
- 26 października, 2015
- przeczytasz w 3 minuty
Po trzech tygodniach skończył się synod biskupów, którego obrady dotyczyły wyzwań, przed którymi staje rodzina. Trudno się było spodziewać - i pewnie mało katolików się spodziewało - że 3-tygodniowe obrady będą jakąś znaczącą zmianą dla rodzin.
Duch a Litera
Po trzech tygodniach skończył się synod biskupów, którego obrady dotyczyły wyzwań, przed którymi staje rodzina. Trudno się było spodziewać — i pewnie mało katolików się spodziewało — że 3‑tygodniowe obrady będą jakąś znaczącą zmianą dla rodzin.
W końcu prawie dwa tysiące lat Kościół katolicki próbuje wpływać na rodziny i świat, by realizowały wizje i postulaty Kościoła. Cały czas rzeczywistość odbiega od ideałów nawet wtedy, kiedy ustawodawstwo wspiera wizję katolicką.
Takim rozdźwiękiem między ideałem rodziny a rzeczywistością są niewątpliwie w świecie ukształtowanym przez zachodnią cywilizację opartą na rzymskim prawie i greckiej filozofii — rozwody, zaś w świecie będącym spadkobiercą plemiennych i naturalnych religii — nadal istniejąca poligamia. Dla spadkobierców rzymskiego prawa może być trudnym głos niektórych biskupów afrykańskich, którzy zawieranie nowych związków po rozwodzie klasyfikują jako poligamię tyle, że nie symultaniczną.
Nasza zachodnia “rzymska” cywilizacja, jakkolwiek nie zawsze traktowała równoprawnie kobiety i mężczyzn, jako ideał małżeństwa zakładała związek mężczyzny z jedną kobietą w tym samym czasie. Rozwód w prawie rzymskim był możliwy ale zarówno mężczyzna jak i kobieta mogli po rozwodzie zawrzeć ponowne małżeństwo i żyć z jedną tylko osobą. Poligamia to jednak nie to samo co zdrada — jak można było wywnioskować z wypowiedzi kardynała Philippe Ouédraogo z Burkina Faso — tylko jednoczesny związek jednego mężczyzny z więcej niż jedną kobietą. Rozumiem, że dla niektórych poligamia i ponowne związki po rozwodzie mogą wydawać się tak samo nie przystające do ideału rodziny katolickiej. Co więcej, monogamiczne małżeństwo jest w kulturze chrześcijańskiej zwycięstwem Ducha nad Literą. Gdyż, jeżeli czytamy literalnie Ewangelie to znaleźć w nich można większe zrozumienie dla poligamii niż dla oddalania żon i poślubiania oddalonych. Jezus nigdzie nie zakazał poligamii, co więcej, jest jedna przypowieść, która wskazuje, że ją dopuszczał — chodzi oczywiście o przypowieść o dziesięciu pannach czekających na oblubieńca.
Jednak Kościół, będący też spadkobiercą rzymskiego prawa, łatwiej przystawał na rozwiązanie węzła małżeńskiego i ponowny związek niż na poligamię. Może to niesprawiedliwe wobec kultur nie będących bezpośrednimi spadkobiercami Rzymu ale w zasadzie takie podejście staje się standardem nawet tam, gdzie dominują religie dopuszczające związki monogamiczne. Burkina Faso z problemem poligamii, wymuszonymi i wczesnymi małżeństwami kobiet i z bardzo niskim dostępem kobiet do edukacji i przemocą wobec nich w rodzinie to problem i dla Watykanu. Sądzę też, że lepszą promocją rodziny i małżeństwa jest cywilny, trwały związek kobiety i mężczyzny niż sakramentalne małżeństwo, które trwa wyłącznie dlatego, że trzyma ich przy sobie przymus społeczny lub ekonomiczny. Bo czyż nie jest wzorem Tacyt, mąż jednej żony, która nie dała mu potomstwa niż Ludwik X Kłótliwy, który nie mogąc unieważnić małżeństwa ze zdradzającą go żoną rozkazał ją uśmiercić, by poślubić kobietę, która urodzi mu nie podejrzane o nieprawe pochodzenie potomstwo?
Zdaje się, że Ludwik łatwiej uzyskał rozgrzeszenie z tej zbrodni niż uzyskałby je w naszych czasach mąż, którego porzuciła sakramentalna żona i który zawarł cywilny związek.