Archiwum magazynu

Dialog i tożsamość — Kościół i Europa po Ratyzbonie i pielgrzymce Benedykta XVI do Turcji


Wskaż mi, co nowe­go wniósł Maho­met; wte­dy znaj­dziesz tyl­ko to, co złe i nie­ludz­kie, jak choć­by to, że naka­zał sze­rzyć mie­czem wia­rę, któ­rą gło­sił” [1] – mówił cytu­jąc cesa­rza Micha­ła Pale­olo­ga Bene­dykt XVI w Raty­zbo­nie. Sło­wa te wywo­ła­ły w świe­cie islam­skich ogrom­ny skan­dal [2], a papież wie­lo­krot­nie tłu­ma­czył się z tych słów. Kil­ka tygo­dni póź­niej w Tur­cji ton wypo­wie­dzi papie­skich był już zupeł­nie inny. “Chrze­ści­ja­nie i muzuł­ma­nie nale­żą do rodzi­ny tych, któ­rzy wie­rzą w jed­ne­go Boga, i któ­rzy, zgod­nie ze swo­imi tra­dy­cja­mi uwa­ża­ją się za potom­ków Abra­ha­ma (…) Ta ludz­ka i ducho­wa jed­ność nasze­go pocho­dze­nia i prze­zna­cze­nia pobu­dza nas do szu­ka­nia wspól­nej dro­gi” [3] – mówił Bene­dykt XVI pod­czas spo­tka­nia z prze­wod­ni­czą­cym turec­kie­go Biu­ra Spraw Reli­gij­nych.


A wagę tych słów pod­kre­śla­ły gesty: zapew­nie­nie o popar­ciu Sto­li­cy Apo­stol­skiej dla wej­ścia Tur­cji do Unii Euro­pej­skiej czy cicha modli­twa pod­czas wizy­ty w błę­kit­nym mecze­cie. Jak zatem widać, na pierw­szy rzut oka, mię­dzy sło­wa­mi wypo­wie­dzia­ny­mi na temat isla­mu pod­czas prze­mó­wie­nia w Raty­zbo­nie i póź­niej w Tur­cji zie­je prze­paść. Wie­le jed­nak wska­zu­je na to, że jest to prze­paść pozor­na. Ani bowiem w Raty­zbo­nie papież nie był anty­mu­zuł­mań­ski, ani w Tur­cji nie stał się nagle (jak to suge­ro­wa­ła np. nie­miec­ka pra­sa) prze­sad­nie popraw­ny poli­tycz­nie. W obu nato­miast miej­scach papież posta­wił pyta­nia fun­da­men­tal­ne dla przy­szło­ści Kościo­ła, Euro­py i dia­lo­gu chrze­ści­jań­sko-islam­skie­go. Zasy­gna­li­zo­wa­nie tych pytań i pró­ba sfor­mu­ło­wa­nia na nie odpo­wie­dzi – pozo­sta­je głów­nym zada­niem niniej­sze­go wystą­pie­nia. Powyż­sze reflek­sje trud­no oczy­wi­ście trak­to­wać jako pra­cę teo­lo­ga kato­lic­kie­go, są one raczej spo­strze­że­nia­mi filo­zo­fa reli­gii i publi­cy­sty zaj­mu­ją­ce­go się pro­ble­ma­ty­ką reli­gij­ną.


1. Szu­ka­jąc chrze­ści­jań­skiej teo­lo­gii isla­mu


Przy­wo­ła­ne już powy­żej pyta­nie wschod­nie­go cesa­rza, skie­ro­wa­ne do jego przy­ja­cie­la Per­sa, jest jed­nym z pod­sta­wo­wych pro­ble­mów, jakie sta­je przed chrze­ści­ja­ni­nem zaj­mu­ją­cym się isla­mem. Z punk­tu widze­nia Kościo­ła pyta­nie o to, co przy­niósł islam i jego twór­ca Maho­met, jakie jest jego zna­cze­nie w histo­rii, i czy Koran pozo­sta­je nośni­kiem jakichś nowych war­to­ści – trze­ba trak­to­wać nie­zwy­kle poważ­nie. Islam pozo­sta­jąc reli­gią nie­zwy­kle chrze­ści­jań­stwu bli­ską (co wyraź­nie widać w doku­men­tach sobo­ro­wych, w któ­rych jest on zawsze umiesz­cza­ny obok juda­izmu), jest jed­nak jed­no­cze­śnie sys­te­mem myślo­wo i ide­owo obcym, opie­ra­ją­cym się na nie­co innej kon­cep­cji czło­wie­ka, Boga i świa­ta. Dla­te­go wypra­co­wa­nie teo­lo­gii tej reli­gii jest nie­zwy­kle waż­ne, ale i trud­ne, już choć­by dla­te­go, że islam, jak wska­zu­je nie­miec­ki bibli­sta Joachim Gnil­ka, „jest jedy­ną wiel­ką reli­gią, któ­ra powsta­ła po poja­wie­niu się chrze­ści­jań­stwa. Dla chrze­ści­jań­stwa pewien pro­blem zawsze sta­no­wił fakt, że po Chry­stu­sie – poja­wi­ła się jesz­cze jakaś reli­gia o zasię­gu świa­to­wym” [4].


