Magazyn

Św. Hilarion — z okazji 75-lecia męczeńskiej śmierci


W histo­rii Rosyj­skiej Cer­kwi Pra­wo­sław­nej XX w. św. Hila­rion (Tro­ic­kij) zaj­mu­je miej­sce szcze­gól­ne. Wybit­ny teo­log, natchnio­ny kazno­dzie­ja, uta­len­to­wa­ny admi­ni­stra­tor, mądry arcy­pa­sterz, bez­kom­pro­mi­so­wy obroń­ca Cer­kwi — to okre­śle­nia naj­czę­ściej spo­ty­ka­ne przy jego imie­niu. Wszyst­kie te cechy zosta­ły w jego oso­bie uwień­czo­ne wyjąt­ko­wą, naj­wyż­szą dla chrze­ści­jan ofia­rą — męczeń­ską śmier­cią.


Wło­dzi­mierz Alek­sie­je­wicz Tro­ic­kij — takie było świec­kie imię hie­rar­chy — uro­dził się w 1886 r. we wsi Lipi­cy Guber­ni Tul­skiej w rodzi­nie wiej­skie­go duchow­ne­go. Jego ojciec i dzia­dek, a póź­niej rów­nież brat, słu­ży­li przy cer­kwi Zwia­sto­wa­nia Boga­ro­dzi­cy w rodzin­nej miej­sco­wo­ści. Dzie­ciń­stwo upły­nę­ło mu w atmos­fe­rze suro­wej ducho­wo­ści i poboż­no­ści. Jego mat­ka zmar­ła, gdy był jesz­cze dziec­kiem i wycho­wa­niem lato­ro­śli zaję­ła się ciot­ka Woło­dzi, nauczy­ciel­ka szkół­ki para­fial­nej.


Przy­szły arcy­pa­sterz z naj­lep­szy­mi wyni­ka­mi ukoń­czył Tul­ską Szko­łę Duchow­ną oraz Semi­na­rium Duchow­ne i w 1906 r. pod­jął stu­dia w Moskiew­skiej Aka­de­mii Teo­lo­gicz­nej. W murach uczel­ni sfor­mo­wa­ły się jego poglą­dy teo­lo­gicz­ne i zain­te­re­so­wa­nie pra­cą nauko­wą. Kie­row­nic­two aka­de­mii szyb­ko zwró­ci­ło uwa­gę na wybit­ne zdol­no­ści mło­dzień­ca. W okre­sie stu­diów Wło­dzi­mierz otrzy­mał nagro­dy metro­po­li­tów moskiew­skich Maka­re­go i Józe­fa, prze­wod­ni­czył dzia­ła­ją­ce­mu przy uczel­ni wydzia­ło­wi wydaw­ni­cze­mu Brac­twa Paster­sko-Oświa­to­we­go, zaj­mo­wał się wyda­wa­niem i kol­por­ta­żem, prze­zna­czo­nych dla ludzi pro­stych, bro­szur o cha­rak­te­rze ducho­wym i oświa­to­wym, udzie­lał się w opie­ce nad dzie­cię­cym sie­ro­ciń­cem.


W tym samym okre­sie, za wyjąt­ko­we postę­py w nauce, Wło­dzi­mierz dwu­krot­nie prze­by­wał za gra­ni­cą. Pierw­szy wyjazd miał miej­sce w 1908 r. wraz z gru­pą stu­den­tów i wykła­dow­ców aka­de­mii. Swo­je wra­że­nia i prze­my­śle­nia z piel­grzym­ki po Ser­bii, Buł­ga­rii, Tur­cji, Gre­cji i Świę­tej Górze Atos, zawarł póź­niej w książ­ce “Od Aka­de­mii do Ato­su”. Jej myślą prze­wod­nią był ból mło­de­go teo­lo­ga z powo­du bra­ku jed­no­ści w świe­cie sło­wiań­skim i towa­rzy­szą­ce temu przy­zna­nie zna­cze­nia ide­ało­wi Bizan­cjum, któ­ry według nie­go powi­nien stać się wzo­rem zdol­nym uzdro­wić cho­ro­by współ­cze­snej mu Rosji.


