- 14 października, 2019
- przeczytasz w 18 minut
Tytuł tego tekstu miał brzmieć „Wybory, wybory…”, z oczywistym nawiązaniem do sytuacji w Polsce, ale przede wszystkim do konsekwencji decyzji, jakie przychodzi nam podejmować przed Bogiem i ludźmi. Wczoraj naszą ciszę (a raczej nudę) wyborczą złamała wiadomość...
Odprawa księży greckich
Tytuł tego tekstu miał brzmieć „Wybory, wybory…”, z oczywistym nawiązaniem do sytuacji w Polsce, ale przede wszystkim do konsekwencji decyzji, jakie przychodzi nam podejmować przed Bogiem i ludźmi. Wczoraj naszą ciszę (a raczej nudę) wyborczą złamała wiadomość prosto z Aten – Grecka Cerkiew Prawosławna uznała Cerkiew Prawosławną Ukrainy (CPU) za kanonicznie autokefaliczną i w niedługim czasie włączy ją do wspólnoty eucharystycznej.
Za kilka dni arcybiskup Aten Hieronim II dopełni protokołu i wyśle metropolicie Epifaniuszowi „list pokoju”, w którym pogratuluje wyboru na kijowską katedrę i zapewni o liturgicznej pamięci. Natomiast 19 października w Tessalonice, podczas wspólnej Liturgii patriarchy Bartłomieja i arcybiskupa Hieronima, zostanie wspomniany zwierzchnik CPU, co usankcjonuje wczorajszą decyzję obradujących w Atenach biskupów.
Szczerze pisząc, nawet nie wiem od czego zacząć, bo słynne „zacznij od początku” musiało by otwierać spis treści do pokaźnych rozmiarów habilitacji. Załóżmy jednak, że drogi Czytelnik zna choćby pobieżnie „sprawę ukraińską”. Odnotujmy w takim wypadku kilka najważniejszych zdarzeń z międzycerkiewnych, rosyjsko-greckich kontaktów, by choć spróbować wydostać się z tego labiryntu zanim zje nas mityczna bestyja.
Zapomniał wół…
W czerwcu 1992 roku patriarcha Moskwy i całej Rusi Aleksy II odwiedza Grecję. W mediach bryluje wtedy metropolita Dodony Chryzostom, znany zresztą również w Polsce (jako metropolita senior wyspy Zakynthos). Ze względu na swoje rozległe kontakty i międzynarodowe obycie, którego brakowało wówczas greckim hierarchom, jest uznawany za autorytet Cerkwi. Hierarcha korzysta z medialnej hossy i ogłasza w greckich mediach powszechną mobilizację — zbiórkę żywności, środków higieny i materiałów budowlanych, które mają zostać przekazane biednej i zniszczonej Cerkwi Rosji.
W tamtych czasach grecka gospodarka i jakość życia znajdowały się na wysokim poziomie, dlatego już we wrześniu tego samego roku kilkadziesiąt pełnych TIR-ów wyruszyło ku wsparciu bratniego Kościoła na północ. Tajemnicą poliszynela było, że władykę Chryzostoma i patriarchę Aleksego II łączyła przyjaźń jeszcze z czasów, gdy ten drugi był metropolitą Tallina i od lat 70-tych XX wieku otrzymywał pomoc z greckiej Cerkwi. Były to utensylia liturgiczne, materiały, szaty, biżuteria oraz wino i oliwa. Nie brakło też dolarów przewożonych w poczcie dyplomatycznej. Zresztą, wielu greckich duchownych wspierało po cichu Rosjan, których Cerkiew, wciśnięta pod radziecki but, ledwo mogła złapać oddech. Od tamtego momentu, dzięki stypendiom Synodu Cerkwi (Konferencji Episkopatu) Grecji, tysiące rosyjskich studentów mogło studiować teologię, filozofię i poznać język grecki. Dzisiaj stanowią oni inteligencję Patriarchatu Moskiewskiego jako biskupi, kapłani czy wykładowcy akademiccy. Takiemu obrotowi spraw nie ma co się dziwić, ponieważ przez dekady panowało przekonanie o niejako naturalnym sojuszu Rosji z Grecją ze względu na wspólnotę wyznania czy wsparcie kadrowe, jakie dotarło stamtąd do Hellady w XIX wieku podczas formowania się młodego niepodległego państwa.
