Magazyn

Lew Szestow — człowiek pogranicza


Pogra­ni­cze — jest zwy­kle nie­zwy­kle twór­cze. Roze­rwa­nie mię­dzy dwo­ma kul­tu­ra­mi, języ­ka­mi czy naro­da­mi — czę­sto owo­cu­je dzie­ła­mi sztu­ki czy inte­lek­tu — jakich darem­no szu­kać by tam, gdzie takie­go roze­rwa­nia bra­ku­je. Przy­kła­dem takie­go twór­cze­go roze­rwa­nia, twór­cze­go bycia na roz­dro­żu — jest wła­śnie przy­wo­ła­na wyżej postać i twór­czość Lwa Szes­to­wa. W jego przy­pad­ku, było to nie tyl­ko twór­cze bycie na roz­dro­żu. Doty­czy­ło ono całe­go jego życia, któ­re nie­zwy­kle ści­śle prze­ni­ka­ło się z jego twór­czo­ścią. Nie moż­na jed­nak tego zoba­czyć — bez choć­by pobież­ne­go zapo­zna­nia się z jego życio­ry­sem, któ­ry mógł­by bez wąt­pie­nia posłu­żyć za sce­na­riusz fil­mo­wy.


Mię­dzy tra­ge­dią a zwy­czaj­no­ścią


Lew Iza­ako­wicz Szes­tow (wł. Jeru­da Leib Szwarc­man) uro­dził się w Kijo­wie 31 stycz­nia 1866 roku, w rodzi­nie zamoż­ne­go kup­ca pierw­szej gil­dy Iza­aka Moj­sie­je­wi­cza Szwarc­ma­na. Ojciec Lwa Szes­to­wa był jed­nak zna­ny nie tyl­ko z powo­du swe­go bogac­twa, ale rów­nież ze zna­ko­mi­tej zna­jo­mo­ści piśmien­nic­twa sta­ro-hebraj­skie­go. Był tak­że powa­ża­nym człon­kiem spo­łecz­no­ści żydow­skiej w Rosji i sym­pa­ty­kiem ruchu syjo­ni­stycz­ne­go. Jed­nak żad­ne­go ze swo­ich zain­te­re­so­wań, bez­po­śred­nio  nie prze­ka­zał on syno­wi .


W roku L. Szwarc­man, w tym cza­sie uczeń gim­na­zjum w Kijo­wie został porwa­ny przez gru­pę anar­chi­stów, mają­cych nadzie­ję na okup. Jed­nak jego ojciec nie ugiął się pod szan­ta­żem, oku­pu nie zapła­cił, a przy­szły filo­zof powró­cił do domu dopie­ro po pół roku . Choć sam Szes­tow nigdy o tym zda­rze­niu nie wspo­mi­nał — jed­nak bez wąt­pie­nia, ów brak ojcow­skiej miło­ści — musiał wpły­nąć na kształ­to­wa­nie jego posta­wy myślo­wej (apo­te­ozy nie­oczy­wi­sto­ści — nie­za­ko­rze­nie­nia — bra­ku opar­cia w czym­kol­wiek — jeśli dziec­ko nie może zaufać wła­sne­mu ojcu, że ten będzie się sta­rał je ura­to­wać — to jak może wie­rzyć w cokol­wiek, co dawa­ło­by trwa­łe opar­cie?).


L. Szes­tow stu­dio­wał począt­ko­wo mate­ma­ty­kę na Uni­wer­sy­te­cie Moskiew­skim, a póź­niej pra­wo, któ­re ukoń­czył w roku 1889 na Uni­wer­sy­te­cie Kijow­skim. W cza­sie stu­diów zafa­scy­no­wał go mark­sizm i z jego punk­tu widze­nia pod kie­run­kiem I. I. Jan­żu­ła i A. I. Czu­pro­va roz­wa­żał pro­blem socjal­ny . War­to przy tej oka­zji zauwa­żyć, że nie był w takim punk­cie wyj­ścia swych roz­wa­żań Szes­tow osa­mot­nio­ny. Od tak czy ina­czej rozu­mia­ne­go mark­si­zmu wycho­dzi­li w swo­jej reflek­sji nie­mal wszy­scy naj­waż­niej­si myśli­cie­le rosyj­skiej filo­zo­fii reli­gij­nej ( m.in. S. Buł­ga­kow, S. Frank, N. Bier­dia­jew, S. Tru­biec­koj ) . Szes­to­wa odróź­nia od nich jed­nak bar­dzo szyb­kie odej­ście od mark­si­zmu i w ogó­le pro­ble­ma­ty­ki spo­łecz­no-eko­no­micz­nej. Po odby­ciu stu­diów (1889) nie powró­cił on już do niej nigdy , pod­czas gdy inni, w/w myśli­cie­le byli uwa­ża­ni za fila­ry tzw. “legal­ne­go mark­si­zmu”  do roku 1903, zaś pro­ble­ma­ty­ka spo­łecz­na nie zni­kła z ich pism nigdy (choć zosta­ła w znacz­nej mie­rze zastą­pio­na myślą i pro­ble­ma­ty­ką reli­gij­ną).


Po ukoń­cze­niu stu­diów L. Szes­tow zajął się adwo­ka­tu­rą, poma­ga­jąc rów­no­cze­śnie ojcu. Z tego okre­su pocho­dzą rów­nież jego pierw­sze pró­by lite­rac­kie (szyb­ko jed­nak porzu­co­ne). Dopie­ro po prze­kro­cze­niu trzy­dziest­ki L. Szes­tow odkry­wa filo­zo­fię, z któ­rą już nigdy się nie roz­sta­nie . Pierw­szym jego nauczy­cie­lem filo­zo­fii, jak po latach sam wspo­mi­nał, był Szek­spir. To od nie­go usły­szał: “tak zagad­ko­we i nie­zro­zu­mia­łe, a w związ­ku z tym groź­ne i budzą­ce trwo­gę [sło­wa]: “czas wyszedł ze swo­ich kole­in”” . Szek­spir inspi­ru­je go do wła­snych poszu­ki­wań, a wkrót­ce potem do napi­sa­nia pierw­szej pra­cy pt. “Szek­spir i jego kry­tyk Bran­des” . W pra­cy tej poru­sza on pro­blem przy­pad­ko­wo­ści ludz­kie­go ist­nie­nia, jego tra­gicz­no­ści. Sta­ra się przy tym wyka­zać, że “przy­pa­dek”, “śle­py los” itp. to jedy­nie pozo­ry. W życiu czło­wie­ka ist­nie­je zarów­no celo­wość, jak i koniecz­ność . Nie jest to jed­nak celo­wość i koniecz­ność nauk pozy­tyw­nych, czy choć­by meta­fi­zy­ki. Zda­niem L. Szes­to­wa nauko­we tłu­ma­cze­nie koniecz­no­ści w kate­go­riach przy­czy­na-sku­tek eli­mi­nu­je przy­pa­dek i jest zafał­szo­wa­niem rze­czy­wi­sto­ści, pro­wa­dzi do zastą­pie­nia jed­ne­go non­sen­su innym . Praw­dzi­wej celo­wo­ści i koniecz­no­ści szu­ka on w ety­ce. Ana­li­zu­jąc twór­czość Szek­spi­ra sta­ra się wyka­zać, że w bez­sen­sow­nym na pozór tra­gi­zmie wiel­ki arty­sta potra­fi odna­leźć ponad­cza­so­wy sens tra­ge­dii, pole­ga­ją­cy na “uczło­wie­cze­niu czło­wie­ka”, wska­za­niu etycz­nej racji ludz­kiej egzy­sten­cji. Przy­pa­dek nie jest zatem wład­cą ludz­kie­go życia, a życie to ma sens i war­tość . War­to­ści i nor­my moral­ne nie mają jed­nak war­to­ści abso­lut­nej. Nie są one waż­ne, jak pra­wa nauki, bez­oso­bo­wo, lecz “posia­da­ją walor jed­nost­ko­wy” . Dobro nie ist­nie­je na zewnątrz czło­wie­ka, lecz w nim. Dla­te­go, według L. Szes­to­wa, ludzie postę­pu­jąc nie powin­ni “uzna­wać tra­dy­cyj­nych impe­ra­ty­wów, jako mak­si­mum tego co “moż­na”, co pozwa­la się uczy­nić, za co nie osą­dzą ludzie i histo­ria”. Powin­ni raczej uczyć ludzi, jak sądzić, a nie pod­da­wać się ich sądom .