Chrze­ści­jań­ska teo­lo­gia isla­mu powin­na nie tyl­ko przy­po­mi­nać o tym, co łączy chrze­ści­jan i muzuł­ma­nów (jak to w nie­zwy­kle wie­lu wystą­pie­niach robił Jan Paweł II [5]), ale rów­nież jasno sta­wiać pyta­nia fun­da­men­tal­ne o war­tość dru­gie­go sys­te­mu reli­gij­ne­go, jego miej­sce (lub jego brak) w zbaw­czym pla­nie Boga czy wresz­cie o to, czy wno­si on coś istot­ne­go (w dobrym lub złym zna­cze­niu) do reli­gij­ne­go dzie­dzic­twa ludz­ko­ści. Bio­rąc pod uwa­gę gene­zę isla­mu – trud­no nie zadać rów­nież pyta­nia o auten­tycz­ność bądź nie­au­ten­tycz­ność czy nawet praw­dzi­wość względ­nie fał­szy­wość jakiejś czę­ści otrzy­ma­nych przez nie­go obja­wień.


Pra­wo­sław­ny teo­log Oli­vier Cle­ment pod­su­mo­wu­je te ostat­nie pyta­nia w nie­zwy­kle rady­kal­nej for­mie stwier­dza­jąc: „nie­za­leż­nie od obec­nych trud­no­ści nie moż­na nie uznać, że Koran oświe­co­ny jest auten­tycz­nym pro­fe­tycz­nym świa­tłem, a przede wszyst­kim oświe­co­ne są nim sury mek­kań­skie. Czyż nie jest to jakaś tajem­ni­cza dro­ga Opatrz­no­ści? Czy w tych tek­stach nie daje się wyczuć „dotknię­cia” Sło­wa?” [6]. Czy stwier­dze­nie to jest słusz­ne pozo­sta­je spra­wą wtór­ną, jed­nak wyda­je się nie­zwy­kle istot­ne, by chrze­ści­ja­nie pyta­nia o war­tość isla­mu zada­wa­li, i by poszu­ki­wa­li na nie odpo­wie­dzi. Jest to szcze­gól­nie waż­ne dla kato­li­ków, któ­rzy byli świad­ka­mi jak Jan Paweł II uca­ło­wał Koran w mecze­cie w Damasz­ku. Odpo­wiedź na pyta­nie, co ozna­czał tej gest wyda­je się ści­śle powią­za­na z przy­wo­ła­ny­mi pyta­nia­mi pra­wo­sław­ne­go teo­lo­ga Oli­vie­ra Cle­men­ta.


Na dro­dze tej nie­zwy­kle pomoc­ne może być przy­ję­cie pro­po­no­wa­ne­go przez Jose­pha Rat­zin­ge­ra podzia­łu reli­gii post­mi­tycz­nych na mistycz­ne i doko­nu­ją­ce rewo­lu­cji mono­te­istycz­nej [7]. Nie­miec­ki teo­log wyraź­nie poka­zu­je w ten spo­sób, że islam trak­to­wa­ny być powi­nien ina­czej niż reli­gie wschod­nie, i to nawet te, któ­re zali­czyć moż­na do mono­te­istycz­nych (jak np. sikhizm). Z punk­tu widze­nia teo­lo­gii reli­gii (upra­wia­nej z chrze­ści­jań­skie­go punk­tu widze­nia – zali­cza się on bowiem nie tyl­ko do reli­gii a, co abra­ha­micz­nych (o czym zresz­tą aku­rat przy tej oka­zji Rat­zin­ger nie wspo­mi­na), ale tak­że ma nie­zwy­kle podob­ną struk­tu­rę reli­gij­ną, któ­ra jest cał­ko­wi­cie sprzecz­na z dro­gą mistycz­ną. „W misty­ce obo­wią­zu­je pry­mat ducho­wo­ści, abso­lut­ny cha­rak­ter doświad­czeń ducho­wych, co zna­czy, że Boga w sto­sun­ku do czło­wie­ka cha­rak­te­ry­zu­je abso­lut­na pasyw­ność oraz, że tre­ścią reli­gii może być jedy­nie cał­ko­wi­te zanu­rze­nie się czło­wie­ka w Bogu (…) Dro­ga mono­te­istycz­na opie­ra się na odwrot­nym pro­ce­sie: tu czło­wiek jest pasyw­ny, bo Bóg dzia­ła przez nie­go, tu czło­wiek nie może zro­bić nic sam z sie­bie, ponie­waż mamy tu do czy­nie­nia z dzia­ła­niem Bożym, z wezwa­niem pocho­dzą­cym od Boga, a przed czło­wie­kiem otwie­ra się per­spek­ty­wa zba­wie­nia dzię­ki posłu­szeń­stwu temu wezwa­niu” [8] – wska­zu­je Rat­zin­ger.


Ta wspól­no­ta struk­tu­ral­na rodzi pyta­nie o to, co jest źró­dłem tej rewo­lu­cji. Odpo­wiedź udzie­la­na przez Rat­zin­ge­ra, choć z punk­tu widze­nia histo­rycz­ne­go jest słusz­na [9] wyda­je się nie wyczer­py­wać tema­tu. Jeśli bowiem isto­tą rewo­lu­cyj­ne­go typu mono­te­istycz­ne­go jest ludz­ka bier­ność odpo­wia­da­ją­ca na Boskie dzia­ła­nie – to istot­nym wyda­je się pyta­nie o to, czy zara­tusz­tria­nizm i islam trak­to­wać moż­na jako będą­ce bier­ną (czy też czę­ścio­wo aktyw­ną, bo nie ist­nie­je czło­wiek, któ­ry mógł­by pozo­stać cał­ko­wi­cie bier­ny) odpo­wie­dzią na Boskie kie­ro­wa­ne przez Boga do ludzi wezwanie/objawienie? Czy moż­na trak­to­wać je jako swo­iste pre­obja­wie­nie czy też wręcz jako jed­no z przy­mie­rzy?