Dru­ga wypra­wa, po pań­stwach Euro­py Zachod­niej, mia­ła miej­sce w 1912 r. i zosta­ła opi­sa­na w “Listach na temat Zacho­du”. Autor odda­je tu z jed­nej stro­ny należ­ne zna­ko­mi­tym zabyt­kom sztu­ki zachod­niej, z dru­giej jed­nak pod­da­je ostrej kry­ty­ce życie reli­gij­ne Euro­py Zachod­niej, któ­re kon­tra­stu­je z pięk­nem i teo­lo­gicz­ną głę­bią nabo­żeństw pra­wo­sław­nych oraz suro­wo­ścią i reali­zmem pra­wo­sław­nej ducho­wo­ści.


Po ukoń­cze­niu Moskiew­skiej Aka­de­mii Teo­lo­gicz­nej i otrzy­ma­niu tytu­łu kan­dy­da­ta nauk teo­lo­gicz­nych, mło­de­go teo­lo­ga pozo­sta­wio­no na uczel­ni. Będąc sty­pen­dy­stą aka­de­mii, zajął się naucza­niem i rów­no­cze­snym pisa­niem pra­cy magi­ster­skiej. To w tym okre­sie sfor­mo­wał się zrąb jego poglą­dów na temat pra­wo­sław­nej nauki o Cer­kwi, roz­wo­jo­wi któ­rej poświę­cił cały swój zapał. “Cer­kiew jako skarb­ni­ca praw­dy może i powin­na być prze­wod­nim auto­ry­te­tem dla każ­de­go poszu­ku­ją­ce­go praw­dy” — pisał m.in. w tym cza­sie w arty­ku­le “O cer­kiew­no­ści szkół ducho­wych i nauk teo­lo­gicz­nych”. W efek­cie w 1913 r. obro­nił pra­cę magi­ster­ską na temat “Zarys histo­rii dogma­tu o Cer­kwi”, któ­rą uzna­no za dzie­ło sta­no­wią­ce głę­bo­ką odpo­wiedź na sytu­ację, w któ­rej ówcze­śnie zna­la­zła się Rosja — wyjąt­ko­wą seku­la­ry­za­cję spo­łe­czeń­stwa i pań­stwa, już wów­czas zmie­nia­ją­cą się w wal­kę z Bogiem.


28 mar­ca tego same­go roku w Zosi­mow­skiej Pustel­ni Świę­te­go Ducha Wło­dzi­mierz zło­żył ślu­by zakon­ne przed bisku­pem Niko­nem (Roż­die­stwien­skij) i otrzy­mał imię Hila­rion, na cześć żyją­ce­go w VIII w. asce­ty — św. mni­cha Hila­rio­na Nowe­go, ihu­me­na Peli­kic­kie­go. Póź­niej tak opi­sy­wał to wyda­rze­nie: “Zło­ży­łem ślu­by zakon­ne i nie sądzę, abym w przy­szło­ści miał jesz­cze prze­żyć taką radość, jakiej doświad­czy­łem 28 mar­ca 1913 r. Radość ta nie wyga­sła we mnie po zakoń­cze­niu obrzę­du…”. I rze­czy­wi­ście ta wła­śnie radość, cicha i czy­sta, radość duszy czy­nią­cej dobro, towa­rzy­szy­ła mu przez całe życie, aż do koń­ca. Ścież­ka życia zakon­ne­go była dla nie­go świa­do­mym wybo­rem wąskiej i cier­ni­stej lecz bło­go­sła­wio­nej dro­gi, na któ­rej mógł­by bez resz­ty poświę­cić się Bogu.


Już w kwiet­niu 1913 r. mło­dy mnich przy­jął świę­ce­nia kapłań­skie z rąk Metro­po­li­ty Moskiew­skie­go i Koło­mien­skie­go Maka­re­go. Rów­no­cze­śnie, z tytu­łem docen­ta teo­lo­gii, został skie­ro­wa­ny do pra­cy w Moskiew­skiej Aka­de­mii Teo­lo­gicz­nej. Mie­siąc póź­niej, już z god­no­ścią archi­man­dry­ty, był inspek­to­rem uczel­ni, a pod koniec roku mia­no­wa­no go nie­eta­to­wym pro­fe­so­rem Nowe­go Testa­men­tu tej­że aka­de­mii. Roz­po­czął się krót­ki okres wytę­żo­nej pra­cy nauko­wej, któ­ry i tak zaowo­co­wał nie­ma­ły­mi osią­gnię­cia­mi. Kie­ru­nek i duch pra­cy przy­szłe­go hie­rar­chy naj­le­piej moż­na stre­ścić jed­nym wer­sem z Sym­bo­lu Wia­ry: “Wie­rzę w Jed­ną, Świę­tą, Sobo­ro­wą i Apo­stol­ską Cer­kiew!”.


