Kościoły protestanckie

Reformowany Trydent — 400 lat Synodu w Dordrechcie (Dort)


400 lat temu w nie­wiel­kim Dordrecht odbył się Synod, któ­ry zgro­ma­dził przed­sta­wi­cie­li Kościo­łów refor­mo­wa­nych z kil­ku kra­jów Euro­py. Trud­no o porów­ny­wal­ne wyda­rze­nie w histo­rii euro­pej­skiej refor­ma­cji. O dzie­jach Syno­du w Dordrecht i jego wpły­wie na teo­lo­gię refor­mo­wa­ną oraz współ­cze­sność roz­ma­wia­my z ks. dr. Kazi­mie­rzem Bemem, duchow­nym Zjed­no­czo­ne­go Kościo­ła Chry­stu­sa (UCC) oraz Jaro­sła­wem Kubac­kim, duchow­nym Kościo­ła meno­nic­kie­go, któ­ry od wie­lu lat miesz­ka w Holan­dii.



ROZMOWA Z KS. DR. KAZIMIERZEM BEMEM

Ekumenizm.pl: 55 lat po Sobo­rze Try­denc­kim i 400 lat temu odbył się w Dordrech­cie synod, któ­ry na dłu­gie lata wyzna­czył kanon refor­mo­wa­nej orto­dok­sji i do dziś jest dla wie­lu kon­ser­wa­tyw­nych chrze­ści­jan — nie tyl­ko refor­mo­wa­nych, ale i ewan­ge­li­ka­łów róż­nej maści — latar­nią pra­wo­wier­no­ści. Co zatem się sta­ło na refor­mo­wa­nym „Try­den­cie”?

Ks. dr Kazi­mierz Bem: To był kon­flikt trze­cie­go poko­le­nia teo­lo­gów refor­mo­wa­nych i spór wokół inter­pre­ta­cji kwe­stii pre­de­sty­na­cji czy­li “kto i dla­cze­go będzie zba­wio­ny.” W ogrom­nym skró­cie: remon­stran­ci, kwe­stio­no­wa­li w ogó­le naukę pre­de­sty­na­cji, czy­li tego, że Bóg zade­cy­do­wał przed naszym uro­dze­niem czy będzie­my zba­wie­ni czy potę­pie­ni. Ich prze­ciw­ni­cy — tzw. goma­ry­ści — tę dok­try­nę pod­trzy­my­wa­li, ale z róż­ny­mi uza­sad­nie­nia­mi i akcen­ta­mi. Dodat­ko­wo, na kon­flikt teo­lo­gicz­ny nało­żył się kon­flikt poli­tycz­ny: panu­ją­ca rodzi­na Orań­ska, była w więk­szo­ści goma­ry­stycz­na, a ówcze­sny przy­wód­ca Nider­lan­dów Jan van Olden­bar­na­velt był remon­stran­tem. Pisa­łem o tym wię­cej w swo­jej książ­ce „Wil­ki i łagod­ne jagniąt­ka Chry­stu­sa. Powsta­nie, roz­wój i rola Holen­der­skie­go Kościo­ła Refor­mo­wa­ne­go w XVI i XVII wie­ku.” Synod w Dordrech­cie wbrew czar­nej legen­dzie, synod nie był wca­le ani tak kate­go­rycz­ny ani tak fun­da­men­ta­li­stycz­ny jak wie­lu, w szcze­gól­no­ści kon­ser­wa­ty­stom się wyda­je. Wyzna­czył trend teo­lo­gii spe­cy­fi­ce holen­der­skie­go kal­wi­ni­zmu, któ­rą ma do dzi­siaj.

Czyż­by? Zwo­len­ni­cy Armi­niu­sza (remon­stran­ci) co praw­da nie spło­nę­li, ale zaka­za­no im gło­sze­nia poglą­dów. Do tego wul­gar­na wer­sja pre­de­sty­na­cji zosta­ła przy­kle­pa­na.

