Śmiać się czy płakać?
- 13 lipca, 2003
- przeczytasz w 8 minut
Wiem, że w Polsce i w innych europejskich krajach mówi
się, że protestantyzm w Brazylii jest wspaniałym przykładem wspólnoty rosnącej w
siłę liczebną i jakościową. Tymczasem nie wszystko jest w nim tak piękne i godne
naszych oklasków i naśladowania. Jako że ponad 3/4 wspólnot protestanckich w
Brazylii to różni zielonoświątkowcy i neo-zielonoświątkowcy, przy omawianiu
problemów stojących przed brazylijskim protestantyzmem postanowiłem oprzeć się
na artykule jednego z przywódców właśnie tych, a nie innych Kościołów.
Od lat, a dokładniej od początku mojego pobytu w Brazylii (1992 r.), jestem wiernym czytelnikiem protestanckiego, ale niezwykle ekumenicznie otwartego czasopisma “Ultimato”. Wczoraj znalazłem w skrzynce pocztowej jego ostatni numer i jak zwykle, zacząłem rozczytywać się w zawartych w nim artykułach. Po tej lekturze chciałbym przybliżyć czytelnikom Magazynu Ekumenicznego “Semper Reformanda” tekst z ostatniego numeru “Ultimato” (lipiec — sierpień 2003), który został napisany przez Ricardo Gondima, pastora zielonoświątkowego Kościoła Zgromadzenia Bożego Betesda w Brazylii. Mieszka on w Sao Paulo, jest autorem licznych książek i artykułów. Tekst nosi tytuł “Cztery wydarzenia i wiele niepokoju”. Ricardo Gondim opisuje cztery przykładowe wydarzenia, które, niestety, nie są wyjątkiem, ale wręcz coraz częściej regułą protestantyzmu w Brazylii:
Pierwsze wydarzenie dotyczy pani pastor Miriam Silva z Sao Paulo, która obwieściła wszem i wobec, że określonego dnia w jej kościele wydarzy się coś niespodziewanego. Jak to w takich przypadkach bywa, we wskazanym przez panią pastor dniu nie zabrakło sporego tłumku wiernych i ciekawskich. Wszyscy, śpiewając kościelne pieśni wzywające zebranych do walki, oczekiwali w napięciu zapowiedzianych, niezwykłych wydarzeń. Nagle drzwi się otworzyły i w towarzystwie kilku swych pomocników weszła pani pastor. Była ubrana w wojskowy mundur, a w ręku dzierżyła prawdziwy bagnet. Zgromadzony lud w coraz większym uniesieniu śpiewał “bojowe” pieśni religijne. Tymczasem otworzyły się inne drzwi i pojawiło się sześciu mężczyzn niosących na ramionach trumnę. Złożyli ją w specjalnie przygotowanym miejscu. Ludzie, już pobudzeni ciekawością i bojowymi hymnami, wyglądali na zaskoczonych. Byli świadkami czegoś nowego, zaskakującego i nie wiedzieli, co o tym myśleć. Wówczas jednak pastora Miriam uniosła bagnet i trzymając go w dłoni wygłosiła płomienne kazanie. Na początek zaczęła obwiniać “rzymskiego ducha” za dzisiejszą społeczną i religijną rzeczywistość Brazylii. Według niej, to ów “duch Rzymu” jest odpowiedzialny za biedę, złodziejstwo i gwałt w kraju; to “duch Rzymu” nauczył Brazylijczyków zachowywać niedzielę i chrzcić małe dzieci. Trzeba zabić tego ducha, który nie pochodzi od Boga.
Na koniec swej mowy kazała wszystkim obecnym sprawdzić, czy przypadkiem sami też nie zostali zarażeni “duchem Rzymu”. Poleciła zebranym spisać na kartkach wszystko, co mogło pochodzić od tego ducha, a kartki włożyć do trumny, która została otwarta. Ludzie zaczęli zbliżać się do otwartej trumny. Nachylając się jednak nad nią każdy musiał ujrzeć własne odbicie w lustrze celowo ułożonym w miejscu, gdzie zazwyczaj znajduje się głowa nieboszczyka. Kiedy “obrzęd” już się dokonał, trumna została zamknięta. Wówczas to pani pastor zbliżyła się z bagnetem wyciągniętym jakby do ataku i zaczęła dźgać trumnę z taką zawziętością, że wióry fruwały na wszystkie strony. Skończywszy zwróciła się do tłumu ze słowami, w których z całą stanowczością stwierdziła, że nie była to jakaś inscenizacja, ale prawdziwe “wydarzenie profetyczne”. Obiecała, że od tej chwili Bóg odmieni na lepsze losy Brazylii i Brazylijczyków. Drugi przypadek miał miejsce w biurze pastora Ricardo Gondim. Sekretarka powiadomiła go, że zjawił się niejaki Alexandre Souza, który chciałby z nim porozmawiać i otrzymać jakąś duchową poradę.