Pierw­sza pra­ca filo­zo­ficz­na L. Szes­to­wa, zda­niem więk­szo­ści komen­ta­to­rów, nie jest jesz­cze w peł­ni cha­rak­te­ry­stycz­na dla jego dal­szej twór­czo­ści. C. Wodziń­ski zauwa­ża, że gdy­by cała jego twór­czość była utrzy­ma­na w duchu “Szek­spi­ra i jego kry­ty­ka Bran­de­sa” to L. Szes­tow “nie zasłu­żył­by sobie … na opi­nię jed­ne­go z naj­bar­dziej orgi­nal­nych myśli­cie­li XX wie­ku” . Wyda­je się jednak,że nie jest tak, jak suge­ru­je B. de Schlo­ezer, że mię­dzy pierw­szą pra­cą Rosja­ni­na, a jego kolej­ny­mi dzie­ła­mi widać cał­ko­wi­te zerwa­nie , bowiem już w tej pierw­szej szes­to­wow­skiej pra­cy widać wąt­ki, zagad­nie­nia i pro­ble­my, któ­re będą kon­ty­nu­owa­ne w całej jego twór­czo­ści (w jej zdu­mie­wa­ją­cej mono­to­nii). Pod­sta­wo­wym zagad­nie­niem poru­sza­nym już w “Szek­spi­rze i jego kry­ty­ku Bran­de­sie”, a obec­nym w całej twór­czo­ści jego auto­ra, jest kry­ty­ka pozy­ty­wi­stycz­ne­go scjen­ty­zmu, prze­kształ­ca­ją­ca się z cza­sem w total­ną kry­ty­kę nauki w ogó­le . Innym obec­nym już w pierw­szej pra­cy wąt­kiem jest namysł nad przy­pad­ko­wo­ścią ludz­kie­go ist­nie­nia i życia, oraz prze­ciw­sta­wie­nie sfe­ry codzien­no­ści — sfe­rze tra­gicz­no­ści, któ­re to prze­ciw­sta­wie­nie roz­wi­nie się w póź­niej­szych pra­cach L. Szes­to­wa w “tra­gicz­ną wizję świa­ta” . Jed­nak, mimo tych punk­tów wspól­nych, wyda­je się, że pierw­szą pra­cę Rosja­ni­na nale­ży nie­ja­ko oddzie­lić od pozo­sta­łych. Okre­śle­niem naj­bar­dziej dla niej odpo­wied­nim wyda­je się: “jedy­ne dogma­tycz­ne dzie­ło Szes­to­wa” . Potwier­dza to sta­no­wi­sko sam autor zauwa­ża­jąc w roz­mo­wie ze swo­im jedy­nym uczniem B. Fon­da­nem,  że: “w mojej ksiąź­ce “Szek­spir i jego kry­tyk Bran­des” sta­łem jesz­cze na sta­no­wi­sku etycz­nym, któ­re wkrót­ce porzu­ci­łem” .


W roku 1895 L. Szes­tow cho­ru­je, w jego życiu nastę­pu­je egzy­sten­cjal­ny prze­łom, zda­rze­nie, któ­re zawa­ży­ło na całym dal­szym życiu, ale o któ­rym nic ponad­to, że zaszło nie wie­my . Praw­do­po­dob­nie była to cięż­ka cho­ro­ba — połą­czo­na z jakimś doświad­cze­niem wła­snej śmier­ci, czy dokład­niej śmier­tel­no­ści. Ana­li­zu­jąc doświad­cze­nie śmier­ci opi­sa­ne przez Toł­sto­ja w opo­wia­da­niu “Zapi­ski waria­ta” Szes­tow być może ujaw­nia nam choć frag­ment tego, co jemu same­mu zda­rzy­ło się kil­ka­na­ście lat wcze­śniej. “Teraz zaś, nagle, w mgnie­niu oka wszyst­ko się zmie­ni­ło. Odpo­wie­dzi, pokój, doświad­cze­nie pra­wo­moc­no­ści i towa­rzy­szą­ce im poczu­cie lek­ko­ści, pro­sto­ty, jasno­ści — wszyst­ko prze­pa­dło. Pozo­sta­ły tyl­ko ogrom­ne i zupeł­nie nowe pyta­nia, z ich wiecz­ny­mi, dokucz­li­wy­mi towa­rzy­sza­mi — trwo­gą, zwąt­pie­niem, i sza­lo­nym, nie­po­trzeb­nym, gry­zą­cym, ale nie­prze­zwy­cię­żo­nym stra­chem (…) Coś roz­dzie­ra­ło duszę na czę­ści” . W innym zaś miej­scu tego same­go ese­ju poświę­co­ne­go Toł­sto­jo­wi (Na sądzie osta­tecz­nym. Ostat­nie utwo­ry L. N. Toł­sto­ja — w “Na sza­lach Hio­ba”) Szes­tow wska­zu­je, że z tym doświad­cze­niem zwią­za­na jest nie­ro­ze­rwal­nie samot­ność, twór­cza samot­ność. “W tej abso­lut­nej samot­no­ści, samot­no­ści pośród mia­sta, pośród licz­nej rodzi­ny i zna­jo­mych, samot­no­ści, od któ­rej nigdzie nie może być więk­szej, ani na dnie morza, ani pod zie­mią, i w zupeł­nej nie­moż­li­wo­ści robie­nia cze­go­kol­wiek — jest to nowe, z niczym nie porów­ny­wal­ne i fan­ta­stycz­nie nie­wia­ry­god­ne, co obja­wi­ło się Iwa­no­wi Ili­czo­wi. Nie tyl­ko ludzie, jego poprzed­nia wia­ra, pod­sta­wy jego świa­to­po­glą­du (…) oka­za­ły się fał­szy­we i zdra­dli­we. Nisz­cze­ją nawet ozna­ki, po któ­rych odróż­niał jawę od snu” .


W lutym 1897 L. Szes­tow żeni się ze stu­dent­ką medy­cy­ny Anną Jelie­za­row­ną Bie­rie­zow­ską. Ślub odby­wa się pota­jem­nie, w tajem­ni­cy zarów­no przed rodzi­ca­mi pana mło­de­go (oba­wiał się on, że ujaw­nie­nie ślu­bu z chrze­ści­jan­ką przed ojcem — dopro­wa­dzi­ło­by go do wydzie­dzi­cze­nia, i stra­ty źró­deł utrzy­ma­nia. Dla­te­go rodzi­na (poza uko­cha­ną sio­strą Fanią) dowie­dzia­ła się o jego nowym sta­nie cywil­nym dopie­ro po śmier­ci ojca), jak i bra­ci pan­ny mło­dej (była ona sie­ro­tą, a jej bra­cia na pew­no nie zgo­dzi­li­by się na ślub z Żydem). Taki spo­sób zawar­cia ślu­bu spo­wo­do­wał, że praw­nie mał­żeń­stwo nie ist­nia­ło przez ponad 10 lat, zaś dwie cór­ki i żona Szwarc­ma­na zaczę­ły nosić jego nazwi­sko dopie­ro w roku 1908 — kie­dy Anna i Lew zale­ga­li­zo­wa­li swój zwią­zek w Lon­dy­nie. Przez te 10 lat mał­żon­ko­wie spo­ty­ka­li się tyl­ko w waka­cje w Szwaj­ca­rii .


Dru­ga książ­ka L. Szes­to­wa “Dobro w nauce hr. Toł­sto­ja i Fr. Nie­tz­sche­go. Filo­zo­fia i kazno­dziej­stwo” — uka­za­ła się, dzię­ki pomo­cy Wł. Sołow­jo­wa , w roku 1900 na kre­dyt w wydaw­nic­twie M. Sta­siu­le­wi­cza. Zosta­ła ona bar­dzo dobrze przy­ję­ta i docze­ka­ła się recen­zji N. K. Michaj­łow­skie­go i P. P. Pier­co­wa, wywo­ła­ła rów­nież dys­ku­sję w Moskwie, Peters­bur­gu i Kijo­wie . W tym samym roku rodzi się rów­nież dru­ga cór­ka rodzi­ny Szes­to­wów — Nata­sza.


