- 11 września, 2021
- przeczytasz w 18 minut
Intronizacja nowego prawosławnego metropolity Czarnogóry i Przymorza Joanicjusza, która miała miejsce 5 września w monasterze w Cetyni oraz towarzyszące jej napięcia są świadectwem bardzo mocnego uwikłania niektórych społeczeństw prawosławnych w plemienne konf...
Czarnogóra: intronizacyjny desant nad płonącymi barykadami
Intronizacja nowego prawosławnego metropolity Czarnogóry i Przymorza Joanicjusza, która miała miejsce 5 września w monasterze w Cetyni oraz towarzyszące jej napięcia są świadectwem bardzo mocnego uwikłania niektórych społeczeństw prawosławnych w plemienne konflikty polityczne. Uwikłanie to bywa nieraz tak silne, że zupełnie przesłania fundamentalny sens życia chrześcijańskiego oraz posługi biskupiej.
Barykady z kamieni i płonących opon blokujące drogi (na Bałkanach budzące niezbyt dobre skojarzenia historyczne z początkiem lat 90. XX wieku i rozpadem Jugosławii, który zaczął się właśnie od blokad szlaków komunikacyjnych przez samozwańcze „straże” i oddziały paramilitarne), tony gazu łzawiącego, latające nad głowami koktajle Mołotowa, kamienie i butelki, pałki i setki policjantów. Uzbrojeni po zęby funkcjonariusze sił specjalnych ochraniający kuloodporną płachtą zdążających do świątyni duchownych i biskupów, których dostarczył na uroczystość wojskowy śmigłowiec – to nie obrazki z samego środka wielkiej rewolucji, ale… z objęcia przez hierarchę prawosławnego swojej nowej metropolii.
Wydawać by się mogło, że w obiektywnie coraz bardziej laicyzującej się Europie intronizacja biskupa nie powinna budzić większych, masowych emocji społeczeństwa. W końcówce lata, w słonecznym, śródziemnomorskim kraju weekend zazwyczaj przebiega pod znakiem wypoczynku i zabawy niż prób fizycznego uniemożliwienia biskupom obejmowania swoich diecezji. W pierwszy weekend września w Czarnogórze stało się jednak inaczej. Z jakiego powodu, dość zwyczajne wydawać by się mogło wydarzenie kościelne, budziło i wciąż budzi aż takie namiętności i emocje?
Pół biedy, gdyby tylko na namiętnościach i emocjach się kończyło. Liczni obserwatorzy twierdzili, że w związku z intronizacją Joanicjusza (serb. Joanikije) (Mićovicia), na nowego pięćdziesiątego szóstego w historii najwyższego rangą hierarchę prawosławnej Metropolii Czarnogóry i Przymorza, nadadriatyckie państwo sukcesyjne byłej Jugosławii, stanęło wręcz na krawędzi wojny domowej. O co chodzi w tym całym sporze?
Eviva Montenegro vs. Velika Srbija
Korzenie przewlekłego konfliktu społeczno-politycznego w Czarnogórze, który dotyka również kwestii cerkiewnych opisywaliśmy szerzej na naszym portalu już w poprzednich latach w tekstach o Nowym Kijowie w Podgoricy oraz o świątynnym sporze z polityka w tle. Jego najnowsza odsłona przypadła na okres pomiędzy końcem grudnia 2019 roku, gdy rządząca wówczas większość parlamentarna przyjęła kontrowersyjną ustawę o wolności sumienia i wyznania, która w części dotyczyła również zagadnienia własności świątyń prawosławnych znajdujących się na terenie kraju, a wyborami parlamentarnymi 30 sierpnia ub. roku wynoszącymi do władzy nowy rząd premiera Zdravko Krivokapicia. Pierwsze fale pandemii, szczególnie mocno dotykające Bałkany, ograniczyły od wiosny 2020 roku masowe demonstracje i procesje (cs. litije) przebiegające pod hasłem „Ne damo svetinje” („Nie oddamy świątyń”) i stanowiące wyraz masowego sprzeciwu wiernych związanych z serbską autokefalią i ówczesną czarnogórską opozycją. W pewnym momencie zresztą, standardowe procesje zostały zastąpione z przyczyn bezpieczeństwa epidemicznego… procesjami samochodowymi (serb. „auto-litije”). Całkiem możliwe, że to właśnie konflikt z Serbską Cerkwią Prawosławną był ostatecznym gwoździem do klęski wyborczej rządzącej krajem od blisko trzech dekad Demokratycznej Partii Socjalistów (DPS). Na urzędzie pozostaje jednak wciąż związany z tym ugrupowaniem prezydent Milo Djukanovicia, który w chwili obecnej jest, obok Aleksandra Łukaszenki, najdłużej utrzymującym się u władzy przywódcą w Europie.