Pra­ca magi­ster­ska o. Hila­rio­na zna­la­zła swą kon­ty­nu­ację w kolej­nych jego dzie­łach: “Chrze­ści­jań­stwo i Cer­kiew”, “O koniecz­no­ści histo­rycz­no-dogma­tycz­nej ana­lo­gii dzie­wią­te­go arty­ku­łu Sym­bo­lu Wia­ry”, “Nie ma chrze­ści­jań­stwa bez Cer­kwi”, “O życiu w Cer­kwi i o życiu cer­kiew­nym”. Poza utwo­ra­mi kon­cen­tru­ją­cy­mi się na dogma­ty­ce, wśród jego prac zna­la­zły się arty­ku­ły poświę­co­ne egze­ge­zie oraz tema­tom cer­kiew­no-spo­łecz­nym, któ­re były czę­sto publi­ko­wa­ne w cza­so­pi­smach “Bogo­sło­wi­skij wiest­nik” i “Chri­stia­nin”. Nie mały wpływ na wier­nych mia­ło też jego słyn­ne kaza­nie “Postęp i prze­mie­nie­nie”, w któ­rym wyra­ził pogląd, iż nie­ustan­ne dąże­nie do postę­pu i stwo­rze­nie kom­for­to­wych warun­ków bytu pro­wa­dzi czło­wie­ka do znie­czu­li­cy i zobo­jęt­nie­nia wobec pro­ble­mów spo­łecz­nych, zaś dąże­nie do naj­wyż­sze­go, do odno­wy moral­nej, wie­dzie ku praw­dzi­wej odbu­do­wie czło­wie­ka i całe­go spo­łe­czeń­stwa.


Jako inspek­tor aka­de­mii o. Hila­rion dbał przede wszyst­kim o zaszcze­pie­nie w ser­cach swych pod­opiecz­nych cer­kiew­no­ści, zami­ło­wa­nia do dzia­łal­no­ści oświa­to­wej i kazno­dziej­stwa. Wie­le uwa­gi przy­kła­dał też do dys­cy­pli­ny. Do tego okre­su jego pra­cy powra­ca w swych wspo­mnie­niach jeden z jego wycho­wan­ków, któ­ry taki­mi sło­wa­mi opi­su­je swe­go wycho­waw­cę: “Wyso­ki i bar­czy­sty…, o jasnym i pięk­nym spoj­rze­niu błę­kit­nych oczu (był nie­co krót­ko­wzrocz­ny, ale nigdy nie korzy­stał z oku­la­rów), zawsze patrzą­cy pro­sto i pew­nie, o wyso­kim czo­le i wło­sach…, z nie­wiel­ką, buj­ną bro­dą, o dźwięcz­nym gło­sie i z wyraź­ną dyk­cją, spra­wiał cza­ru­ją­ce wra­że­nie. Nie dało się im nie lubo­wać… To śmia­ły, wyjąt­ko­wo uta­len­to­wa­ny czło­wiek, wszyst­ko odbie­ra­ją­cy w twór­czy spo­sób… Swą oso­bo­wo­ścią — bez­po­śred­nio­ścią, wład­czo­ścią, obsta­wa­niem przy swo­ich poglą­dach, uro­czy­sto­ścią odpra­wia­nych przez nie­go nabo­żeństw, ener­gią i rado­ścią życia — korzyst­nie na mnie wpły­wał”.


Po wyda­rze­niach lute­go 1917 r. w aka­de­mii zaszły duże zmia­ny. Nowy obe­rpro­ku­ra­tor Rzą­du Tym­cza­so­we­go Lwow usu­nął ze sta­no­wi­ska rek­to­ra bisku­pa Teo­do­ra, a jego obo­wiąz­ki cza­so­wo powie­rzył archi­man­dry­cie Hila­rio­no­wi, któ­ry peł­nił je do począt­ku nowe­go roku aka­de­mic­kie­go. Wów­czas na nowe­go rek­to­ra wybra­no pro­fe­so­ra Orło­wa, zaś mło­de­go archi­man­dry­tę, po wspa­nia­łym wykła­dzie poświę­co­nym obro­nie patriar­cha­tu w Rosji, jed­no­gło­śnie obwo­ła­no inspek­to­rem uczel­ni. Peł­niąc tę funk­cję sądzo­ne mu było prze­żyć zamknię­cie Moskiew­skiej Aka­de­mii Teo­lo­gicz­nej przez wła­dze radziec­kie.