W roku 1903 — uka­zu­je się w Peters­bur­gu (rów­nież w wydaw­nic­twie M. Sta­siu­le­wi­cza) kolej­na książ­ka L. Szes­to­wa: “Dosto­jew­ski i Nie­tz­sche. Filo­zo­fia tra­ge­dii” . Pra­ca ta ma, ze wszyst­kich prac rosyj­skie­go filo­zo­fa, naj­wię­cej wydań i naj­wię­cej tłu­ma­czeń (m.in. na japoń­ski i chiń­ski) . Głów­nym jej tema­tem jest opis ducho­we­go i moral­ne­go pogro­mu, jaki stał się udzia­łem dwóch tyta­nów myśli — F. Dosto­jew­skie­go i F. Nie­tz­sche­go. Pogrom ten spo­wo­do­wał, że musie­li oni w cał­ko­wi­tej samot­no­ści, rzu­ce­ni w otchłań roz­pa­czy, porzu­ciw­szy wszyst­kie swo­je daw­ne poglą­dy, sta­nąć wobec koniecz­no­ści prze­war­to­ścio­wa­nia wszyst­kich swo­ich dotych­cza­so­wych war­to­ści, dobra i zła, praw­dy i fał­szu, sta­nąć wobec praw­dzi­wej rze­czy­wi­sto­ści . Mówiąc ina­czej sta­ra się w swo­ich ana­li­zach uka­zać L. Szes­tow, obszar nowe­go doświad­cze­nia — doświad­cze­nia tra­ge­dii. To, co bli­skie i dro­gie wszyst­kim ludziom — czło­wie­ko­wi tra­gicz­ne­mu sta­je się obce i wro­gie. Musi on porzu­cić swo­je przy­zwy­cza­je­nia, swo­ich bli­skich i udać się na pusty­nię samot­no­ści. Musi iść naprzód — nie wie­dząc, co go tam cze­ka. Dla ludzi pozo­sta­ją­cych poza doświad­cze­niem tra­ge­dii, sta­je się on sza­leń­cem, rene­ga­tem . W pra­cy tej odróż­nia rów­nież L. Szes­tow — sfe­rę prze­cięt­no­ści od sfe­ry tra­gicz­no­ści. Sfe­ra prze­cięt­no­ści — to posta­wa, jaką przyj­mu­je czło­wiek pod wpły­wem tra­dy­cji, moral­no­ści, filo­zo­fii nauko­wej i samej nauki — pod­po­rząd­ko­wu­jąc się Rozu­mo­wi. Świat jawią­cy się oczom czło­wie­ka sfe­ry prze­cięt­no­ści — to świat prze­nik­nię­ty Logo­sem, świat racjo­nal­ny, świat będą­cy intel­li­gi­bil­ną cało­ścią, w któ­rej raz na zawsze byt jest oddzie­lo­ny od nie­by­tu, praw­da od fał­szu, a dobro od zła. W tym świe­cie wszyst­ko — odby­wa się w zgo­dzie z abso­lut­ny­mi pra­wa­mi rozu­mu, nie ma w nim miej­sca na przy­pa­dek, czy wol­ność . W sfe­rze tra­ge­dii nato­miast — żad­ne z praw nor­mal­ne­go, prze­cięt­ne­go świa­ta już nie obo­wią­zu­je. Czło­wiek tra­gicz­ny jest zmu­szo­ny odrzu­cić zarów­no wszyst­kie pra­wa nauki, moral­no­ści, filo­zo­fii, jak i pra­wa zdro­we­go roz­sąd­ku (z pra­wem nie­sprzecz­no­ści włącz­nie). Musi przy­jąć, że doświad­cze­nie tra­ge­dii, jakie zosta­ło mu dane jest w sta­nie znisz­czyć cały gmach myśli racjo­nal­nej budo­wa­ny od 2000 i wię­cej tysią­ca lat . Co waż­ne jed­nak, to nie czło­wiek wcho­dzi w sfe­rę tra­gicz­no­ści, to nie on szu­ka źró­dło­we­go doświad­cze­nia tra­ge­dii, ale to tra­ge­dia znaj­du­je czło­wie­ka, ona do nie­go przy­cho­dzi, miaż­dży go i wrzu­ca do pod­zie­mia, z któ­re­go nie ma już powro­tu — mimo tęsk­no­ty do nor­mal­no­ści . W swo­ich ana­li­zach tra­gicz­no­ści oparł się L. Szes­tow na twór­czo­ści F. Nie­tz­sche­go i F. Dosto­jew­skie­go — trud­no jed­nak uznać tą jego pra­cę za nauko­wą wykład­nie ich poglą­dów . Jest to raczej wykład poglą­dów szes­to­wow­skich w opar­ciu o utwo­ry innych. L. Szes­tow przy­pi­su­je innym swo­je wła­sne poglą­dy, lub przy­pi­su­je auto­ro­wi — poglą­dy jego boha­te­ra .


W roku 1905  uka­zu­je się “Apo­te­oza nie­oczy­wi­sto­ści . Pró­ba myśle­nia adog­ma­tycz­ne­go” , któ­ra w śro­do­wi­sku rosyj­skiej inte­li­gen­cji wywo­ła­ła ogrom­ną dys­ku­sję, a nawet sta­ła się skan­da­lem. Rów­nież wszyst­kie jej edy­cje obco­ję­zycz­ne zawsze były wyda­rze­nia­mi nauko­wy­mi. Pra­ca ta docze­ka­ła się omó­wień i recen­zji m.in. N. Bier­dia­je­wa, W. Roza­no­wa, czy W. Baza­ro­wa. Atmos­fe­rę skan­da­lu cie­ka­wie odda­ją sło­wa mło­dzie­ży, któ­ra gro­zi­ła rodzi­com: “będę odda­wał się roz­pu­ście i czy­tał Szes­to­wa” . Skan­dal i pole­mi­kę z L. Szes­to­wem wywo­ła­ła, zda­niem C. Wodziń­skie­go, po pierw­sze sama struk­tu­ra “Apo­te­ozy”, skła­da­ją­cej się z przy­naj­mniej pozor­nie nie­po­wią­za­nych ze sobą afo­ry­zmów i frag­men­tów, zaś po dru­gie sama jej treść, burzą­ca pozy­ty­wi­stycz­ne i scjen­ty­stycz­ne nasta­wie­nie inte­li­gen­cji rosyj­skiej . War­to jed­nak zauwa­żyć, że for­ma wypo­wie­dzi L. Szes­to­wa nie była czymś przy­pad­ko­wym, lecz wypły­wa­ła z jego zało­żeń filo­zo­ficz­nych. Zda­niem L. Szes­to­wa tym, co naj­bar­dziej nisz­czy praw­dzi­wą żywą myśl jest ogól­na idea, któ­rą trze­ba za wszel­ką cenę znisz­czyć, “jeśli nie chce się być jej wasa­lem i zahu­ka­nym nie­wol­ni­kiem. A dopó­ty dopó­ki będzie­my prze­strze­ga­li przy­ję­tej for­my wywo­du — kon­klu­du­je — idea nie tyl­ko będzie domi­no­wać, ale będzie przy­tła­czać treść książ­ki” . Jeśli zaś cho­dzi o treść to pod­wa­ża­ła ona całość prze­ko­nań rosyj­skie­go inte­li­gen­ta prze­ło­mu wie­ków. L. Szes­tow nie tyl­ko ata­ko­wał tu pozy­ty­wizm, czy scjen­tyzm, ale rów­nież logi­kę, nauko­wą filo­zo­fię, teo­rię pozna­nia. Jego zda­niem cała dotych­cza­so­wa filo­zo­fia sta­ra­ła się “zro­zu­mieć” rze­czy­wi­stość, a nie ją poznać. “Zro­zu­mieć” — to zna­czy spro­wa­dzić to, co nie­zna­ne, do tego, co zna­ne, zre­du­ko­wać sfe­rę przy­pad­ku do sfe­ry koniecz­no­ści, a tym samym zre­du­ko­wać doświad­cze­nie ludz­kie tyl­ko do tego, co pod­da­je się logicz­nej obrób­ce, co prze­cięt­ne, koniecz­ne, nauko­we . Jak zauwa­ża C. Wodziń­ski, według L. Szes­to­wa, postu­lat “rozu­mie­nia” jest ści­śle zwią­za­ny z postu­la­tem “logicz­no­ści” gło­szo­nych sądów, a według nie­go w filo­zo­fii nie ma miej­sca na logi­kę . Cały wysi­łek “Apo­te­ozy nie­oczy­wi­sto­ści” jest skon­cen­tro­wa­ny na roz­bi­ciu dotych­cza­so­we­go poję­cia “moż­li­wo­ści” i jego sprzę­gnię­cia z poję­ciem praw­dzi­wo­ści. To, co praw­dzi­we wca­le nie musi być moż­li­we, a raczej moż­li­wym nie jest. Pole­mi­zu­je rów­nież L. Szes­tow z dotych­cza­so­wym poję­ciem celu filo­zo­fii, któ­rym według nie­go mają być “wiecz­ne praw­dy”; jego zda­niem celem filo­zo­fii ma być — nie uzy­ska­nie praw­dy — a naucze­nie czło­wie­ka życia w nie­wie­dzy. Filo­zo­fia jest ska­za­na na nie­ustan­ne poszu­ki­wa­nia, na bez­dom­ność, na to, że nigdy nie osią­gnie pew­no­ści. L. Szes­tow for­mu­łu­je rów­nież w “Apo­te­ozie” wła­sny pro­gram filo­zo­fii “adog­ma­tycz­nej”: ma być nie­kon­se­kwen­cja i nie­sys­te­ma­tycz­ność, anty­no­micz­ność i fan­ta­stycz­ność, kwe­stio­no­wa­nie i wąt­pie­nie, nie­stru­dzo­ne poszu­ki­wa­nie i nie­po­ko­je­nie . W roku 1908 w Lon­dy­nie — mając już dwo­je dzie­ci Lew I Anna zale­ga­li­zo­wa­li swo­je mał­żeń­stwo. Od tej pory zarów­no Anna, jak ich cór­ki nosi­ły nazwi­sko Szwarc­man.


