- 10 września, 2018
- przeczytasz w 13 minut
Spór o ukraińską autokefalię to klasyczny konflikt silnych tożsamości i na płaszczyźnie historycznej jest on praktycznie nie do rozwiązania, podobnie jak spory pomiędzy zwolennikami Piłsudskiego i Dmowskiego w Polsce – mówi Łukasz Kobeszko, prawosławny publicy...
Autokefalia ukraińskiego prawosławia: kwestia stylu, a nie zasadności — rozmowa z Łukaszem Kobeszko
Spór o ukraińską autokefalię to klasyczny konflikt silnych tożsamości i na płaszczyźnie historycznej jest on praktycznie nie do rozwiązania, podobnie jak spory pomiędzy zwolennikami Piłsudskiego i Dmowskiego w Polsce – mówi Łukasz Kobeszko, prawosławny publicysta i filozof, w rozmowie z ekumenizm.pl.
Spór o autokefalię ukraińskiego prawosławia wszedł na wyższy stopień konfrontacji. Czy sprawa jest naprawdę warta nerwów? Nie chodzi przecież o spór doktrynalny.
Rzeczywiście, warto zacząć rozmowę od tego ważnego wniosku, który pojawił się w pytaniu. Autokefalia nie jest zasadniczo problemem doktrynalnym ani dogmatycznym. To po prostu pewna “techniczna” konstrukcja administracyjna i jurysdykcyjna, która ułatwia działalność Cerkwi na danym obszarze geograficzno-politycznym. Ułatwia działalność, czyli sprawowanie sakramentów i głoszenie Ewangelii.
Ale urosła do rangi zarzewia panprawosławnej wojny, w której chyba nikt nie będzie brał zakładników. A już szczególnie nie Moskwa.
Parafrazując popularne twierdzenie katechizmowe z Kościoła rzymskokatolickiego można powiedzieć, że “autokefalia nie jest do zbawienia koniecznie potrzebna”. Niemniej, ziemska rzeczywistość to od wieków teatr, w którym oglądamy ogromne napięcie pomiędzy światem polityki i historii a życiem eklezjalnym, nakierowanym nie na to, co doczesne i doraźne, ale na wieczność i sacrum. Autokefalia — i dotyczy to nie tylko sytuacji na Ukrainie — może stać się polem szczególnych konfliktów politycznych, głównie narodowościowych. Nie obwiniałbym jednak o to samego ustroju autokefalicznego, ale przede wszystkim działania polityków, którzy, posługując się bardzo różnymi argumentami, najczęściej historycznymi i etnicznymi mogą dowolnie rozgrywać ten problem ze szkodą dla samej Cerkwi i wiernych.
» Ekumenizm.pl: Orthodox wars — prawosławna bitwa o autokefalię
Specyfika sytuacji Cerkwi ukraińskiej jest bardzo trudna i złożona i — mam wrażenie, czytając różnego rodzaju analizy lub artykuły prasowe na ten temat powstające w Polsce — nie zawsze poprawnie rozumiana.
A propos rzymskich katolików — zewnętrzny obserwator cerkiewnych sporów nierzadko ich nie rozumie, gubi się w kanonach i zwyczajach, instynktownie nakłada katolickie kalki, a gdy już się wyjaśni zasady, następuje poczucie ulgi: jak to dobrze, że jest papież i jeśli jest spór to o sprawy ważniejsze niż honory i struktury.
Istotnie, dla wiernego Kościoła rzymskokatolickiego problemy ukraińskiego prawosławia mogą wydawać się mało zrozumiałe. W Kościele rzymskokatolickim jest papież, który może np. w każdej chwili przenieść do klasztoru kontrowersyjnego abpa Paetza w Polsce lub ekskomunikować abpa Lefebvre‘a. Tymczasem autokefaliczny i soborowy ustrój prawosławia jest zupełnie inny. Wymieniany w dyptychach (liście 15 Cerkwi autokefalicznych) na pierwszym miejscu Patriarchat w Konstantynopolu nie jest “prawosławnym papieżem” i nie może bezpośrednio ingerować w życie i kwestie jurydyczne innych Cerkwi autokefalicznych. Ma honorowe pierwszeństwo, wynikające główne z burzliwych kwestii historycznych, ale formalnie rzecz biorąc, nie może niczego nakazać metropolicie Sawie w Warszawie lub patriarsze Ireneuszowi w Belgradzie. To pierwsza i najbardziej widoczna różnica.
