- 17 sierpnia, 2018
- przeczytasz w 13 minut
O wierze i wątpliwościach, sekularyzacji, niszczeniu cerkwi przed 80 laty, ukraińskiej autokefalii oraz wyzwaniach duszpasterskich opowiada prawosławny metropolita Warszawy i całej Polski Sawa (Hrycuniak), zwierzchnik Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawos...
Najważniejsze jest działanie Ducha Świętego — rozmowa z prawosławnym metropolitą Warszawy i całej Polski Sawą (Hrycuniak)
O wierze i wątpliwościach, sekularyzacji, niszczeniu cerkwi przed 80 laty, ukraińskiej autokefalii oraz wyzwaniach duszpasterskich opowiada prawosławny metropolita Warszawy i całej Polski Sawa (Hrycuniak), zwierzchnik Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego w RP.
15 lat temu ukazała się książka Chrystus najwierniejszy przyjacielczłowieka ze zbiorem artykułów naukowych. Tytuł jest równie wymowny, co prowokujący. Dziś wielu trudno jest patrzeć na Chrystusa jak na przyjaciela, czy w ogóle jako czełowiekolubca, jak Boga określa św. Liturgia. Historia zna wrogość systemów totalitarnych wobec wiary, a dzisiaj dominuje obojętność. Eminencjo, czy jest jakaś droga, dzięki której będziemy patrzeć na Chrystusa rzeczywiście jak na przyjaciela? Czy wystarczy piętnować sekularyzację?
Był taki filozof Justyn, który żył w I wieku n.e. i należał do wczesnochrześcijańskich apologetów. Szukał prawdy tak, jak wielu dzisiaj jej szuka. Nie mógł zaznać spokoju. W zadumie spacerował nad morzem i spotkał staruszka, który zapytał go, nad czym tak intensywnie myślisz. Justyn odpowiedział: szukam prawdy, ale nie mogę jej znaleźć. Staruszek odparł mu: weź Słowo Boże i czytaj, a znajdziesz prawdę. I tak Justyn zaczął czytać Pisma święte tego okresu i znalazł Prawdę. Został nawet męczennikiem za Prawdę. Do prawdy trzeba dojrzeć. Chrystus jest wieczną Prawdą. On stoi w centrum historii całej ludzkości, w centrum historii każdego z nas, a my wokół Niego się obracamy. Przy wszystkich uwarunkowaniach zewnętrznych, to jednak od nas zależy, jak się odniesiemy do Chrystusa. Naturalnie, życiowe sytuacje mogą sprzyjać poszukiwaniom Chrystusa. Mogą one trwać krótko, nagle jak u św. ap. Pawła. Może być też zupełnie odwrotnie, tak jak u filozofa. Inny przykład: łotr na krzyżu, poczuł prawdę Chrystusa w jednej chwili. Otworzyła się w nim komórka wiary i usłyszał od Zbawiciela: „dzisiaj będziesz ze mną w raju”.
Tak więc, szukanie prawdy trwało na przestrzeni całej historii i trwa także dzisiaj. Im więcej jest różnych doświadczeń związanych z tzw. sekularyzacją itp. podobnych, które mogą nas słusznie gorszyć, tym bardziej będą też przynaglać do szukania i odnajdywania Chrystusa.
Nie tak dawno wróciłem ze spotkania z duchownymi w Jabłecznej. Jeden z nich przyjechał ze Stanów Zjednoczonych i opowiadał, jak tam ludzie się nawracają i przychodzą do Cerkwi. Przesyt zjawisk sekularystycznych powoduje często, że człowiek szuka prawdy — Chrystusa. Wszystko wokół się zmienia, a Jezus jest zawsze ten sam – dzisiaj, jutro i na wieki.
Ale jakie to ma przełożenie na życie codzienne?
Załóżmy, że mamy jakieś problemy. Mamy przyjaciół, kiedy wszystko dobrze się układa. Natomiast, kiedy napotykamy na trudności, zdarza się tak, że stopniowo tracimy tych, których uważaliśmy za przyjaciół, aż wreszcie zostajemy sami na drodze swojego życia. Przechodnie mijają nas, wówczas mówię: Jezusie, zostałeś mi tylko Ty. Tak jest w życiu, że w ostatecznym rozrachunku pozostaje Chrystus. Trzeba pamiętać o tym, co powiedział Tertulian: dusza nasza z natury jest chrześcijanką. Ona szuka i będzie szukać Prawdy i spokoju, czy się komuś podoba czy nie.
A co z niewierzącymi?