W roku 1911 wydaw­nic­two “Głóg” (“Szi­pow­nik”) wyda­ło dzie­ła zebra­ne L. Szes­to­wa w sze­ściu tomach. Oprócz omó­wio­nych wyżej czte­rech prac weszły do nich pra­ce “Nacza­la i kon­cy” (w tomie V), oraz “Wie­li­ki­je kanu­ny” (tom VI). W dwóch ostat­nich tomach znaj­du­ją się ese­je o Cze­cho­wie , Ibse­nie Soło­gu­bie . A. W. Achu­tin zwra­ca w związ­ku z tym wyda­niem dzieł L. Szes­to­wa uwa­gę na to, że poza dwo­ma pra­ca­mi (poświę­co­ny­mi filo­zo­fii Wilia­ma Jame­sa  i N. Bier­dia­je­wa ) wszyst­kie pozo­sta­łe doty­czą jesz­cze lite­ra­tu­ry, czy raczej są filo­zo­fią w for­mie kry­ty­ki lite­rac­kiej — dzieł Dosto­jew­skie­go, Toł­sto­ja, Cze­cho­wa czy Ibse­na. Te dzie­ła zebra­ne są więc jego zda­niem gra­ni­cą mię­dzy dwo­ma prze­dzia­ła­mi twór­czo­ści L. Szes­to­wa — kry­tycz­no-lite­rac­kim i czy­sto filo­zo­ficz­nym . Pod­su­mo­wu­jąc ten pierw­szy okres dzia­łal­no­ści filo­zo­ficz­nej Rosja­ni­na moż­na powie­dzieć za V. A. Kuva­ki­nem: “od filo­zo­ficz­no-psy­cho­lo­gicz­nych ana­liz tra­ge­dii Szek­spi­ra, przez kry­ty­kę mora­li­zmu I racjo­na­li­zmu … Szes­tow kie­ro­wał się ku filo­zo­fii tra­ge­dii, prze­mie­nia­ją­cej się (już w dru­gim okre­sie) w poszu­ki­wa­nie Boga (bogo­iska­tiel­stvo). “Nale­ży szu­kać tego, co jest ponad cier­pie­niem, ponad dobrem. Nale­ży szu­kać Boga” — takim stwier­dze­niem koń­czy się pierw­szy okres jego filo­zo­ficz­no-lite­rac­kich prób” .


W roku 1910 L. Szes­tow z rodzi­ną prze­by­wał w malut­kim mia­stecz­ku szwaj­car­skim Cop­pet nad jezio­rem Genew­skim. To wła­śnie tam zaczy­na się on dogłęb­nie zaj­mo­wać kla­sycz­ną filo­zo­fią i teo­lo­gią euro­pej­ską i odkry­wa nowe­go boha­te­ra swej myśli — Mar­ti­na Lutra . W latach 1910–1914 rosyj­ski myśli­ciel po raz pierw­szy się­ga po lite­ra­tu­rę teo­lo­gicz­ną — stu­diu­jąc pisma M. Lutra i pra­ce poświę­co­ne pro­te­stan­ty­zmo­wi . W tym okre­sie i pod wpły­wem tych lek­tur zaczę­ła się kształ­to­wać filo­zo­fia reli­gij­na L. Szes­to­wa. Bez lek­tu­ry pism mło­de­go M. Lutra trud­no było­by ją sobie wyobra­zić, to wła­śnie Luter sca­lił w pew­ną całość roz­pro­szo­ne wąt­ki reflek­sji filo­zo­ficz­nej Rosja­ni­na . Pod wpły­wem w/w lek­tur powsta­je w latach 1913–1914 kolej­na pra­ca L. Szes­to­wa: “Sola fide. Tyl­ko przez wia­rę”. Nie zosta­je ona jed­nak dokoń­czo­na, gdyż w roku 1914 (wraz z począt­kiem woj­ny) jej autor powra­ca wraz z rodzi­ną do Rosji — pozo­sta­wia­jąc ręko­pis (nie­ukoń­czo­ny) w Gene­wie . W roku 1920 — już na emi­gra­cji L. Szes­tow opu­bli­ko­wał część ręko­pi­su  w emi­gra­cyj­nym piśmie “Sow­rie­mien­ny­je Zapi­ski”. Ta opu­bli­ko­wa­na część weszła w roku 1928 w skład książ­ki “Na wie­sach Iowa”. Część myśli zawar­tych w “Sola fide” zna­la­zło się nie­mal bez zmian w, wyda­nej w roku 1923 w Ber­li­nie “Pote­stas Cla­vium”, część nato­miast zna­la­zła roz­wi­nię­cie i uzu­peł­nie­nie w póź­nych pra­cach, któ­re przy­nio­sły L. Szes­to­wo­wi sła­wę i uzna­nie .  “Sola fide” — docze­ka­ła się swo­je­go wyda­nia dopie­ro w 30 lat po śmier­ci swo­je­go auto­ra w roku 1966, w pary­skim wydaw­nic­twie YMCA.


W “Sola fide”  sta­ra się L. Szes­tow uka­zać oso­bi­ste, subiek­tyw­ne doświad­cze­nie reli­gij­ne M. Lutra . Nie sta­ra się tu jed­nak, podob­nie jak w przy­pad­ku ana­liz twór­czo­ści Dosto­jew­skie­go, czy Nie­tz­sche­go, ana­li­zo­wać bio­gra­fii ducho­wej Lutra, lecz dotrzeć do zawar­tych w pismach mło­de­go Lutra “deter­mi­nant egzy­sten­cjal­nych” jego doświad­cze­nia reli­gij­ne­go i “opi­sać kolej­ne sta­dia ich obiek­ty­wi­za­cji” . Ana­li­zy twór­czo­ści teo­lo­gicz­nej nie­miec­kie­go refor­ma­to­ra — ogra­ni­cza jed­nak L. Szes­tow jedy­nie do mło­dzień­czych jego utwo­rów (“De servo arbi­tro”; “De votis mona­cho­rum”; “Com­men­ta­rio in Epi­sto­lam S. Pau­li ad Roma­nos”) — jedy­nie w nich znaj­du­jąc praw­dzi­wie pro­ro­czy i egzy­sten­cjal­ny wymiar (mówiąc ina­czej: jedy­nie w nich znaj­du­jąc tra­dy­cję Jero­zo­li­my, tra­dy­cję myśle­nia anty­ra­cjo­nal­ne­go), zaś wszyst­kie póź­niej­sze pra­ce Wit­ten­ber­czy­ka uzna­jąc już za prze­jaw lute­ra­ni­zmu, któ­ry jest już prze­ja­wem pod­po­rząd­ko­wa­nia się hel­le­ni­zmo­wi (Ate­nom), któ­ry jest już, dla L. Szes­to­wa, tyl­ko uprosz­czo­nym kato­li­cy­zmem .


