
- 9 kwietnia, 2021
- przeczytasz w 7 minut
Mógł być zapewne kardynałem. Niektórzy uważali, że gdyby nieco spokorniał lub przejawiał odpowiedni rodzaj kościelnego sprytu to może i nawet papieżem. Jedna z anegdot, która krążyła o Küngu, mówiła z przekąsem, że Küng nie chciałby być papieżem, bo wówczas ni...
Książę buntowników — ks. prof. Hans Küng nie żyje
Mógł być zapewne kardynałem. Niektórzy uważali, że gdyby nieco spokorniał lub przejawiał odpowiedni rodzaj kościelnego sprytu to może i nawet papieżem. Jedna z anegdot, która krążyła o Küngu, mówiła z przekąsem, że Küng nie chciałby być papieżem, bo wówczas nie byłby nieomylny. Do wiecznego panteonu kościelnych buntowników dołączył teolog jakby bez ziemi, a jednak z wielkimi zasługami dla tejże. 6 kwietnia br. w wieku 93 lat zmarł ks. prof. Hans Küng.
Trudno nie mówić czy nie pisać o Küngu choćby z odrobiną podziwu i jakiegoś patosu, co byłoby zresztą bardzo po myśli samego Künga, nie stroniącego od ekstrawagancji zarówno w wymiarze kościelnym, jak i prywatnym. Owszem, lubił dobre garnitury, sportowe samochody, wyśmienicie czuł się w świetle reflektorów i nie unikał nauczającego tonu i to momentami tak bardzo, że wielu wypominało mu samozakochanie.
Küng zasługuje na podziw przede wszystkim ze względu na swój dorobek teologiczny, a wszystko inne to w mniejszym lub większym stopniu, przypisy do jego – bez przesady można powiedzieć — inspirującej i monumentalnej twórczości. Nawet jeśli wspomnieniowe teksty koncentrują się na anegdotyczno-humorystycznych momentach z jego życia czy słynnej już sygnaturze teczki, którą założono mu w Świętym Oficjum z powodu jego doktoratu o nauce o usprawiedliwieniu w teologii Karla Bartha, tudzież na sentymentalnej pogawędce w Castel Gandolfo z Benedyktem XVI, to trudno przejść mimo jego wielkich osiągnięć.
A dorobkiem Künga jest jego praca podczas Soboru Watykańskiego II – był jednym z tych teologów, którzy wywarli ogromny, jeśli nie największy wpływ na kształt soborowych dokumentów, był zręcznym graczem za kulisami, którego myśli – ongiś rewolucyjne – dziś w różnej formie stanowią ważny element debaty teologicznej. Gdy odbierano mu prawo nazywania się teologiem katolickim, Küng mówił oburzony przed dziennikarzami, że skoro w Kościele obowiązują ‘zakazy myślenia’ to w takim razie należałoby w ogóle zaprzestać uprawiania teologii. Dziś jednak, mówienie o współczesnej teologii katolickiej, szczególnie w obszarze ekumenizmu czy eklezjologii, jest bez Künga po prostu niemożliwe.
Krytyk
O kontrowersjach związanych z Küngiem pisać jest najłatwiej, ale sam fakt, że o jego śmierci piszą w swoich serwisach informacyjnych także polskie diecezje katolickiej, jest jasnym sygnałem, że odszedł człowiek, którego trudno jednak sprowadzić wyłącznie do miana krytyka, choć był nim właściwie przez całe życie. Szczerze należy jednakowoż przyznać, że Küng doigrał się sankcji i tak stosunkowo późno – w przeciwieństwie do zmarłej niedawno, także w wieku 93 lat, Ute Ranke-Heinemann.
Tarczą Künga była nie tylko jego sława i uznanie, jakim się cieszył w kręgach naukowych i ekumenicznych, ale i parasol ochronny, jaki roztaczał nad nim papież Paweł VI. Znali się jeszcze z czasów soborowych, a Küng wysyłał kard. Montiniemu swoje książki, gdy ten był jeszcze arcybiskupem metropolitą Mediolanu.