W przy­pad­ku zara­tusz­tria­ni­zmu sytu­acja wyda­je się prost­sza. Te wiel­ki sys­tem reli­gij­ny nie tyl­ko zro­dził się na wie­le wie­ków przed Chry­stu­sem, ale i w spo­sób nie­wąt­pli­wy wpły­nął na roz­wój juda­izmu, a pośred­nio tak­że chrze­ści­jań­stwa [10]. W związ­ku z tym upraw­nio­ne wyda­je się trak­to­wa­nie go ana­lo­gicz­nie do filo­zo­fii grec­kiej, któ­rą już w II wie­ku Kle­mens Alek­san­dryj­ski uzna­wał za swo­iste pra­obja­wie­nie (nie­co mniej istot­ne niż Sta­re Przy­mie­rze, ale jed­nak nie­zwy­kle waż­ne). „Jeśli więc powia­da­ją, że Hel­le­no­wie przez czy­sty przy­pa­dek gło­si­li pew­ne ele­men­ty praw­dzi­wej filo­zo­fii, to jed­nak moż­na ten przy­pa­dek uznać za wyraz Boskie­go zarzą­du świa­tem (…) a jeśli już zawszła pomyśl­na zbież­ność oko­licz­no­ści, to musia­ła być ona zamie­rzo­na z góry” [11] – pod­kre­śla Kle­mens Alek­san­dryj­ski.


Pyta­nie jed­nak, czy podob­nie trak­to­wać moż­na islam? Tego zda­nia był m.in. św. Grze­gorz Pala­mas, uwa­ża­ją­cy Maho­me­ta za kogoś w rodza­ju pro­ro­ka Sta­re­go Testa­men­tu, któ­ry poja­wił się w epo­ce chrze­ści­jań­skiej, ale poza stre­fą oddzia­ły­wa­nia tej reli­gii, by nawra­cać poli­te­istów na mono­te­izm [12]. Pro­blem pole­ga tu jed­nak na tym, że przy­ję­cie tego punkt widze­nia odwra­ca kie­ru­nek obja­wie­nia. Bo choć na tere­nach arab­skich ist­nia­ły w cza­sach Maho­me­ta (i ist­nie­ją do tej pory) wspól­no­ty chrze­ści­jań­skie, to osta­tecz­nie prze­sła­nie mono­te­izmu do pogan nie­sio­ne jest tam przez wspól­no­tę, któ­ra choć wyzna­je tego same­go Boga, co chrze­ści­ja­nie, to jed­nak rozu­mie Go i przed­sta­wia w zde­cy­do­wa­nie innych ter­mi­nach, pozba­wia­jąc Go ele­men­tów nie­zwy­kle istot­nych dla Obja­wie­nia Biblii. Jaka jest przy­czy­na takie­go sta­nu rze­czy? Czy trze­ba go trak­to­wać wyłącz­nie jako klę­skę zbaw­czych pla­nów Bożych czy też szu­kać w nim bar­dziej pozy­tyw­ne­go wymia­ru – wpi­su­ją­ce­go islam w plan zba­wie­nia?


Odpo­wia­da­jąc na te pyta­nie trze­ba zatrzy­mać się chwi­lę przy islam­skim poję­ciu Boga. To ono może być bowiem klu­czo­we dla zro­zu­mie­nia miej­sca tej reli­gii w chrze­ści­jań­skiej teo­lo­gii. Otóż, jak wska­zu­je przy­wo­ły­wa­ny już wcze­śniej nie­miec­ki bibli­sta Joachim Gnil­ka, Koran odwo­łu­je się w swo­im myśle­niu do Boga Biblii i to wła­śnie Jego chce gło­sić. To pozy­tyw­ne stwier­dze­nie nie ozna­cza, że mię­dzy Bogiem Biblii (nawet jeśli ujmo­wać Go tyl­ko jako Boga Sta­re­go Testa­men­tu), a Bogiem Kora­nu nie ma róż­ni­cy. „Dla Maho­me­ta – wska­zu­je Gnil­ka – Bóg pozo­sta­je abso­lut­ną Trans­cen­den­cją, pod­czas gdy w Biblii nawią­zu­je on łącz­ność z dzie­ja­mi swo­je­go ludu i z histo­rią ludz­ko­ści. Do Boga Kora­nu ludzie nie mają dostę­pu. Wpraw­dzie za pośred­nic­twem Maho­me­ta prze­ka­zał nam On swo­je przy­ka­za­nia, nic jed­nak nie jest w sta­nie prze­rzu­cić pomo­stu mię­dzy Stwór­cą a stwo­rze­niem” [13].


Tę rady­kal­ną prze­paść widać nawet w kwe­stii modli­twy, któ­ra jest nie tyle spo­tka­niem, ile wypeł­nie­niem nało­żo­ne­go przez Boga przy­ka­za­nia.


