delikatny i czuły, a jego teologiczne problemy rozpatrzył z powagą i głębokim respektem. Dlatego musimy pamiętać, że jako chrześcijanie byliśmy kiedyś bezbożni, a teraz dzięki łasce staliśmy się rannymi uzdrowicielami. Tak samo jak Jezus Chrystus.
Rev. Lech Foremski