W tym samym okre­sie o. Hila­rion aktyw­nie uczest­ni­czył w przy­go­to­wa­niach do Sobo­ru Lokal­ne­go Rosyj­skiej Cer­kwi Pra­wo­sław­nej 1917–1918 r. Z peł­ną ener­gią i zde­cy­do­wa­nie opo­wia­dał się za przy­wró­ce­niem Patriar­cha­tu w Rosji. Pod­czas jed­ne­go z wykła­dów w uczel­ni w spo­sób iście pro­ro­czy prze­po­wie­dział: “Teraz nasta­ną takie cza­sy, że patriar­sza koro­na nie będzie koro­ną “kró­lew­ską”, lecz bar­dziej koro­ną męczen­ni­ka i wyznaw­cy, któ­ry będzie musiał z peł­nym poświę­ce­niem kie­ro­wać stat­kiem Cer­kwi w wędrów­kach po wzbu­rzo­nych falach morza życia”.


15 sierp­nia 1917 r. uro­czy­stym nabo­żeń­stwem w Sobo­rze Zaśnię­cia Mat­ki Bożej na moskiew­skim Krem­lu zain­au­gu­ro­wał pra­cę Sobór Lokal­ny Rosyj­skiej Cer­kwi Pra­wo­sław­nej. Jego pod­sta­wo­wym zada­niem mia­ło być pod­ję­cie decy­zji co do reak­ty­wa­cji patriar­cha­tu w Rosji. Zda­nia uczest­ni­ków obrad na ten temat były podzie­lo­ne. Wśród obroń­ców patriar­cha­tu szcze­gól­nie wyróż­niał się archi­man­dry­ta Hila­rion. “Moskwa nazy­wa­na jest ser­cem Rosji. — mówił w swym natchnio­nym wystą­pie­niu — Lecz gdzie w Moskwie bije rosyj­skiej ser­ce? Na gieł­dzie? Na ryn­kach? Na Moście Kuź­niec­kim? W sądzie okrę­go­wym? A może w kosza­rach woj­sko­wych? Nie, w Sobo­rze Uspien­skim. Tam, przy pra­wej przed­niej kolum­nie powin­no bić rosyj­skie pra­wo­sław­ne ser­ce. Pio­trow­ski orzeł samo­dzier­ża­wia zbu­do­wa­ne­go na zachod­nim przy­kła­dzie, wydzio­bał to pra­wo­sław­ne rosyj­skie ser­ce, świę­to­krad­cza ręka nie­go­dzi­we­go Pio­tra zdję­ła naj­wyż­sze­go Rosyj­skie­go Zwierzch­ni­ka z odwiecz­ne­go miej­sca w Sobo­rze Uspien­skim. Sobór Lokal­ny Cer­kwi Rosyj­skiej, daną mu do Boga wła­dzą, ponow­nie posta­wi Patriar­chę Moskiew­skie­go na jego kano­nicz­ne, nie­za­prze­czal­ne miej­sce. I kie­dy przy dźwię­ku moskiew­skich dzwo­nów Świą­to­bli­wy Patriar­cha wej­dzie na swo­je histo­rycz­ne świę­te miej­sce w Sobo­rze Uspien­skim, wów­czas będzie wiel­ka radość na zie­mi i na nie­bie”.


Mło­dziut­ki archi­man­dry­ta nie był jesz­cze wów­czas sze­rzej zna­ny uczest­ni­kom zgro­ma­dze­nia, jed­nak zna­no już go w krę­gach aka­de­mic­kich, a jego poglą­dom z uwa­gą przy­słu­chi­wa­ła się inte­li­gen­cja. Dla­te­go też, gdy 28 paź­dzier­ni­ka dele­ga­ci Sobo­ru pod­ję­li uchwa­łę o reak­ty­wa­cji patriar­cha­tu i przy­stą­pi­li do wybo­ru patriar­chy, na naj­wyż­sza god­ność w Cer­kwi zgło­szo­no też kan­dy­da­tu­rę 32-let­nie­go archi­man­dry­tę (otrzy­mał wów­czas 3 gło­sy popar­cia).


