Psalm 38 — Kto z was jest bez grzechu?
- 13 lipca, 2004
- przeczytasz w 3 minuty
(…)nie ma nic zdrowego w kościach moichz powodu grzechu mojego. Winy moje bowiem wyrosły ponad głowę moją, Są jak wielki ciężar, zbyt ciężki dla mnie. Rany moje cuchną i ropieją Z powodu głupoty mojej.
Cierpienie dotyka nas wszystkich. Przeżywamy je na różne sposób i w różnych formach. Od zawodów miłosnych, po ból z powodu śmierci najbliższych. Od bólu głowy po bóle porodowe. Przychodzi nam cierpieć z powodu choroby, dramatów osobistych, krzywdy wyrządzonej przez innych.Przyczyną naszego cierpienia może być jednak także nasz grzech, zło, które wyrządzamy innym czy sobie. O ile w chorobie czy cierpieniu niezawinionym łatwiej jest znaleźć osoby, które otoczą nas swoją troską, empatią, miłością, o tyle wtedy, gdy cierpimy z powodu swojej głupoty, najczęściej spotkamy tylko ludzi którzy zpolitowaniem kiwają nad namigłową.
Cały dzień chodzę w żałobie. Ogień pali lędźwie moje I nie ma zdrowego miejsca na ciele moim. Jestem osłabiony i bardzo przygnębiony, Krzyczę, bo wzburzone jest serce moje. Panie, przed tobą są wszystkie pragnienia moje, A westchnienie moje nie jest zakryte przed tobą. Serce moje bije gwałtownie, Opuszcza mnie siła moja, A nawet światło oczu moich zanika.
Mario jest Chilijczykiem. W Polsce był od 3 lat, ale znał nasz kraj tylko z dwóch miejsc. Z lotniska Okęcie, na którym wylądował i z jednego z warszawskich więzień. W Chile “pracował” w jednym z narkotycznych gangów. Nie był zwykłym “żołnierzem”. Miał swój “służbowy samochód” i osobistą ochronę. Do Polski przyleciał z misją zdobycia nowych “rynków zbytu”. Miał przy sobie skrzętnie ukryte narkotyki. Na lotnisku w Warszawie czekała już na niego policja. Nie wiedział jak to się stało, czy został “wystawiony”, czy tez to Interpol rozpracowywał ich siatkę w Europie.
Poznałem go w jednym z warszawskich więzień. Od roku przychodził na spotkania biblijne organizowane w świetlicy więziennej. Przeżył w więzieniu dramatyczne nawrócenie. Upokarzany przez więźniów, wyrwany z wygodnego życia, daleko od kraju, języka ojczystego, szukał ratunku w Bogu. Miał głęboką świadomość, ze krzywdził tysiące ludzi uczestnicząc w sprzedaży narkotyków, czy innej przestępczej działalności. Nie szukał wymówek, wiedział, ze należy mu się te więzienie. Nie usprawiedliwiał się, tak jak często inni więźniowie.
W tobie bowiem, Panie, pokładam nadzieję moją; Ty odpowiadasz, Panie, Boże mój! Bo pomyślałem: Niech się nie cieszą ci, Którzy wynoszą się nade mnie, Kiedy potknie się noga moja, Ja bowiem jestem bliski upadku I ból mój stale jest przede mną. Wyznaję winę moją. Niepokoję się z powodu grzechu swego.Gdy rozmawia się z więźniami, przeważnie ma się wrażenie, ze siedzą tam sami niewinni! Wszyscy wokół zawinili — prokurator, adwokat, świadkowie, społeczeństwo — tylko nie oni! Ale do czasu. Gdy przychodzi moment na szczerą rozmowę, na zwiastowanie Słowa Bożego i nadchodzi Duch Święty w swojej mocy, On wtedy przychodzi z taką siłą, że jest wstanie złamać nie tylko cedry Libanu, ale najzatwardzialsze serce skruszyć.
Widać wtedy, jak zadziorne, pewne siebie twarze — miękną, oczy zaczynają zachodzić łzami, wargi drżą, niektórzy głośno płacząc nie myśląc o tym, że inni patrzą. To jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie widziałem. Recydywiści, bezlitośni, zatwardziali bandyci — płaczą jak dzieci — prosząc Boga o miłosierdzie, o nowe życie.
Mario był jednym z nich. I Bóg go prawdziwie złamał. Pamiętam jak modliliśmy się regularnie o łaskę Bożą dla Mario, i oto cud nadszedł. W tym czasie zmienił się chilijski konsul w Polsce. Nowy konsul, człowiek głęboko wierzący postarał się o darowanie Mario reszty kary. Mario wróciłdo domu. Dzisiaj cieszę się, gdy na święta przychodzi pocztówka z egzotycznego Chile
Nie opuszczaj mnie, Panie, Boże mój! Nie oddalaj się ode mnie! Śpiesz mi z pomocą, Panie, zbawienie moje!
Za Jezusem chodzili sami winni, mieli świadomość swojego grzechu. U niego szukali ukojenia, przebaczenia, przede wszystkim — miłości. To oni się do niego garnęli, nie święci, pobożni, ale przede wszystkich złodzieje, zdrajcy, prostytutki, biedota niedouczona, sam “margines” społeczny. To oni szli za nim, oni też później w większości tworzyli pierwszy kościół. Już wtedy łaska i miłosierdzie Chrystusa była skandalem w oczach “pobożnych”.
A Jezus szukał właśnie takich, umęczonych swoim własnym grzechem, nie dbał o reputacje “pobożnego” rabina. On przyszedł przecież do winnych nie do “pobożnych”. To mu miały za złe elity religijne, ale zdrowi przecież Lekarza nie potrzebują.
Do kogo dzisiaj my przychodzimy? Z kim się zadaje Kościół a z kim zadawać się nie chce? Na kim nam zależy a kim się brzydzimy? Czy naśladujemy w tym Chrystusa czy raczej biblijnych faryzeuszy?