Wydawać by się mogło, że objęcie władzy przez bliską Serbskiej Cerkwi Prawosławnej i Belgradowi opozycję zakończy przynajmniej częściowo konflikt, który w zasadzie od początków istnienia niepodległej Czarnogóry dzieli tamtejsze, liczące nieco ponad 600 tys. mieszkańców społeczeństwo. Naprzeciwko siebie stoją w nim dwa wrogie obozy: zwolennicy tożsamości czarnogórskiej, podkreślającej odrębność i niezależność od Serbii, w tym również na poziomie cerkiewnym, oraz opowiadający się za bliskimi związkami z Belgradem. Ten drugi obóz podkreśla, że Metropolia Czarnogóry i Przymorza, pomimo lokalnej specyfiki, pozostaje od wieków integralną częścią Cerkwi serbskiej i „serbskiego świata”. Ostatni, przeprowadzony równo przed 10 laty spis powszechny pokazał, że z prawosławiem identyfikuje się 72 proc. obywateli kraju. 45 proc. jako główną tożsamość podawało czarnogórską, a 28 proc. serbską. Większość Czarnogórców popierających niepodległość jest jednocześnie wiernymi Serbskiej Cerkwi Prawosławnej.
Dla jednych mieszkańców kraju podstawową identyfikacją jest czerwona flaga z dwugłowym czarnogórskim orłem, hasło „Eviva Montenegro!” i tradycja wieloetapowej samodzielności czarnogórskiej. Chodzi o sięgający epoki niezależnego księstwa system „władykatu”, gdzie głowami państwa byli biskupi prawosławni wybierani przez zgromadzenie wiernych. Później było to niepodległe i niezależne Królestwo Czarnogóry istniejące w latach 1910–18 i władane przez Mikołaja I Petrovicia-Njegoša. Państwo wcielono później, nie bez zbrojnego oporu części Czarnogórców, do Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców (od 1929 roku Królestwa Jugosławii) rządzonych zresztą przez blisko spokrewniony z czarnogórską dynastią dom Karadziordziewiczów. Stolicą i kolebką tej czarnogórskiej tożsamości było niewielkie miasteczko Cetynia (serb./cg. Cetinje), gdzie znajdował się pałac królewski wraz z wszystkimi symbolicznymi insygniami władzy oraz monaster, w którym — po wielu perypetiach — 5 września 2021 roku doszło do intronizacji nowego metropolity Czarnogóry. Druga część czarnogórskiego społeczeństwa chce zachowania możliwie najbliższych związków z Serbią i uważa, że dzieje górzystego, nadmorskiego księstwa i królestwa są integralną częścią serbskiej tożsamości narodowej i cywilizacyjnej. A mieszkańcy Cetyni, to w ich mniemaniu często bardziej świadomi Serbowie niż ci z Belgradu, Niszu lub Nowego Sadu.
Niekanoniczna Cerkiew Czarnogóry, na której czele stoi używający tytułu „metropolita Michał, arcybiskup cetyński i metropolita czarnogórski” (imię i nazwisko świeckie Miraš Dedeić) nie jest uznawana przez żadną inną autokefalię. Zarejestrowano ją w latach 90. XX wieku jako organizację pozarządową. Według często kwestionowanych danych nie liczy ona więcej niż 50 tys. wiernych. W ostatnich latach, gdy nastąpiło nasilenie sporu politycznego pomiędzy zwolennikami wyłącznej tożsamości czarnogórskiej z przedstawicielami orientacji czarnogórsko-serbskiej i serbskiej, zarówno prezydent Djukanović i Demokratyczna Partia Socjalistów pozycjonujący się jako ojcowie czarnogórskiej niepodległości, zaczęli coraz głośniej mówić o poparciu dla idei autokefalii miejscowej Cerkwi i odłączenia jej od Patriarchatu Serbskiego.