W międzyczasie na agendzie pojawia się temat autonomicznej Cerkwi Estonii, której podległości Patriarsze Ekumenicznemu nie był w stanie zaakceptować patriarcha Aleksy II (Rydygier) urodzony zresztą w Tallinie. W 2011 roku metropolita Estonii Stefan (Patriarchat Ekumeniczny) powiedział mi, że kilka tygodni po Bożym Narodzeniu w 2008 roku koncelebrował Liturgię Świętą z Aleksym II, który podczas pocałunku pokoju objął go i powiedział: „wszystko będzie dobrze, niebawem wszystko naprawimy”. Niestety, w tym samym roku zwierzchnik rosyjskiej Cerkwi zmarł. Grecki hierarcha dodał przy tym, że obecny patriarcha moskiewski (Cyryl) przyniesie Cerkwi nienawiść i podziały, a już na pewno w duecie z metropolitą Hilarionem — „zobaczysz, oszukają wszystkich i wszystko, tak samo jak mnie. Dla nich słowo i podpis nie mają żadnej wartości” — mówił. Słuchałem tych słów z lekkim uśmiechem, nie dowierzając teoriom spiskowym starszego hierarchy. Darzyłem sympatią patriarchę Cyryla, który przed objęciem tak zaszczytnej funkcji odwiedzał mój rodzinny Białystok. Mieliśmy nawet wielu wspólnych znajomych, co stało się przyczyną naszej niezwykle miłej rozmowy w Atenach w 2013 roku.
To właśnie wizyta pokoju Patriarchy Cyryla w Atenach w 2013 roku stała się punktem zwrotnym w kontaktach grecko-rosyjskich tak na płaszczyźnie cerkiewnej, jak i politycznej (mniej więcej w tym samym czasie upadły rozmowy na temat poszerzenia współpracy energetycznej oraz pomocy finansowej dla upadających greckich banków). Delegacja z Moskwy (licząca około 120 osób) łamała protokół wizyty starając się pokazać Grekom, „kto tu jest górą”. Z pewnością doskonale zdawali sobie oni sprawę z greckiej wrażliwości na punkcie ceremoniału i etykiety, zwłaszcza, że Rosjanie słyną z doskonałej i bardzo skutecznej dyplomacji. Po zakończeniu wizyty i jej podsumowaniu wszyscy byliśmy zgodni, tak MSZ Republiki Grecji, jak i Święty Synod, że żadnego Soboru Panprawosławnego nie będzie. A już na pewno nie z udziałem Patriarchatu Moskiewskiego i jego satelickich Cerkwi.
Chytry plan był taki — Rosjanie nie przyjadą, choćby w ostatnim dniu mieli odwołać swój udział z powodu pandemii biegunki, atakującej wybiórczo tylko biskupów, a reszta naczyń powiązanych miała się nie pojawić z powodu wątpliwości co do powszechności zgromadzenia. Mimo, że patriarcha Cyryl obiecywał arcybiskupowi Hieronimowi obecność na zbliżającym się Soborze i żywo zachęcał Greków do aktywnego w nim udziału, o prawdziwych intencjach Wszechrusi przekonaliśmy się dopiero trzy lata później — w 2016 roku. Niezwykle ważnymi i dogmatycznej rangi powodami absencji Rosjan były sprawy zasadnicze dla światowego prawosławia:
1) Dlaczego sobór ma się odbyć w muzułmańskiej Turcji, skoro mógłby się odbyć w Szwajcarii, a najlepiej jakby był w Rosji?
2) Jeżeli już się dogadamy co do miejsca, to w jaki sposób będziemy siedzieć, by podkreślić naszą skromność i równość? Przy wąskim prostokątnym stole, a może przy stołach w kształcie litery „U”, a może jednak wokół Ewangeliarza? A jeżeli wokół ewangeliarza, to w czyją stronę będzie zwrócona okładka księgi?