Küng chętnie przywoływał na różnego rodzaju spotkaniach „negocjacje”, jakie miał z nim prowadzić Paweł VI, zachęcając szwajcarskiego teologa, aby przestał wreszcie pisać książki i poświęcił się kościelnej karierze. Posada w Watykanie, być może i kapelusz kardynalski były właściwie w zasięgu ręki, ale Küng nie dał się obłaskawić. Czy z pokory czy samozakochania? Kto wie, może jedno i drugie. Na szczęście Küng nie przestał ani mówić, co myśli, ani tym bardziej pisać — także o swoich doświadczeniach, które zawarł w autobiografii. Jej pierwsza część była omawiana na łamach ekumenizm.pl.
Poległ na negowaniu nieomylności papieskiej, na co przymykał oko papież Montini, a czego już nie chciał popuścić Jan Paweł II i jego bliski współpracownik Joseph Ratzinger, o którym za chwilę.
Spadajace książki
Ale zanim Künga pozbawiono prawa do nauczania teologii katolickiej w Tybrze upłynęło sporo wody. We wspomnieniu teologa na łamach dziennika Neue Zürcher Zeitung przypomniano zabawną sytuację z jednego z popularnych seminariów Künga, podczas którego omawiano książkę „Kościół” (Die Kirche, 1967).
W pewnym momencie Küng powiedział do zasłuchanego audytorium: „Papież nie jest nieomylny!”. Minęło parę chwil, a tu nagle rozległ się głuchy huk. Zatrząsł się pobliski regał, z którego pospadały na ziemię teologiczne tomiszcza. Zdarzenie wywołało śmiech zgromadzonych. Śmiał się też Küng. A działo się to latem 1969 roku, niecałe 10 lat przed tym, zanim Watykan nałożył na Künga surowe sankcje.
Po śmierci Pawła VI i krótkim pontyfikacie Jana Pawła I, sytuacja Künga radykalnie się zmieniła. Rządy Jana Pawła II to z jednej strony najtrudniejszy okres dla Künga, ale też czas wykuwania nowego pomysłu na siebie i swoje życie. Mimo kilkunastu prób Jan Paweł II nigdy nie zechciał spotkać się z Küngiem, co jeszcze bardziej nakręcało szwajcarskiego nie-teologa z ostrzem polemiki wobec papieża Wojtyły.
Hans i Joseph
Znajomość z Josephem Ratzingerem to jakby osobny rozdział w życiu Künga – z pewnością o wiele bardziej w życiu Künga niż samego Ratzingera, stąd też mówienie jakby o dwóch magnesach wciąż lgnących do siebie, jest jakby na wyrost.
Szwajcar i Niemiec należeli do soborowej awangardy teologicznej. Obaj miewali problemy z władzą kościelną, chcieli odświeżyć spetryfikowaną w scholastycznych pojęciach teologię. Küng, bardzo ceniąc Ratzingera (to nie zmieniło się zapewne ze wzajemnością do śmierci Szwajcara), załatwił bawarskiemu teologowi posadę profesorską na renomowanym Uniwersytecie w Tybindze, gdzie nauczała czołówka teologów niemieckojęzycznych – rzymskokatolickich i ewangelickich. Wkrótce ich drogi się rozeszły (nie tylko w sensie dosłownym), a cezurą był rok 1968. Ratzinger stał się koryfeuszem kościelnych konserwatystów, a Küng rzecznikiem tzw. reformatorów.
