Modlitwa w imię Jezusa
- 1 kwietnia, 2003
- przeczytasz w 15 minut
W czasie swej mowy pożegnalnej Jezus powiedział do Apostołów: W owym zaś dniu o nic Mnie nie będziecie pytać. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje. Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: Proście, a otrzymacie (wszystkie podkreślenia w cytatach J.K.), aby radość wasza była pełna (J 16, 23–24). To zaś, co Jezus powiedział do swoich uczniów, odnosi się do chrześcijan wszystkich czasów, a więc także do nas. Zatem i dzisiaj imię Jezusa jest tak samo pełne mocy.
W imię Jezusa
Chrześcijanin zawsze winien pamiętać słowa św. Jana: Przykazanie zaś Jego jest takie, abyśmy wierzyli w imię Jego Syna, Jezusa Chrystusa, i miłowali się wzajemnie tak, jak nam nakazał (1 J 3, 23). To właśnie imię Jezusa, wypowiedziane przez Piotra, sprawiło, że chromy zaczął chodzić: Nie mam srebra ani złota (…), ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź! (Dz 3, 6). Stało się tak, ponieważ imię Jezusa oznacza zbawienie, a zbawienie to nie tylko „powtórne narodzenie” (por. J 3, 3), lecz także uzdrowienie fizyczne, duchowe, ochrona przed złem, zupełna odnowa całego człowieka.
Oczywiście nie należy się spodziewać, iż imię Jezusa zadziała automatycznie, tylko dlatego, że je wypowiemy. To by była magia. Jednakże wtedy, gdy wierzymy w moc imienia Jezusowego, ufamy i modlimy się oraz odwołujemy się do niego, zawsze będziemy świadkami różnych znaków. Dzieje Apostolskie opowiadają, że Filip, gdy głosił Ewangelię, mówił o imieniu Jezusa: Lecz kiedy uwierzyli Filipowi, który nauczał o królestwie Bożym oraz o imieniu Jezusa Chrystusa, zarówno mężczyźni, jak i kobiety przyjmowali chrzest (Dz 8, 12). W ten sposób Bóg podkreśla, co to imię z sobą niesie i czego może dokonać w osobie wierzącego, który w nie ufa i zna jego moc.
Jest jeden podstawowy warunek, który trzeba spełnić, aby móc powoływać się na imię Jezusa: konieczne jest narodzenie się na nowo. Ci, którzy nie chcą się nawrócić, nie mają prawa powoływać się na Jego imię. Słowo Boże mówi, że ci, którzy wzywają Jego imienia i wyznają Go jako Pana, będą zbawieni. Gdy więc przyjmiemy Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela, możemy odwoływać się do Jego imienia. Możemy czerpać ze wszystkiego, co Bóg obiecał swoim dzieciom. On zaś obiecał, że nasza modlitwa będzie wysłuchana ze względu na to imię.
Odwoływanie się do imienia Jezusa daje nam władzą nad szatanem. Bóg dał nam w Duchu władzę nad Zwierzchnościami i Władzami, dał nam moc, by zwracać się do nich, nakazując im odejść. Złe moce są świadome tego, że Jezus je pokonał, gdy umarł na krzyżu, dlatego liczą się z Jego imieniem. Cały świat złych duchów zwraca uwagę na imię Jezusa, lekceważy natomiast tych, którzy używają tego imienia, nie wiedząc, co ono oznacza. Nic nie dało powoływanie się na imię Jezusa siedmiu synom niejakiego Skewasa, arcykapłana żydowskiego. Zły duch odpowiedział im: „Znam Jezusa i wiem o Pawle, a wy coście za jedni?” I rzucił się na nich człowiek, w którym był zły duch, powalił wszystkich i pobił tak, że nadzy i poranieni uciekli z owego domu (Dz 19, 15–16).