Kiedyś odwiedził mnie pewien dyplomata, który mówi do mnie: władyko, ja jestem niewierzący. Odpowiedziałem mu, że to nieprawda, to kłamstwo. Nie ma ludzi niewierzących! Wszyscy wierzymy innym ludziom, inaczej nie weszlibyśmy do samochodów, nie ufali kierowcom, lekarzom itp. Jest to wiara dnia powszedniego. Ale oprócz tego jest wiara religijna, duchowa, która wynika z duszy. Ten element duchowy wcześniej czy później daje znać o sobie, upomina się o człowieka.
Czyli sekularyzacja nie musi być aż tak zła, jak ją nieraz chrześcijanie malują?
Sekularyzacja jest negatywna, jeśli patrzymy na nią według oceny ludzkiej. Przecież jest szatan, który posługuje się zjawiskiem sekularyzacji, aby szkodzić Ewangelii. To kuszenie wciąż trwa i jako ludzie znajdujemy się w wirze walki dobra i zła. W swoim 80-letnim życiu doświadczyłem wielu sytuacji, które utwierdzają mnie w mojej wierze. Był okres wojny, prześladowań, jeżeli nie fizycznych to duchowych i człowiek znajdując się w takich sytuacjach, stawia pytania, dotyczące siebie i swojej drogi. Zawsze znajdowałem oparcie w Chrystusie. Pamiętam, jak będąc chłopcem, w szkole średniej, bardzo się modliłem, szczególnie przed egzaminami. Nie miałem wówczas pojęcia o tzw. Modlitwie Jezusowej. Dopiero później uświadomiłem sobie o jej znaczeniu. Prosiłem „Boże, pomóż mi”. I jakoś tak zawsze się składało, że kiedy się modliłem, wynik był pozytywny, a kiedy jej brakowało to przychodziły kłopoty. Dzięki modlitwie największe trudności, które wydawały się nie do pokonania, ustępowały.
Niedawno Władyka świętował 80. urodziny. Mija też 20 lat na tronie metropolity Warszawy i całej Polski. Wcześniej była służba biskupa łódzko-poznańskiego, arcybiskupa białostocko-gdańskiego. Eminencja odwiedził wszystkie lokalne Kościoły prawosławne i wszyscy reprezentanci tych Cerkwi przyjechali do Polski. Do tego dochodzi praca naukowa i wiele innych działać. Czy z perspektywy czasu jest coś, co jest jeszcze do przepracowania, co Eminencja chciałby zrobić?
To pytanie bardzo praktyczne, chodzi tu o człowieka, który chciałby, by wszystko zawsze było dobrze, ale tak się przecież nie da. Dlaczego? Wiara i wszystko, co z niej wynika, nie ma ograniczeń. Niedawno głosiłem homilię i mówiłem: dla Kościoła nie ma pogody czy niepogody, dla Kościoła zawsze jest dzisiaj i w takich warunkach, jakie one są, musimy pracować. Zawsze starałem się iść w tym kierunku i mieć przed sobą cel, aby jak najwięcej zrobić dla sprawy Bożej. Trudno jest mi powiedzieć, co mogę zrobić. Oczywiście, mógłbym powiedzieć, że chcę wybudować taką czy inną cerkiew, ale przecież nie o to chodzi, to nie odtwarza mojego wnętrza. Mój pogląd na sprawy naszej Cerkwi, Ojczyzny i Narodu i każdego człowieka wyraża się w stwierdzeniu, że kieruje nami Duch Święty i Opatrzność Boża.
Jeśli Duch Święty uzna, że możemy być przydatni, to nas użyje. W sprawach ściśle ludzkich czy kościelnych to chciałbym, aby wszystkie świątynie były piękne, w dobrym stanie, by ludzie przychodzili na liturgię, młodzież uczestniczyła w nabożeństwach, by kontakty międzyludzkie były poprawne, aby to, co głosi Kościół, było realizowane w życiu człowieka, a nie obijało się tylko o uszy.
Co w tym kontekście współczesnemu człowiekowi ma do zaproponowania prawosławie?