Druga, to fakt, że nadawanie przez Konstantynopol autokefalii poprzez ogłoszenie tomosu — specjalnego dokumentu potwierdzającego samodzielność danej Cerkwi, nie jest nigdy aktem jednostronnym (unilateralnym), jak byłoby to w przypadki Watykanu, który np. na terenie Słowacji powołuje mocą samej decyzji papieskiej nową diecezję. Na tomos powinna zgodzić się tzw. Cerkiew-matka, czyli mówiąc z grecka Cerkiew kiriarchalna. To patriarchat albo Cerkiew lokalna, w skład której aktualnie wchodzi dane terytorium pragnące uzyskać autokefalię. Z taką decyzją, na zasadzie konsensusu powinny zgodzić się pozostałe Cerkwie autokefaliczne. Tomos jest więc pewnym aktem symbolicznym, wynikającym z tradycji, a nie manifestacją władzy Konstantynopola, tak, jak powołanie nowej diecezji czy administracji kościelnej jest manifestacją jurysdykcyjnej władzy Watykanu. Istotne jest więc, aby nie przenosić automatycznie pojęć z jednego Kościoła na drugi. Często słyszy się w polskiej publicystyce, opinie w rodzaju: “Cerkiew na Ukrainie była pod władzą Moskwy, a teraz będzie pod władzą Konstantynopola” itd. To bardziej skomplikowane od strony ustroju Cerkwi. Inna nieścisłość i niejasność, która pojawia się w naszych analizach o przyznaniu autokefalii Ukrainie dotyczy samej jurysdykcji. Mówi się często, że Konstantynopol ma ją w najbliższym czasie przyznać “prawosławnym na Ukrainie”, ale nikt nie precyzuje się, jakiej konkretnie strukturze eklezjalnej miałaby ta autokefalia zostać przyznana.
Jednak nie całe ukraińskie prawosławie garnie się do autokefalii.
W tej chwili na Ukrainie działają dwie duże jurysdykcje cerkiewne: jedna kanoniczna: Ukraińska Cerkiew Prawosławna z metropolitą kijowskim Onufrym, stanowiąca autonomiczną (choć nie autokefaliczną) Cerkiew w łonie Patriarchatu Moskwy i Całej Rusi, niekanoniczna (nie uznawana w tej chwili przez wszystkie 15 autokefalicznych Cerkwi prawosławnych) Ukraińska Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Kijowskiego z Filaretem oraz stosunkowo mała liczebnie wspólnota wywodząca się z ukraińskiej międzywojennej emigracji, (Ukraińska Autokefaliczna Cerkiew Prawosławna, z tym, że tutaj też nazwy “autokefaliczna” używać należałoby w cudzysłowie, gdyż również ta trzecia struktura jurysdykcyjna nie jest uznawana za kanoniczną przez inne Cerkwie). Należałoby więc sprecyzować najpierw, która konkretnie ukraińska struktura mogłaby uzyskać autokefalię. W świetle tradycji kanonicznej i soborowej oraz realnego stanu rzeczy w prawosławiu, taką autokefalię mogłaby w tej chwili uzyskać tylko UCP z metropolitą Onufrym, gdyż ta jest uznawana za kanoniczną przez wszystkie Cerkwie.
Patriarchat Moskiewski oskarżył właśnie Konstantynopol o niedopuszczalną ingerencję na Ukrainie, łamanie cerkiewnych kanonów i papieską uzurpację, przypominając, że hierarchowie kanonicznej Cerkwi wcale nie prosili o autokefalię, a wręcz przeciwnie: chcą pozostać w związkach bliskomoskiewskich.