3) Jeśli rozwiążemy powyższe, kluczowe dla wiary i zbawienia sprawy, to czy mamy pewność, że zgadzamy się z przygotowywanymi przez 50 lat dokumentami soborowymi?
Zemsta Bartłomieja
Efekty działalności Rosjan w kwestii Soboru Panprawosławnego były otwartym złamaniem jednościowego ducha Cerkwi — o tym trzeba jasno powiedzieć i przypominać w dyskusjach o kwestii ukraińskiej. Jeżeli ktoś interesuje się choćby w minimalnym stopniu geopolityką lub polityką regionalną Morza Śródziemnego, nigdy nie uwierzy w pełne troski komunikaty Cerkwi Antiochii, Gruzji, Bułgarii i Serbii, które nie pojawiły się na Soborze (mimo wstępnych deklaracji delegacja Serbii przyleciała w ostatniej chwili).
Od 2009 roku, początku pontyfikatu patriarchy Cyryla, działania Rosjan były skierowane na osłabianie autorytetu Patriarchatu Ekumenicznego, czemu dodatkowo sprzyjał kryzys ekonomiczny w Grecji. Bartłomiej, pozbawiony politycznego i ekonomicznego wsparcia z Aten, był zmuszony oprzeć się na sile prężnej greckiej mniejszości w USA. Z pewnością ta sytuacja przyspieszyła rozwój antagonizmów między światem ruskim a helleńskim — szczególnie w czasach prezydentury Donalda Trumpa.
Pomijając kwestie cichej wojny dwóch mocarstw, oczywistą i naturalną konsekwencją nieobecności Rosjan na Soborze Panprawosławnym było rozpoczęcie procedur prowadzących do nadania autokefalii Cerkwi na Ukrainie. Można w tym temacie wysunąć setki argumentów historycznych, prawnych, kanonicznych czy duchowych, natomiast motorem napędowym obecnej sytuacji była chęć odwetu dyplomatycznego Konstantynopola na Moskwie. Wielu nie wierzyło, że wciśnięty między kilkanaście meczetów i pozbawiony funduszy Fanar będzie na tyle zdeterminowany, by zburzyć status quo panujące w światowym prawosławiu. Został do tego zaangażowany wpływowy dziennikarz cerkiewny Nikos Papachristou, który objął funkcję rzecznika prasowego Patriarchy Ekumenicznego. W Grecji zaś wsparcie zapewnił metropolita Dodony Chryzostom oraz medioznawca Andreas Loudaros.
Już w 2017 roku słychać na korytarzach ateńskiego MSZ i Świętego Synodu o planach wznowienia rozmów nad autokefalią dla Ukrainy. Blady strach pada na greckich hierarchów, którzy pozbawieni wsparcia lewicowego rządu Syrizy, będą musieli wejść do gry i zająć jasne stanowisko.
Światowe prawosławie wstrzymuje oddech, a 6 stycznia 2019 roku Kijów otrzymuje tomos.
Dezinformacja i fake newsy
W mediach rozpoczyna się zakrojona na szeroką skalę akcja dezinformacyjna, której patronuje nawet nie tyle Rosja, co sami hierarchowie Patriarchatu Moskiewskiego. W eter lecą kłamstwa i manipulacje (nazywane zgrabnie „fake newsami”), jak choćby nieistniejąca odezwa wszystkich ihumenów wszystkich atoskich monasterów z poparciem dla Cyryla czy plotki o przyjęciu przez Bartłomieja łapówki (domniemane kwoty wahały się między 2 a 25 milionami dolarów). Rosyjska nagonka pada również na bardzo podatny, rusofobiczny grunt w Polsce, przez co Metropolita Warszawski i Całej Polski Sawa (Hrycuniak) zostaje niesłusznie oskarżony o sprzyjanie Moskwie i popieranie jej działań.