Dostrze­że­nie róż­ni­cy mię­dzy Bogiem Biblii a Bogiem Kora­nu nie powin­no prze­sła­niać fak­tu, że jest to jed­nak ten sam (choć ina­czej postrze­ga­ny) Abso­lut. Co wię­cej wie­lu misty­ków islam­skich, mimo ogra­ni­czeń myślo­wych i dok­try­nal­nych for­mu­ło­wa­nych przez ich wła­sną reli­gię, bliż­szych jest jude­ochrze­ści­jań­skie­go niż maho­me­to­we­go postrze­ga­nia Boga. Miej­sce posłu­szeń­stwa i pod­da­nia zaj­mu­je bowiem u nich miłość. Naj­le­piej widać to w sufi­zmie czy w tra­dy­cji muzuł­mań­skiej misty­ki tasaw­wuf, u Ibn’ Ara­bie­go czy Al. Gha­za­le­go [14]. To zaś może ozna­czać, że islam­skie poj­mo­wa­nie Boga otwar­te jest na chrze­ści­jań­stwo i osta­tecz­nie do nie­go pro­wa­dzi. W takiej zaś sytu­acji (oczy­wi­ście udo­wod­nie­nie tego poglą­du wyma­ga­ło­by dal­szych szcze­gó­ło­wych badań) moż­li­we sta­je się potrak­to­wa­nie isla­mu podob­nie jak nie­któ­rzy z bibli­stów trak­tu­ją reli­gie (praw­do­po­dob­nie poli­te­istycz­ne) śro­do­wi­ska patriar­chów Izra­ela. „Zna­jo­mość histo­rii reli­gii patriar­chów poka­zu­je, że w dzie­dzi­nie biblij­no-teo­lo­gicz­nej jest nie­moż­li­we utrzy­ma­nie, jako­by mię­dzy chrze­ści­jań­stwem i inny­mi reli­gia­mi pano­wał cał­ko­wi­ty roz­dział, tak jak gdy­by te ostat­nie były wyra­zem błę­du, prze­są­du i bał­wo­chwal­stwa, jed­nym sło­wem jak­by moż­na je było utoż­sa­miać ze świa­tem anty­bo­skim.


Istot­na cią­głość mię­dzy doświad­cze­niem reli­gij­nym patriar­chów przed wyda­rze­niem Obja­wie­nia i po nim poka­zu­je, że reli­gie są miej­scem, w któ­rym czło­wiek spo­ty­ka się z wymia­rem Boskim, co wska­zu­je na auten­tycz­ną reala­cję z praw­dzi­wym Bogiem” [15] – uzna­je wło­ski bibli­sta Gio­van­ni Odas­so. I choć jego reflek­sje odno­szą się do reli­gii przed­chrze­ści­jań­skich, to przy pew­nej inter­pre­ta­cji zasto­so­wać je moż­na rów­nież do isla­mu.


2. Szu­ka­ją teo­lo­gii isla­mi­zmu


Deba­ta reli­gio­lo­gicz­na czy jesz­cze bar­dziej wprost odno­szą­ca się do teo­lo­gii reli­gii, nie powin­na prze­sła­niać innych nie mniej istot­nych pro­ble­mów, zwią­za­nych z teo­lo­gią poli­ty­ki czy może dokład­niej z teo­lo­gicz­nym namy­słem nad wyzwa­nia­mi współ­cze­sno­ści. Bez wąt­pie­nia jed­nym z naj­istot­niej­szych pro­ble­mów sta­ją­cych obec­nie przed Euro­pą (a już przyj­mu­jąc imię Bene­dyk­ta – obec­ny papież wyraź­nie poka­zał, że jej pro­ble­my są mu naj­bliż­sze) jest wła­śnie buj­nie roz­wi­ja­ją­ca się poli­tycz­na reli­gia isla­mi­zmu. Jej prze­my­śle­nie i zin­ter­pre­to­wa­nie, a tak­że poszu­ka­nie dzia­łań mogą­cych być odpo­wie­dzią na jej roz­wój, jest jed­nym z więk­szych wyzwań, jakie sta­ją obec­nie przed myślą chrze­ści­jań­ską.


Wyzwa­nie to porów­nać moż­na do tego, jakie sta­ło w XIX i pierw­szej poło­wie XX wie­ku przed papie­ża­mi spie­ra­ją­cy­mi się z komu­ni­zmem i faszy­zmem. Jest ono jed­nak o tyle trud­niej­sze, że o ile te dwa – w zna­czą­cym stop­niu już histo­rycz­ne – ruchy były a- czy wręcz anty­re­li­gij­ne, o tyle isla­mizm pozo­sta­jąc ruchem poli­tycz­nym ana­lo­gicz­nym do nich, jest rów­no­cze­śnie w peł­ni reli­gij­ny. „Fun­da­men­ta­lizm islam­ski jest w cało­ści poli­ty­ką i w cało­ści reli­gią” – pod­kre­śla badacz isla­mu J. J. G. Jan­sen, i sygna­li­zu­je, że to wła­śnie sta­no­wi wyzwa­nie dla Zacho­du – „jeśli jest poli­tycz­ny moż­na z nim wal­czyć. Jeśli reli­gij­ny – kon­sty­tu­cja lub sumie­nie mówią, że nale­ży go tole­ro­wać” [16]. Te dwa obli­cza fun­da­men­ta­li­zmu islam­skie­go sta­no­wią bez wąt­pie­nia pro­blem tak­że dla chrze­ści­jań­skiej teo­lo­gii. Jako ruch poli­tycz­ny bowiem isla­mizm może i powi­nien być oce­nia­ny nega­tyw­nie, jed­nak kry­ją­ce się w nim fun­da­men­ty reli­gij­ne – spra­wia­ją, że trze­ba z nim tak­że toczyć poważ­ny reli­gij­ny dia­log.