Przypomnijmy kontekst tych oskarżeń. Kilka dni temu Patriarcha Ekumeniczny Bartłomiej mianował swoimi egzarchami na Ukrainie dwóch biskupów z USA i Kanady bez zgody kanonicznej Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej z metropolitą Onufrym, no i oczywiście bez zgody Patriarchy Moskwy i Całej Rusi Cyryla (jak wyżej powiedzieliśmy, kanoniczna UCP jest autonomiczną częścią Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej). Niejasny jest w tym przypadku i jednocześnie otwarty na różnorakie interpretacje termin “egzarcha”. Oznaczać on może dwie funkcje. 1. Administratora apostolskiego na terenie konkretnej autokefalii lub Cerkwi autonomicznej; 2. “Wysłannika” lub “posła” Patriarchatu Ekumenicznego na danym terenie. W rzeczywistości ukraińskiej tytuł “egzarcha” ma jednak dość określone konotacje historyczne. “Egzarchatem ukraińskim” nazywano lokalną Cerkiew ukraińską za czasów istnienia ZSRR. Nie była to wtedy ani Cerkiew autokefaliczna, ani nawet autonomiczna, a egzarcha w Kijowie nie miał tytułu metropolity (metropolię i autonomię ukraińskiej Cerkwi przywrócono dopiero po rozpadzie ZSRR). Co charakterystyczne i dobrze oddaje skomplikowane dzieje ukraińskiego prawosławia, od 1966 do 1990 roku godność egzarchy Ukrainy piastował Filaret, stojący dzisiaj na czele niekanonicznej Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Kijowskiego. Nie wiadomo więc do końca, co oznacza ruch Konstantynopola. Czy jest to sygnał powołania zalążków nowej, paralelnej w stosunku do struktur kanonicznych jurysdykcji na Ukrainie, czy też jedynie powołanie stałych przedstawicieli Konstantynopola na Ukrainie, którzy mogliby np. mediować pomiędzy różnymi strukturami tamtejszego prawosławia w celu doprowadzenia do jego pełnej jedności. Takiego wyjaśnienia Konstantynopol nie podał, nie znamy dzisiaj roli, w której ci dwaj biskupi będą występować, co powiększa pewien chaos.
Na co też ochoczo wskazuje Patriarchat Moskiewski…
Argumentację Patriarchatu Moskiewskiego można wyjaśnić następująco: ustalenia soborów powszechnych Kościoła, w tym II Soboru w Konstantynopolu z 553 r., oraz lokalnych: Soboru in Trullo z 692 r., stanowiącego część III soboru w Konstantynopolu oraz lokalne sobory w Antiochii i Sardyce zabraniają, aby biskup jednego Kościoła lokalnego lub autokefalii ingerować w życie innych Kościołów, a zwłaszcza w kwestiach jurysdykcji i mianowania biskupów. A za taką ingerencję uznano powołanie przez Bartłomieja egzarchów. W Cerkwi nie praktykuje się tego rodzaju rozwiązań, na jednym terenie kanonicznym nie może działać dwóch nieuznających się wzajemnie hierarchów. Tzn. działać oczywiście może, ale będzie to formalnie i realnie stan schizmy.
Niemniej smaczki natury kanonicznej nie wyjaśniają do końca, dlaczego właściwie Moskwa jest przeciwna autokefalii. Trudno uwierzyć jedynie w chęć przestrzegania kanonów – czyż nie chodzi o wiele bardziej o strefę wpływów? Historycznie nie ma chyba żadnego uzasadnienia, aby metropolia kijowska była w jakikolwiek sposób zależna od Moskwy.
Myślę, że powinno to w naszej rozmowie wybrzmieć jasno i wyraźnie. Kwestie kanoniczne to jedna płaszczyzna, historia i polityka to druga. Bezsprzecznie, Ukraina ma prawo do autokefalii i powinna ją w przewidywalnym horyzoncie uzyskać. Opór Patriarchatu Moskwy i Całej Rusi w tej sprawie, jak również części biskupów i wiernych na samej Ukrainie wynika w dużej mierze z chęci obrony wizji historii, w której od chrztu w 988 roku istnieje jedna Ruska Cerkiew. Podkreśla się np., że staroruska Cerkiew z metropolią w Kijowie (metropolita nosił tytuł metropolity Kijowa i Całej Rusi) była najpierw autonomiczną metropolią Konstantynopola, potem, na skutek burzliwej historii i wojen, rezydencja metropolity kijowskiego została przeniesiona do Włodzimierza nad Klaźmą, a następnie do Moskwy. Taką relokację potwierdził zresztą sam Synod Patriarchatu w Konstantynopolu. Później, w XV wieku nastąpiło oddzielenie zachodnioruskiej części metropolii z Kijowem od wschodniej części. W tym czasie, część wschodnia metropolii z Moskwą ogłosiła w 1448 jednostronnie autokefalię, którą Konstantynopol potwierdził tomosem blisko 150 lat później, w 1586 roku.
Zwolennicy samodzielności i autokefalii powołują się z kolei na historyczne pierwszeństwo metropolii w Kijowie i własną, budowaną przez wieki tożsamość eklezjalną i kulturową, tradycje itp. No i oczywiście na to nakłada się cała ideologia “russkiego miru”, prawosławnej i słowiańskiej wspólnoty pod egidą Moskwy. Ten spór, jako klasyczny spór konflikt silnych tożsamości jest jednak bardzo trudny do rozwiązania — myślę, że na płaszczyźnie historycznej jest on praktycznie nie do rozwiązania, podobnie jak spory pomiędzy zwolennikami Piłsudskiego i Dmowskiego w Polsce. Każda strona jest w stanie przytoczyć pewne logiczne argumenty historyczne stojące za własnymi tezami. Niemniej, sądzę, że kluczowe byłoby rozwiązanie tego węzła gordyjskiego nie w oparciu o interpretację wydarzeń sprzed 500 lat, ale o współczesne realia.