Ze spuszczoną głową wszedł mlody, zalekniony czlowiek. Pastor Gondim ocenił jego wiek na około 28 lat. Poprosił, aby usiadł, ofiarował mu szklankę wody i w ogóle starał się, aby chłopak poczuł się bardziej swobodnie i nabrał ochoty do rozmowy. Tak też się stało. Zaraz po wypiciu wody Alexandre zaczął już mówić swobodniej, z większą pewnością siebie: “Pastorze, należę do kościoła ‘x’ w Fortaleza. Od dwóch lat jestem pod władaniem demonów. Przyszedłem tutaj, ponieważ chcę się od nich uwolnić”. Pastor Gondim był zaskoczony i zaczął wypytywać Alexandre, dlaczego uważa, że jest pod władaniem demonów, bo przecież wygląda na zdrowego na umyśle, zrównoważonego emocjonalnie i w ogóle, na człowieka spokojnego. Ten odpowiedział: “W każdy piątek uczestniczę w nabożeństwie w kościele, podczas którego usuwa się ciążące na nas przekleństwa i od dwóch lat zawsze wówczas upadam, ponieważ jestem pod władzą demonów”. Nie wyglądał na zadręczonego tym faktem, ale na człowieka już bardzo zmęczonego. Alexandre kontynuował dalej: “Biskup nakłada rękę na moją głowę i wówczas ja czuję się udręczony, pragnę usunąć jego rękę. Wtedy też to właśnie następuje…”. “Co następuje?” — przerwał mu pastor Gondim. “Staję się nerwowy, bardzo niespokojny. Staram się usunąć dłoń biskupa z mojej głowy. Upadam na podłogę. Mówią mi, że ten niepokój pochodzi od demonów.” Pastor Gondim ponownie przerwał mu pytając, dlaczego biskup dotąd go nie uwolnił, jeśli ta manifestacja podlegania władzy demonów następuje każdego tygodnia? Okazało się, że w kościele mu wytłumaczono, iż tego typu demony są bardzo sprytne. Kiedy są wyrzucone z umysłu, to przenoszą się do ducha. Z ducha przechodzą chowając się w woli, z woli przeskakują do duszy. W ten oto sposób, nawet będąc ochrzczonym i człowiekiem modlitwy, Alexandre dalej czuł się zniewolony. Pastor Ricardo Gondim wyjaśnił mu, że wcale nie był pod władzą demonów, ale tylko niewinną, użyteczną ofiarą, zabawką w rękach kościelnych liderów, którzy potrzebowali tego typu łatwowiernych osób podatnych na sugestię, aby móc bardziej dowartościować i rozpowszechnić ich piątkowe nabożeństwa uwolnienia.
Trzeci przypadek miał miejsce w Rio de Janeiro i dotyczył pastora Roberto Pires. Miasto jest znane jako jedno z najbardziej niebezpiecznych na świecie. Pewnego więc dnia pastor Pires postanowił sprzeciwić się przemocy w Rio de Janeiro. Nawet przez myśl mu nie przeszła jakaś działalność polityczna czy inna, społeczna lub też jakiś marsz po ulicach miasta domagający się od władz większego zaangażowania się w przywrócenie bezpieczeństwa mieszkańcom i odwiedzającym miasto. Na coś takiego nie pozwoliło mu jego myślenie teologiczne i ideologiczne. Za to pewnego razu, kiedy modlił się podczas jednego z nabożeństw w swoim kościele, został oświecony tak genialną myślą, że później przez wiele lat szczycił się nią gdzie tylko popadło.