Po powro­cie do Rosji (zamiesz­kał wraz z rodzi­ną w Moskwie) powró­cił L. Szes­tow do roz­po­czę­tych już w Szwaj­ca­rii badań nad kla­sycz­ną filo­zo­fią i teo­lo­gią euro­pej­ską. Poszu­ku­je naj­głęb­szych źró­deł swo­je­go sprze­ci­wu wobec tra­dy­cyj­nej meta­fi­zy­ki i wyra­sta­ją­cej z niej teo­lo­gii, osta­tecz­nie znaj­du­jąc je w prze­ciw­sta­wie­niu myśli hel­leń­skiej (Aten) — myśli hebraj­skiej (Jero­zo­li­mie), czy mówiąc ina­czej Obja­wie­nia i Wnio­sko­wa­nia . Moż­na powie­dzieć, że ówcze­sne bada­nia L. Szes­to­wa to nie tyl­ko kry­ty­ka meta­fi­zy­ki, ale rów­nież kry­ty­ka czy­ste­go rozu­mu, jed­nak nie w sen­sie kan­tow­skim, lecz swo­iście szes­to­wow­skim, zaczerp­nię­tym od F. Dosto­jew­skie­go .


W latach 1914–1918 powsta­je kolej­na pra­ca L. Szes­to­wa “Pote­stas cla­vium. Włast’ klu­cziej”  — opu­bli­ko­wa­na w roku 1923 w Ber­li­nie . Według zamia­ru auto­ra jest ona roz­wi­nię­ciem tema­tu Legen­dy o wiel­kim Inkwi­zy­to­rze F. Dosto­jew­skie­go. Ta legen­da zda­niem L. Szes­to­wa sta­no­wi pod­su­mo­wa­nie dwóch tysię­cy lat histo­rii Euro­py. Tytu­ło­wa “wła­dza klu­czy” — to for­mu­ła legi­ty­mi­zu­ją­ca wła­dzę papie­ża i Kościo­ła, dają­ca — zda­niem F. Dosto­jew­skie­go — namiest­ni­ko­wi Chry­stu­sa abso­lut­ne pra­wa. Wiel­ki Inkwi­zy­tor (sym­bol kato­li­cy­zmu) u Dosto­jew­skie­go, to samo­zwa­niec i uzur­pa­tor, któ­ry abso­lut­ną wła­dzę nad czło­wie­kiem przy­własz­czył sobie za pomo­cą “cudu, tajem­ni­cy i auto­ry­te­tu”. Podą­ża­jąc za myślą F. Dosto­jew­skie­go, L. Szes­tow w swo­jej pra­cy, sta­ra się odna­leźć śla­dy “strasz­ne­go i rozum­ne­go ducha”, od któ­re­go pocho­dzi “wła­dza klu­czy”. Duch ten, zda­niem L. Szes­to­wa, zwiódł rów­nież pierw­szych ludzi, kusił Chry­stu­sa na pusty­ni, i po dziś dzień pro­po­nu­je ludziom bez­pie­czeń­stwo i spo­kój, w zamian za Boga żywe­go. L. Szes­tow zwra­ca rów­nież uwa­gę na to, że wie­le lat przed F. Dosto­jew­skim iden­tycz­ne poglą­dy na isto­tę kato­li­cy­zmu miał M. Luter. Jed­nak wiel­ki Rosja­nin, uwa­ża, że to nie kato­li­cyzm i nie Kościół są źró­dłem zła. Tym źró­dłem jest rozum. Rozum meta­fi­zycz­ny, któ­re­mu odda­li pokłon grec­cy filo­zo­fo­wie, któ­ry przy­swo­ili sobie śre­dnio­wiecz­ni teo­lo­dzy i filo­zo­fo­wie, i któ­ry cza­sy nowo­żyt­ne nazwa­ły “nauko­wą ści­sło­ścią”. To wła­śnie rozum, jest tym, co okre­śla się mia­nem “strasz­ne­go ducha”. Świat kla­sycz­nej meta­fi­zy­ki to świat prawd zamknię­ty hory­zon­tem abso­lut­ne­go pozna­nia pierw­szych zasad i pryn­cy­piów. To świat prawd, w któ­re już nie moż­na wąt­pić, nad któ­ry­mi nawet Bóg nie ma wła­dzy, a któ­rym sam pod­le­ga .


W listo­pa­dzie 1919 roku L. Szes­tow z rodzi­ną wyjeż­dża z Kijo­wa do Jał­ty. Dzię­ki popar­ciu S. Buł­ga­ko­wa i I. Czie­twie­ri­ko­wa (pro­fe­so­ra Aka­de­mii Duchow­nej w Taw­rze) — zaczy­na pra­co­wać jako pri­vat­do­zent (docent pry­wat­ny) na Uni­wer­sy­te­cie w Taw­rze. Póź­niej pomo­gło mu to otrzy­mać pro­fe­su­rę na wydzia­le rosyj­skim Uni­wer­sy­te­tu Pary­skie­go. Na począt­ku roku 1920 rodzi­na Szes­to­wów wyjeż­dża zwy­kłą dro­gą emi­gran­tów rosyj­skich z Sewa­sto­po­la do Kon­stan­ty­no­po­la i dalej przez Wło­chy do Pary­ża .


W okre­sie 16 lat pra­cy na wydzia­le histo­rycz­no-filo­lo­gicz­nym rosyj­skie­go oddzia­łu Uni­wer­sy­te­tu w Pary­żu, L. Szes­tow wykła­dał: “Rosyj­ską filo­zo­fię XIX w.”, “Filo­zo­ficz­ne idee Dosto­jew­skie­go i Pas­ca­la”; “Pod­sta­wo­we idee filo­zo­fii sta­ro­żyt­nej”; “Rosyj­ską i euro­pej­ską myśl filo­zo­ficz­ną”; “Wło­dzi­mie­rza Sołow­jo­wa i filo­zo­fię reli­gij­ną” oraz “Dosto­jew­skie­go i Kier­ke­ga­ar­da”. Jego pra­ce są, w tym okre­sie tłu­ma­czo­ne i wyda­wa­ne w wie­lu języ­kach euro­pej­skich, a on sam czę­sto jeźdźi z wykła­da­mi do Nie­miec i po Fran­cji. Po opu­bli­ko­wa­niu w języ­ku fran­cu­skim frag­men­tu pra­cy o F. Dosto­jew­skim (“Prie­odo­lie­ni­je samo­oczie­wid­no­stiej”) i książ­ki o Pas­ca­lu (“Gie­fsi­man­ska­ja nocz‘”)  wzro­sła repu­ta­cja L. Szes­to­wa w krę­gach fran­cu­skiej inte­li­gen­cji. Przy­jaź­nił się on m.in. z L. Levy Bruh­lem, A. Gidem, A. Mal­raux i Ch. du Bosem. W roku 1925 L. Szes­tow został człon­kiem pre­zy­dium Towa­rzy­stwa Nie­tz­sche­ań­skie­go (wraz np. z Toma­szem Man­nem) . W 1928 r. w Amster­da­mie L. Szes­tow poznał oso­bi­ście E. Hus­ser­la . Było to pierw­sze ich spo­tka­nie oso­bi­ste, przed­tem jed­nak obaj filo­zo­fo­wie zna­li choć wyryw­ko­wo swo­je pisma. W roku 1929 w Pary­żu uka­zu­je się “Na wie­sach Iowa” . W pra­cy tej znaj­du­ją się m.in. ese­je poświę­co­ne myśli F. Dosto­jew­skie­go, L. Toł­sto­ja, B. Pas­ca­la, B. Spi­no­zy, Plo­ty­na  i E. Hus­ser­la. Od roku 19289 L. Szes­tow zaczy­na się zaj­mo­wać filo­zo­fią S. Kier­ke­ga­ar­da. 