Chwiejny metropolita Michał
W sytuacji czarnogórskiego prawosławia można poszukiwać analogii z Ukrainą lub Macedonią Północną, niemniej nie będą one trafne. I to nie tylko z powodu małej liczebności formalnych członków czarnogórskiej struktury niekanonicznej. Jej podeszły już wiekiem główny hierarcha Michał ma opinię osoby o niejasnych intencjach i zaskakujących zwrotach w życiorysie (studia teologiczne w Belgradzie, na Papieskim Instytucie Wschodnim w Rzymie, Akademii Duchownej Św. Sergieja w podmoskiewskim Zagorsku, święcenia kapłańskie w Patriarchacie Ekumenicznym, z którego został wydalony za głoszenie… wielkoserbskiego nacjonalizmu i atakowanie innych autokefalii, w końcu, nieoczekiwane przejście na pozycje popierania autokefalii czarnogórskiej). Niektórzy serbscy duchowni wprost sugerują, iż w czasach komunistycznych mógł on pełnić rolę tajnego współpracownika UDBA (jugosłowiańskiej służby bezpieczeństwa), wysłanego na odcinek pracy kościelnej. O. Momčilo Krivokapić, zmarły w ub. r. proboszcz cerkwi św. Mikołaja Cudotwórcy w Kotorze, jeden z najpopularniejszych duchownych Metropolii Czarnogóry i Przymorza, który kilkadziesiąt lat temu uczył się wraz z przyszłym liderem niekanonicznej Cerkwi czarnogórskiej w belgradzkim seminarium duchownym, wspominał w wielu wywiadach, że dziwiło go, iż przyszły hierarcha niekanoniczny nie potrafił w seminarium odmówić podstawowych modlitw.
Konstantynopol jasno podkreśla, że niekanoniczna Cerkiew w Czarnogórze nie jest przypadkiem tożsamym z Cerkwią Prawosławną na Ukrainie i na tomos z Patriarchatu Ekumenicznego nie ma co liczyć. Jak również, nie ma co liczyć na sympatię jakiejkolwiek innej autokefalii, jak chociażby w przypadku Cerkwi w Macedonii Północnej, gdzie mamy do czynienia z dyskretnym wsparciem ze strony Patriarchatu Bułgarii.
W najnowszym stadium konfliktu w Czarnogórze wątła, niekanoniczna struktura cerkiewna wydaje się zresztą pełnić rolę jedynie statysty na dalszym planie. Główna oś sporu przebiega bowiem nie pomiędzy teologami i duchownymi, a politykami i ludźmi nadającymi ton debacie publicznej.
Nowe otwarcie?
Utworzenie po wyborach z 30 sierpnia 2020 roku rządu ugrupowań do tej pory opozycyjnych wobec prezydenta Djukanovicia i socjalistów rzeczywiście przynosiło nadzieję na nowe otwarcie pomiędzy Serbską Cerkwią Prawosławną a państwem czarnogórskim. Niemal w tym samym czasie, jesienią ub. r. zmarł w wyniku powikłań po Covid-19 metropolita Czarnogóry i Przymorza Amfilochiusz (serb. Amfilohije), stojący na czele miejscowej serbskiej Cerkwi od początku lat 90. Przeszedł on niewątpliwie do historii jako odnowiciel Cerkwi po zapaści w epoce komunistycznej, budując w kraju blisko 600 nowych świątyń, w tym wielką katedrę Zmartwychwstania Pańskiego w Podgoricy, obecnej stolicy kraju. Amfilochiusz był wielkim zwolennikiem tożsamości czarnogórskiej jako integralnej części serbskości i na początku wojen towarzyszących rozpadowi Jugosławii miał niechlubny epizod przyjęcia i pobłogosławienia w monasterze w Cetyni paramilitarnych oddziałów Željko Ražnatovicia „Arkana” odpowiedzialnych później za zbrodnie wojenne w Chorwacji, Bośni i Kosowie. Niemniej, po referendum w 2006 roku dotyczącym zerwania konfederacji z Serbią i ogłoszenia niepodległości, hierarcha poparł nową państwowość, opowiadając się za utrzymaniem bliskich więzi z Belgradem.