Pierw­sza część to praw­da: pasto­rów armi­niań­skich usu­nię­to — ale więk­szość prze­szła na wcze­śniej­szą eme­ry­tu­rę i zosta­wio­no ich w spo­ko­ju. Po kil­ku­na­stu latach pozwo­lo­no remon­stran­tom na zało­że­nie wła­snych, nie­ofi­cjal­nych, para­fii Co do kwe­stii pre­de­sty­na­cji – to nie takie pro­ste. W tema­cie pre­de­sty­na­cji Synod oka­zał się zaska­ku­ją­co wstrze­mięź­li­wy. Potę­pio­no kal­wiń­ską wer­sję pela­gia­ni­zmu, że my sami przy­czy­nia­my się do wła­sne­go zba­wie­nia i potę­pie­nia, któ­ra zda­niem syno­da­łów za bar­dzo przy­bli­ża­ła się do kato­li­cy­zmu. Uzna­no, że zba­wie­nie jest suwe­ren­ną i wyłącz­ną decy­zją Boga. Ale, jak pod­kre­śla­no, decy­zja ta nie jest podej­mo­wa­na w próż­ni tyl­ko podej­mu­je ją Bóg w Jezu­sie Chry­stu­sie.

Ale to wła­śnie ten pogląd stał się na dłu­gie lata wizy­tów­ką i prze­kleń­stwem kal­wi­ni­zmu — chy­ba bar­dziej słusz­nie niż nie­słusz­nie — nawet jeśli doszło do pew­nych uprosz­czeń, bo o pre­de­sty­na­cji pisał ocho­czo nie tyl­ko Kal­win, ale przede wszyst­kim Augu­styn, ale i Tomasz z Akwi­nu czy Luter

Synod w Dort spró­bo­wał, może nie do koń­ca sku­tecz­nie, przy­wró­cić nauce o pre­de­sty­na­cji for­mę, jaką mia­ła u Jana Kal­wi­na i bar­dzo pięk­nie mówią­cej o niej Dru­giej Kon­fe­sji Hel­wec­kiej. Kal­win był kon­se­kwent­ny. Uwa­żał, że sko­ro powie­dzia­ło się A to trze­ba powie­dzieć B. Ale pre­de­sty­na­cja była dla nie­go, co może nie­któ­rych dziwć, dok­try­ną pasto­ral­ną. To zna­czy mia­ła poka­zać wier­nym, że osta­tecz­na decy­zja nale­ży do Boga obja­wio­ne­go w Chry­stu­sie. Jest On wol­ny i praw­dzi­wie spra­wie­dli­wy, i może pod­jąć tę decy­zję bez żad­nych naszych prób „prze­ku­pie­nia” go czy bez moż­li­wo­ści roz­trwo­nie­nia Bożej łaski. Zale­cał tak­że wiel­ką ostroż­ność przy dys­ku­sji o pre­de­sty­na­cji. Jej “zepsu­cie” i teo­lo­gicz­ne prze­su­nię­cie zawdzię­cza­my nie­ste­ty Teo­do­ro­wi de Beze, naukę któ­re­go odre­ago­wał jego uczeń Jakub Armi­nius.

Czy Bóg prze­zna­cza z góry ludzi do zba­wie­nia i do potę­pie­nia?

Bóg suwe­ren­nie i w praw­dzi­wej wol­no­ści decy­du­je o osta­tecz­nym losie czło­wie­ka. Decy­zja ta nale­ży do Nie­go i tyl­ko do Nie­go. Jeśli bowiem to my mamy mieć moż­li­wość osta­tecz­nej decy­zji, któ­rą Bóg jest potem zwią­za­ny to On nie jest ani wszech­moc­ny, ani nie jest Bogiem. I ozna­cza to, że mamy moc sami sie­bie potę­pić.

Sko­ro było tak dobrze i pięk­nie to skąd te zachwy­ty i poczu­cie gigan­tycz­nej ulgi, gdy w XX wie­ku refor­mo­wa­ne­mu świa­tu obja­wił się nie­ja­ki Karol Barth „cywi­li­zu­jąc” to, co do tej pory ucho­dzi­ło za wabik dla tych, któ­rym się naj­le­piej wio­dło?

Tak Beza, jak armi­nia­nie, oraz nie­któ­rzy kal­wiń­scy fun­da­men­ta­li­ści zaczę­li spe­ku­lo­wać, kie­dy i na jakiej pod­sta­wie Bóg doko­nu­je decy­zji o zba­wie­niu i czy może­my dostrzec jej zna­ki np. ziem­skie powo­dze­nie. Pre­de­sty­na­cja sta­ła się nagle dok­try­ną sote­rio­lo­gicz­ną, a więc odno­szą­cą się do zba­wie­nia, a raczej instruk­cją obsłu­gi zba­wie­nia. I stąd ten kon­flikt. Karol Barth wzbu­dził zachwyt, bo on nie tyl­ko wyraź­nie powró­cił do dok­try­ny Kal­wi­na (pre­de­sty­na­cja jako dok­try­na o Bogu), ale i ją rady­kal­nie zre­in­ter­pre­to­wał. Przy­po­mi­nam, że Barth wal­czył z tezą Maxa Webe­ra, któ­ry był de fac­to uni­ta­ria­ni­nem i któ­ry lubił duchow­nych armi­niań­skich.