W roku 1931 — w Amster­da­mie zosta­je obro­nio­na pierw­sza pra­ca dok­tor­ska o L. Szes­to­wie zaty­tu­ło­wa­na “Pro­test Lwa Szes­to­wa prze­ciw rozu­mo­wi”. Jej auto­rem był J. Suys .


W roku 1935 L. Szes­tow inten­syw­nie stu­diu­je “Sum­mę teo­lo­gicz­ną”, oraz pra­ce E. Gil­so­na. Jed­no­cze­śnie roz­po­czy­na się w nim fascy­na­cja filo­zo­fią indyj­ską. Naj­bar­dziej fascy­nu­je go w niej, jak sam pisze to, że “hin­du­si nie­za­leż­nie od tego o czym mówią, cały czas są pochło­nię­ci myślą o naj­waż­niej­szym” .


L. Szes­tow zmarł 20 listo­pa­da 1938 roku .  Przed swo­ją śmier­cią wykoń­czył jesz­cze I prze­słał do cza­so­pi­sma “Rus­ski­je zapi­ski” arty­kuł o Hus­ser­lu (20 paź­dzier­nik) . 22 listo­pa­da odbył się pogrzeb, a 4 grud­nia uro­czy­sto­ści w syna­go­dze.


Już tyl­ko to pobież­ne spoj­rze­nie na życie Szes­to­wa skła­nia do przy­ję­cia tezy o jego “byciu na gra­ni­cy”. Na gra­ni­cy — juda­izmu i chrze­ści­jań­stwa, na gra­ni­cy kry­ty­ki lite­rac­kiej czy nawet lite­ra­tu­ry a filo­zo­fii. Dla naszych potrzeb wystar­czy jed­nak roz­wa­że­nie tyl­ko tej pierw­szej anty­no­mii — sprzecz­no­ści mię­dzy juda­izmem a chrze­ści­jań­stwem w życiu i twór­czo­ści Szes­to­wa.


Juda­izm a chrze­ści­jań­stwo


Szes­tow — Szwarc­man — uro­dził się w rodzi­nie żydow­skiej. Jego ojciec, jak to już wyżej było wspo­mnia­ne, był zna­ko­mi­tym znaw­cą piśmien­nic­twa sta­ro-hebraj­skie­go i zna­nym człon­kiem wspól­no­ty żydow­skiej w Kijo­wie. Jed­nak, mimo iż sam zacho­wy­wał, przy­naj­mniej zewnętrz­nie, tra­dy­cje i świę­ta żydow­skie, to od swo­ich dzie­ci już tego nie wyma­gał. Dał im rów­nież, cał­ko­wi­cie asy­mi­lu­ją­ce wycho­wa­nie rosyj­skie — posy­ła­jąc je do rosyj­skich gim­na­zjów i na rosyj­skie uni­wer­sy­te­ty (tra­dy­cję żydow­ską oraz jidisz pozna­wał mło­dy Szwarc­man, pobie­ra­jąc lek­cje u wyna­ję­te­go przez ojca nauczy­cie­la — jed­nak nie pozo­sta­wi­ły one w jego twór­czo­ści — czy myśle­niu żad­nych widocz­nych śla­dów). Pierw­sze lite­rac­kie pró­by Szes­to­wa, jego pra­ca dok­tor­ska — są czy­sto rosyj­skie, pod­no­szą pro­ble­my ówcze­snej  publi­cy­sty­ki, czę­sto odwo­łu­jąc się do rosyj­skiej lite­ra­tu­ry. Moż­na powie­dzieć, że Szes­tow chciał cał­ko­wi­cie odciąć się od tra­dy­cji żydow­skiej i być takim, jak wszy­scy libe­ral­nym Rosja­ni­nem. Tak jed­nak nie było, a przy­wią­za­nie do żydo­stwa dosko­na­le dostrzec moż­na w histo­rii jego mał­żeń­stwa .


Szes­tow żeniąc się z pra­wo­sław­ną, powi­nien był, zgod­nie z ówcze­snym rosyj­skim pra­wem przy­jąć chrzest. Chcąc jed­nak tego unik­nąć — wyjeż­dża z Rosji i bie­rze ślub w Szwaj­ca­rii — nie zwa­ża­jąc na to, że według rosyj­skie­go pra­wa — jego dzie­ci są bękar­ta­mi, a żona — zale­d­wie kon­ku­bi­ną. Trud­no o bar­dziej rady­kal­ne odrzu­ce­nie chrze­ści­jań­stwa, choć trud­no rów­nież okre­ślić to — jako afir­ma­cję juda­izmu, nawet w jego wer­sji naj­bar­dziej libe­ral­nej.


Posta­wa Szes­to­wa wobec chrze­ści­jań­stwa zmie­nia się wraz z odkry­ciem Lutra i dogłęb­ny­mi stu­dia­mi nad Nowym Testa­men­tem i całą tra­dy­cją chrze­ści­jań­ską. Po 1914 roku — Szes­tow prze­czy­tał nie tyl­ko dzie­ła Lutra, ale rów­nież św. Jana od Krzy­ża, św. Tere­sy Wiel­kiej, św. Augu­sty­na, Pas­ca­la itd. Lek­tu­ry te nie zaowo­co­wa­ły jed­nak jakimś dok­try­nal­nym zbli­że­niem do któ­rej­kol­wiek z gałę­zi chrze­ści­jań­stwa. Szes­tow nadal pozo­sta­wał w zawie­sze­niu, tyle, że teraz było to zawie­sze­nie czło­wie­ka, któ­ry odna­lazł już Boga, i któ­re­mu reli­gia nie jest potrzeb­na. To odrzu­ce­nie reli­gii (każ­dej — a nie tyl­ko chrze­ści­jań­stwa) nie mia­ło jed­nak źró­deł etycz­no-moral­nych. Szes­tow nie odrzu­cał chrze­ści­jań­stwa, jak Gan­dhi — dla­te­go, że nie ujrzał w chrze­ści­ja­nach auten­tycz­nych reali­za­to­rów Ewan­ge­lii, a dla­te­go, że uwa­żał, iż wszel­kie dzia­ła­nie kolek­tyw­ne, gru­po­we, zmie­rza­ją­ce do obiek­ty­wi­zmu — jest z góry uwi­kła­ne w rozum, i musi stać się racjo­nal­ne. Rozum nato­miast ‑jest dla nie­go naj­więk­szym wro­giem. Moż­na zatem powie­dzieć, że Szes­tow odrzu­ca chrze­ści­jań­stwo ze wzglę­du na jego racjo­na­lizm, i będzie to twier­dze­nie praw­dzi­we pod warun­kiem, że przyj­mie się, iż odrzu­ca on na tej samej zasa­dzie rów­nież rabi­nicz­ny juda­izm, sta­wia­ją­cy pra­wa na dro­dze do Boga.


Wszyst­ko to nie ozna­cza, że Szes­tow jest czło­wie­kiem nie­re­li­gij­nym, czy obo­jęt­nym (choć nie­wąt­pli­wie takim był przed prze­czy­ta­niem Lutra). Jego reli­gij­ność — jed­nak czer­pie tyl­ko z wybra­nych frag­men­tów chrze­ści­jań­stwa i juda­izmu, z tra­dy­cji, któ­rą on sam okre­śla jako tra­dy­cję Jero­zo­li­my, czy­stej nie­ska­żo­nej rozu­mem i powszech­no­ścią (wsiem­stwem) wia­ry.  Jed­nak i ta tra­dy­cja, któ­ra dla Szes­to­wa — jest w mia­rę jed­no­rod­na (wszy­scy jej przed­sta­wi­cie­le myślą tak, jak on) — uka­zu­je nam nie­ja­ko dwie stro­ny — żydow­ską i chrze­ści­jań­ską.


a) ele­men­tem bez­spor­nie żydow­skim (co nie zna­czy, że nie­obec­nym w chrze­ści­jań­stwie) — jest spe­cy­fi­ka wia­ry Szes­to­wa. Posłu­gu­jąc się roz­róż­nie­niem Bube­ra — jego wia­ra jest wia­rą Żyda. On nie “wie­rzy, że coś jest, czy cze­goś nie ma”, on nie “wie­rzy, że Bóg jest” — że zda­nie “Bóg ist­nie­je” jest praw­dzi­we. On wie­rzy Bogu, ufa Mu, pokła­da w Nim swo­ją nadzie­ję. b) Chrze­ści­jań­stwo (w wer­sji skraj­nie pro­te­stanc­kiej) zaś Szes­to­wa ujaw­nia się w rozu­mie­niu roli tej­że wia­ry. Ona sama nas zba­wia. Dobre uczyn­ki, nasze życie, postę­po­wa­nie zgod­nie lub nie­zgod­nie z zasa­da­mi, nie mają tu żad­ne­go zna­cze­nia. Zba­wie­ni jeste­śmy “sola fide” — tyl­ko przez wia­rę, a nie przez nasze takie czy inne życie. Oczy­wi­ście — żad­ne wyzna­nie chrze­ści­jań­skie — nie zgo­dzi­ło­by się z tak rady­kal­nym posta­wie­niem spra­wy zba­wie­nia, ale bez wąt­pie­nia źró­dła takie­go myśle­nia może­my zna­leźć w pro­te­stan­ty­zmie .