Reak­ty­wa­cja patriar­cha­tu była speł­nie­niem pra­gnień mło­de­go teo­lo­ga. Po wybo­rze na nowe­go patriar­chę św. Ticho­na, pod­czas uro­czy­stej pro­ce­sji po uli­cach sto­li­cy pod jego prze­wod­nic­twem, o. Hila­rion nie był w sta­nie ukryć łez rado­ści. Od razu stał się też wier­nych współ­pra­cow­ni­kiem zwierzch­ni­ka Cer­kwi. Jego licz­ne talen­ty i aktyw­ność w pra­cy dla Cer­kwi zde­cy­do­wa­ły o mia­no­wa­niu go na bisku­pa.


Zanim jed­nak to nastą­pi­ło, w 1919 r. o. Hila­rio­na aresz­to­wa­no po raz pierw­szy. Spę­dził oko­ło dwóch mie­się­cy w zna­nym ze swej suro­wo­ści wię­zie­niu na Butyr­kach. Po uwol­nie­niu zamiesz­kał u swe­go przy­ja­cie­la o. Wło­dzi­mie­rza Stra­cho­wa i w dal­szym cią­gu pro­wa­dził bar­dzo aktyw­ną dzia­łal­ność: pra­co­wał u patriar­chy w Mona­ste­rze Doń­skim, nie­mal co dru­gi dzień odpra­wiał Świę­te Litur­gie, gło­sił kaza­nia.


12/25 maja 1920 r. odby­ła się chi­ro­to­nia archi­man­dry­ty Hila­rion na Bisku­pa Werej­skie­go, wika­riu­sza Die­ce­zji Moskiew­skiej. Sto­jąc u boku patriar­chy stał się w tym okre­sie jed­nym z jego naj­bar­dziej odda­nych i naj­bliż­szych współ­pra­cow­ni­ków. W 1921 r. wła­dy­kę aresz­to­wa­no ponow­nie i zesła­no do obo­zu w Archan­giel­sku (według innych danych do miej­sco­wo­ści Choł­mo­go­ry). Tam, w nie­zmier­nie cięż­kich warun­kach, prze­by­wał do 1923 roku. Tym­cza­sem sytu­acja w łonie Cer­kwi kom­pli­ko­wa­ła się coraz bar­dziej. Patriar­cha Tichon został aresz­to­wa­ny, a “obnow­leń­cy” pro­wa­dzi­li swą destruk­cyj­ną poli­ty­kę. W maju 1923 r. na zwo­ła­nym przez sie­bie sobo­rze “pozba­wi­li byłe­go patriar­chę Ticho­na świę­ceń kapłań­skich i zakon­nych”. Jed­nak sytu­acja nie­co zmie­ni­ła się i wła­dze zmu­szo­ne były zmie­nić swą poli­ty­kę. 14 (27) czerw­ca 1923 r. patriar­chę Ticho­na zwol­nio­no. Następ­ne­go dnia hie­rar­cha skie­ro­wał ode­zwę, któ­rej wyma­ga­ły od nie­go wła­dze. Wyda­nie doku­men­tu poprze­dzi­ły roz­mo­wy na naj­wyż­szym szcze­blu, z prze­bie­gu któ­rych patriar­cha dzie­lił się ze swym oto­cze­niem, szcze­gól­nie z wła­dy­ką Hila­rio­nem, któ­ry w tym okre­sie stał się jego naj­bar­dziej zaufa­nym współ­pra­cow­ni­kiem, dzie­lą­cym z nim swe cier­pie­nia.


Arcy­bi­skup Hila­rion został namiest­ni­kiem Mona­ste­ru Spo­tka­nia Pań­skie­go w Moskwie. O tym okre­sie jego życia znaj­du­je­my wzmian­ki we wspo­mnie­niach osób mu współ­cze­snych. Wła­dy­ka znał i lubił nabo­żeń­stwa. Jego były stu­dent Boł­kow pisał o tym tak: “odda­wał się nabo­żeń­stwu całą duszą, całym swym jeste­stwem, jak naj­waż­niej­szej spra­wie swe­go życia”. N. Oku­niew w “Pamięt­ni­ku Moskwi­cza­ni­na” pisał zaś: “Kil­ka razy cho­dzi­łem do Mona­ste­ru Spo­tka­nia Pań­skie­go. Przy­cią­gał tam wła­dy­ka Hila­rion, ale nie swym arcy­pa­ster­skim nabo­żeń­stwem, lecz udzia­łem w służ­bach w cha­rak­te­rze zwy­kłe­go mni­cha. Pew­ne­go dnia poja­wił się w mona­ster­skiej cer­kwi kate­dral­nej w zwy­kłej mni­szej sutan­nie, bez pana­gii, w kami­ław­ce. Poszedł na lewy kli­ros, gdzie w towa­rzy­stwie 4–5 innych zwy­kłych mni­chów śpie­wał wszyst­ko co jest wyma­ga­ne. Następ­nie, tak samo pro­sto odzia­ny, wyszedł na śro­dek, w spo­sób prze­ni­kli­wy prze­czy­tał kanon i zaśpie­wał: “Kom­na­tę Twą widzę, Zba­wi­cie­lu mój, upięk­szo­ną” Ach! Powiem wam, ależ śpie­wał! A miał głos przy­jem­ny, czy­sty, dźwięcz­ny, mło­dy (miał 35 lat), wyso­ki. Tenor. Śpie­wał w spo­sób pro­sty…”.


