Chrześcijańska herezja
- 11 listopada, 2004
- przeczytasz w 5 minut
Ekumeniczne rocznice, jak np. piąta rocznica Wspólnej Deklaracji o Usprawiedliwieniu, czy też 40. rocznica soborowego dekretu o ekumeniźmie Unitatis redintegratio zachęcają do spojrzenia wstecz na dotychczasowe osiągnięcia ekumenicznego zatroskania oraz do zwrócenia wzroku ku przyszłości jako przestrzeni dla wizjonerskiego przełomu, pojednia, czy wreszcie wspólnoty przy Wieczerzy Pańskiej. Jednym z widocznych rezultatów dialogu ekumenicznego było to, że chrześcijanie zaczęli zwracać uwagę na wrażliwość innych sióstr i braci w Chrystusie, zaprzestając używania terminologii, która dla innych była krzywdząca, poniżająca, a przez to antyekumeniczna. Jednym z takich pojęć jest herezja.
Pojęcie herezji (gr. hairesis) znane było już w starożytnej Grecji i odnosiło się do różnych szkół filozoficznych. Herezją była różnorodność myśli i intelektualna kreatywność. Dopiero chrześcijańska apologetyka zmieniła znaczenie pojęcia herezji, które począwszy od Kościoła pierwotnego posiada negatywne znaczenie. Przed herezją jako odstępstwem od Ewangelii Jezusa Chrystusa ostrzegają już księgi Nowego Testamentu (np. Tyt 3,1; 1. Kor 11,19; 1. Tm 1,3; 6,3).
Bez przesady można powiedzieć, że historia chrześcijaństwa jest nieustannym procesem powstawania i zwalczania herezji, ich częściowej afirmacji, a nawet rehabilitacji. Polemika skierowana wobec chrześcijaństwa przywiązanego do dogmatycznej prawowierności zarzucała, że pielęgnowanie sterylnej ortodoksyjności jest małostkowe, pozbawione miłości, stwarza niebezpieczeństwo fundamentalizmu w każdej postaci, a poza tym jest nietwórcze. Jednym ze znanych aforyzmów jest powiedzenie, że najlepsze, co chrześcijaństwo wydało na świat, to właśnie heretycy.
Czym jest herezja? Kościół rzymskokatolicki naucza, że herezja to „uporczywe, po przyjęciu chrztu, zaprzeczanie jakiejś prawdzie, w którą należy wierzyć wiarą boską i katolicką, albo uporczywe powątpiewanie o niej.“ (CIC, Kanon 751). Niektórzy teologowie z przykrością przyjmują fakt, że dialog ekumeniczny dokonuje terminologicznej kosmetyki wobec faktów, o których i tak każdy wie. Prawosławny teolog Leo Zander optował za tym, aby utrzymać słowo „herezja“ w dialogu ekumenicznym. W swojej książce Jedność bez zjednoczenia napisał: „Musimy pozostać przy pojęciach herezji i heretyków, ponieważ herezja określa granicę do prawdziwej wiary. Gdyby doszło do zniesienia pojęcia herezji i zaprzestania jego stosowania, to byłaby to nie tylko fałszywa grzeczność ekumeniczna, lecz także dogmatyczny relatywizm.“
Z opinią prawosławnego teologa zgodził się jego rzymskokatolicki kolega Thomas Sartory OSB (1925–1982), stwierdzając, że tam, gdzie relatywizm opanowuje dialog ekumeniczny, tam chrześcijanie przestają się poważnie traktować. [1] Powołując się na kanoniczną definicję herezji Sartory podkreśla, że dla rzymskiego katolika heretyk jest bratem w Chrystusie, aczkolwiek wierzącym niezgodnie z nauczaniem Kościoła Rzymskiego. Herezja – twierdzi Sartory – nie jest sztuką dla sztuki, ale wyrasta z troski o Ewangelię, o jej rozumienie, tudzież konkretną realizację, dlatego nieewangeliczne jest przypisywanie “heretykom” złej woli.