Dość powiedzieć, że negocjacje dotyczące utworzenia nowej koalicji rządowej toczyły się jesienią 2020 roku właśnie i między innymi — w monasterze w Cetyni. Sprowadziło to na szykującą się do objęcia władzy ekipę nowego premiera Zdravko Krivokapicia – osobiście głęboko wierzącego i praktykującego prawosławnego — oskarżenia ze strony odchodzących socjalistów i liberalnych komentatorów o dążenie do klerykalizacji państwa. Jak również, o poddanie władzy świeckiej wpływom Cerkwi, której hierarchiczne centrum znajduje się poza granicami niepodległego kraju.
Nowa większość parlamentarna dość szybko dokonała korekt w kontrowersyjnej ustawie o wolności sumienia i wyznania oraz własności świątyń przyjętej w 2019 roku za czasów rządów socjalistów. Powszechne było oczekiwanie, że po napiętych relacjach w poprzednich latach, a nawet oskarżeniach o sterowanie przez Belgrad próbą zamachu stanu w Czarnogórze po wyborach w 2016 roku, w relacjach czarnogórsko-serbskich i w relacjach państwo-Cerkiew zapanuje idylla.
Ku powszechnemu zdziwieniu jednak do niej nie doszło. Do tej pory rząd Krivokapicia nie podpisał z Serbską Cerkwią Prawosławną porozumienia regulującego jej działalność. Podczas wyboru nowego metropolity Czarnogóry i Przymorza podczas soboru biskupów Serbskiej Cerkwi Prawosławnej w Belgradzie 29 maja br., na spotkanie hierarchów przybył nieoczekiwanie czarnogórski premier. Zostało to odebrane jako próba wywarcia presji politycznej na hierarchów, aby dokonali wyboru właśnie bp. Joanicjusza, będącego faworytem nowej ekipy rządzącej i kierującego dotąd diecezją budmilańsko-niksziczką w ramach SCP. Joanicjusz był aktywnym uczestnikiem demonstracji na przełomie 2019 i 2020 przeciwko ustawie dotyczącej własności świątyń, a nawet w czasie jednej z nich został tymczasowo zatrzymany przez policję na 72 godziny. W 2019 roku bp Joanicjusz stał się również bohaterem nietypowego jak na hierarchę kościelnego wydarzenia. Podczas spotkania w belgradzkim hotelu ze znanym czarnogórskim biznesmenem, który finansował renowację jednego z największych monasterów w Czarnogórze – Ostrog, duchowny był bezpośrednim świadkiem próby zamachu na przedsiębiorcę, ranionego przez snajpera serią z broni palnej. Hierarsze nic się nie stało. Do dzisiaj nie jest jasne, czy również biskup nie był wtedy obiektem zamachu.
Odkładana z powodu pandemii intronizacja Joanicjusza zaczęła powoli budzić coraz większe emocje społeczne. W międzyczasie, stosunki wewnątrz rządu Krivokapicia pogorszyły się, a najbardziej proserbskie siły wspierające gabinet w parlamencie przeszły do opozycji. Na początku lata parlament Czarnogóry przyjął specjalną rezolucję upamiętniającą zbrodnię dokonaną przez serbskie jednostki w Srebrenicy w 1995 roku podczas wojny w Bośni i przeciwstawiającą się coraz powszechniejszemu w Serbii negacjonizmowi historycznemu, kwestionującemu odpowiedzialność za zbrodnie dokonane podczas wojen towarzyszących rozpadowi Jugosławii. Relacje z Belgradem w wyniku tych posunięć znów wróciły do wrogiego napięcia. Do tego stopnia, że córki Krivokapicia, które kończyły studia w Belgradzie i podjęły tam pracę, musiały latem wyjechać z Serbii z powodu obaw o osobiste bezpieczeństwo. Władze w Belgradzie najwyraźniej uznały, że nowy premier nie będzie realizował pokładanych w nim nadziei. Ostra retoryka antyczarnogórska znów pojawiła się w większości zależnych od ekipy prezydenta Aleksandra Vučicia serbskich mediów. Tymczasem sam Krivokapić zaczął wysyłać sygnały o chęci założenia nowoczesnego ugrupowania chadeckiego oraz uregulowaniu relacji z Serbską Cerkwią Prawosławną na podstawie standardowych norm europejskich.
