Psalm 34 — Chcę błogosławić Pana w każdym czasie, na ustach moich zawsze Jego chwała.
- 10 stycznia, 2004
- przeczytasz w 1 minutę
Pragnął zawsze trwać przy Stworzycielu, a o Jego dobru i miłości mówić wciąż całemu światu. Uśmiechał się ku Niebu, śmiał nawet twierdzić, że czuje na sobie Jego spojrzenie. Mawiał, że bezsensownym musi być życie bez Niego i bez radosnej świadomości, że jest się pod Jego najpewniejszą i najczulszą opieką.
A potem przydarzyło się mu COŚ. COŚ bardzo złego, bolesnego. Gdy otrząsnął się z największego bólu, zaczął z niedowierzaniem roztrząsać swoje położenie. Jak to? Właśnie ja? Mnie? Dlaczego?
W cierpieniu i uczuciu osamotnienia płakał i już miał złorzeczyć, gdy… jego „złamany duch” uległ podszeptowi: „Wiele nieszczęść spada na sprawiedliwego; lecz ze wszystkich Pan go wybawia.”
Zawstydził się swoją rozpaczą. Pojął, że stworzył sobie z własnej bogobojności bufor bezpieczeństwa – nie dopuszczał myśli, że Zły podejdzie i do niego. I że się będzie z niego naigrywać…
Poczuł strach. Bał się teraz nie tyle Złego, co tego, że odstąpił od Pana i swojej bogobojności. Wszak przed chwilą chciał nawet bluźnić…
Zapłakał pragnąc znów odnaleźć Boga. A Pan go „(…)wysłuchał i uwolnił od wszystkich przeciwności (…)” i „wszelkiej trwogi”.
Wówczas zrozumiał, że Ci, którzy wbrew wszystkiemu złu szukają Pana, są syci dobrem i niczego im nie zabraknie – znajdują bowiem prawdziwe szczęście. I że bojaźń Boża jest kluczem do radości w Panu, choć krzywda, czy cierpienie. Pojął, że tylko w nieustannym błogosławieniu Pana może prawdziwie istnieć. Człowiek.