Na żydow­skość myśli Szes­to­wa zwra­ca­li rów­nież uwa­gę jego komen­ta­to­rzy szcze­gól­nie ci pra­wo­sław­ni. Bier­dia­jew pisał na przy­kład do nie­go w liście “myślę, że dla Cie­bie Bóg jest zawsze Bogiem Sta­re­go Testa­men­tu. Zapo­mi­nasz, jak gdy­by, że Bóg Abra­ha­ma, Iza­aka i Jaku­ba jest tak­że Bogiem, któ­ry osta­tecz­nie obja­wił się w Synu i tyl­ko przez Syna moż­na doznać Jego bli­sko­ści”. Z dru­giej jed­nak stro­ny sama postać Chry­stu­sa nie­ustan­nie powra­ca na kar­ty prac Szes­to­wa. W jed­nym z naj­bar­dziej wstrzą­sa­ją­cych jego ese­jów “Noc get­se­mań­ska” mot­tem są sło­wa Pas­ca­la “Męki Jezu­sa będą trwać do koń­ca świa­ta i nam samym spać nie moż­na”. I wła­śnie do tych słów odwo­łu­je się Szes­tow bro­niąc się przed zarzu­ta­mi sta­ro-testa­men­to­wo­ści myśli. Mimo jed­nak zna­ko­mi­tej zna­jo­mo­ści chrze­ści­jań­stwa i nie­ustan­ne­go powra­ca­nia do intu­icji św. Paw­ła, św. Augu­sty­na czy Ter­tu­lia­na — Szes­tow nigdy do chrze­ści­jań­stwa nie doszedł. Jego spoj­rze­nie było zawsze spoj­rze­niem z zewnątrz, spoj­rze­niem czło­wie­ka, któ­ry czer­pie z intu­icji, ale nie chce przy­stą­pić do spo­łecz­no­ści. Dla­cze­go? Na to pyta­nie jedy­ną pew­ną odpo­wie­dzią może być wska­za­nie na to, że Rosja­nin zawsze chciał być samot­ni­kiem, i nie wie­rzył w nic, co moż­na by zobiek­ty­wi­zo­wać i uogól­nić, a nauka gło­szo­na przez wspól­no­ty chrze­ści­jań­skie jest już obiek­ty­wi­za­cją, racjo­na­li­za­cją i uprzy­stęp­nie­niem intu­icji, z któ­ry­mi Szes­tow się zga­dzał.


Reli­gia księ­gi


Okre­śla­jąc  spe­cy­fi­kę reli­gij­no­ści Szes­to­wa — nie moż­na nie zwró­cić uwa­gi — na jego głę­bo­ki sza­cu­nek do Pisma Świę­te­go. Zamiast zatem poszu­ki­wać kon­fe­syj­ne­go okre­śle­nia jego myśli — moż­na spo­koj­nie stwier­dzić: jego reli­gij­ność jest biblij­na, a on sam jest wyznaw­cą — reli­gii księ­gi, czy tek­stu.


Sto­su­nek Szes­to­wa do tek­stów Pisma Świę­te­go moż­na okre­ślić w spo­sób nastę­pu­ją­cy: po pierw­sze uwa­ża on, że Biblia jest doku­men­tem naj­le­piej wyra­ża­ją­cym posta­wę Jero­zo­li­my, czy­li posta­wę total­ne­go bra­ku zaufa­nia do rozu­mu, ir- i anty-racjo­na­lizm. Po dru­gie — w związ­ku z tym, że nie­któ­re tek­sty, zarów­no Sta­re­go, jak i Nowe­go Testa­men­tu — mają mniej lub bar­dziej sprzecz­ny z pierw­szym postu­la­tem cha­rak­ter, to L. Szes­tow po pro­stu ich nie zauwa­ża, uwa­ża­jąc je za “kon­tra­ban­dę” przy­nie­sio­ną na teren Jero­zo­li­my z Aten (np. wstęp do Ewan­ge­lii św. Jana). Po trze­cie, wresz­cie, autor “Sola fide” sta­ra się jak naj­bar­dziej uwy­pu­klać — sprzecz­no­ści ze zdro­wym roz­sąd­kiem czy z zasa­dą nie­sprzecz­no­ści — wszyst­kich inter­pre­to­wa­nych przez sie­bie pery­kop. Poszu­ki­wa­nie absur­du — tak moż­na by okre­ślić hasło L. Szes­to­wa.


Inter­pre­ta­cja L. Szes­to­wa cha­rak­te­ry­zu­je się zatem dale­ko posu­nię­tym irra­cjo­na­li­zmem i anty­ra­cjo­na­li­zmem. L. Szes­tow zde­cy­do­wa­nie zwal­cza wszel­ki ????? (sens, rozum), któ­ry mógł­by się poja­wić w księ­gach Pisma Świę­te­go. Jego zda­niem poja­wie­nie się takie­go sen­su, zgod­ne­go z sen­sem wła­ści­wym dla myśli grec­kiej było­by już sprze­nie­wie­rze­niem się auten­tycz­nej myśli biblij­nej. Dla­te­go też z zasa­dy odrzu­ca wszyst­kie racjo­nal­ne tłu­ma­cze­nia — cudow­nych zja­wisk wystę­pu­ją­cych w Piśmie Świę­tym, wszel­kie pró­by ura­cjo­nal­nie­nia, czy choć­by  wytłu­ma­cze­nia tych opo­wie­ści, któ­re jego zda­niem, są zupeł­nie irra­cjo­nal­ne, czy nawet z punk­tu widze­nia myśli filo­zo­ficz­nej są absur­dal­ne (np. opo­wieść o Hio­bie, czy ofia­ro­wa­nie Iza­aka). Biblia jest i musi pozo­stać, według nie­go, zgor­sze­niem dla świa­ta, musi pozo­stać irra­cjo­nal­na, a przez to rów­nież anty­ra­cjo­nal­na. Uja­śnie­nie Biblii, wytłu­ma­cze­nie jej, czy choć­by prze­tłu­ma­cze­nie jej na ter­mi­no­lo­gię hel­leń­ską, było­by już hel­le­ni­za­cją, czy­li nie­wy­ba­czal­ną zdra­dą myśli Jero­zo­li­my.


L. Szes­tow odrzu­ca w swo­ich pra­cach nawet samo poję­cie ?????‘u, uwa­ża­jąc je już za wytwór wro­giej Jero­zo­li­mie — kon­wen­cji poję­cio­wej Aten. Stąd — np. wstęp do Ewan­ge­lii św. Jana — uwa­ża za zafał­szo­wa­nie praw­dzi­we­go prze­sła­nia Pisma Świę­te­go.  Bo “prze­cież Pismo Świę­te, to nie Czwar­ta Ewan­ge­lia” .