Pobiegł do swego biura, otworzył książkę telefoniczną i nerwowo zaczął szukać, gdzie można by wynająć helikopter. Zadzwonił, wypytał się, ile kosztowałoby wynajęcie owego mechanicznego kolibra i podczas wieczornego nabożeństwa w kościele oznajmił: “Bracia i siostry, otrzymałem od Boga wizję i teraz potrzebuję, abyście pomogli ją wypełnić. Otóż Bóg nakazał mi, abym wynajął helikopter, umieścił w nim beczkę oleju i następnie namaścił nim miasto Rio de Janeiro”. Wierni z kościoła okazali się hojni i już tego samego tygodnia pastor Roberto Pires wzniósł się helikopterem nad Rio de Janeiro Wiele puszek oleju zostało rozlanych nad miastem, aby je “namaścić”. Poza rozlanymi plamami oleju znalezionymi w różnych miejscach Rio de Janeiro nic się nie wydarzyło, a przemoc nawet wkrótce wzrosła.
Czwarte wydarzenie miało miejsce na południu Brazylii, w Kurytybie. Pastor Carlos Feijó powrócił z seminarium, na którym pogłębił swoją wiedzę na temat bitwy duchowej. Nauczono go tam, jak “oddać miasto Bogu”. Dowiedział się też, w jaki sposób rozpoznać granice swej gminy i oświadczyć, że ta należy do Jezusa Chrystusa. Nauczył się jeszcze więcej: jeśli kościół nie zacznie domagać się tego, co należy do Pana, to diabeł dalej legalnie będzie miał prawo do życia ludzi rozsiewając pomiędzy nimi nędzę. Przez dobry tydzień pastor Carlos był oburzony na siebie samego i na innych pastorów. Jakże to? Nie zadziałali, tak bardzo się zaniedbali? Zaczął się modlić! Ze łzami cieknącymi ciurkiem z oczu postanowił pościć. I wówczas otrzymał od Boga, jak to sam uważał, wspaniałą wiadomość. Przecież dawno temu nauczył się, że lwy czy wilki zaznaczają swoje terytorium moczem i w ten sposób nie pozwalają na inwazję ich terenów przez inne samce. Bóg mu objawił, że powinien uczynić to samo jako prawowity przedstawiciel Jezusa — Lwa Plemienia Judzkiego.
Tego samego tygodnia zwołał wszystkich współpracujących z nim pastorów, aby o poranku udali się do strategicznych punktów Kurytyby i tam oddali mocz. Zużyli na to kilka ładnych godzin. Karawana samochodów przejechała wiele kilometrów często się zatrzymując. Pastorzy pili wodę litrami, gdyż potrzebowali bardzo dużo moczu, aby naznaczyć tak duże miasto jak Kurytyba.
Jak zapewnia pastor Ricardo Gondim, te cztery patetyczne historie są niestety, jak najbardziej najprawdziwe. Wydarzyły się w wymienionych miastach, a tylko imiona i nazwiska występujących w nich osób zostały zmienione. Ukazują one dzisiejszą rzeczywistość brazylijskiego Kościoła protestanckiego. Dlatego to pastor Ricardo pisze w swym artykule: “Rozumiem, że osoby mają zagwarantowane przez konstytucję prawo do wierzenia i praktykowania tego, czego tylko zechcą. Jednakże, nie powinni tego czynić w imieniu protestanckiej i ewangelickiej wiary. Rozlano już zbyt wiele krwi, zbyt wiele żywotów zostało poświęconych i zbyt wielu misjonarzy się namęczyło, aby teraz być świadkiem tak powierzchownego podejścia do wiary. Poza tym, są one przyczyną wielkich zniszczeń w życiu wielu osób. Wielu już utraciło swoją wiarę. Jakakolwiek osoba posiadająca minimum zdrowego rozsądku, po przejściu euforii, poczuje się bardzo zawstydzona z uczestnictwa w takich głupotach. W końcu staną się cynikami lub się zbuntują, co w obydwu przypadkach jest bardzo tragiczne”.
Swój artykuł pastor Ricardo Gondim kończy wezwaniem do czujności i denuncjacji tego typu postaw, jak te z opisanych przypadków. Ewangelia nie może stać się zniekształconą, “inną ewangelią”. Jeśli nie podniesiemy naszego głosu, będziemy również współwinni z powodu zaniedbania. “Kiedy Kościół przestaje być solą i staje się powodem drwin, nie nadaje się już do niczego innego, jak tylko by być deptany przez ludzi”, pisze pastor Gondim.
Ostrzega również, że pośród Kościołów protestanckich jest wiele kąkolu, który wcale nie jest podobny do pszenicy. Pastorzy i wierni brazylijskich Kościołów wywodzących się z Reformacji często nie wiedzą czy się śmiać, czy też raczej płakać. Trzeba się przeciwstawić już teraz, “zanim pozostanie nam tylko płacz”, stwierdza pastor Ricardo.
Ks. Mirosław Kropidłowski