Jed­nak dopie­ro Barth obrał per­spek­ty­wę chry­sto­lo­gicz­ną, stwier­dza­jąc, że pre­de­sty­na­cja jest sumą Ewan­ge­lii, że to Bóg prze­zna­czył same­go sie­bie na krzyż, aby rato­wać pogrą­żo­ne­go w bez­na­dziei czło­wie­ka

Oczy­wi­ście, ale Barth obra­cał się w świe­cie teo­lo­gii fran­cu­skiej i nie­miec­kiej, a nie holen­der­skiej. Synod w Dort powie­dział: decy­zja o zba­wie­niu jest suwe­ren­ną decy­zją Boga i tyl­ko Boga. Ale podej­mu­je ja kocha­ją­cy Bóg w Jezu­sie Chry­stu­sie, i oso­ba raz wybra­na przez Boga, nigdy nie zosta­nie prze­zeń odrzu­co­na. Co cie­ka­we i o cym się zapo­mi­na, Synod w Dort resz­tę spe­ku­la­cji pomi­nął mil­cze­niem.

Czy­li w grun­cie rze­czy był to pro­blem raczej lokal­ny?

Czę­ścio­wo tak. Spór o pre­de­sty­na­cję był żywy jesz­cze wśród fran­cu­skich huge­no­tów, ale w zasa­dzie zanik­nął po 1650 roku.

Czy moż­na zary­zy­ko­wać stwier­dze­nie, że więk­szość dzi­siej­szych refor­mo­wa­nych ocho­czo wspar­ła­by Armi­niu­sza?

Nie, raczej nie. Jeśli już, to tyl­ko jeśli pro­blem pre­de­sty­na­cji się upro­ści. Jeśli się o nią zapy­ta nastę­pu­ją­co: „czy chcesz mieć moc sie­bie potę­pić na zawsze?” więk­szość ludzi, nie tyl­ko pasto­rów kal­wiń­skich, odpo­wie NIE. Nie ozna­cza to, że jeste­śmy fana­mi inter­pre­ta­cji Kal­wi­na — ale gros refor­mo­wa­nych chce by to Bóg był Bogiem i by ten dobry i miło­sier­ny Bóg pod­jął decy­zję o nas. Znów — pyta­nie czy sfor­mu­łu­je­my to jako dok­try­nę o Bogu czy instruk­cję zba­wie­nia.

Pozo­sta­wia­jąc pre­de­sty­na­cję, któ­ra wciąż wywo­łu­je teo­lo­gicz­ną gęsia skór­kę — refor­mo­wa­ny Try­dent to tak­że słyn­ny i popu­lar­ny szcze­gól­nie w USA i wie­lu deno­mi­na­cjach pro­te­stanc­kich TULIP (ang. Total depra­vi­ty [cał­ko­wi­ta depra­wa­cja], Uncon­di­tio­nal elec­tion [bez­wa­run­ko­we wybra­nie], Limi­ted ato­ne­ment [ogra­ni­czo­ne odku­pie­nie], Irre­si­sti­ble gra­ce [nie­od­par­ta łaska], Per­se­rve­ran­ce of the saints [wytrwa­nie świę­tych])

No tak, nie­sław­ny „tuli­pan.” Owszem, Synod w Dordrecht wypo­wie­dział się na wszyst­kie te kwe­stie, ale sam skrót poja­wił się dopie­ro w 1913 roku, a nie­zwy­kle kon­ser­wa­tyw­na inter­pre­ta­cja Syno­du pod koniec XIX wie­ku. Dla syno­da­łów w Dordecht­cie naj­waż­niej­sze było: potę­pie­nie armi­nian, kwe­stia sto­sun­ków Pań­stwo-Kościół w Nider­lan­dach, oraz kwe­stia Biblii po nider­landz­ku.

Może ksiądz wyja­śnić, na czym pole­ga owa inter­pre­ta­cja, a raczej rein­ter­pre­ta­cja.