W rzeczywistości wywiady udzielone przez zwierzchnika Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego mają zdroworozsądkowy ton. Nie negują w żadnym stopniu potrzeby ukraińskiej autokefalii i nawołują do rozwiązania konfliktu w cywilizowany i godny prawosławnego ducha sposób. Niestety, rosyjskie media, wyrywając słowa z kontekstu wypowiedzi, trąbią o poparciu Warszawy, a następnie wytykają Grekom, że dotychczas filhelleńska Cerkiew nad Wisłą zdradziła swoją macierz. Manipulacje te wracają później do Polski bumerangiem, z czego użytek robi dziennikarka Agnieszka Romaszewska, oskarżając PAKP o bycie piątą kolumną Moskwy w Rzeczpospolitej. W rządzie i w kręgach politycznych następuje konsternacja, a tak mocny przekaz trudno jest zdementować, używając choćby najbardziej logicznych argumentów. Między innymi dlatego, mimo wcześniejszych zapewnień i ustaleń, premier Mateusz Morawiecki odwołuje swoją wizytę na uroczystościach na Grabarce w sierpniu br., choć czekało go serdeczne powitanie.
W całym medialnym zgiełku grecka narracja, co prawda nie wylewa rzeki kłamstw i manipulacji, ale przyjmuje niezwykle irytujący, płaczliwy ton. W każdej, choćby najmniejszej informacji, podkreślane są „czcigodne i ojcowskie dłonie Patriarchy Bartłomieja”, z których Kijów otrzymał tomos; przypomina się o „skromnym i pokornym Ojcu Pokolenia”, który „w mądrości, miłości i trosce dba o braci Ukraińców”. W rzeczywistości Patriarcha Ekumeniczny wszedł nad Dniepr jak taran, przyjmując taktykę zazwyczaj obcą Grekom — zadziałał szybko, zdecydowanie i precyzyjnie, co przypłacił nadszarpnięciem autorytetu i szeroką kompromitacją. Powodem tej porażki wizerunkowej były późniejsze działania byłego „patriarchy” kijowskiego Filareta (Denysenki), który został przywrócony do stanu duchownego w 2018 roku jako „metropolita senior Kijowa”. Mimo wyboru nowego zwierzchnika, Filaret rościł sobie prawo do zarządzania Cerkwią Ukrainy, tłumacząc, że „jest od spraw wewnętrznych, a Epifaniusz od zewnętrznych”. Wreszcie wystąpił on z nowej ukraińskiej struktury, skarżąc się, że zarówno Patriarcha Bartłomiej, jak i jego młody protegowany, metropolita Epifaniusz, zrobili go, ojca i założyciela, w przysłowiowe “bambuko”. Jego frustracja została szybko wykorzystana przez media, gdzie mógł nieskrępowanie użalać się nad swoim losem i zapewniać, że rzeczywiście wszystkie święcenia, w których brał udział po 1992 roku nie mają żadnego kanonicznego umocowania.
W dyplomacji nazywa się to agenturą wpływu, choć lepszym podsumowaniem byłoby polskie porzekadło — „jak Bóg chce pokarać, to najpierw rozum odbiera”. Działania te odbiły się szerokim echem i spowodowały ostry sprzeciw greckich hierarchów, którzy domagali się od Fanaru zakończenia kabaretu z Filaretem w roli głównej, i zajęcia przez Ateny jasnego stanowiska. W tamtym czasie jednak (maj 2019) zwolennicy cerkiewnej rewolucji rozpętanej przez Patriarchę Bartłomieja byli w zdecydowanej mniejszości. Nieoczekiwany zwrot sytuacji przyniosły następne miesiące.
Lew Nilu w klatce
Żeby mieć pełny obraz sytuacji, musimy na chwilę wtrącić w nasz komediodramat wątek aleksandryjski, który swoje źródło bierze nad Wisłą. We wrześniu 2018 roku Patriarcha i Papież Aleksandryjski i całej Afryki Teodor II (o skromnym tytule: Papież i Patriarcha wielkiego miasta Aleksandrii, Libii, Pentapolis, Etiopii, całej ziemi Egiptu i całej Afryki, Ojciec Ojców, Pasterz Pasterzy, Arcykapłan Arcykapłanów, trzynasty Apostoł i Sędzia Świata) odbywa w Polsce „wizytę pokoju” przewidzianą przez cerkiewny protokół i ceremoniał.