Z takie­go posta­wie­nia spra­wy wyni­ka rów­nież frag­men­ta­rycz­ność inter­pre­ta­cji Pisma Świę­te­go. L. Szes­tow nie zaj­mu­je się inter­pre­ta­cją cało­ści Pisma Świę­te­go, ale jedy­nie jego frag­men­tów, odpo­wied­nio wybra­nych i usta­wio­nych, tak aby myśl jego, mogła się w owych cyta­tach odna­leźć. “Dla L. Szes­to­wa — twier­dzi N. Bier­dia­jew — Biblia jak gdy­by wyczer­pu­je się opo­wie­ścią księ­gi Rodza­ju o grze­chu pier­wo­rod­nym i jesz­cze nie­licz­ny­mi psal­ma­mi, frag­men­ta­mi z pro­ro­ków i księ­gi Hio­ba”  ‚. War­to jesz­cze dodać do tej listy wymie­nio­nych frag­men­tów — list św. Paw­ła do Rzy­mian (inter­pre­to­wa­ny pod pew­nym wpły­wem Mar­ci­na Lutra); frag­men­ty Ewan­ge­lii św. Mate­usza i Łuka­sza — z Nowe­go Testa­men­tu; oraz opo­wie­ści o Abra­ha­mie ze Sta­re­go. Inne frag­men­ty — jed­nak rze­czy­wi­ście L. Szes­to­wa nie inte­re­su­ją. On nie­ja­ko je igno­ru­je, czy wręcz nie­jed­no­krot­nie odrzu­ca, jako fał­szy­we.


W swo­ich inter­pre­ta­cjach, i to wyda­je się naj­waż­niej­sze, sta­ra się autor “Pote­stas cla­vium” — uwy­dat­nić to wszyst­ko, co jest nie­zgod­ne ze zdro­wym roz­sąd­kiem, zasa­dę nie­sprzecz­no­ścią, praw­da­mi i pra­wa­mi logi­ki i nauki. Inte­re­su­ją go tyl­ko te frag­men­ty, gdzie takie ele­men­ty moż­na zna­leźć. I dla­te­go — nawet naj­bar­dziej jed­no­znacz­nie prze­no­śne, lub ale­go­rycz­ne — frag­men­ty szcze­gól­nie Nowe­go Testa­men­tu, czy nawet naj­bar­dziej jed­no­znacz­nie poucza­ją­ce opo­wie­ści Sta­re­go — L. Szes­tow  — inter­pre­tu­je jed­no­znacz­nie, tak aby wydo­być ich sprzecz­ność z naszym codzien­nym myśle­niem, czy z naszy­mi praw­da­mi. Tak jest np. z tek­sta­mi doty­czą­cy­mi wia­ry “gdy­by­ście mie­li wia­rę, jak ziarn­ko gor­czy­cy…”, z powo­ły­wa­niem dzie­ci Abra­ha­mo­wi z kamie­ni i wie­lo­ma inny­mi. Rów­nież opo­wie­ści Sta­ro­te­sta­men­to­we są przez nie­go inter­pre­to­wa­ne w taki spo­sób by wydo­być imma­nent­nie w nich zawar­te sprzecz­no­ści — z naszym myśle­niem. I tak np. opo­wieść o Hio­bie — prze­sta­je być u nie­go — opo­wie­ścią o spra­wie­dli­wym i pokor­nym słu­dze Boży, czy nawet pró­bą teo­dy­cei, uspra­wie­dli­wie­nia Boga, a sta­je się opo­wie­ścią o czło­wie­ku żąda­ją­cym “powtó­rze­nia”, zwro­tu tego, co zosta­ło mu ode­bra­ne, opo­wie­ścią, któ­ra, co wię­cej — wbrew wszel­kim pra­wom logi­ki, psy­cho­lo­gii, czy nauki — koń­czy się “hap­py endem”. Podob­nie opo­wieść o ofia­ro­wa­niu Iza­aka — nie jest już opo­wie­ścią o czło­wie­ku, któ­ry abso­lut­nie zaufał Bogu, ale jest uza­sad­nie­niem dla śle­pej, opie­ra­ją­cej się na absur­dzie wia­ry, wia­ry, nie w sen­sie nawet zaufa­nia do wszech­moc­ne­go Stwór­cy, ale w sen­sie śle­pe­go pój­ścia “gdzieś”, gdzie będzie zie­mia obie­ca­na, zie­mia wia­ry.


Kry­te­rium ‚któ­re pozwa­la L. Szes­to­wo­wi odróż­niać frag­men­ty Pisma Świę­te­go, rze­czy­wi­ście wier­ne ducho­wi Jero­zo­li­my, sfor­mu­ło­wał on sam w spo­sób nastę­pu­ją­cy (on sam sło­wa te odno­sił do Mar­ci­na Lutra, ale wyda­je mi się, że bez oba­wy zafał­szo­wa­nia ich — moż­na je roz­sze­rzyć rów­nież na Pismo Świę­te) — “owym kry­te­rium jest para­dok­sal­ność gło­szo­nych sądów. Miej­sca, gdzie Luter [czy posze­rza­jąc Pismo Świę­te] mówi tak jak wszy­scy, moż­na spo­koj­nie omi­nąć. Tu Luter nie tyle opo­wia­da, ile prze­ko­nu­je — prze­cią­ga na swo­ją stro­nę naśla­dow­ców, ludz­kie sta­do (…) Lecz kie­dy tyl­ko zaczy­na mówić praw­dę o sobie [czy ujmu­jąc rzecz od stro­ny Biblii, kie­dy tyl­ko zaczy­na ona mówić, gło­sic praw­dę Jero­zo­li­my] — jego mowa sta­je się tyleż nie­zwy­kła, co nie­po­ję­ta” . I wła­śnie takich frag­men­tów szu­ka w Piśmie Świę­tym L. Szes­tow, inter­pre­tu­jąc je przy tym w taki spo­sób, aby jesz­cze moc­niej wydo­być ich absur­dal­ność, nie­co­dzien­ność, nie­po­ję­tość i irra­cjo­nal­ność.


Na zakoń­cze­nie trze­ba zwró­cić uwa­gę na jesz­cze jed­ną cechę cha­rak­te­ry­stycz­ną szes­to­wow­skie­go sto­sun­ku do Pisma Świę­te­go. Otóż — nie jest ono dla nie­go — jedy­nym miej­scem, w któ­rym Bóg się obja­wiał. Obja­wie­nie Boże — może­my zna­leźć rów­nież w innych nie uwa­ża­nych za natchnio­ne tek­stach — na przy­kład w “Zbrod­ni i karze”, “Legen­dzie o Wiel­kim Inkwi­zy­to­rze” Dosto­jew­skie­go, czy w nie­któ­rych opo­wia­da­niach Toł­sto­ja. Takie trak­to­wa­nie Biblii zde­cy­do­wa­nie odda­la Szes­to­wa od poboż­no­ści pro­te­stanc­kiej, a zbli­ża go do kwa­kier­skie­go rozu­mie­nia Pisma Świę­te­go (według Sto­wa­rzy­sze­nia Przy­ja­ciół — Biblia jest zapi­sem pry­wat­nych obja­wień ludzi żyją­cych kie­dyś, nie jest nato­miast nie­omyl­nym i jedy­nym źró­dłem wia­ry). Moż­na zatem zmo­dy­fi­ko­wać tytuł tego roz­dzia­łu — nie reli­gia księ­gi, ile reli­gia ksiąg, czy tek­stu. Bowiem bez wąt­pie­nia cała reli­gij­ność Szes­to­wa opie­ra­ła się na tek­ście spi­sa­nym. Moż­na by nawet zary­zy­ko­wać stwier­dze­nie, że sam Bóg — jest dla nie­go tek­stem, czy też pew­nym pod­skór­nym (zwy­kle nie­uświa­da­mia­nym przez same­go auto­ra) dąże­niem dane­go tek­stu. * *     *


 Żyd nie­ustan­nie cytu­ją­cy św. Paw­ła, filo­zof odrzu­ca­ją­cy rozum, czło­wiek Biblii — nie uwa­ża­ją­cy jej za jedy­ny tekst obja­wio­ny itd. — to wszyst­ko moż­na powie­dzieć o Szes­to­wie. Był on zatem bez wąt­pie­nia czło­wie­kiem pogra­ni­cza, był kimś kogo nie da się jed­no­znacz­nie zakwa­li­fi­ko­wać, ale kto cią­gle na nowo pobu­dza do myśle­nia i pojed­na­nia.


Tomasz P. Ter­li­kow­ski

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.