Dla­te­go przy two­rze­niu teo­lo­gii isla­mi­zmu tak istot­ne jest odkry­cie jego ide­owych i świa­to­po­glą­do­wych źró­deł. Tych ostat­nich zaś szu­kać trze­ba raczej w ide­olo­gicz­nych nur­tach współ­cze­sno­ści, niż w rze­czy­wi­stej tra­dy­cji isla­mu. „Podob­nie jak komu­nizm i nazizm fun­da­men­ta­lizm islam­ski jest zja­wi­skiem nowo­cze­snym. Gło­si wpraw­dzie, że jest anty­za­chod­ni, ale ukształ­to­wa­ny został w rów­nym stop­niu przez tra­dy­cję isla­mu jak i zachod­nią ide­olo­gię. Podob­nie jak mark­si­ści i neo­li­be­ra­ło­wie rady­kal­ni isla­mi­ści uwa­ża­ją dotych­cza­so­we dzie­je świa­ta za pre­lu­dium do nowe­go świa­ta. Wszyst­kich ich łączy prze­ko­na­nie, że zdo­ła­ją zmie­nić kon­dy­cję ludz­ką” [17] – sygna­li­zu­je pocho­dze­nie fun­da­men­ta­li­zmu John Gray. I wła­śnie ta jego cecha – prze­ko­na­nie, że moż­na zmie­nić kon­dy­cję ludz­ką jest tym – na czym sku­pić powin­na się kry­ty­ka chrze­ści­jań­ska.


Podob­ny kon­struk­cjo­nizm antro­po­lo­gicz­ny został już bowiem potę­pio­ny zde­cy­do­wa­nie w ency­kli­kach poświę­co­nych komu­ni­zmo­wi [18]. Dys­ku­sja nad tym aspek­tem isla­mi­zmu jest tym istot­niej­sza, że antro­po­lo­gia tak­że zde­cy­do­wa­nie dzie­li muzuł­ma­nów i chrze­ści­jan. Ci ostat­ni są bowiem prze­ko­na­ni, że czło­wiek został stwo­rzo­ny na obraz i podo­bień­stwo Boga, to prze­ko­na­nie jest zaś cał­ko­wi­cie obce wyznaw­com isla­mu. Antro­po­lo­gia zatem powin­na stać się obec­nie głów­nym ele­men­tem dys­ku­sji. Bez tego – poważ­ny dia­log ogra­ni­czy się wyłącz­nie do powta­rza­nia slo­ga­nów o potrze­bie poko­ju i wza­jem­nym sza­cun­ku.


Poważ­ny dia­log powi­nien tak­że dotknąć pro­ble­mów, któ­re zasy­gna­li­zo­wał Bene­dykt XVI w swo­im wystą­pie­niu w Raty­zbo­nie, tzn. sto­sun­ku mię­dzy reli­gią a prze­mo­cą. Teo­lo­gia islam­ska jasno wska­zu­je, że choć obec­nie świat dzie­li się na dwie stre­fy dar al Islam (dom isla­mu) i dar al Harab (dom nie­wier­nych), to ten ostat­ni ist­nieć powi­nien tyl­ko do cza­su, a samo jego funk­cjo­no­wa­nie jest nie­mo­ral­ne i nie­zgod­ne z wolą Boga. Dla­te­go każ­dy pokój z nie­wier­ny­mi jest w isto­cie tyl­ko zawie­sze­niem bro­ni, a nie trwa­łym ukła­dem. Na tę cechę isla­mu zwra­ca­ją uwa­gę znaw­cy jego poli­tycz­ne­go (wca­le nie tyl­ko fun­da­men­ta­li­stycz­ne­go) nur­tu. Mini­mal­nym celem isla­mi­stów jest usu­nię­cie wszel­kich śla­dów Zacho­du z Bli­skie­go Wscho­du, celem osta­tecz­nym znisz­cze­nie cywi­li­za­cji zachod­niej – pod­kre­śla izra­el­ski histo­ryk i poli­to­log Ben­ny Mor­ris [19]. A fran­cu­ski dzien­ni­karz Guy Sor­man uzu­peł­nia, że złud­na jest nadzie­ja na to, że isla­mi­stów może cokol­wiek zatrzy­mać, że kie­dy­kol­wiek zde­cy­du­ją się oni na zło­że­nie bro­ni, uzna­jąc, że poprzed­nie zdo­by­cze cał­ko­wi­cie ich zado­wa­la­ją. „Ponie­waż ambi­cje isla­mi­stów są w rów­nym stop­niu meta­fi­zycz­ne, co poli­tycz­ne nic ich nigdy nie zado­wo­li. Jeśli Pale­sty­na sta­nie się pań­stwem, pozo­sta­nie pro­blem Izra­ela. Jeśli Izra­el znik­nie pozo­sta­nie pro­blem Izra­ela. Jeśli Izra­el znik­nie pozo­sta­ną Sta­ny Zjed­no­czo­ne. Jeśli Sta­ny Zjed­no­czo­ne się wyco­fa­ją będą jesz­cze nie­islam­skie rzą­dy” [20] – zazna­cza Sor­man.