Herezja obecna była w chrześcijaństwie od zawsze. Także pojawiające się na kartach NT oraz w dziełach Ojców Kościoła odmienne opinie, dotyczące wiary, można w pewien sposób określić herezją, uwzględniając kontekt etymologiczny, a przede wszystkim eschatologiczny. Jeśli wiara, a w szczególności sposób jej wyrażania poprzez słowo, symbole, rytuały jest fenomenem historycznym, znajdującym się w nieustannym strumieniu egzystencjalnego doświadczenia, to czy można mówić o nieomylnych i jedynie słusznych definicjach? Historia Kościoła pokazuje jak często ogłaszano potępienia bez właściwej wiedzy na temat wiary „heretyka“. Nie chodzi bynajmniej o popadnięcie w skrajny relatywizm, ale zwrócenie uwagi na fakt, że Ewangelia jako Dobra Nowina o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa nie jest synonimem kościelnych definicji, ani tym bardziej osobistych domniemywań nawet najznakomitszych teologów.
Mistyczna tradycja chrześcijaństwa, zarówno Wschodniego (teologia apofatyczna) jak i Zachodniego (Mikołaj z Kuzy, Tomasz z Kempen), niejednokrotnie podkreślała pokorę wiary oraz fragmentaryczność ludzkiego poznania. Św. Tomasz z Akwinu podkreślał, że akt wiary nie odnosi się do formalnie ujętego zdania (definicji) jako takiego, lecz do istoty, jaką to zdanie opisuje. [2] Rozróżnienie między treścią wiary (Ewangelia, depozyt wiary etc.), a jej „opakowaniem“ posiada podstawowe znaczenie.
Zasada ta posiada szczególną wagę wtedy, gdy historyczność i meta-historyczność Ewangelii będzie konsekwentnie uwzględniona w swoim radykaliźmie. Problem inkultracji Ewangelii w krajach tzw. Trzeciego Świata, w uwarunkowaniach globalizacji stawia przed teologia chrześcijańską jasne wyzwanie. Ucieczka w ekskluzywizm i twierdze starych definicji prowadzić może do utraty wiarygodności. Powstać może wrażenie, że wiara chrześcijańska pozbawiona jest dynamiki, którą sobie rości i zamyka się w mikrohistorycznych ramach ludzkiego doświadczenia, uwarunkowanego wieloma czynnikami, takimi jak władza, chęć dominacji lub zapewnienia sobie możliwe najlepszego samopoczucia.
Dialog ekumeniczny doprowadził nie tylko do reinterpretacji własnych prawd wiary, ale do nie mniej waznych dla niej pytań o granice języka. W słynnej encyklice Ut unum sint z 1995 roku papież Jan Paweł II naucza: „Jedną z korzyści, jakie przynosi ekumenizm, jest to, że pomaga on chrześcijańskim Wspólnotom w odkrywaniu niezgłębionego bogactwa prawdy. Także w tym sensie, wszystko co Duch dokonuje w <>, może przyczynić się do zbudowania każdej wspólnoty, a w pewien sposób może pouczyć ją o tajemnicy Chrystusa. Autentyczny ekumenizm jest łaską prawdy.“ (§ 38)
Także soborowa nauka o hierarchii prawd jest w ramach tradycji rzymskokatolickiej istotnym impulsem do zastanowienia się nad ferowanymi wyrokami zarówno teraz, jak i w przeszłości. Kościoły ewangelickie posiadają swój krytyczny instrument w zasadzie sola scrpitura, która podkreśla, że żywe Objawienia Boga na kartach Pisma Świętego musi być nieustannym sprawdzianem i ewentualną weryfikacją dla głoszonej przez Kościół nauki.
W świetle powyższych spostrzeżeń powstaje pytanie, czy pierwotne znaczenie herezji nie byłoby dobrym instrumentem w zintensyfikowaniu dialogu ekumenicznego. Czy akceptacja herezji jako „pojednanej różnorodności“ lub „zróżnicowanego konsensusu“ nie byłaby odpowiedzią dla rozczarowań i oczekiwań, jakie chrześcijanin XXI wieku stawia wobec Kościoła Powszechnego? Czy „chrześcijańska herezja“, świadoma eschatologicznego wypełnienia antycypowanego tu i teraz poprzez dzieło miłości (1. Kor 13) i Dziękczynienie, nie mogłaby stanowić alternatywy dla ekskluzywnej nieufności?
Dariusz P. Bruncz
foto: George Fleming — Christianity
Przypisy:
[1] Sartory, Thomas: Mut zur Katholizität, Salzburg 1962, S. 208.
[2] Summa Theologiae, 2–2 q. 9. 1a. 2 ad 2: „Actus credentis non terminatur ad enuntiabile, sed ad rem.“
Zobacz także:
Ekumenizm.pl: 40. rocznica “Unitatis redintegratio”
Magazyn SR: Problem historii w teologicznej refleksji o zbawieniu