W tym samym czasie pojawia się „przejazdem” w Warszawie metropolita wołokołamski Hilarion (Alfiejew) i łamiąc protokół spotyka się z dwoma zwierzchnikami lokalnych Kościołów, czego efektem jest odezwa hierarchów nawołująca do pokoju i jedności na Ukrainie. Kilka tygodni później Teodor II służy Liturgię w Odessie pozdrawiając „jedynego kanonicznego biskupa kijowskiego — metropolitę Onufrego”. Helleńscy hierarchowie Patriarchatu Aleksandryjskiego nie bardzo wiedzą, co z tym fantem zrobić, choć Świątobliwość składa kolejne deklaracje — przypominając chociażby, że mnóstwo cerkwi i monasterów w Afryce zostało zbudowanych dzięki strumieniowi rosyjskich rubli. W lipcu br. dochodzi w Atenach do zmiany rządu i władzę w kraju obejmuje prawicowa, proeuropejska i proamerykańska Nowa Demokracja, która żywo interesuje się sprawami posthelleńskich patriarchatów (Jerozolima, Aleksandria). Warto pamiętać, że departament E2 w greckim MSZ (ds. cerkiewnych) wspomaga finansowo Cerkwie poza Grecją, a największa część funduszy jest przekazywana właśnie do Aleksandrii.
Okazuje się, że do MSZ wpływają noty od biskupów, którzy skarżą się na naciski i groźby ze strony Patriarchatu Moskiewskiego. W najmniej komfortowej sytuacji miał znaleźć się właśnie szantażowany Patriarcha Teodor, który z resztą w latach 1985 — 1990, jako biskup pełnił funkcję egzarchy aleksandryjskiego w Odessie, a następnie w Moskwie. Doniesienia o agresywnej ingerencji Rosjan w niezależność lokalnych Kościołów były traktowane jako teorie spiskowe do momentu, kiedy to metropolita Hilarion (Alfiejew) w mocno niedyplomatyczny sposób udzielił pisemnej reprymendy metropolicie Mozambiku Chryzostomowi (Karagounisowi). Sprawa dotyczyła koncelebry afrykańskiego hierarchy z metropolitami Langadasu Janem i Kitrosu Jerzym (Patriarchat Ekumeniczny w Republice Greckiej) oraz biskupem ukraińskiej autokefalii Włodzimierzem (Slapakiem) w miejscowości Ossa (okolice Tessaloniki) 12 września 2019 roku. Rosyjski metropolita-minister w piśmie z 17 września przywołuje władykę Chryzostoma do porządku i przypomina, że nie powinien on służyć w takim gronie. W charakterystyczny sposób „ostrzega” również, że podobne działania mogą zaważyć na wzajemnych stosunkach. Na reakcję nie trzeba było długo czekać, a w ostrych słowach zareagował m. in. metropolita Nigerii Aleksander, nazywając działania Moskwy „przekroczeniem granicy przyzwoitości i naruszeniem niezależności jurysdykcyjnej”.
W świetle tych wydarzeń w mocno rezonujących korytarzach siedziby Świętego Synodu Kościoła Grecji dało się słyszeć dezaprobatę afrykańskich hierarchów, którzy nie wykluczają zdecydowanych kroków, gdyby się okazało, że z powodu nacisków z zewnątrz Patriarchat nie jest w stanie podejmować suwerennych decyzji.
Teatr antyczny
Od końca wiosny 2019 roku w greckim episkopacie wrzało z powodu emocji, jakie wzbudziła decyzja Patriarchy Ekumenicznego, a przede wszystkim dlatego, że trudno było przewidzieć rozwój sytuacji w światowym prawosławiu. Zdania hierarchów były mocno podzielone, a dla równowagi wszystkiego dopełniała bierna i zachowawcza decyzja arcybiskupa Aten Hieronima, który w charakterystyczny dla siebie sposób udawał, że nie do końca widzi, co się dzieje, a nawet nie dosłyszy wszystkiego, co mówią.