Jezus pokonał szatana, złamał ostrze jego broni, powstał z martwych i zasiadł po prawicy Ojca. Następnie powrócił do swoich uczniów i rzekł do nich: Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi (Mt 28, 18). Jego słowa można tak sparafrazować: Została Mi dana wszelka władza, pokonałem moc szatana na ziemi i odzyskałem wszystko, co on sobie zawłaszczył. W ten sposób Ja stałem się jedynym władcą we wszechświecie. Dlatego wam mówię: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im to szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie” (Mk 16, 15 ‑18).
Jeśli nie narodziliśmy się na nowo, jeśli nie nawróciliśmy się, nie mamy prawa odwoływać się do imienia Jezusa. Tylko człowiek narodzony na nowo ma do tego prawo. Nie musimy być duchowymi olbrzymami, gdyż powtórne narodzenie, czyli nawrócenie samo w sobie upoważnia nas do powoływania się na to imię. Warto pamiętać, że najmniejszy członek Kościoła ma szatana pod stopami, ponieważ całe Ciało Chrystusa jest ponad diabłem. Jezus Chrystus zniszczył go, zdeptał jego głowę, rozgramiając duchowe Zwierzchności, które teraz są pod Jego stopami (por. Kol 2, 15).
Nie ma znaczenia, które miejsce zajmujemy w hierarchii Jego Ciała. Zawsze jesteśmy ponad mocami ciemności. Nie patrzymy na nie z dołu, lecz stoimy ponad nimi. Wyznając Jego imię patrzymy na nie z góry. One muszą zgiąć kolana nie dlatego, że jesteśmy tak duchowo mocni, lecz dlatego, że jako dzieci Boże powołujemy się na Jego imię, co daje nam nad nimi władzę. Szatan musi uciec przed tym imieniem, musi poddać się, a my dzięki temu jesteśmy w pozycji zwycięzcy. Kiedy odwołamy się do Jego imienia jak Piotr, będziemy w stanie powiedzieć: Srebra i złota nie mam (por. Dz 3, 6). Piotr chciał nas przez to przekonać, że zostaliśmy napełnieni Duchem Świętym i upoważnieni, by działać tutaj na ziemi w zastępstwie Jezusa; że otrzymaliśmy zarówno moc, jak i autorytet.
Te dwa słowa mają różne znaczenia. Moc jest zdolnością, by dokonywać konkretnej rzeczy. Jezus powiedział: … gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami… (Dz 1, 8). Powiedział także: Dana Mi jest wszelka władza… Idźcie więc… (Mt 28, 18–19). Jesteśmy więc posłańcami wypełnionymi Duchem Świętym, jesteśmy ambasadorami, którzy przemawiają w zastępstwie Boga w imieniu Jezusa. Mamy zarówno autorytet, jak i moc. Diabeł musi uciec z miejsc, w których się znajdujemy i nie powróci, jeśli nie przestaniemy wierzyć w to, co oznacza imię Jezus. Dlatego też Pismo wyraźnie nakazuje nam wierzyć w Jego imię (por. 1 J 3, 23). Mamy wierzyć w to, co Jego imię zawiera i wzajemnie kochać się tak, byśmy nie znaleźli się w sytuacji, w której nie będziemy mieć prawa odwoływać się do Jego imienia. Gdy jesteśmy otwarci na działanie Ducha i wszystkich ludzi przyjmujemy z miłością, możemy skutecznie odwoływać się do imienia Jezusa.
Popatrzmy teraz, jaką rolę imię Jezusa odgrywa w modlitwie. Można się do niego odwoływać, gdy modlimy się o swoje własne potrzeby, ale także we wstawiennictwie za innych, czy też przy wypędzaniu demonów oraz wysławianiu Boga. To tylko kilka sytuacji, w których powinniśmy się odwoływać do Jego imienia. Kiedy wstawiamy się za kimś lub modlimy się o swoje własne potrzeby, nie musimy ciągle powtarzać imienia Jezusa. Trudno z kimś rozmawiać i wciąż powtarzać jego imię. Takiego zachowania nie można jednak całkowicie wykluczyć. Są bowiem chwile, w których dialog sprowadza się do jednego słowa, które wtedy wyraża wszystko.