Po części więc zgodzę się z twierdzeniem, że obecnie nie ma większego uzasadnienia dla tego, aby Ukraińska Cerkiew nie otrzymała autokefalii. Pytanie brzmi tylko: nie czy, ale jak. I również, co jest tu wręcz kluczowe — kto. Warto tu zwrócić uwagę na pewien kolejny niuans: inaczej autokefalia wyglądała 200, 300 lat temu, gdy w Europie istniały wielkie imperia, a inaczej może wyglądać od XIX i XX wieku, gdy powstały liczne państwa narodowe. Myślę, choć podkreślę, że to tylko moja osobista opinia, jeżeli jakieś państwo staje się niepodległe i działa tam duża wspólnota prawosławna, powinno ono też uzyskać autokefalię. Dobrymi przykładami jest tutaj Polska lub powojenna Czechosłowacja (u naszych południowych sąsiadów istnieje po rozpadzie tego kraju wspólna, autokefaliczna Cerkiew Ziem Czeskich i Słowacji), ale też kraje bałkańskie. Tak więc, predysponowana do otrzymania autokefalii powinna być z punktu widzenia kanonicznego Ukraińska Cerkiew Prawosławna z metropolitą Onufrym, uznawana przez cały świat prawosławny.
Jaki jest obecny stan Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego? Wciąż pojawiają się doniesienia o jej topniejącym stanie, szczególnie na zachodzie Ukrainy.
Posiada ponad 12,5 tys. parafii, blisko 250 monasterów, kilkanaście tysięcy duchownych, kilka tysięcy mnichów i mniszek. W jej jurysdykcji znajdują się największe centra duchowe ukraińskiego prawosławia — Poczajów, Ławra w Kijowie itp. Wbrew pozorom, cieszy się ona w tej chwili bardzo dużą autonomią w stosunku do patriarchatu w Moskwie, a obecny metropolita Onufry (objął tron metropolity kilka miesięcy po Euromajdanie, w 2014 roku) rodowity Hucuł, zajmuje bardzo wyważone stanowisko w sprawie obecnego konfliktu politycznego i zbrojnego na Ukrainie. Wzywa do pojednania i odbudowania wspólnoty. Popiera również integralność terytorialną Ukrainy — wystarczy wejść na stronę wielu diecezji UCP, aby przekonać się, że jej kapelani działają w armii ukraińskiej także w oddziałach biorących udział w ATO (operacji wojskowej w regionach wschodnich). Swobodnie również używa się tam języka ukraińskiego w kazaniach i nabożeństwach. Jednocześnie, Onufry i główni hierarchowie zachowują postawę daleką od etnofiletyzmu (nadmiernego podkreślania roli narodu i tożsamości etnicznej w życiu Cerkwi), który niestety jest widoczny w działaniu niekanonicznego Patriarchatu Kijowskiego Filareta.
Patriarchat Moskiewski robi wiele, aby ukazać niekanoniczny Patriarchat Kijowski jako siedlisko nacjonalizmu i rozłamowców, a Kijowski ukazuje konkurencyjny Kościół jako Putinowską piąta kolumnę. Jest jakieś wyjście z tego klinczu?
Oczywiście, nie chciałbym tutaj kreślić czarno-białych wizji, idealizować jedną stronę sporu, a drugą w czambuł potępiać. Mam świadomość, jak trudne, skomplikowane i delikatne są podziały na Ukrainie wynikające z wpływów historii i polityki, jak często dramatyczne decyzje osobiste i rodzinne stoją za różnymi wyborami ukraińskich wiernych. Niemniej, to też trzeba powiedzieć, obiektywna sytuacja jest taka, że struktura kierowana przez Filareta jest w tej chwili schizmatycka i nie uznają ją za kanoniczną inne Cerkwie autokefaliczne. Gdyby zgodzono się na udzielenie jej autokefalii jako jedynej reprezentantce ukraińskiego prawosławia, byłoby to prostą przesłanką do kolejnych konfliktów i podziałów. Co by się wówczas stało z metropolitą Onufrym i biskupami kanonicznymi? Zaproponowano by im wyjazd do Rosji? Zabrano świątynie i monastery? To po prostu gotowy scenariusz na konflikt religijny i polityczny, w którym z pewnością Moskwa nie pozostałaby obojętna. Mam nadzieję, że patriarcha Bartłomiej bierze te wszystkie okoliczności pod uwagę w swoich obecnych i przyszłych decyzjach. Jedyna racjonalna droga to żmudna praca na rzecz pojednania w Cerkwi na Ukrainie i zakończenia “raskołu” (schizmy).