I choć na razie w dekla­ra­cjach isla­mi­stów prze­wa­ża opi­nia, że ich głów­nym wro­giem jest – jak to poka­zu­je Emma­nu­el Sivan, isla­mo­log z Uni­wer­sy­te­tu Hebraj­skie­go – nihi­li­stycz­na cywi­li­za­cja posto­świe­ce­nio­wej Euro­py, to nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że osta­tecz­nie jest nim tak­że chrze­ści­jań­stwo. Praw­dzi­wym sym­bo­lem nasze­go kon­ty­nen­tu nie jest prze­cież dwa­na­ście gwiaz­dek Unii Euro­pej­skiej, a krzyż, sym­bo­licz­nym zaś cen­trum Euro­py wciąż jesz­cze nie jest Bruk­se­la, a Rzym. To dla­te­go trze­ba trak­to­wać poważ­nie zawar­tą w wywia­dzie dla dzien­ni­ka „La Repub­bli­ca” z 14 wrze­śnia 1998 roku suge­stię szej­ka Oma­ra Bakri­ra, któ­ry ostrze­gał: po Kon­stan­ty­no­po­lu przyj­dzie czas na Rzym. Żaden muzuł­ma­nin nie ma wąt­pli­wo­ści, że Wło­chy ule­gną isla­mi­za­cji, a sztan­dar isla­mu powie­wać będzie nad kopu­ła św. Pio­tra”. Te ostrze­że­nia, choć oczy­wi­ście sły­chać je głów­nie w ustach publi­cy­stów wca­le nie są bez­pod­staw­ne, szcze­gól­nie, jeśli weź­mie się pod uwa­gę to, co sta­ło się z Kon­stan­ty­no­po­lem…


3. Obro­na toż­sa­mo­ści


Bene­dykt XVI jed­nak wca­le nie znaj­du­je się w pro­stej i łatwej sytu­acji czło­wie­ka, któ­ry może i powi­nien dać ludziom Zacho­du sygnał do kru­cja­ty prze­ciw­ko isla­mo­wi. On mógł­by to oczy­wi­ście zro­bić, gdy­by nie fakt, że nie jest tyl­ko patriar­chą Zacho­du, ale tak­że całe­go świa­ta, tak­że chrze­ści­jan żyją­cych w kra­jach islam­skich. To oni pozo­sta­jąc zakład­ni­ka­mi rzą­dzą­cych ich kra­ja­mi nacjo­na­li­stycz­nych, socja­li­stycz­nych, a coraz czę­ściej isla­mi­stycz­nych klik powo­du­ją, że wszyst­kie wypo­wie­dzi papie­skie w kwe­stii oce­ny isla­mu będą nie­zwy­kle sto­no­wa­ne i ostroż­ne. Każ­da sil­niej­sza wypo­wiedź skut­ko­wać bowiem będzie… kolej­ny­mi pogro­ma­mi chrze­ści­jan (nie tyl­ko kato­li­ków) i pale­niem świą­tyń. Moż­na zatem powie­dzieć, że Bene­dykt XVI znaj­du­je się w sytu­acji ana­lo­gicz­nej do sytu­acji Piu­sa XII, któ­ry choć w roz­mo­wach pry­wat­nych zde­cy­do­wa­nie potę­piał nazizm, a nawet spra­wo­wał na odle­głość egzor­cy­zmy nad Hitle­rem, to nie potę­piał hitle­ry­zmu wprost oba­wia­jąc się (jak poka­zu­je przy­kład bisku­pów holen­der­skich, po któ­rych potę­pie­niu nazi­zmu, hitle­row­cy doko­na­li maso­wych mor­dów na ducho­wień­stwie, wca­le nie bez­pod­staw­nie), że takie wypo­wie­dzi przy­czy­ni­ły­by się do rze­zi na chrze­ści­ja­nach.


Mniej­szość chrze­ści­jań­ska w kra­jach muzuł­mań­skich jest więc swo­istym zakład­ni­kiem isla­mu, dzię­ki któ­re­mu może on mieć pew­ność, że z ust papie­skich nie pad­ną ostre dekla­ra­cje o woj­nie czy choć­by star­ciu cywi­li­za­cji. Widać to dosko­na­le w oce­nach woj­ny izra­el­sko-libań­skiej for­mu­ło­wa­nych przez Sto­li­cę Apo­stol­ską, gdzie jak ognia uni­ka­ła ona jakie­go­kol­wiek otwar­te­go potę­pie­nia stro­ny muzuł­mań­skiej, nie stro­niąc od z lek­ka tyl­ko zaka­mu­flo­wa­nej kry­ty­ki Izra­ela. Przy­czy­ny takiej posta­wy były oczy­wi­ste, a wska­zy­wał na nie redak­tor kato­lic­kie­go mie­sięcz­ni­ka „First Things” John Bot­tum w tek­ście opu­bli­ko­wa­nym na łamach „The Weekly Stan­dard” w lip­cu tego roku, zauwa­ża­jąc, że skry­ty­ko­wa­nie Izra­ela może zakoń­czyć się, co naj­wy­żej ostrą notą dyplo­ma­tycz­ną, nato­miast kry­ty­ka państw islam­skich koń­czy się nie­odmien­nie rze­zią chrze­ści­jan. I o tej pro­stej praw­dzie, nawet gdy­by na chwi­lę zapo­mniał o niej (co wąt­pli­we) sam papież, przy­po­mi­nać mu będzie Kuria Rzym­ska. Ostat­nią rze­czą jakiej ona potrze­bu­je jest bowiem nowy kon­flikt, nie tyl­ko prze­cież reli­gij­ny, ale tak­że poli­tycz­ny.