Cho­dzi o inny kon­tekst spo­łecz­ny w XIX-wiecz­nych USA i XVII wiecz­nej Holan­dii. W XIX wie­ku refor­mo­wa­ni zma­ga­li się z teo­lo­gią racjo­nal­ną i deizmem z jed­nej stro­ny oraz z pie­ty­zmem z dru­giej. Pomo­cą miał być powrót do Kal­wi­na i nie tyl­ko Kal­wi­na, ale i „zło­te­go wie­ku Holan­dii”. I tutaj nastą­pił powrót do kano­nów w Dort i ich inter­pre­ta­cja w duchu anty­oświe­ce­nio­wym i anty­li­be­ral­nym. I stąd TULIP i jego popu­lar­ność wśród ultra­kon­ser­wa­tyw­nych refor­mo­wa­nych. Ina­czej na te dwa pro­ble­my – teo­lo­gia libe­ral­na i pie­tyzm zare­ago­wał wła­śnie Karl Barth, któ­ry nie prze­pa­dał za fun­da­men­ta­li­sta­mi, zresz­tą z wza­jem­no­ścią.

Czy­li pro­wi­zor­ka sta­ła się i jest do dziś papier­kiem lak­mu­so­wym orto­dok­syj­nych ruchów refor­mo­wa­nych..?

Tak. I cytu­je się (wybiór­czo) kano­ny, eks­cy­tu­je się ich skraj­ną inter­pre­ta­cją, któ­ra by zdzi­wi­ła samych syno­da­łów. Pro­szę pamię­tać, że Kano­ny powin­ny być inter­pre­to­wa­ne razem z Kate­chi­zmem Heidel­ber­skim i Kon­fe­sją Holen­der­ską i w opar­ciu o Biblię. One nie są same w sobie refor­mo­wa­nym wzo­rem z Sevres ani czymś nie­omyl­nym! W tra­dy­cji refor­mo­wa­nej wyzna­nia wia­ry i kon­fe­sje są ze sobą w cią­głym dia­lo­gu. Jeśli zatem np. Dru­ga Kon­fe­sja Hel­wec­ka mówi o tym, by „każ­dy był dobrej myśli o dru­gim” i by „Chry­stus był szkłem przez któ­ry postrze­ga­my pre­de­sty­na­cję” to nie może­my tak czy­tać kano­nów z Dort, któ­re z nie­go czy­nią bez­dusz­ne­go sady­stę a my mamy radość z rze­ko­me­go potę­pie­nia innych.

A jed­nak są inter­pre­to­wa­ne samo­dziel­nie, bo niby dla­cze­go nie, sko­ro nie ma cen­tral­ne­go auto­ry­te­tu, urzę­du nauczy­ciel­skie­go?

Dla refor­mo­wa­nych wła­ści­wym polem inter­pre­ta­cji jest zawsze naj­pierw sumie­nie, kształ­to­wa­ne przez Kościół lokal­ny i synod. Ale jeśli chce się stwo­rzyć wła­sny, nowy kośció­łek i same­mu być papie­żem… cóż, wte­dy kano­ny sta­ją się boż­kiem i pre­tek­stem, a nie tek­stem, któ­ry ma nam pomóc w czy­ta­niu i zro­zu­mie­niu Biblii. Urząd nauczy­ciel­ski rozu­mia­ny jako jed­na oso­ba jest zupeł­nie zbęd­ny. Tutaj nie róż­ni­my się od lute­ra­nów ani angli­ka­nów czy pra­wo­sław­nych.

A jeśli Biblia sta­je się boż­kiem w okre­ślo­nej osno­wie dogma­tycz­nej?

Wie­lu fun­da­men­ta­li­stów upra­wia biblio­la­trię — ale to nie wina Dordrech­tu. Jak mówił Kal­win – ludz­ki umysł to nie­ustan­na fabry­ka boż­ków. Pamię­taj­my też, że i Jezu­sa kuszo­no Pismem, a raczej jego cho­rą inter­pre­ta­cją.

Dordrecht to nie tyl­ko pre­de­sty­na­cja i TULIP, ale też inne decy­zje, w tym tłu­ma­cze­nie Biblii.