Podczas marcowych obrad Świętego Synodu postanowiono odłożyć decyzję o Ukrainie na następną sesję, jesienną. W międzyczasie miało miejsce kilka wydarzeń, które możemy roboczo nazwać „Czwórką Hieronima”, a które pomogły wyklarować sobotnią decyzję:
1) Hierarchowie „Nowych Ziem” (północnego województwa Macedonii i Tracji, podlegający pod Patriarchat Ekumeniczny, choć wybierani i intronizowani przez Cerkiew Grecji) zaczęli służyć Liturgie z biskupami CPU. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jako pierwszy nie uczynił tego metropolita Langadasu Jan (Tasjas), który uchodzi za jednego z najbardziej konserwatywnych i surowych hierarchów w Grecji (chodzą słuchy, że ma w przyszłości objąć metropolię Tessaloniki — drugą największą w kraju). Do niego niebawem dołączył chyba najbardziej prorosyjski metropolita Berei Pantelejmon (Kalpakidis) — znany z szerokich kontaktów w Patriarchacie Moskiewskim oraz silnej frakcji w Synodzie. Co za tym idzie, jego protegowany, metropolita Kitrosu (Góra Olimp) Jerzy (Chrisostomou), poszedł w ślady swojego duchowego ojca. To właśnie metropolici Jan i Jerzy znaleźli się w słynnej koncelebrze ze wspomnianym w poprzednim akapicie mozambickim biskupem, co wzbudziło wściekłość metropolity Hilariona. Ponadto hierarchowie CPU, poza wizytami na szlaku Apostoła Pawła w północnej i wschodniej Grecji, odwiedzali również Górę Atos, gdzie zasadniczo byli serdecznie przyjmowani, i mogli celebrować nabożeństwa z hagiorytami;
2) Następuje ocieplenie stosunków na linii Ateny-Istambuł, które kończy trwającą od dłuższego czasu „szorstką, męską przyjaźń” między dwoma zwierzchnikami. Patriarcha Ekumeniczny w okresie wyborczym przybywa do Grecji z silnym głosem wsparcia dla prawicowej Nowej Demokracji, potwierdzając tym samym swój autorytet „Ojca Greckiego Narodu”. Lipcowe wybory parlamentarne pozwalają na samodzielne rządy (po razy pierwszy w historii współczesnego greckiego parlamentaryzmu) wspomnianej partii, która w pierwszych krokach przystępuje do wzmocnienia Greckiej Cerkwi Prawosławnej;
3) Sobór „Taktyczny” (12 metropolitów pod przewodnictwem arcybiskupa Aten zbierających się co miesiąc) postanawia 28 sierpnia br. „uznać i potwierdzić prawo Patriarchy Ekumenicznego do nadawania autokefalii” oraz odłożyć decyzję o uznaniu CPU na obrady Świętego Synodu, polecając dodatkowe zbadanie sprawy synodalnym komisjom: prasy, kontaktów międzyprawosławnych oraz spraw prawno-kanonicznych. Standardowy wybieg Arcybiskupa, który można nazwać „ucieczką do przodu” — czyli podjęciu decyzji w taki sposób, żeby to inni właściwie ją podjęli, co w razie niepowodzenia rozmyje odpowiedzialność. Na ile jednak było mi dane poznać sposób działania arcybiskupa Hieronima, nie spodziewałem się żadnego rozwoju sytuacji. Decyzja miała być odwlekana „ad calendas Graecas” (ach, ta bizantyjska dyplomacja!). I wtedy wchodzą Rosjanie — cali na biało i ze znaną sobie delikatnością tłuką cały skład porcelany, która pamiętała jeszcze czasy najznamienitszych patriarchów.
Punktem czwartym, kulminacyjnym, będzie przełomowy moment — wspomniane wcześniej ustawienie do kąta biskupa Mozambiku przez metropolitę wołokołamskiego Hilariona. Do cerkiewnych mediów przedostają się informacje o poważnych zarzutach wobec rosyjskich hierarchów, którzy od sierpnia “pielgrzymowali” po Grecji od biskupa do biskupa. Mieli oni wprost proponować pieniądze oraz innego rodzaju korzyści majątkowe wpływowym greckim metropolitom w zamian za niedopuszczenie do uznania przez Ateny autokefalii Ukrainy. Kiedy nie pomagała “marchewka”, to na stół negocjacyjny wchodziły groźby mniej lub bardziej zawoalowane — otwarcie eksterytorialnych rosyjskich parafii w Grecji, czy uznanie sekt starokalendarzowców za kanoniczne. W Grecji ponownie zawrzało.