Podobnie jest w życiu duchowym. Trzeba prosić Pana, byśmy zawsze byli świadomi, co Jego imię oznacza. Nie o to bowiem chodzi, abyśmy je nieustannie, lecz bez większej uwagi wymawiali. Jednak gdy chcemy wychwalać Pana, ciągłe przychodzić do Jezusa, to możemy powtarzać Jego imię i doświadczać jego zachwycającego piękna. Autor Listu do Hebrajczyków (13, 15) przekonuje nas, że powinniśmy wychwalać imię Jezusa. Możemy zwyczajnie postępować tak, jakbyśmy rozmawiali z ukochaną osobą: O Jezu, kocham Cię. Jezu, jesteś wspaniały. Dziękuję Ci, Jezu. W taki to sposób możemy żyć imieniem Jezusa. Musimy jednak pamiętać, żeby nie powtarzać tego imienia tak, jakby to była magiczna formuła. Gdy jednak to imię wymienimy z wiarą choćby jeden raz, to wystarczy, żeby całe niebo zwróciło na nas swą uwagę. Jezus powie wtedy: Tak, usłyszałem twoją modlitwę. To jest właśnie to, co ci obiecałem. Ojciec da ci wszystko, o co Go poprosisz z wiarą w moje imię. W takiej sytuacji możemy zupełnie nie zwracać uwagi na to, ile czasu upłynie, zanim otrzymamy odpowiedź. Jego imię, na które się powołaliśmy, jest wystarczającą gwarancją, że ona nadejdzie.
Karol Wojtyła był kiedyś znanym wąskiemu gronu ludzi księdzem. Gdy został biskupem, to grono ludzi, któremu był znany, powiększyło się. Iluż jednak ludzi na całym świecie udałoby się wtedy przekonać, żeby zapamiętali to nazwisko? Gdy został wybrany na papieża, wszyscy pytali: kto to? skąd on jest? A teraz? Teraz jego imię z pewnością jest najbardziej znane na świecie. Nie byłoby tak, gdyby nie rola, jaką każdy następca św. Piotra odgrywa w świecie i osobowość konkretnego papieża Jana Pawła II. Wszyscy wiedzą, co znaczy imię Jan Paweł II. Oznacza ono osobę i dzieło. Za tym imieniem kryje się konkretna rzeczywistość, konkretne działanie. To imię wpisane jest głęboko we współczesne dzieje świata. Bez tego imienia, bez tej osoby świat miałby inne oblicze. A przecież był taki czas, że imię to niewiele ludziom mówiło. A teraz jest ono wielkim symbolem.
Podobnie rzecz się ma z imieniem Jezusa. To imię, które nosił syn cieśli, w tamtych czasach nie miało większego znaczenia. Wielu mężczyzn je nosiło. Nie było niczego nadzwyczajnego w tym imieniu, dopóki Jezus Chrystus nie udowodnił, że jest więcej niż człowiekiem, dopóki nie zwyciężył śmierci, piekła i szatana. W ten sposób wywalczył dla siebie honorowy tytuł — swoje imię, które mówi, że Jahwe jest zbawieniem. Istniejąc w postaci Bożej uniżył samego siebie i był posłusznym Ojcu aż do śmierci na krzyżu. Dzięki temu zniszczył dzieła diabła. Odniósł triumf nad śmiercią, wziął na siebie nasze grzechy łącznie z naszymi chorobami, dolegliwościami i całą naszą nędzą. Dlatego Bóg wywyższył Go ponad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie inne imiona. To wszystko, kim Jezus jest i co uczynił, streszcza się w imieniu Zbawiciel.