Właściwie, Küng i Ratzinger byli/są w jakiejś mierze ucieleśnieniem przeciwstawnych interpretacji tego, czym był/jest Sobór Watykański II – z jednej strony postulat przyspieszenia zmian w Kościele, a z drugiej hermeneutyka kontynuacji. Küng i Ratzinger doskonale ilustrowali nie tylko inne odczytywanie jednego z najważniejszych wydarzeń we współczesnej historii chrześcijaństwa, ale i kierunek zmian. Wydaje się, że nawet jeśli to Ratzinger został papieżem i – mówiąc językiem kariery – zdobył wszystko, co było do zdobycia, to jednak rzeczywistym zwycięzcą w wyścigu o wpływy jest raczej Küng niż Ratzinger. To właśnie postulaty Künga dotyczące zarówno ekumenizmu, reform w Kościele są dziś bardziej reprezentatywne w Kościele rzymskokatolickim niż wizja Benedykta XVI, która w wielu miejscach jakby zeszła do podziemi. Jak bardzo i na ile – to już kwestia oceny i polemiki.
Wierny buntownik
Przy całym swoim buncie, nie raz inscenizowanym i podgrzewanym, Küng pozostał – jakkolwiek to paradoksalnie zabrzmi – upartym synem swojego Kościoła i poświęcił wiele energii, aby nie dać się z niego wypchnąć. Nigdy nie wyrzekł się swojego kapłaństwa, a wręcz demonstracyjnie je podkreślał. Nigdy też nie został zasuspendowany.
Miałem okazję poznać Künga osobiście i być na uroczystości jego 75. urodzin w Tybindze, na które specjalny list gratulacyjny przesłał lokalny biskup rzymskokatolicki Gebhard Fürst, wychwalający dorobek Künga i podkreślający jego kapłaństwo. Nic się nie zmieniło także po śmierci Künga – słowa uznania popłynęły od wielu biskupów, którzy jako studenci teologii wychowywali się na jego dziełach.
Jeden z byłych współpracowników Künga – kardynał Walter Kasper – ogłosił nawet w mediach, że Küng pojednał się z Kościołem. Nie do końca wiadomo, na czym to pojednanie miało polegać, tym bardziej, że w wielu sprawach (szczególnie z pogranicza etyki i moralności) Küng coraz mocniej odchodził od watykańskiej linii. Küng pozostał buntownikiem, nawet jeśli z powodu dramatycznie postępującej choroby Parkinsona, nie mógł być tak aktywny jak kiedyś. W ostatnich latach życia nie mógł już samodzielnie czytać.
Gdy jeszcze mógł to zabierał głos. Mimo swojego ogromnego zaangażowania w projekt światowego etosu, dialog międzyreligijny i przede wszystkim ekumeniczny, jego największą namiętnością pozostawał wciąż… Kościół katolicki.
Bishops remember Hans Küng as a theologian who loved the Catholic Church https://t.co/npeQxBkemy
— America Magazine (@americamag) April 7, 2021
Wśród krytyków kościelnych, ocierających się czasem o granicę groteski, Hans Küng pozostał jakby dostojnym księciem, kardynałem bez kapelusza i falbanek, kimś, kogo dorobek naukowy i globalny nie przestaje być inspirującym paliwem i jednocześnie prowokacją. Jego sprzeciw wobec katolickiego stanowiska wobec antykoncepcji czy eutanazji z jednej strony, czy krytyczna życzliwość wobec zmian zachodzących w Kościele za pontyfikatu papieża Franciszka z drugiej, pokazują szeroki horyzont Künga jako jednocześnie spełnionego i niespełnionego reformatora. Zresztą, z przekąsem mówiono o nim ‘Martin Luther Küng’, choć sam Küng zapewne aż takich ambicji nie miał.
Zależało mu na pojednaniu między chrześcijanami. Był niezaprzeczalnie duchowym ojcem Wspólnej Deklaracji o Usprawiedliwieniu, na której podpisanie w 1999 roku w Augsburgu, w ogóle go nawet nie zaproszono. W swojej krytyce i zniecierpliwieniu ukazywał niepokoje i nadzieje wielu chrześcijan, ale też ludzi spoza chrześcijańskiego spektrum.
Rzeczywiście był – jak o sobie mówił – idealistą bez iluzji.
Żył arcyciekawie i niespokojnie. Odszedł spokojnie. Niech spoczywa w pokoju.
» Magazyn SR: Wykład ks. prof. Hansa Künga wygłoszony z okazji 75. urodzin (j. polski)