Wie­le osób nie wie, że w 1618 roku Holen­drzy wciąż nie posia­da­li wła­sne­go tłu­ma­cze­nia Biblii. Syno­da­ło­wie wybra­li komi­sję i popro­si­li by kosz­ty prze­kła­du pokry­ły Sta­ny Gene­ral­ny Nider­lan­dów. Te się zgo­dzi­ły i pra­ce ruszy­ły peł­ną parą. Język holen­der­ski nie był wte­dy usys­te­ma­ty­zo­wa­ny i tłu­ma­cze poło­ży­li pod­wa­li­ny pod jego roz­wój i jego gra­ma­ty­kę. Pra­ce zakoń­czo­no w 1637 roku i pierw­szy egzem­plarz zapre­zen­to­wa­no Sta­nom Gene­ral­nym. Stąd nazwa Sta­te­nver­ta­ling. Pierw­szy nakład – któ­re­go druk powie­rzo­no kobie­cie – wyprze­da­no w cią­gu pół roku! Do 1657 roku sprze­da­no pół milio­na egzem­pla­rzy — to był abso­lut­ny rekord w ówcze­snym świe­cie. Rola Sta­te­nver­ta­lingw kul­tu­rze holen­der­skiej jest nie do prze­ce­nie­nia. Kolej­ny prze­kład uka­zał się dopie­ro w poło­wie XX wie­ku. Sta­te­nver­ta­ling poło­żył tak­że pod­wa­li­ny pod język afri­ka­ans bowiem holen­der­scy osad­ni­cy — Buro­wie — zabra­li go ze sobą do Afry­ki w XVIII w. I uży­wa­li go aż do lat 30. XX wie­ku.

Synod w Dordrecht zgro­ma­dził śmie­tan­kę teo­lo­gów z Holan­dii, byli rów­nież Niem­cy, Holen­drzy, a tak­że bisku­pia dele­ga­cja Kościo­ła Anglii i przed­sta­wi­cie­le Kościo­ła Szko­cji. Czy coś wie­my o udzia­le lub przy­czy­nach nie­obec­no­ści pol­skich refor­mo­wa­nych, któ­rzy byli wów­czas dość licz­ba spo­łecz­no­ścią w Rze­czy­po­spo­li­tej.

Żad­ne ofi­cjal­ne pismo do pol­skich refor­mo­wa­nych nie dotar­ło i stąd — podob­nie jak Węgrzy byli nie­obec­ni. Nie ma też o syno­dzie wzmia­nek w zacho­wa­nych aktach syno­dów kal­wiń­skich. Ale wie­my, że na uni­wer­sy­te­cie w Lej­dzie prze­by­wa­ło wte­dy kil­ku­na­stu stu­den­tów ewan­ge­li­ków z Rzecz­po­spo­li­tej, podob­nie na uczel­ni we Fra­ne­ker we Fry­zji. Jest wiel­ce praw­do­po­dob­ne, że nie­któ­rzy z nich byli wśród publicz­no­ści na nie­któ­rych sesjach syno­du. Kościo­ły refor­mo­wa­ne w Pol­sce i Litwie dosko­na­le wie­dzia­ły, co się na syno­dzie dzia­ło. Co cie­ka­we, sta­ra­ły się spo­ry o pre­de­sty­na­cję wyci­szyć — nawet nada­no jej pol­skie sło­wo “przed­wie­dze­nie”. Nie trze­ba się dzi­wić: 1606–1632 to bar­dzo ponu­re lata dla pol­skich ewan­ge­li­ków. Duchow­ni i star­si nie chcie­li nie­po­trzeb­nie mno­żyć kon­flik­tów.

Czy Synod jakoś wpły­nął na sytu­acje pol­skich refor­mo­wa­nych?

Nie. Gene­ral­nie recep­cja jego naucza­nia w Niem­czech, Pol­sce i na Węgrzech była zni­ko­ma. Cie­szo­no się, że holen­der­scy refor­mo­wa­ni obro­ni­li się przed “papi­zmem” – bo tak postrze­ga­no armi­nian. Kościół refor­mo­wa­ny w Anhalt chy­ba im po cichu sprzy­jał, i stąd jego dele­ga­ci byli tyl­ko „obser­wa­to­ra­mi” War­to odno­to­wać, że część bra­ci pol­skich, któ­rych po 1660 r. wygna­no z Rzecz­po­spo­li­tej, przy­stą­pi­ła do Kościo­ła remon­stran­tów. Nato­miast pol­scy i litew­scy duchow­ni wykształ­ce­ni w Lej­dzie, Fra­ne­ker czy Utrech­cie zna­li jego posta­no­wie­nia.

Na obcho­dach 400-lecia Syno­du Dordrecht był król Holan­dii — czy ta data ma w ogó­le jakieś zna­cze­nie dla pań­stwa i spo­łe­czeń­stwa poza wspo­mnia­nym tłu­ma­cze­niem Biblii?