Wła­dy­ka Hila­rion był ela­stycz­nym, cer­kiew­nym admi­ni­stra­to­rem i poli­ty­kiem, skłon­nym do znacz­nych ustępstw w sto­sun­ku do władz, pod warun­kiem, że pozwo­lą one na zacho­wa­nie czy­sto­ści wia­ry i dadzą zde­cy­do­wa­ny odpór wewnętrz­nym siłom wywro­to­wym w Cer­kwi. Dla­te­go też prze­ko­ny­wał patriar­chę Ticho­na, aby zwierzch­nik Cer­kwi Rosyj­skiej nie odczu­wał zakło­po­ta­nia z powo­du pew­nych kom­pro­mi­sów poli­tycz­nych wobec wła­dzy radziec­kiej, jeśli zwią­za­na jest z tym wymier­na korzyść w wal­ce Cer­kwi z “obnow­leń­ca­mi”. W takim duchu była też utrzy­ma­na ode­zwa patriar­chy Ticho­na z 18 czerw­ca (1 lip­ca) 1923 r., któ­rej auto­rem był wła­dy­ka Hila­rion. Jego napi­sa­nie poprze­dzi­ły jed­nak wie­lo­go­dzin­ne nego­cja­cje ze współ­pra­cow­ni­kiem GPU Tucz­ko­wem, któ­re dopro­wa­dzi­ły do uzgod­nie­nia, że nie wszyst­ko, cze­go żąda­ły wła­dze tra­fi­ło do tego doku­men­tu. Wów­czas też uda­ło się mu m.in. powstrzy­mać reali­za­cję instruk­cji Nar­kom­ju­stu, mówią­cej o koniecz­no­ści reje­stra­cji para­fii w cią­gu trzech mie­się­cy, pod rygo­rem ich zamknię­cia oraz dopro­wa­dzić do obni­że­nia podat­ków pła­co­nych przez para­fie i ducho­wień­stwo.


Zaraz po zwol­nie­niu patriar­chy Ticho­na wła­dy­ka Hila­rion zajął się nie­zmier­nie trud­ną wal­ką z “obnow­len­cze­stwom”. Trud­no było o lep­sze­go współ­pra­cow­ni­ka: żar­li­wy kazno­dzie­ja posia­da­ją­cy zdol­ność emo­cjo­nal­ne­go mówie­nia języ­kiem pro­ste­go czło­wie­ka, odda­ny obroń­ca czy­sto­ści wia­ry, posia­da­ją­cy budo­wę legen­dar­ne­go ruskie­go hero­sa, cie­szył się wiel­ką popu­lar­no­ścią wśród moskiew­skie­go ducho­wień­stwa i był wręcz ubó­stwia­ny przez wier­nych.


W nie­zmier­nie krót­kim cza­sie wła­dy­ka Hila­rion prze­pro­wa­dził roz­mo­wy z set­ka­mi duchow­nych, mni­chów i mni­szek oraz ludzi świec­kich. W poszcze­gól­nych para­fiach uzgad­niał spo­sób ich dołą­cze­nia się do patriar­chy. Opra­co­wał też spe­cjal­ny obrzą­dek poku­ty dla osób powra­ca­ją­cych z “obnow­len­cze­stwa” na łono Cer­kwi. Przy tym “obnow­len­cze­stwo” trak­to­wał na rów­ni z here­zją: powra­ca­ją­ce pod wła­dzę patriar­chy cer­kwie były ponow­nie oświę­ca­ne, o otrzy­ma­ne w roz­ła­mie świę­ce­nia nie były uzna­wa­ne, z kolei duchow­ni, któ­rzy ode­szli spod patriar­chy w takim samym sta­tu­sie w jakim powra­ca­li czy­ni­li tyl­ko nor­mal­ną poku­tę. Dzię­ki nie­spo­ży­tej ener­gii wła­dy­ki Hila­rio­na orga­ni­za­cja cer­kiew­na w Moskwie zosta­ła odbu­do­wa­na w cią­gu zale­d­wie dwóch dni, a świą­ty­ni pozo­sta­ją­ce jesz­cze w “obnow­len­cze­stwie” zaczę­ły pusto­szeć.