Tak więc Jezus stał się nosicielem swojego wielkiego imienia na dwa sposoby. Z jednej strony zostało Mu ono nadane przy narodzinach (por. Łk 1, 31), a z drugiej darowane przez Boga: Dlatego też Bóg Go ponad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych (Flp 2, 9 ‑10). Poprzez swoją śmierć i zmartwychwstanie Jezus zwyciężył szatana i skruszył jego moc na wieki. Odebrał szatanowi klucze śmierci i ogłosił: Byłem martwy, lecz teraz żyję. Chrystus ma imię ponad wszelkie inne imiona, ponieważ zdobył je poprzez swoje uniżenie.
Wiele z naszych modlitw wyraża nasze troski. Modlimy się i martwimy, martwimy się i modlimy. Ten stan trzeba przełamywać, przypominając sobie, co nam Bóg obiecał i we wszystkich naszych prośbach odwołać się do imienia Jezusa z przekonaniem, że całe niebo i ziemia się z nim liczą. Wszelkie sprawy na ziemi, wszystko, co tylko można nazwać, musi zgiąć swoje kolana przed imieniem Jezusa, które jest ponad wszystkim. Imię „trudności” muszą zgiąć swoje kolana przed imieniem Jezusa. Imię „choroba” musi zgiąć swoje kolana przed imieniem Jezusa. Imię „rozpacz” musi zgiąć swoje kolana przed imieniem Jezusa. To imię jest ponad wszystkim, cokolwiek może nam zagrażać. Gdy więc z wiarą odwołujemy się do imienia Jezusa, każda z naszych przeszkód musi przed nim zgiąć swoje kolana.
*****
Podstawowym zadaniem człowieka religijnego jest modlitwa. Powinniśmy się modlić często, jak najczęściej, a nawet nieustannie (por. Łk 18, 1; 1 Tes 5, 17). Modlitwa zaś nie jest niczym innym, jak wzywaniem imienia Pańskiego, a Panem — jak wiemy — jest Jezus (por. 1 Kor 12, 3). Powinniśmy więc nieustannie wzywać imienia Jezusa. Tak więc z tych dwóch biblijnych postulatów: żeby modlić się nieustannie oraz żeby w modlitwie wzywać imienia Jezusa, wyrasta praktyka tzw. modlitwy Jezusowej. Na wszystko można znaleźć jakiś sposób, żeby więc modlić się nieustannie, skorzystano z pomocy naturalnej, a jednocześnie nieustannej czynności, jaką jest nasz oddech. Trzeba więc, z pomocą Ducha Świętego wybrać już istniejącą, albo wypracować własną formułę tej modlitwy, własną inwokację z wplecionym w nią imieniem Jezusa, a następnie podjąć praktykę i konsekwentnie w niej trwać. Taka praktyka nigdy nie jest bezowocna. Warto więc spróbować zakosztować tych owoców, do czego z całym przekonaniem zachęcam. O tego rodzaju praktyce wspomnę nieco szerzej w rozdziale Zbroja duchowa.
Zmiana przeszłości
Bóg w swoim pierwszym wiekuistym spojrzeniu — gdybyśmy tu w ogóle mogli przyjąć jakieś pierwsze spojrzenie! — wszystkie rzeczy ujrzał, tak, jak miały zaistnieć; w tym samym spojrzeniu zobaczył, kiedy i jak miał stworzyć świat, kiedy Syn miał się stać człowiekiem i cierpieć. Zobaczył najmniejszą nawet modlitwę i dobry uczynek, które ludzie mieli pełnić, wiedział też, które modlitwy i pobożne ofiary miał wysłuchać, wiedział, że jutro będziesz Go usilnie wzywał, a twojego wołania i modlitwy On wysłucha nie dopiero jutro, gdyż wysłuchał ich jeszcze w swej wieczności, nim jeszcze stałeś się człowiekiem. Ale jeśli twoja modlitwa nie jest usilna i gorąca, Bóg nie odrzuca cię dopiero teraz — uczynił to już w swej wieczności.
Mistrz Eckhart
Obojętnie jak to nazwiemy: modlitwą, medytacją, kontemplacją, czy jeszcze inaczej, chodzi o jedną rzeczywistość, wyrażającą naszą relację do świata. Każdy inaczej będzie ją tłumaczył, w zależności od światopoglądu, który wyznaje. Niezależnie od tego w jaki sposób modlitwa spełnia swoją rolę — poprzez Boga, czy też „bezpośrednio” — wszyscy są przekonani o jej potrzebie i potrafią wskazać niektóre jej skutki. Stojąc pomiędzy tymi, którzy usiłują dociec istoty tej wspaniałej rzeczywistości, ufam, że uda mi się to uczynić choćby w minimalnym stopniu.
Misterium stworzenia
Bóg stworzył świat i ciągle na nowo go stwarza. Wszelkie zmiany w świecie są wyrazem coraz to innych aktów stworzenia, są ich spełnieniem. Można to porównać do taśmy filmowej, gdzie każdy kadr niesie z sobą coraz to nowe zmiany w całej rzeczywistości filmu. Poszczególne kadry można oddzielić od siebie i wskazać miejsce nieprzedstawiające żadnej treści filmowej. Prostym i doskonałym przykładem znajdowania takich miejsc „pomiędzy” jest świat liczb, gdzie — dla przykładu — między zerem i jedynką można umieścić nieskończenie wiele ułamków, pozostawiając w liczniku jedynkę i za każdym razem zwiększając mianownik. Odwoływanie się do podobnych przykładów jest tym uzasadnione, że szuka się jak najlepszych analogii, ukazujących ciągłość następujących po sobie wydarzeń. Jednakże między dwoma aktami stworzenia nie można umieścić trzeciego, a skoro tak, trudno też mówić o poszczególnych aktach, oddzielając je od siebie. Zatem to nie dwa akty stworzenia, lecz jeden, to nie milion aktów stworzenia, lecz jeden akt. Ciągle zmieniający się świat, a jednak jeden akt stworzenia, obejmujący całe jego dzieje.
Preegzystencja świata i człowieka
Świat, który widzimy, „istniał” kiedyś jako odwieczna myśl Boża, w prostocie Jego Umysłu. Istniał tam nie tylko w takiej formie, w jakiej pojawił się wtedy, gdy Bóg powiedział: „Niech się stanie”, lecz w całej swej rozciągłości czasowej i w swej „inności” od Boga. W Bożym Umyśle dokonała się cała ewolucja wszechświata. Tam pojawił się człowiek ze swoją wolną wolą i możliwością wpływania na losy świata. Tam — już „dawno temu” — dokonała się ewolucja, której światkami teraz jesteśmy. Bóg stwarza świat zgodnie z aktualną wolą człowieka, chociaż nie teraz ją poznaje, albowiem znał ją już w wieczności. Bóg więc zna przyszłe losy świata, mimo że ma na nie wpływ wolna wola człowieka, człowiek zaś nie zna ich, chociaż w dużej mierze jest ich autorem. Taka wizja preegzystencji człowieka wynika z naszej świadomości zdeterminowanej kategorią czasu. Wieczność nie istnieje „przed” czasem, lecz współistnieje z nim. Te dwie rzeczywistości łatwo od siebie rozdzielić, trudno jednak wytłumaczyć jedną w oparciu o drugą. Bóg stworzył świat i stwarza go nieustannie. Zatem świat nie tylko wyłonił się z Wieczności, lecz wciąż z Niej wyrasta. Wydaje się więc, że człowiek istnieje jednocześnie jako idea-myśl w Bożym Umyśle, a także jako realny byt — w obu wymiarach w tym samym miejscu dzięki substancjalnej obecności Boga w każdym bycie stworzonym, dzięki przenikaniu czasu przez Wieczność. Zatem nic nie stoi na przeszkodzie, aby ewolucję człowieka, dokonującą się w Wieczności, w Bożym Umyśle, potraktować jako proces równoległy do jego ewolucji w wymiarze bytu stworzonego. Jednak dla łatwiejszego zrozumienia tego zagadnienia można te dwa fakty rozgraniczyć utrzymując, że to, co już się dokonało, jest wzorem dla tego, co się obecnie dzieje. Albo odwrotnie: to, czego teraz jesteśmy świadkami, już „kiedyś” dokonało się w świecie Bożych myśli.
Stwórcze możliwości człowieka
Biorąc pod uwagę podwójny charakter wszech-ewolucji, trzeba zauważyć, że to, co ma teraz miejsce, „działo się” już wcześniej w Bożym Umyśle. Nie ma żadnej myśli, żadnego słowa, ani żadnego czynu, który by tam „wcześniej” nie istniał. Tam był Bogu znany i tam uczyniony — przez człowieka. Ten porządek obowiązuje również modlitwę, będącą aktem ludzkiego ducha. Nie jest ona wysłuchiwana przez Boga w chwili, w której człowiek się modli: jej stwórcza moc wynika z faktu, że została wysłuchana wcześniej, zanim jeszcze człowiek realnie zaistniał. Dzięki temu Bóg mógł uzależnić losy człowieka od charakteru i siły jego modlitwy. Każdy z nas poprzez modlitwę kształtuje swój los. Bóg bowiem stwarza nas, biorąc pod uwagę prośby, jakie do Niego zanosimy.
Jeśli Bóg wysłuchuje nasze prośby, to nie znaczy, że wkracza nagle w dzieje świata. On bowiem słyszał każdą modlitwę już w wieczności i od niej uzależnił bieg wydarzeń. Nam zaś, którzy doświadczamy chronologii próśb i ich spełnień, wydaje się, że wkroczył w nasze dzieje dopiero teraz. Należy również zaznaczyć, że Bóg wysłuchuje nasze modlitwy także wtedy, gdy ich skutków nie potrafimy dostrzec. Każda prośba jest wysłuchana, choć formę jej spełnienia poznajemy najczęściej nie od razu, lecz zwykle później, w zależności od stopnia zdobytej mądrości, albo dopiero z perspektywy życia wiecznego.
Ponadczasowa skuteczność modlitwy
Skoro tak wiele od nas zależy, nie powinniśmy rezygnować z możliwości kierowania losami świata. Chociaż modlitwa dokonuje się w czasie, działa na świat spoza czasu. Tym samym można nią objąć każde miejsce w każdym czasie. Pomijając w życiu modlitwę, rezygnujemy z naszej stwórczej mocy. Jeżeli nie będziemy się modlić, nie wydarzy się wiele dobrych rzeczy. Bóg widzi — czy też dostrzegł już w wieczności — nawet najmniejszy z naszych czynów oraz każdą modlitwę, którą do Niego zanosimy. I od tej modlitwy uzależnia On kierunek przemian w świecie. Ponieważ Bóg wysłuchuje naszą modlitwę poza czasem, w wieczności, możemy poprzez nią dotrzeć do wszystkich wydarzeń (do tych, które już minęły, albo do tych, które jeszcze nie nastąpiły), a także wszystkich ludzi (zarówno tych, którzy umarli, jak również tych, którzy dopiero się narodzą). Czy twierdzenie, że świat istnieje jeszcze tylko ze względu na modlitwę ludzi, którzy się na nim dopiero pojawią, albo że istnieje on właśnie dla nich, a my żyjemy dzięki nim, koniecznie trzeba uznać za zbyt „odważne”? Nie można przecież wykluczyć, że kaci oświęcimscy zdecydowaliby się niegdyś na jeszcze większe upodlenie, gdyby nie ekspiacyjna modlitwa zanoszona za nich dzisiaj przez wielu ludzi na całym świecie. Próba dostrzeżenia wszelkich nici wiążących naszą modlitwę z losami ludzi i świata stoi na drodze poszukiwania prawdy. A świadomość, że modlitwą dokonującą się tu i teraz można objąć wszystkie czasy i wszystkie przestrzenie, wszystkie serca i wszystkie wydarzenia, powinna nas skłonić do większej odpowiedzialności za wszystko, co istnieje, a co za tym idzie — do częstszego sięgania po ten niezwykły środek.