W naszej tradycji prawosławnej ogromną rolę odgrywa duchowość mnisza. Każdy mnich powinien mieć swojego ucznia, a jeśli nie ma swojego następcy – to nie jest mnichem w pełnym znaczeniu tego słowa. Sam dla siebie nie żyje, chociaż poświęca Bogu i Kościołowi całe życie, jednak swoje życie oddaje Chrystusowi i drugiemu człowiekowi. Tak samo w małżeństwie: mąż nie żyje sam dla siebie, ale dla żony i dla rodziny, a i żona nie żyje sama dla siebie, a dla męża, dzieci, jeśli ją Bóg pobłogosławi potomstwem, jeśli nie to żyje dla drugiego człowieka. Także życie pustelników ma wymiar wspólnotowy, co widać w tradycji chrześcijańskiego Wschodu – ilu było mnichów, którzy żyli w pustelni, a gromadzili wokół siebie ludzi. Jeżeli chrześcijaństwo, czy nawet zdrowo myśląca ludzkość, nie uwzględni tych momentów, to będziemy mieć problem. Dotyczy to również sytuacji na świecie. Pierwszymi słowami, jakie Chrystus wypowiedział po Zmartwychwstaniu było: „pokój wam”. A my walczymy o pokój, chcemy go, a z drugiej strony zbroimy się i nazywamy się chrześcijanami i uczniami Chrystusa. Coś tu jest nie tak!
W tym roku świętujemy 100-lecie odzyskania niepodległości. Wspominamy też 80. rocznicę tragicznych wydarzeń na Chełmszczyźnie i Lubelszczyźnie, podczas których burzono cerkwie prawosławne. Powstało dużo opracowań historycznych, wydawane są albumy, są dedykowane strony internetowe, a więc z perspektywy historycznej dużo zostało powiedziane, choć pewnie nie wszystko. Jak duchowo i teologicznie Cerkiew przepracowuje temat burzenia świątyń?
Dzięki odzyskaniu niepodległości nasza Cerkiew uzyskała autokefalię, stała się samodzielną i niezależną od innych zagranicznych struktur kościelnych. Wcześniej należeliśmy kanonicznie do Patriarchatu Moskiewskiego. W tym miejscu chciałbym powiedzieć coś, co dla wielu jest niewygodne. W Rzeczypospolitej XVI wieku wielkim problemem był tzw. sobór brzeski, unijny 1596 r. Wtedy podstępnie zmuszono wyższe duchowieństwo do podpisania unii kościelnej z Kościołem rzymskokatolickim, chociaż masy i co niektórzy biskupi byli przeciwni. Później rozpoczęto akcję zmuszania ludzi do przyjęcia unii na terenach, które należały do metropolii kijowskiej kanonicznie podległej Patriarchatowi Konstantynopolitańskiemu. Patriarchat przysłał nam swoich przedstawicieli — egzarchę Nikifora i Cyryla, którzy mieli pomóc prawosławnym w zachowaniu swojej wiary. Nikifora zamęczono, a Cyryl został wypędzony, ponieważ zarzucano mu szpiegostwo na rzecz Turcji. W czerwcu br. wspominaliśmy w Aleksandrii tę postać z okazji 380-lecia jego śmierci. Później Konstantynopol nie mógł pomóc, gdyż był uciskany przez islam. Poproszono wówczas Moskwę, która była już kanonicznie samodzielna, aby roztoczyła opiekę nad prawosławnymi w Rzeczpospolitej. Prawosławni narażeni byli na ciężkie prześladowania – nie poprzestawano na biciu – były też morderstwa. Przejmowano monastery i cerkwie. Skutek był taki, że król wepchnął swoich poddanych wyznawców prawosławia w objęcia Moskwy. Później następowały zabory i Moskwa robiła, co chciała, zresztą to samo, co inni zaborcy. Umieszczono nas w Moskwie i jednocześnie oskarżano o zbyt bliskie z nią związki. Rzeczypospolita upadła. Później sytuacja się nieco unormowała do okresu międzywojennego.
Tuż przed wojną sprowadzono do Polski relikwie Andrzeja Boboli, który zginął z rąk prawosławnych Kozaków. Jego relikwie Sowieci zabrali do Moskwy i przy Leninie Kościół rzymskokatolicki starał się o ich wydanie, co też uczyniono. Przez Rzym dotarły do Polski. Wówczas rozpoczął się odwet na prawosławnych. Nastąpiła akcja burzenia świątyń prawosławnych, przymuszania do konwersji na katolicyzm, realizowania państwa jednolitego. Korpus Ochrony Pogranicza miał specjalne zadanie — niszczenia cerkwi. Jest to dla nas bardzo trudny okres i bolesny. Wychowywałem się w trudnym czasie i odczuwałem to na własnych plecach. Cieszymy się, że dzięki Odzyskaniu Niepodległości możemy być samodzielnym Kościołem. Jest on nie duży, ale samodzielny, z którym liczą się inne Kościoły prawosławne. Jeżeli wspominamy wydarzenia sprzed 80 lat, to dlatego, że nie chcemy, aby takie sytuacje kiedykolwiek się powtórzyły. Nabożeństwa i konferencje mają o tym przypominać, aby młode pokolenie miało świadomość dziejów swojego Kościoła kiedyś i dziś. Dzięki Bogu, mamy spokój i trzeba za to Bogu dziękować.