Jesz­cze w czerw­cu 1923 r. wła­dy­ka Hila­rion otrzy­mał tytuł arcy­bi­sku­pa i wszedł w skład dzia­ła­ją­ce­go przy Ticho­nie trzy­oso­bo­we­go Tym­cza­so­we­go Syno­du Patriar­sze­go. Jed­nak wła­dze radziec­kie nie wyba­czy­ły mu jego wal­ki z “obnow­len­cze­stwom” i dzia­łań mają­cych na celu umoc­nie­nie jed­no­ści Cer­kwi. W listo­pa­dzie 1923 r. został ponow­nie aresz­to­wa­ny i ska­za­ny na trzy lata poby­tu w obo­zie. 1 stycz­nia 1924 r. przy­był do obo­zu tym­cza­so­we­go na Wyspie Popo­wej koło Kiem, a po sze­ściu kolej­nych mie­sią­cach zna­lazł się na Wyspach Sołow­kach, w zna­nym z trud­nych warun­ków bytu i bez­względ­no­ści “per­so­ne­lu” obo­zie.


Jeden z soło­wiec­kich współ­więź­niów wła­dy­ki Hila­rio­na tak go opi­sy­wał: “Od pierw­sze­go dnia poby­tu na Sołow­kach imię Wła­dy­ki okry­ło się legen­dą siły i chwa­ły… Legen­da powsta­ła i żyła, bowiem ludzie pra­gnę­li widzieć real­ne wcie­le­nie ducho­wej siły Cer­kwi, Jej nie­znisz­czal­ną moc, a naj­lep­szym obiek­tem tego wcie­le­nia był Wła­dy­ka Hila­rion… Nie był on naj­star­szym spo­śród wię­zio­nych hie­rar­chów, lecz w ich gro­nie otrzy­mał wyso­ki, jeśli nie naj­wyż­szy auto­ry­tet. Wśród świec­kich wie­rzą­cych jego auto­ry­tet był jesz­cze wyż­szy… Sile biją­cej z zawsze spo­koj­ne­go, mało­mów­ne­go Wła­dy­ki Hila­rio­na nie byli w sta­nie prze­ciw­sta­wić się nawet sami kry­mi­na­li­ści: w roz­mo­wach z duchow­nym nigdy nie pozwa­la­li sobie na nie­god­ne żar­ty i docin­ki, tak roz­po­wszech­nio­ne na Sołow­kach…”.


Wła­dy­ka na wszyst­ko patrzył ducho­wy­mi oczy­ma i wszyst­ko słu­ży­ło korzy­ścią dla jego ducha. Nie­jed­no­krot­nie pod­kre­ślał, że wię­zie­nie jest nie­oce­nio­ną szko­łą cnót. Jego miłość do współ­więź­niów, w tym rów­nież kry­mi­na­li­stów, była pora­ża­ją­ca. Cie­sząc się wyso­kim auto­ry­te­tem, zawsze był wybie­ra­ny w skład dele­ga­cji uda­ją­cych się do naczel­ni­ka wię­zie­nia, gdy trze­ba było zała­twić jakąś trud­ną spra­wę. To wła­śnie jemu uda­ło się skon­cen­tro­wać wię­zio­ne ducho­wień­stwo w jed­nej kom­pa­nii, w zakres prac któ­rej wcho­dzi­ły lżej­sze pra­ce przy kuch­ni i maga­zy­nie, to on pod­czas epi­de­mii obro­nił ducho­wień­stwo przed przy­mu­so­wym gole­niem głów i bro­dy. Współ­wię­znio­wie opo­wia­da­li też histo­rię o tym, jak to wła­śnie wła­dy­ka ura­to­wał toną­ce­go w lodo­wa­tej wodzie cze­ki­stę Sucho­wa.


Poma­ga­jąc innym, arcy­bi­skup Hila­rion nie szu­kał cie­płe­go kąt­ka dla same­go sie­bie. Jego obo­wiąz­kiem było łowie­nie ryb i napra­wa sie­ci. Nie­raz powta­rzał przy tym, para­fra­zu­jąc sti­chi­rę na dzień Świę­tej Trój­cy: “Duch Świę­ty daje wszyst­ko: przed­tem ryba­cy sta­li się teo­lo­ga­mi, a teraz teo­lo­go­wie sta­ją się ryba­ka­mi”.