Dla rodzi­ny kró­lew­skiej — bez wąt­pie­nia ma zna­cze­nie sym­bo­licz­ne. Goma­ry­stów wspie­rał Mau­ry­cy Orań­ski. Jego maco­cha Luiza de Coli­gny wspie­ra­ła remon­stran­tów, była to czę­ścio­wo woj­na domo­wa w rodzi­nie. Gdy stra­co­no van Obe­rbar­na­vel­ta obu­rzo­na wyje­cha­ła z kra­ju i powró­ci­ła do Fran­cji. Dziś rodzi­na kró­lew­ska jest wciąż bar­dzo reli­gij­na i kal­wiń­ska. Jego Kró­lew­ska Mość Wil­helm Ale­xan­der otwo­rzył obcho­dy czy­ta­jąc Biblię z pierw­sze­go egzem­pla­rza Sta­ten­bij­bel. Dla resz­ty spo­łe­czeń­stwa obcho­dy raczej nie mają zna­cze­nia. Licz­ba kal­wi­ni­stów w Holan­dii spa­dła z 60% sto lat temu do 11% dzi­siaj. W obcho­dy włą­czył się nie tyl­ko unij­ny Pro­te­stanc­ki Kościół Holan­dii (to głów­nie daw­ny Holen­der­ski Kościół Refor­mo­wa­ny), ale i mia­sto Dordrecht – na obcho­dy wyda­no kil­ka milio­nów euro, są wysta­wy, kon­cer­ty, kon­fe­ren­cje nauko­we.

A więc dla ludzi — poza pasjo­na­ta­mi — zna­cze­nie mar­gi­nal­ne?

W codzien­no­ści – na pew­no, ale wyda­rze­nia z 1618 wpły­nę­ły na to, kim Holen­drzy są dziś: oczy­ta­nym spo­łe­czeń­stwem z kal­wiń­skim eto­sem spo­łecz­nym. To przy­zna­ją nawet ate­iści.

Czy w USA pamięć o Dordrecht jest pod­trzy­my­wa­na a być może pie­lę­gno­wa­na?

Kano­ny Syno­du są obo­wią­zu­ją­cą dok­try­ną w Kościo­łach pocho­dze­nia holen­der­skie­go: w nider­landz­kim PKN, Chrze­ści­jań­skim Koście­le Refor­mo­wa­nym (CRC) i Refor­mo­wa­nym Koście­le w Ame­ry­ce (RCA) w USA i Kana­dzie, oraz w kościo­łach Połu­dnio­wej Afry­ki. Calvin Col­le­ge w Grand Rapids w sta­nie Michi­gan zor­ga­ni­zo­wał kon­fe­ren­cję nauko­wą. No i oczy­wi­ście pamię­ta Dort Col­le­ge, mały col­le­ge zało­żo­ny przez imi­gran­tów z Nider­lan­dów w XIX wie­ku w sta­nie Iowa.

Książ­ka ks. dr. Kazi­mie­rza Bema „Wil­ki i łagod­ne jagniąt­ka Chry­stu­sa. Powsta­nie, roz­wój i rola Holen­der­skie­go Kościo­ła Refor­mo­wa­ne­go w XVI i XVII wie­ku” jest do naby­cia TUTAJ



ROZMOWA Z JAROSŁAWEM KUBACKIM

Pra­wie 180 sesji to licz­bo­wy bilans Syno­du Dordrecht, któ­ry docze­kał się w tym roku z oka­zji 400-lecia samo­rzą­do­wych i kościel­nych obcho­dów z ład­nym logo­ty­pem, nabo­żeń­stwa z udzia­łem kró­la Wil­hel­ma i wie­lu innych atrak­cji. A zatem wyda­rze­nie dla Nider­lan­dów wie­ko­pom­ne w prze­no­śni i dosłow­nie?

Nie prze­sa­dzał­bym. Myślę, że dla przy­tła­cza­ją­cej więk­szo­ści Holen­drów to raczej typo­wy przy­kład kościel­nej czar­nej magii, któ­rej w żaden spo­sób nie potra­fią odnieść do sie­bie i do współ­cze­snej Holan­dii. Zresz­tą odno­si się to nie tyl­ko do współ­cze­snych miesz­kań­ców Kró­le­stwa Nider­lan­dów. Ist­nie­ją świa­dec­twa histo­rycz­ne, któ­re wska­zu­ją, że już wte­dy, gdy spór armi­nan­sko-goma­ry­stycz­ny roz­pa­lał umy­sły teo­lo­gów, prze­cięt­ny Holen­der nie za bar­dzo wie­dział, o co cho­dzi.

Czy­li ina­czej niż w sta­ro­żyt­nej Alek­san­drii, gdzie mia­no się spie­rać na tar­go­wi­skach o natu­ry i wolę Chry­stu­sa, w arcy­kal­wiń­skiej Holan­dii ser­ca nie były aż tak roz­grza­ne?