Więc co może lub powinno się stać?
Istnieją dwie praktyczne drogi do uzyskania autokefalii: uzyskanie autokefalii przez Cerkiew kanoniczną i doprowadzenie do zaleczenia ran podziału poprzez powrót do jedności. Świat potrzebuje głosu zjednoczonego, ukraińskiego prawosławia, głębokich i ożywczych sił duchowych płynących z tamtejszych ławr, monasterów i sanktuariów, które oddziałują już tyle wieków. Wszystko trzeba jednak robić w spokoju, z rozsądkiem i unikać gwałtownych posunięć, które zamiast pomóc, w dalszej perspektywie mogą zaszkodzić i zbudować nowe mury podziałów pomiędzy ludźmi. A nie taka jest przecież rola Kościoła — on zawsze powinien jednoczyć, nie dzielić.
Zakładając czarny scenariusz dalszej eskalacji konfliktu — co konkretnie może się wydarzyć i jakie będzie to miało konsekwencje?
Patriarchat Moskwy i Całej Rusi w oświadczeniu krytykującym powołanie przez Patriarchę Ekumenicznego dwóch egzarchów zapowiedział, że odpowiedź za te posunięcie, “spadające osobiście na patriarchę Bartłomieja i wszystkich, którzy taką decyzję popierają” — “nastąpi wkrótce”. Trudno w tej chwili spekulować, co ta “odpowiedź” może oznaczać konkretnie. Rysują się różne scenariusze, chociażby okresowe przerwanie łączności modlitewnej Moskwy z Konstantynopolem, środek stosowany od czasu do czasu w wypadku konfliktów pomiędzy poszczególnymi Cerkwiami. Ma on bardziej znaczenie symboliczne i honorowe niż praktyczne. Z pewnością nastąpi też dalsze pogorszenie relacji z Konstantynopolem, które da Moskwie asumpt do dalszych zabiegów o lansowanie swojej roli jako światowego centrum prawosławia, będzie to też, zapewne wbrew zamiarom Konstantynopola bodziec dla wszystkich zwolenników ideologii Moskwy jako Trzeciego Rzymu itp. Najgorsze byłoby jednak, gdyby sytuacja eskalowała na samej Ukrainie, dochodziło do prób przejmowania świątyń, przemocy, ale też gorszących i przeciągających się sporów prawnych i finansowych o własność obiektów sakralnych i mienia, sporów, które obniżyłyby autorytet duchowy Cerkwi, szczególnie wśród ludzi młodych, potrzebujących w niełatwych dla Ukrainy czasach duchowej i moralnej pomocy.
Czy ta sytuacja ma jakieś przełożenie na Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny (PAKP)?
Zwrócę uwagę, że nikt w Polskiej Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej nie pyta tysięcy przybywających do nas ukraińskich sióstr i braci, o zaświadczenia czy należą do Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej kanonicznej, czy też do innych struktur. Jeżeli tylko mają chęć i możliwości (których często brakuje z powodów przeciążenia pracą zarobkową i nie zawsze łatwą sytuacją z adaptacją w naszym kraju), witani są w naszych parafiach z otwartymi rękami. Mogą tu przystępować do sakramentów, szukać pomocy duchowej, posyłać na religię swoje dzieci. Mamy świadomość trudnej sytuacji na Ukrainie i modlimy się często w prośbach podczas liturgii za “strażdajuszczuju zemlju ukraińskuju” (“za cierpiącą ziemię ukraińską”). Cerkiew w Polsce, szanując jednak zasady soborowości i autokefalii nie może ingerować w sytuację cerkiewną w tym kraju. Te problemy muszą rozwiązać sami Ukraińcy. Jak będzie wyglądać przyszłość i czy uda się rozwiązać te problemy — nie sposób dzisiaj jednoznacznie przewidzieć
Łukasz Kobeszko, filozof, publicysta prawosławny specjalizujący się w tematyce środkowoeuropejskiej, duchowości i historii najnowszej. Stale współpracuje z portalem Aleteia.pl, Laboratorium Więzi i Nową Konfederacją