W sumie trudno się temu dziwić, bo największa zbrodnia, jaką można uczynić Grekowi, to wydawanie mu rozkazów (i jeszcze próba zakazu palenia papierosów w miejscu publicznym). O sytuacji alarmował na początku września br. archimandryta Roman Anastasiadis (Cerkiew Krety), pełnomocnik prasowy metropolity Rethymnonu Eugeniusza — wiernego i silnego sojusznika Patriarchy Bartłomieja. W odpowiedzi na artykuły Anastasiadisa w rosyjskich mediach wylano wiadro pomyj na Greków, którym zarzucano herezję nowego stylu, utrzymywania duchownych z kasy państwa i szereg innych absurdów, wśród których brakowało tylko porywania dzieci na macę. Sprawa się posypała, kiedy w połowie września hierarchowie afrykańscy, zgorszeni listem Alfiejewa, zaczęli po kolei ujawniać naciski, jakie były na nich wywierane ze strony Rosjan. W błyskawicznym tempie cała akcja przybrała formę „MyTeż”, co miało swój finał podczas sobotniego zgromadzenia w Atenach Świętego Synodu Cerkwi Grecji.
Obrady otworzył Arcybiskup Aten i całej Hellady Hieronim II, który wygłosił mowę o roli Patriarchatu Ekumenicznego jako Cerkwi-Matki, podkreślając, że dzisiaj termin ten został wypaczony przez dowolność interpretacji. Jest on niejako nazwą własną Pierwszego Tronu Prawosławia i żadna inna Cerkiew, w świetle Kanonów, nie ma prawa rościć sobie praw do tego tytułu. Następnie zaprosił biskupów-sprawozdawców do przedstawienia prac komisji powołanych 5 marca br. w celu zbadania sprawy ukraińskiej. Wydały one wspólne oświadczenie, które zamknięto w pięciu punktach:
1) Patriarchat Ekumeniczny nigdy nie przekazał Patriarchatowi Moskiewskiemu jurysdykcji nad Metropolią Kijowską.
2) Patriarchat Ekumeniczny ma przywilej instytucji apelacyjnej dla hierarchów innych kościelnych jurysdykcji.
3) Patriarcha Ekumeniczny zawsze posiadał i posiada niekwestionowane kanoniczne prawo nie tylko do troski o wsparcie stabilnych czy prześladowanych Kościołów prawosławnych. Jest związany również kanonicznym obowiązkiem, by podejmować niezwłocznie wszelkie konieczne kroki w celu zapobiegania zagrożeniom stabilności bezpieczeństwa lub trudnych sytuacji w ciele Kościoła.
4) Wyłącznie Patriarchat Ekumeniczny posiada kanoniczny przywilej nadawania autokefalii lokalnym Kościołom prawosławnym.
5) Na podstawie art. 3 Konstytucji Grecji „Kościół Prawosławny Grecji, który uznaje za swoją głowę Pana naszego Jezusa Chrystusa, jest nierozerwalnie zjednoczony dogmatycznie z Wielkim Kościołem Konstantynopola”.
W podsumowaniu komisje stwierdzają, że „w temacie autokefalii dla Kościoła Ukrainy nie ma kanonicznych i prawnych przeszkód” oraz zalecają „całkowitą zgodność i współdziałanie z Patriarchatem Ekumenicznym”.
Przed przyjęciem powyższej uchwały odbyła się debata, w której głos zabrało ponad 40 metropolitów otwierając przy tym cerkiewną puszkę Pandory. Na sali plenarnej atmosfera wyraźnie zagęściła się, a kolejne wystąpienia przelewały i tak pełną czarę goryczy. „Groźby Rosjan, że zrobią nam to czy tamto, utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że fanatyczny panslawizm zapoczątkowany przez Stalina ma swoich wiernych kontynuatorów, lecz przy użyciu innych środków” — grzmiał z mównicy metropolita Langadasu Jan. Jeden z członków komisji synodalnej, metropolita Patry Chryzostom odwołał się do rozmowy z jednym z rosyjskich hierarchów, który oskarżał Patriarchę Ekumenicznego o papizm — „starałem się mu wytłumaczyć, że gdyby Rosjanie pojawili się na Soborze na Krecie, to żadne z tych przykrych wydarzeń nie miałoby dzisiaj miejsca.” Dodał też, że „obradujący na tej sali mają rozwiązać ręce wielu innych Patriarchatów”, po czym zwrócił się do Arcybiskupa przypominając, że „nie zabrnęlibyśmy aż do tego miejsca, gdybyśmy od razu wpisali Epifaniusza do dyptychów”.