Przede wszyst­kim to mit, że Holan­dia była ‘arcy­kal­wiń­ska’! W cza­sie, gdy Armi­niusz spie­rał się z Goma­ru­sem, wciąż ok. poło­wy popu­la­cji Nider­lan­dów pół­noc­nych wyzna­wa­ła bar­dzo łagod­ny, era­zmiań­ski typ kato­li­cy­zmu. Poza tym mie­li­śmy meno­ni­tów, garst­kę lute­ran i spo­ro osób, któ­rym w ogó­le trud­no było się kon­fe­syj­nie okre­ślić — jak ‘ojcu Holan­dii’ księ­ciu Wil­hel­mo­wi Orań­skie­mu. Zago­rza­li kal­wi­ni­ści to byli bar­dzo czę­sto imi­gran­ci: z Flan­drii, z Walo­nii. Armi­nia­nie bar­dzo moc­no pod­kre­śla­li w pismach pole­micz­nych: ‘Byli­śmy tu wcze­śniej niż wy’: zarów­no w sen­sie pocho­dze­nia kul­tu­ro­we­go, jak w sen­sie repre­zen­to­wa­nej teo­lo­gii, czy sze­rzej — spo­so­bu myśle­nia o Bogu, wie­rze, Koście­le, pań­stwie.

Odno­sząc się do dru­giej kwe­stii zawar­tej w pyta­niu: otóż myślę, że w pierw­szej poło­wie XVII wie­ku orto­dok­syj­ny kal­wi­nizm nie wytwo­rzył jesz­cze wła­snej ducho­wo­ści. Odbi­cie ducho­we teo­lo­gia ta zna­la­zła dopie­ro póź­niej: w cza­sach tzw. Nade­re Refor­ma­tie, czy­li, moż­na powie­dzieć, refor­mo­wa­ne­go pie­ty­zmu holen­der­skie­go.

Nie­mniej, abs­tra­hu­jąc od tej histo­rycz­nej demi­to­lo­gi­za­cji, trud­no odmó­wić Syno­do­wi w Dordrecht wpły­wu na ówcze­sną i póź­niej­szą teo­lo­gię refor­mo­wa­ną, chy­ba że przyj­mie­my, iż tak napraw­dę nic wiel­kie­go się nie sta­ło?

To, co wpły­nę­ło na pew­no na ówcze­sny pro­te­stan­tyzm refor­mo­wa­ny i na kul­tu­rę holen­der­ską to decy­zja syno­du, potwier­dzo­na przez Sta­ny Gene­ral­ne, aby doko­nać prze­kła­du Biblii tzw. Sta­te­nver­ta­ling. Ale to nie ma bez­po­śred­nie­go związ­ku z głów­nym przed­mio­tem spo­ru. Teo­lo­gicz­nie Dordrecht był raczej umiar­ko­wa­ny i trud­no powie­dzieć, by wyty­czył nowe teo­lo­gicz­ne szla­ki. Arty­ku­ły Dordrechc­kie sta­ły się jed­nak pismem kon­fe­syj­nym i bez wąt­pie­nia okre­śli­ły obli­cze Holen­der­skie­go Kościo­ła Refor­mo­wa­ne­go, cho­ciaż już w XVIII w. ich wpływ został w dużym stop­niu zni­we­lo­wa­ny przez nad­cia­ga­ją­ce Oświe­ce­nie. Kon­fe­syj­ny kal­wi­nizm powró­cił z nową silą dopie­ro na począt­ku XIX w., co dopro­wa­dzi­ło do roz­ła­mu w tym Koście­le i wyło­nie­nia się całej masy wspól­not o orto­dok­syj­nie-kal­wi­ni­stycz­nym cha­rak­te­rze, któ­re prze­ści­ga­ły się w wier­no­ści pismom wyzna­nio­wym i teo­lo­gii refor­ma­cji

Obec­nie Holan­dia jest jed­nym z naj­bar­dziej zse­ku­la­ry­zo­wa­nych państw Euro­py, a może nawet i świa­ta. Głów­nym Kościo­łem refor­ma­cyj­nym jest Pro­te­stanc­ki Kościół Holan­dii (PKH), w skład któ­re­go wcho­dzą dwa Kościo­ły refor­mo­wa­ne i nie­wiel­ki Kościół lute­rań­ski. Czy teo­lo­gicz­ne dzie­dzic­two Dordrecht jest w jaki­kol­wiek spo­sób zauwa­żal­ne?