Argu­men­tem prze­ciw­ko eska­lo­wa­niu mię­dzy­re­li­gij­ne­go kon­flik­tu jest tak­że fakt, że jest on na rękę głów­nie naj­bar­dziej skraj­nym nur­tom isla­mu. Każ­da obra­za, każ­de wyak­cen­to­wa­nie róż­ni­cy daje broń do rąk islam­skich pro­pa­gan­dy­stów i przy­czy­nia się do zwięk­sze­nia wśród muzuł­ma­nów wro­go­ści wobec Euro­py i Euro­pej­czy­ków. Odwrot­nie zaś dia­log i poro­zu­mie­nie nie jest w inte­re­sie zwo­len­ni­ków poli­tycz­ne­go isla­mu, osła­bia bowiem on ich argu­men­ty. Naj­więk­szy­mi wro­ga­mi poli­tycz­ne­go isla­mu (nazy­wa­ne­go nie­kie­dy isla­mo­fa­szy­zmem) są zatem islam­scy moder­ni­ści i eku­me­ni­ści (w Pol­sce Tata­rzy) oraz dia­lo­gicz­nie nasta­wie­ni chrze­ści­ja­nie.


Obie te gru­py popra­wia­jąc wza­jem­ne sto­sun­ki chrze­ści­jań­sko-muzuł­mań­skie spra­wia­ją bowiem, że agre­syw­na reto­ry­ka woj­ny cywi­li­za­cji tra­ci rację bytu i prze­sta­je być prze­ko­nu­ją­ca. I dla­te­go tak jak nie­gdyś dla XIX-wiecz­nych komu­ni­stów naj­więk­szym wro­giem byli socjal­de­mo­kra­ci i cha­de­cy, tak teraz dla isla­mi­stów naj­więk­szy­mi wro­ga­mi są moder­ni­ści w łonie wła­snej reli­gii i pro­wa­dzą­cy z nimi dia­log chrze­ści­ja­nie. I wła­śnie dla­te­go Kościół, tak­że pod wodzą Bene­dyk­ta XVI, nie powi­nien i nie może zejść z dro­gi dia­lo­gu wyty­czo­nej przez Jana Paw­ła II. Dia­log, cier­pli­we wyja­śnia­nie dok­try­nal­nych niu­an­sów oraz wspól­ne modli­twy są naj­lep­szą bro­nią prze­ciw­ko zapę­dom naj­skraj­niej­szych muzuł­ma­nów.


Z dru­giej jed­nak stro­ny trze­ba mieć świa­do­mość, że dia­log ten, jeśli ma być sku­tecz­ny, opie­rać się musi na moc­ny akcen­to­wa­niu wła­snej toż­sa­mo­ści i obro­nie wła­sne­go sta­nu posia­da­nia. Islam, jak poka­zu­je histo­ria i współ­cze­sność, jest w sta­nie roz­ma­wiać tyl­ko z sil­niej­szy­mi lub przy­naj­mniej rów­nie sil­ny­mi. Słab­szych spy­cha do get­ta. I wca­le nie cho­dzi tu o prze­szłość. Kop­tyj­scy chrze­ści­ja­nie w Egip­cie – są przez swo­je świec­kie prze­cież pań­stwo – nie tyl­ko zmu­sza­ni do życia na śmiet­ni­kach, ale tak­że czę­sto przy­mu­sza­ni do przyj­mo­wa­nia isla­mu (ostat­nio zamiesz­ki wywo­ła­ły tam porwa­nia przez muzuł­ma­nów żon kop­tyj­skich księ­ży i ich przy­mu­so­we kon­wer­sje. Uka­ra­ni zaś za nie zosta­li – żeby nie było wąt­pli­wo­ści, nie pory­wa­cza, ale chrze­ści­ja­nie, któ­rzy prze­ciw­ko porwa­niom pro­te­sto­wa­li).


Jeśli więc Kościół i Euro­pa nie chcą zna­leźć się w sytu­acji Egip­tu powin­na zamiast wyra­żać ubo­le­wa­nie z powo­du błęd­ne­go zro­zu­mie­nia wypo­wie­dzi papie­skich, czy nawet pouczać papie­ża powin­na się ona przy­go­to­wać na wal­kę z isla­mem. Wal­kę, któ­ra choć obej­mo­wać będzie tak­że dia­log, przy­po­mi­nać będzie w znacz­nym stop­niu woj­nę z komu­ni­zmem, jaką toczył Jan Paweł II. I jak ten ostat­ni prze­szedł do histo­rii jako papież zwy­cięz­ca komu­ni­zmu, tak Bene­dykt XVI przej­dzie do niej jako pierw­szy z serii papie­ży wal­czą­cych z isla­mi­zmem poli­tycz­nym.



Tomasz P. Ter­li­kow­ski



Tekst powyż­sze­go arty­ku­łu został wygło­szo­ny pod­czas sym­po­zjum eku­me­nicz­ne­go “Toż­sa­mo­ści ducho­wej Euro­py w świe­tle dia­lo­gu eku­me­nicz­ne­go i mię­dzy­re­li­gij­ne­go”, któ­re odby­ło się 17 stycz­nia 2007 roku w koście­le ewan­ge­lic­ko-augs­bur­skim św. Pio­tra i św. Paw­ła w Pabia­ni­cach.



Przy­pi­sy:


[1] Bene­dykt XVI, Wia­ra, rozum i uni­wer­sy­tet. Wspo­mnie­nia i reflek­sje. Prze­mó­wie­nie Bene­dyk­ta XVI pod­czas spo­tka­nia z przed­sta­wi­cie­la­mi świa­ta nauki na Uni­wer­sy­te­cie w Raty­zbo­nie 12 wrze­śnia 2006 roku, tłum. T. Sotow­ska, „Wia­do­mo­ści KAI” 38 (755) 2006, s. 13.[2] W odwe­cie palo­no chrze­ści­jań­skie świą­ty­nie i zabi­ja­no duchow­nych. W wie­lu miej­scach odby­ły się tak­że wie­ce nie­na­wi­ści do papie­ża i chrze­ści­jań­stwa w ogó­le. [3] Bene­dykt XVI, Chrze­ści­ja­nie i muzuł­ma­nie są powo­ła­ni do dia­lo­gu. Prze­mó­wie­nie Bene­dykt XVI na spo­tka­nia z prze­wod­ni­czą­cym Biu­ra Spraw Reli­gij­nych, Anka­ra 28 listo­pa­da 2006, tłum. K. Gołę­biew­ski, „Wia­do­mo­ści KAI” 49 (766) 2006, s. 6–7.[4] J. Gnil­ka, Biblia a Koran. Podo­bień­stwa i róż­ni­ce, tłum. W. Szy­mo­na, Kra­ków 2005, s. 10.[5] Wystar­czy tu przy­po­mnieć wystą­pie­nie z 7 maja 1980m roku w Nairo­bi, gdzie Jan Paweł II mówił m.in. „Kościół kato­lic­ki zda­je sobie spra­wę z tego, że kult odda­wa­ny jed­ne­mu, żywe­mu, ist­nie­ją­ce­mu, miło­sier­ne­mu i wsze­mo­gą­ce­mu Stwór­cy nie­ba i zie­mi jest wspól­ny dla nie­go i dla isla­mu. Jest to wiel­ka więź łączą­ca wszyst­kich chrze­ści­jan i muzuł­ma­nów. Z dużym zado­wo­le­niem stwier­dza on, że wśród róż­nych łączą­cych go z isla­mem ele­men­tów znaj­du­je się cześć odda­wa­na Jezu­so­wi Chry­stu­so­wi i Jego Nie­po­ka­la­nej Mat­ce”. Cyt. za: Islam w doku­men­tach Kościo­ła i naucza­niu Jana Paw­ła II /1965–1996/, zebrał i opra­co­wał E. Sako­wicz. War­sza­wa 1997, s. 78.[6] O. Cle­ment, Wier­ność bez nadziei, tłum. D. Zań­ko, „Znak” 5 (552) 2001, s. 41.[7] Teo­log ana­li­zu­jąc histo­rię reli­gii docho­dzi do wnio­sku, że jej histo­rię moż­na ująć w pro­sty (choć nie osta­tecz­ny) sche­mat: począt­kiem są doświad­cze­nia pier­wot­ne, któ­re prze­kształ­ca­ją się w reli­gie mitycz­ne. Te ostat­nie zaś w pro­ce­sie dal­sze­go roz­wo­ju i racjo­na­li­za­cji są prze­zwy­cię­ża­ne na trzech zasad­ni­czych dro­gach: poprzez reli­gij­ność mistycz­ną (bud­dyzm, hin­du­izm), poprzez rewo­lu­cję mono­te­istycz­ną (zara­tusz­tria­nizm, juda­izm, chrze­ści­jań­stwo, islam) oraz racjo­na­li­za­cję cało­ści (np. teo­lo­gia czy reli­gia Pla­to­na czy Ary­sto­te­le­sa). J. Raz­tin­ger, Wia­ra – praw­da – tole­ran­cja. Chrze­ści­jań­stwo a reli­gie świa­ta, tłum. R. Zającz­kow­ski, Kiel­ce 2005, s. 25[8] J. Rat­zin­ger, dz.cyt., s. 30. [9] „Mono­te­izm w Izra­elu (oraz mono­te­izm Zara­tu­stry) powstał na dro­dze rewo­lu­cji nie­wie­lu ludzi, któ­rzy napeł­nie­ni nową świa­do­mo­ścią reli­gij­ną prze­rwa­li mit i oba­li­li boż­ki, o któ­rych on opo­wia­dał”. J. Rat­zin­ger, dz.cyt. 29–30. [10] Wię­cej na temat zara­tusz­tria­ni­zmu w: M. Boy­ce, Zara­tusz­tria­nie. Wia­ra i życie, tłum. Z. Józe­fo­wicz-Cza­bak, B. J. Korze­niow­ski, Łódź 1988. [11] Strom. I, 94, 1–2. Kle­mens Alek­san­dryj­ski, Kobier­ce, tłum. J. Nie­mir­ska-Plisz­czyń­ska, War­sza­wa 1994, t. I, s. 68.[12] O. Cle­ment, dz.cyt., s. 42.[13] J. Gnil­ka, dz.cyt. s. 81–82.[14] J. Wro­nec­ka, Wstęp, w: Ibn’Arabi, Trak­tat o miło­ści, tłum. J. Wro­niec­ka, War­sza­wa 1995, s. XXIII-XXXVIII.[15] G. Ode­sso, Biblia i reli­gie. Biblij­ne per­spek­ty­wy teo­lo­gii reli­gii, tłum. S. Obi­rek. Kra­ków 2005, s. 107.[16] J.J.G. Jan­sen, Podwój­na natu­ra fun­da­men­ta­li­zmu islam­skie­go, tłum. A. Łojek, Kra­ków 2005, s. 19. [17] J. Gray, Al.-Kaida i korze­nie nowo­cze­sno­ści, tłum. W. Madej, War­sza­wa 2006, s. 8. [18] Pius XI, Divi­si Redemp­to­ris. O bez­boż­nym komu­ni­zmie, War­sza­wa 2002, s. 9–10.[19] B. Mor­ris, Woj­na z isla­mi­zmem, „Euro­pa” nr 33 (124), 16.08.2006, s. 7.[20] G. Sor­man, Kim są ter­ro­ry­ści i jak się ich pozbyć, „Dzien­nik” 21.08.2006, s. 32–33.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.