Metropolita Koryntu Dionizy, który w ubiegłym miesiącu gościł metropolitę Hilariona (Alfiejewa) zwrócił uwagę na niezwykle trudną sytuację w Jerozolimie, na którą Rosjanie naciskają z nieprawdopodobną siłą — „kim w końcu jest Patriarcha Moskwy? Ekumenicznym? Nie ma możliwości, by ci, który łamią wszelkie kanony i przekupują rosyjskim pieniądzem, pouczali nas o kanoniczności naszych decyzji!” — dodał.
W podobnym tonie wypowiedział się metropolita Maronii i Komotyny Pantelejmon, przypominając, że greccy hierarchowie są „odważni i nie muszą bać się nikogo i niczego”. Dalej, w podobnym tonie, przemawiali metropolici Dramy Paweł i Berei Pantelejmon, którzy poddali w wątpliwość potrzebę głosowania nad aktem uznania ukraińskiej autokefalii — „my, na Nowych Ziemiach, de facto od początku uznajemy Epifaniusza, ponieważ nie moglibyśmy podważać decyzji naszego zwierzchnika, Patriarchy Ekumenicznego”. Dalsze wypowiedzi metropolitów: Messenii Chryzostoma, Hydry Efrema i Hieryssu Joela przestrzegały pozostałych hierarchów przed „największą zbrodnią, którą mogą popełnić — nie podać pomocnej dłoni nowej Cerkwi”.
Metropolita Serres Teolog podkreślił, że „ewentualne zerwanie łączności eucharystycznej przez Moskwę będzie niewybaczalnym grzechem” dodając, że „kupczenie Eucharystią na stole negocjacyjnym jest rzeczą niedopuszczalną”.
Kolejne wystąpienia dotyczyły prób przekupstwa (metropolita Joaniny, metropolita Kastorii) oraz gróźb uznania greckich starokalendarzowców (metropolita Naupaktu, metropolita Messenii). Wniosek metropolity Cezariany Daniela o jawne głosowanie nad wpisaniem metropolity Epifaniusza do dyptychów, odrzucono. Decyzję o uznaniu autokefalii dla Cerkwi Prawosławnej Ukrainy podjęto przez aklamację, natomiast siedmiu metropolitów złożyło sprzeciw domagając się odroczenia sprawy na czas nieokreślony.
Widzimy więc, że polityka i wszelkie towarzyszące jej dyscypliny związane z geografią, bezpieczeństwem i ekonomią, ma się w naszej Cerkwi bardzo dobrze. Usiadła wygodnie w biskupim tronie i na naszych oczach reżyseruje spektakl, w którym główną rolę grają niestety sami widzowie. Ponoć pycha kroczy przed upadkiem, ale miejmy nadzieję, że Moskwa będzie patrzeć pod nogi, bo szkoda tego wysiłku, który włożyła w odbudowanie swojej Cerkwi.
Pozostaje nam wierzyć, że Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny nie da się wciągnąć w te zapasy w błocie i w najbliższym czasie skorzysta ze złotego i świętego prawa milczenia.
Podziękujmy też Bogu, że Konstantynopol nie ma już średniowiecznej potęgi i chwały, bo z jego matczyno-ojcowskiego uścisku byłoby równie ciężko się wydostać, jak z tego moskiewskiego.
Lingwista, teolog, badacz dyplomacji Kościoła Prawosławnego. Absolwent Narodowego Uniwersytetu im. Jana Kapodistriasa w Atenach (2014) oraz Uniwersytetu Warszawskiego (2017). Prezes Fundacji „Hagia Marina” i doradca Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego.