Psalm 28 — Przywłaszczenie Boga
- 29 października, 2006
- przeczytasz w 3 minuty
Był dobrym człowiekiem. Wychował się w katolickiej rodzinie, w każdą niedzielę chodził do kościoła. Nienawidził komunistów i innych lewaków. Oczywiście liczyła się dla niego Polska. W końcu pamiętał słowa: „Bóg, Honor, Ojczyzna”.
Do Ciebie, Panie, wołam, Skało, moja,Nie bądź wobec mnie głuchy, (..)Nie gub mnie z występnymii z tymi, co czynią nieprawość(…).
Ojciec rodziny – to pierwsze, co można o nim powiedzieć. Wychowywał trzech chłopaków. Jak to się mówi: żyły sobie dla nich wypruwał. Nie zawsze dobrze im się wiodło, często musiał dłużej pracować, brać nadgodziny, czasem chwytał się jakiejś „fuchy”. Żona nie pracowała, w końcu musiała zajmować się domem. Wszyscy wiedzieli, że utrzymanie rodziny jest na jego głowie. Starał się aby wiodło im się jak najlepiej. Ale przecież pieniądze to nie wszystko i on doskonale o tym wiedział.
Zawsze starał się przekazać dzieciakom to, co w życiu najważniejsze. Nauczył synów kochać rodziców, mieć szacunek dla starszych, nauczył ich tego, że tylko ciężką pracą można coś w życiu osiągnąć. I chyba był dobrym ojcem i nauczycielem bo nie prawił chłopakom morałów tylko pokazywał im „co i jak” na przykładach z życia. Ot, choćby kiedyś w majowe niedzielne popołudnie. Wracali właśnie całą rodziną z kościoła. Zaczepiła ich starsza kobieta i poprosiła o parę groszy. Mówiła, że potrzebuje na jedzenie, na leki. Wspomniała parę razy, że modli się do Boga aby coś odmieniło się w jej życiu. Właśnie tym go zdenerwowała i nie dał jej paru groszy, które już trzymał w dłoni.
Co ona sobie myślała? Przecież wszyscy na ich małym osiedlu wiedzieli, że nie jest katoliczką, że jeździ gdzieś do kościoła w drugi koniec miasta. Mówili, że modli się w niemieckim kościele. Takiej pieniądze się nie należą bo bezczelna śmiała jeszcze wspomnieć o Bogu. Przecież ona Go nie zna. Powiedział synom co o tym wszystkim myśli.
Synowie wiedzieli, co to jest szacunek dla człowieka, wiedzieli, dzięki ojcu, komu się on należy. Na pewno nie sąsiadce z drugiego piętra bo żyje z jakimś facetem bez ślubu, na pewno nie tym z trzeciego bo tyle lat po ślubie i dzieci nie mają więc pewnie ona usuwała albo lata do lekarza po tabletki antykoncepcyjne; no i nie dwóm chłopakom z następnego bloku, którzy mieszkają razem bo pewnie… zresztą szkoda gadać. Wiedział, że ich wszystkich spotka kara. Że Bóg ich nienawidzi.
Pan jest mocą zbawczą dla swojego ludu, twierdzą zbawienia dla swojego pomazańca.
Trzymał ze swoimi. Należał nawet do jednego z ruchów narodowych więc często jeździł na pielgrzymki i modlił się za ojczyznę. Nie był już w formie (w końcu już nie te lata i nie te siły) aby jeździć na manifestacje i pokazywać „obcym”, gdzie ich miejsce ale zawsze kibicował kolegom, którzy bronili Polski, rodziny i katolicyzmu.
Cieszył się, że jego rodzinie całkiem dobrze się wiedzie. Wierzył, że nad takimi jak on czuwa Bóg i Jego Opatrzność. W końcu pobożności mu nie można było odmówić więc czemu miałoby być coś źle? Kilku osobom z jego dalszej rodziny los rzucał kłody pod nogi. On wiedział czemu – nie żyli po bożemu, bezczelnie grzeszyli. Nie to co on, przy nim zawsze blisko jest Bóg. Wolał trzymać się od nich z daleka. Grzesznicy.
Każdy kiedyś odchodzi więc i na niego przyszła kolej. Rodzina rozpaczała ale sprawnie zorganizowano pogrzeb. Zwyczajowo rozwiesili na okolicznych blokach klepsydry. W kaplicy i przy grobie stanęła maleńka garstka osób. Zaledwie kilka osób z rodziny, nikogo z sąsiadów. Może nie przyszli bo nie mieli Boga w sercu?