Lawina pretensji
Latem br. pojawiła się informacja, że intronizacja Joanicjusza odbędzie się w monasterze w Cetyni. Zwolennicy wyłącznej tożsamości czarnogórskiej, sympatycy prezydenta Djukanovicia i opozycji uznali to za policzek oraz próbę upokorzenia Czarnogórców w sercu i kolebce ich dawnej państwowości. Pomimo faktu, że monaster znajduje się obecnie w jurysdykcji SCP, a 41 dotychczasowych metropolitów Czarnogóry i Przymorza było intronizowanych właśnie w tym klasztorze, stanowi on jedno z najważniejszych miejsc w czarnogórskim imaginarium. To właśnie pod bramą monasteru odbywają się wszystkie większe manifestacje patriotyczne Czarnogórców i tam w maju br. świętowano 15. rocznicę ogłoszenia niepodległości kraju.
Jako jeden z pierwszych przeciwko planowanej intronizacji zaprotestował burmistrz Cetyni Aleksandar Kašćelan związany politycznie z socjalistami. Później, listy otwarte sprzeciwiające się intronizacji metropolity w Cetyni podpisało szereg osobistości z życia intelektualnego i środowisk twórczych Czarnogóry i Serbii o orientacji liberalnej. W ostatnim liście z 27 sierpnia br. napisano m. in:
„Obecny rząd Czarnogóry pełni rolę instrumentu do realizacji mrocznych celów polityki wielkoserbskiej, której rezultatem było ludobójstwo, czystki etniczne i najcięższe zbrodnie wojenne popełnione w Europie od momentu zakończenia II wojny światowej. Na celowniku tej polityki znajduje się dzisiaj państwo Czarnogóra i jej mniejszości etniczne, szczególnie (niekanoniczna) Czarnogórska Cerkiew Prawosławna, Czarnogórcy i wszystkie przejawy kulturalno-historycznej tożsamości narodu czarnogórskiego, wśród których monaster w Cetyni pozostaje od wieków jednym z najbardziej znaczących symboli (…) Intronizacja metropolity Serbskiej Cerkwi Prawosławnej właśnie w Cetyni, na przekór woli ogromnej większości mieszkańców miasta przedstawiałoby symboliczny akt pełnego podporządkowania Czarnogóry polityce wielkoserbskiej i zniszczyłoby spokój i bezpieczeństwo obywateli” (źródło).
W pierwszych dniach września emocje społeczne w Czarnogórze i Serbii wydawały się sięgać zenitu. Bliscy ekipie rządzącej w Belgradzie oraz kręgom nacjonalistycznym w Serbii podkreślali, że w Czarnogórze, podobnie jak w czasach rządów socjalistów, dochodzi do „prześladowań chrześcijan prawosławnych na wielką skalę”, a mały nadadriatycki kraj stanął przed rozpadem i groźbą wojny domowej. Nieliczni serbscy politycy bądź komentatorzy, tacy jak chociażby lider ruchu autonomistów z Wojwodiny Nenad Čanak, w latach 90. aktywny działacz opozycji przeciwko rządom Slobodana Miloševicia lub działający w całym regionie szef Partii Liberalno-Demokratycznej Čedomir Jovanović, wyrażali zrozumienie lub nawet poparcie dla postulatów Czarnogórców przeciwnych intronizacji. Inny weteran antymiloszewiczowskiej opozycji, pisarz i były szef dyplomacji Vuk Drašković pytał w mediach społecznościowych jak to możliwe, że w cywilizowanym świecie XXI wieku takie wydarzenie kościelne jak intronizacja biskupa może stać się kwestią ogólnonarodową, zagadnieniem bezpieczeństwa i przyszłych losów wspólnoty, o którym mówią przywódcy państw, premierzy, politycy, ministrowie, naukowcy, analitycy i wszystkie media.
Przedstawiciele serbskiej Cerkwi – patriarcha Porfiriusz i metropolita Joanicjusz podkreślali z kolei, że kwestia intronizacji jest przez jej przeciwników niepotrzebnie polityzowana. Podobnie sugerował jeden z wicepremierów w rządzie czarnogórskim, sam nieprawosławny i narodowości albańskiej Dritan Abazović, twierdzący, że w normalnym państwie zmierzającym do struktur europejskich objęcie przez hierarchę kościelnego swojej diecezji lub metropolii nie powinno budzić tego rodzaju emocji. Jednocześnie, członkowie rządu premiera Krivokapicia podkreślali, że państwo nie powinno kapitulować przed protestującymi i musi zabezpieczyć sprawne przeprowadzenie intronizacji.
Przeciwnicy intronizacji podkreślali, iż nie są przeciwni objęciu metropolii przez Joanicjusza, ale uważają, iż intronizację powinno się przenieść z Cetyni do innej lokalizacji, np. katedry w Podgoricy. Cerkiew zdecydowanie odrzucała te sugestie, twierdząc, iż intronizacja nie jest skierowana przeciwko jakiejkolwiek grupie etnicznej i społecznej, o czym na dwa dni przed intronizacją mówił w wywiadzie bp Joanicjusz:
O spokój, opanowanie i niewykorzystywanie wiary jako paliwa konfliktu politycznego apelował Biały Dom, Parlament Europejski i Komisja Europejska. Kościół rzymskokatolicki w Czarnogórze zajął pozycję wstrzemięźliwą, podkreślając, że nie chce mieszać się w wewnątrzprawosławny spór, choć jednocześnie zaznaczono, że przedstawiciel lokalnej hierarchii będzie gościć na intronizacji. Do porozumienia zwaśnionych obozów namawiali również liderzy miejscowej społeczności muzułmańskiej. Przeciwnicy intronizacji w Cetyni zapowiedzieli wielotysięczne, masowe demonstracje w dniu objęcia metropolii przez Joanicjusza, które miały się odbyć pod monasterem. Na pewne ustępstwo poszła Cerkiew ogłaszając, że intronizacja ograniczy się do samej niedzielnej Boskiej Liturgii, a tzw. sobór ogólnoludowy – forma tradycyjnego, masowego świętowania intronizacji, nie odbędzie się.
Uroczyste świętowanie, które miało odbyć się w Cetyni przeniosło się jednak do Podgoricy, gdzie w sobotę wieczorem, w przeddzień planowanej intronizacji przybył patriarcha Serbii Porfiriusz, którego razem z nowym metropolitą Czarnogóry witały pod katedrą Zmartwychwstania Pańskiego tłumy proserbskich obywateli kraju wyposażonych w trójkolorowe flagi serbskie z godłem Czarnogóry. Postanowiono połączyć tradycyjne w Cerkwi nabożeństwo całonocnego czuwania, celebrowane zazwyczaj wieczorem w przeddzień niedzieli i większych świąt, z masowym wiecem, koncertem muzycznym i light show. Ten ostatni adresowany był do szerokiego grona odbiorców. Wystąpiły zespoły muzyki ludowej – nie zabrakło tradycyjnego tańca „kolo”, ale i również popularnej grupy hiphopowej „Beogradski Sindikat”, której piosenka oparta na ludowej pieśni „Sviće zora”, była na przełomie 2019/2020 roku nieoficjalnym hymnem antyrządowych protestów pod hasłem „Nie oddamy świątyń!”. Koncert zakończył występ rockowej grupy „Neverne Bebe” z dwoma charyzmatycznymi wokalistkami. Przed nimi przemówił patriarcha Serbii. I co ciekawe, w jego wystąpieniu znalazły się akcenty ekumeniczne i pojednawcze.
Hierarcha pozdrowił katolików „głoszących wiarę w Krzyż Chrystusa”, inne Kościoły chrześcijańskie, a także społeczność muzułmańską i żydowską. Przyznał równocześnie, że Cerkiew nie istnieje po to, aby rozwiązywać problemy społeczne, polityczne i państwowe, ale aby głosić umęczonego i zmartwychwstałego Chrystusa. Nie wymieniając konkretnie przeciwników intronizacji, patriarcha stwierdził: „Nie odpowiadamy nienawiścią na nienawiść. Jeżeli są ludzie, którzy głoszą do nas nienawiść, to ich problem, my będziemy sądzeni z tego, czy na tą nienawiść odpowiemy w ten sposób, co oni! (…) Gdy podchodzimy do kielicha eucharystycznego kapłan nie pyta się nas, jakiej jesteśmy narodowości i jakiej ideologii politycznej zwolennikami” – mówił m.in. Porfiriusz.
Niemal do ostatnich chwil w niedzielę 5 września rano nie było wiadomo, czy do intronizacji dojdzie. W nocy z 4 na 5 września w serbskich i czarnogórskich mediach pojawiły się wręcz informacje, że z powodu blokady dróg i ustawiania na nich przez grupy demonstrantów barykad z płonących opon i kamieni, uroczystości zostaną przełożone. W nocy z soboty na niedzielę doszło w Cetyni i wokół miasteczka do regularnych walk na pałki, kamienie i koktajle Mołotowa pomiędzy przeciwnikami intronizacji i wzmocnionymi siłami policyjnymi.
Liczni demonstranci i funkcjonariusze odnieśli obrażenia, choć na szczęście, siłom porządkowym udało się opanować sytuację i uniknąć ofiar śmiertelnych. Do Cetyni przybył prezydent Djukanović, który z jednej strony wezwał obywateli do spokoju i dialogu, a następnie poparł na miejscu protestujących przeciwko intronizacji. Aktywny w zamieszkach był również jeden z prezydenckich doradców Veselin Veljović, który wraz z grupą kilkudziesięciu mężczyzn usiłował przerwać kordon policyjny pod monasterem. Został on tymczasowo zatrzymany, choć za udział w zamieszkach będzie odpowiadać z wolnej stopy. W sobotę 4 września wieczorem o spokój i porozumienie zaapelował równoległe w wystąpieniu telewizyjnym premier Krivokapić (wideo: ).
W końcu, omijając blokady, barykady i demonstracje, serbski patriarcha Porfiriusz i metropolita Joanicjusz zostali przetransportowani w niedzielę rano wojskowym śmigłowcem z Podgoricy (gdzie obydwaj przybyli w sobotę wieczorem, witani przez licznie zgromadzonych zwolenników) na lądowisko tuż nieopodal monasteru w Cetyniu.
Pod eskortą uzbrojonych po zęby komandosów i nakryci kuloodporną płachtą, hierarchowie zostali wprowadzeni do monasterskiej cerkwi, gdzie służono Boską Liturgię i dokonano aktu intronizacji Joanicjusza na 56. metropolitę Czarnogóry i Przymorza. W uroczystościach wziął udział premier Krivokapić i ministrowie jego rządu.
Konflikt bez wyjścia?
Trudno jednoznacznie wskazać, która ze stron czarnogórskiego sporu wokół intronizacji odniosła zwycięstwo.
Uroczystość udało się przeprowadzić w warunkach dalekich od wszelkich standardów, zarówno cerkiewnych, jak i demokratycznych. Internauci w krajach b. Jugosławii skomentowali to wszystko za pomocą dosadnych memów.
Z pewnością obydwu stronom sporu zabrakło chęci do porozumienia i dialogu, jak również zrozumienia wrażliwości rywala i wyjścia naprzeciw jego oczekiwaniom. W gorącym sporze zupełnie zniknęły argumenty teologiczne, a wielu udzielających się medialnie uczestników konfliktu nie było nawet w stanie rozróżnić, czy protestują przeciwko lub gorąco popierają intronizację Joanicjusza, czy jak błędnie twierdzili, wobec jego święceń biskupich (chirotonii). Te ostatnie miały bowiem miejsce…22 lata temu, gdy po wyświęceniu obejmował diecezję budmilańsko-niksziczką.
Spór w Czarnogórze pomiędzy orientacją montenegrińską i (pro)serbską trwa w najlepsze i nie widać na horyzoncie, aby jakakolwiek siła polityczna lub kościelna była go w stanie zakończyć. Tak to zazwyczaj bywa przy starciu dwóch silnych narracji historycznych. Trudno jednocześnie nie odnieść wrażenia, że spór w Czarnogórze jest klasycznym dowodem nieprawdziwości tezy, że współczesne prawosławie, w przeciwieństwie do Kościołów tradycji zachodniej, pozostaje impregnowane na laicyzację, instrumentalizację polityczną oraz ziemskie ideologie. Trudno jest, nawet przy niezwykłej gimnastyce intelektualnej i postawie dyplomatycznej dostrzec, że radykalnym uczestnikom tego konfliktu rzeczywiście miałoby chodzić o Cerkiew, Chrystusa i zbawienie.
Trudno jest także nie widzieć w bieżącym konflikcie religijnym wyłącznie inspiracji politycznej. Radykałom z obydwu stron zależy na jego dalszej eskalacji. Środowisko prezydenta Djukanovicia chce pokazać, że obecny rząd nie radzi sobie z ochroną bezpieczeństwa obywateli i spokojem społecznym. Gwałtowne protesty przeciwko intronizacji metropolity są też paradoksalnie, „wodą na młyn” środowisk proserbskich, które znajdują w demonstracjach przeciwko SCP potwierdzenie głoszonej tezy, że jest ona w Czarnogórze prześladowania i dąży się do jej wyrugowania z życia publicznego. Last but not least, podobnie jak w polityce współczesnej Rosji, także w Serbii tamtejsza autokefalia jest używania (czy hierarchowie serbskiej Cerkwi tego chcą, czy nie) przez polityków w Belgradzie jako element w geopolitycznej grze o utrzymanie wpływów „serbskiego świata” na całym obszarze pojugosłowiańskim.
Burza po intronizacji nie uciszyła się przez cały kolejny tydzień. Zarówno przedstawiciele instytucji europejskich, jak i część opozycyjnych polityków czarnogórskich podkreślali, że próby uniemożliwienia celebracji religijnych są sprzeczne z fundamentalnymi europejskimi standardami praw człowieka. UE co prawda bardziej akcentowała przy tym, że używanie religii do bieżącej walki politycznej jest niedopuszczalne w kraju aspirującym do członkostwa we wspólnocie. Opozycja zaczęła przy tym mówić o możliwości postawienia prezydenta Djukanovicia w stan oskarżenia za łamanie konstytucji i nawoływanie do waśni religijnych. Tymczasem sama głowa państwa nie daje za wygraną. W weekendowym wywiadzie dla chorwackiego dziennika „Jutarnji list” z 11 września, Djukanović określił nowego metropolitę prawosławnego mianem „metropolity desantowo-helikopterowego”, a swoich przeciwników mianem „klerofaszystowskiej menażerii”. Jednoznacznie oskarżył Belgrad i Moskwę o działania na rzecz zniszczenia niepodległości Czarnogóry, wyrwania jej z kręgu struktur euroatlantyckich oraz zmiany świeckiego i demokratycznego modelu ustrojowego kraju. „W destabilizacji Czarnogóry otwarcie współpracuje Serbska Cerkiew Prawosławna jako bardziej organizacja ideologiczno-polityczna niż religijna, podpierająca się palcem o aktualny reżim Aleksandra Vučicia” – przyznał prezydent.
Dość znacząca i rzadka wydaje się na tym tle wypowiedź Nikoli Radunovicia, wokalisty popularnej poprockowej grupy „Perper”, od lat pozycjonującego się jako gorącego zwolennika tożsamości czarnogórskiej i niepodległości: „Metropolita Joanicjusz będzie przebywać w Cetyni, tak jak bywał tu kiedyś. Spotykałem go, wszyscy Cetynianie go spotykali i będzie tu znów przebywał sporo lat. Życzę mu dużo zdrowia i długich rządów. Teraz stoją przed szansą historyczną: on i patriarcha [Porfiriusz – przyp.], niech wyjdą i powiedzą: «Przyjdźcie, bracia Czarnogórcy, wy istniejecie, to [monaster w Cetyni – przyp.] jest wasze, przyjdźcie służyć [Boską Liturgię – przyp.] razem z nami»” (za: rtcg.me).
Być może to jest właściwa, chrześcijańska odpowiedź na problemy prawosławia na południowych rubieżach Adriatyku?