Zacznę od bana­łu: punkt widze­nia zale­ży, jak wia­do­mo, od miej­sca sie­dze­nia. To rów­nież doty­czy tego punk­tu widze­nia, któ­ry ja repre­zen­tu­ję. Nie jestem człon­kiem PKH, nie iden­ty­fi­ku­je się z dzie­dzic­twem kal­wi­ni­zmu. Wręcz prze­ciw­nie: moja teo­lo­gia i moje wybo­ry kościel­no-spo­łecz­no­ścio­we wyni­ka­ją z ostre­go sprze­ci­wu wobec tego nur­tu ducho­we­go. Jestem men­no­ni­tą — a to odga­łę­zie­nie zupeł­nie inne­go nur­tu refor­ma­cji, oraz człon­kiem sto­wa­rzy­sze­nia Vrij­zin­ni­gen Neder­land (‘Liberalowie/Wolnomysliciele Holan­dia), któ­re powsta­ło w 1870 r. spo­śród ludzi, któ­rzy ode­szli z Kościo­ła refor­mo­wa­ne­go ze wzglę­du na libe­ral­ne poglą­dy, obec­nie zaś nale­ży do Mię­dzy­na­ro­do­wej Rady Uni­ta­rian i Uni­wer­sa­li­stów. To wpły­wa na mój odbiór spo­ru armi­niań­sko-goma­ry­stycz­ne­go. By roz­sze­rzyć nie­co hory­zont wypo­wie­dzi, posłu­żę się pew­na histo­ryj­ką. W 1994 r. przy­je­cha­łem do Holan­dii z mło­dzie­żą refor­mo­wa­ną z Pol­ski. Przyj­mo­wa­ła nas mię­dzy inny­mi mło­dzież z para­fii refor­mo­wa­nej, któ­rej pasto­rem był ks. Piet van Vel­dhu­izen, dosko­na­le zna­ny w Pol­sce teo­log. Para­fia nie znaj­do­wa­ła się może na skraj­nie pra­wej flan­ce Kościo­ła, ale na pew­no na pra­wo od cen­trum — ucho­dzi­ła za tzw. ‘zbór kon­fe­syj­ny’. Mło­dzież zor­ga­ni­zo­wa­ła dla nas wyciecz­kę do Dordrech­tu. Sądzi­łem, że to ze wzglę­du na synod, ale nie — cho­dzi­ło o to, byśmy poszli do tam­tej­sze­go McDo­nal­da.… O syno­dzie nie wie­dzie­li nic.

I może jesz­cze jed­na aneg­do­ta. Kil­ka lat póź­niej miesz­ka­łem już w Holan­dii i pro­wa­dzi­łem zaję­cia na uni­wer­sy­te­cie. Wśród słu­cha­czy mia­łem stu­den­tow uwa­ża­ją­cych się za super­or­to­dok­syj­nych, nale­że­li m.in. do Sto­wa­rzy­sze­nia Stu­denc­kie­go Goma­rus. Gdy dawa­łem im do omó­wie­nia frag­men­ty pism Armi­niu­sa, byli prze­ko­na­ni, że mie­li do czy­nie­nia z orto­dok­syj­nie kal­wi­ni­stycz­ną teo­lo­gią. To zresz­tą wska­zu­je na dwie rze­czy: po pierw­sze na rze­czy­wi­sty poziom ich świa­do­mo­ści wyzna­nio­wej, a po dru­gie na to jak mikro­sko­pij­ne były w grun­cie rze­czy róż­ni­ce mię­dzy goma­ry­sta­mi i armi­nia­na­mi. Armi­niusz był kal­wi­ni­stą…

To może na koniec coś pocie­sza­ją­ce­go dla pasjo­na­tów refor­mo­wa­nej teo­lo­gii — czy ist­nie­ją zbo­ry, a może nawet Kościo­ły w Holan­dii, któ­re moc­no pod­kre­śla­ją i pie­lę­gnu­ją pamięć o Syno­dzie w Dordrecht?

Tak, oczy­wi­ście. W ramach PKH two­rzą one sto­wa­rzy­sze­nie zwa­ne Gere­for­me­er­de Bond (Zwią­zek Refor­mo­wa­ny). W jego skład wcho­dzi ok 10% para­fii (któ­re jed­nak — co waż­ne! — gene­ru­ją ok. 30% skła­dek kościel­nych). Poza tym ist­nie­je kil­ka odręb­nych wspól­not kościel­nych o orto­dok­syj­nym cha­rak­te­rze. Liczeb­ność całe­go tego nur­tu sza­cu­je się na ok 100 do 150 tysię­cy.


Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.