Dobrą oznaką jest właśnie to, że sprawy historyczne, czyli burzenie świątyń, ciemne karty związane z akcjami tzw. żołnierzy wyklętych, nie jest obojętne prawosławnym, szczególnie młodzieży. Widać to szczególnie na internetowych forach dyskusyjnych. Ostatnio kontrowersje wywołało wystąpienie dr. Grzegorza Kuprianowicza, które spotkało się z krytyką wojewody lubelskiego. Znów powstają sprawy związane z religią i narodowością, stapianie jednego i drugiego. Czy nie obawia się Eminencja, że mamy dziś do czynienia w Polsce z dość specyficzną formą nowego, odradzającego się etnofiletyzmu?
Cieszę się, że młodzi prawosławni trzeźwo oceniają sytuację i w nią się angażują.
Metropolita Onufry z Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego zwrócił się do Kościołów lokalnych o wparcie w kontekście schizmy na Ukrainie. Święty Sobór Biskupów PAKP również wypowiedział swoje zdanie. Niedawno odbyły się obchody chrztu Rusi i odczuwalne było silne dążenia do autokefalii, także wśród tych, którzy są wiernymi kanonicznej Cerkwi. Tymczasem pojawiały się doniesienia, że w Patriarchacie Moskiewskim jest wyraźny opór. Czy Eminencja, widzi możliwość wyjścia z tej patowej sytuacji?
To nie jest tak. Stanowisko naszej Cerkwi było i jest jasne: autokefalię można nadać tylko wtedy, kiedy istnieje zorganizowane jedno państwo, a Kościół nie jest podzielony wewnątrz. To jest warunek kanoniczny i dogmatyczny. To mocno zaakcentowaliśmy w naszej uchwale. Na Ukrainie nie ma jednolitego państwa, ponieważ wciąż toczy się konflikt wokół prowincji ługańskiej i donieckiej, oraz Krymu, a zatem nie ma jedności i niespełniona jest norma kanoniczna. Każdy naród w niezależnym państwie powinien mieć swój samodzielny Kościół i takie jest też stanowisko naszej Cerkwi. Wysłaliśmy do wszystkich Cerkwi naszą opinię i Patriarchat Moskiewski podziękował nam za odpowiedź. I to nie jest tak, że Moskwa powiedziała, że nigdy nie zezwoli na autokefalię. Jest podziękowanie patriarchy, że Kościół prawosławny w Polsce podkreślił konieczność zachowania norm dogmatycznych i kanonów cerkiewnych w tej sprawie. Niestety, w sprawę włączyli się politycy.
Na Soborze Panprawosławnym na Krecie powiedziałem wyraźnie: Bracia, daleko od polityki i nie wpuszczajcie polityków do spraw cerkiewnych, bo inaczej trudno będzie nam cokolwiek uporządkować. Naszym zadaniem jest jednanie ludzi, a nie ich dzielenie. W Cerkwi obowiązuje cierpliwość i wytrwałość, ale przede wszystkim pielęgnowanie naszej wiary. Nadejdzie czas, kiedy autokefalia nadejdzie i dla Ukrainy.
W ostatnich latach coraz więcej Ukraińców przybywa do Polski w poszukiwaniu lepszego życia. Jak dużym wyzwaniem duszpasterskim jest opieka nad Ukraińcami, którzy często też należą do różnych jurysdykcji kościelnych? Czy w związku z falą imigracji zauważalny jest wzrost liczby wiernych Cerkwi?
Nasza Cerkiew ma charakter wielonarodowościowy. Wprawdzie nasza Cerkiew nazywa się Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny, ale wśród naszych wiernych są nie tylko Polacy, ale też Ukraińcy, Rosjanie, Białorusini, Macedończycy, Czesi, Serbowie, Bułgarzy, Grecy i Rumuni. Nad nimi wszystkimi nasza Cerkiew roztacza swoją duchową opiekę. Językiem liturgicznym jest starocerkiewnosłowiański w wersji klasycznej, używamy też twardej wymowy, taką, jaką słyszymy na Ukrainie. Odprawiana jest też liturgia w języku polskim, a dla Greków służymy w języku greckim. Serbowie korzystają ze słowiańskiego, a dla Rumunów odbywają się nabożeństwa po rumuńsku. Są też Albańczycy, którym służymy po grecku. Jeśli zaś chodzi o Ukraińców to trudno mówić o tym podziale na kanoniczny czy niekanoniczny. Oni idą do Kościoła prawosławnego i my im pomagamy. Natomiast jest problem w odniesieniu do grekokatolików, gdyż zdarza się, że próbują przyciągać prawosławnych. Nawet w pobliżu naszej cerkwi rozdawane są ulotki zachęcające do uczestnictwa w unickich nabożeństwach. Liczba wiernych się zwiększyła, ale trudno dokładnie oszacować o ile. Myślę, że między 20 a 30%, szczególnie w dużych miastach, w tym najwięcej we Wrocławiu.
Biorąc pod uwagę stołeczne życie cerkiewne to jak konkretnie wygląda duszpasterstwo w wielokulturowym i wielojęzycznym środowisku?
W Warszawie mamy w niedzielę dziesięć odprawianych liturgii. W Katedrze Metropolitalnej o godz. 07:30 Boska Liturgia sprawowana jest po słowiańsku, a kazanie wygłaszane w j. ukraińskim. Centralna liturgia jest o 10:00 i jest prowadzona w języku cerkiewnosłowiańskim, a kazanie głoszone jest w różnych językach i po polsku. W dolnej cerkwi liturgia jest po słowiańsku i w języku polskim, a w co drugą niedzielę po białorusku. W kaplicy Cyryla i Metodego nabożeństwa odbywają się w języku starosłowiańskim i polskim, w cerkwi św. Jana Klimaka na Woli w języku starosłowiańskim i polskim, w cerkwi na Ochocie wszystko w języku polskim, dlatego też najwięcej małżeństw wyznaniowo mieszanych uczęszcza na św. liturgię właśnie tam. Sporo Ukraińców chodzi do budowanej Hagia Sophia na Ursynowie. Kazania głoszone są w rożnych językach.
Czy prawosławni innych narodowości niż polską przynoszą ze sobą rzadko pielęgnowane w PAKP tradycje liturgiczne?
Od trzech lat przy Jeziorze Czerniakowskim na święto Jordanu świecimy wodę – nasi prawosławni znają tę tradycję, ale nie kąpią się w czasie poświęcenia. Ukraińcy bardzo chętnie to praktykują. Poprosili nas, abyśmy organizowali ten obrzęd. I w tym roku – 19 stycznia 2018 — ok. 200 osób weszło do poświęconej wody.
Jak bardzo Cerkiew prawosławna jest zaangażowana ekumenicznie? Podczas Panprawosławnego Soboru na Krecie, część Cerkwi postanowiła nie brać w nim udziału. Były obawy, że nie będzie stanowiska ws. zaangażowania prawosławnych w ruch ekumeniczny, co jednak się nie stało. Czy jest jakiś problem z ekumenizmem w łonie współczesnego prawosławia – z jednej strony mamy Cerkiew bułgarską czy gruzińską, a z drugiej np. polską czy rumuńską?
Cztery Cerkwie były nieobecne na soborze, ale nie oznacza to, że sobór nie był soborem. Na soborach powszechnych nie zawsze były zebrane wszystkie Kościoły lokalne. Nie każdy mógł przybyć, a mimo to są uważane za powszechne. Zagadnienie ekumenizmu podjęto na soborze. Cerkiew Prawosławna stwierdziła, że zachowuje jedność eucharystyczną i o tej jedności ma świadczyć wobec świata. Cerkiew jest otwarta na różne dyskusje i dialog ekumeniczny. Od samego początku każda nasza modlitwa jest ukierunkowana na jedność Kościoła. Pełna jedność może nastąpić, kiedy nastąpi jedność eucharystyczna.
Powinniśmy pracować na rzecz jedności duchowej i praktycznej. Myślę, że jedność eucharystyczna nastąpi dopiero w czasach eschatologicznych. Jako PAKP należymy do Światowej Rady Kościołów, innych organizacji ekumenicznych, w tym do Polskiej Rady Ekumenicznej. Owszem, w Kościele są grupy, które uważają, że ekumenizm nie powinien mieć miejsca, ale tak zawsze było i nie dotyczy to tylko w jakiś szczególny sposób prawosławia. Chcemy, aby między nami wszystkimi był mir Boży. Czasami jest tęsknota za szybkimi zmianami. W naszej pracy zjednoczeniowej najważniejsze jest działanie Ducha Świętego, na które musimy być ulegli i otwarci. Musimy się wyraźnie wsłuchiwać w Jego głos i uważnie przypatrywać się dialogowi ekumenicznemu, współkształtować go. Przede wszystkim nie możemy być wrogami wobec siebie i drugiego człowieka.