U schył­ku lata 1925 r. nie­ocze­ki­wa­nie prze­wie­zio­no wła­dy­kę z obo­zu soło­wiec­kie­go do Jaro­sła­wia i umiesz­czo­no w wię­zie­niu o nazwie “Korow­ni­ki”. Póź­niej wspo­mi­nał ten okres jako naj­ja­śniej­szy z całe­go poby­tu w dłu­giej nie­wo­li. Mając w tym swo­je ukry­te pla­ny, wła­dze pozwo­li­ły mu na rze­czy w wię­zie­niach nie­spo­ty­ka­ne: mógł czy­tać dowol­ne książ­ki oraz pisać listy, któ­re po cen­zu­rze mógł wysy­łać do osób na wol­no­ści. W listach z tego okre­su, któ­re dotar­ły do naszych cza­sów, domi­nu­je wiel­ka poko­ra z jaką zno­sił wszyst­kie wypró­bo­wa­nia oraz dzięk­czy­nie­nie Bogu za wszyst­ko to, co mu daro­wał — cier­pie­nia i rado­ści. Wszyst­ko to zawarł z pły­ną­cej z głę­bi ser­ca myśli “Chwa­ła Bogu za wszyst­ko”.


Wkrót­ce ujaw­nił się powód prze­nie­sie­nia wła­dy­ki Hila­rio­na do Jaro­sła­wia. Naj­pierw w wię­zie­niu zaaran­żo­wa­no jego spo­tka­nie z “obnow­leń­skim” bisku­pem Ger­wa­zym (Mali­ni­nem). W roz­mo­wie, na któ­rą zło­ży­ły się wza­jem­ne oskar­że­nia, arcy­bi­skup otwar­cie powie­dział, że szyb­ciej zgni­je w wię­zie­niu niż zdra­dzi pra­wo­sła­wie i przej­dzie do “obnow­leń­ców”. Wte­dy jego “roz­pra­co­wy­wa­niem” zajął się współ­pra­cow­nik GPU Tucz­kow, któ­ry z kolei kusił wła­dy­kę przej­ściem do nowej gru­py roz­ła­mow­ców zwa­nych “gri­go­riew­ca­mi” (od imie­nia Bisku­pa Jeka­tie­rin­bur­skie­go Grze­go­rza), obie­cu­jąc nawet tytuł metro­po­li­ty. I tu reak­cja Hila­rio­na była kate­go­rycz­na — nie chciał mieć nic wspól­ne­go z roz­ła­mow­ca­mi i here­ty­ka­mi.


Po nie­uda­nych pró­bach pozy­ska­nia arcy­bi­sku­pa, ponow­nie ska­za­no go na pobyt w obo­zie. Wró­cił na Sołow­ki, naj­pierw na Wyspę Popo­wą, następ­nie do Krem­la (głów­na miej­sco­wość na Sołow­kach), aż wresz­cie prze­nie­sio­no go do punk­tu odosob­nie­nia na Górze Sekir­nej, na strasz­liw­szym miej­scu na Wyspach Soło­wiec­kich.


Dzię­ki sta­ra­niom wła­dy­ki na Pas­chę 1926 r. zezwo­lo­no mu na odpra­wie­nie nabo­żeń­stwa. “Jutrz­nia pas­chal­na odby­ła się w sta­rej cmen­tar­nej cer­kiew­ce św. Onu­fre­go — pisał póź­niej jeden ze współ­więź­niów. Nie­wiel­ka świą­ty­nia nie pomie­ści­ła nawet obo­zo­we­go ducho­wień­stwa, cmen­tarz był wypeł­nio­ny wier­ny­mi. Wśród ciszy pół­noc­nej nocy z głę­bi cer­kwi dobie­gał głos Wła­dy­ki Hila­rio­na”.


Będąc na zesła­niu wła­dy­ka Hila­rion w dal­szym cią­gu sta­rał się, w mia­rę moż­li­wo­ści, uczest­ni­czyć w życiu reli­gij­nym Rosji Radziec­kiej. W lip­cu 1926 r. był jed­nym z ini­cja­to­rów powsta­nia tzw. “Ode­zwy Soło­wiec­kiej” — listu skie­ro­wa­ne­go przez prze­by­wa­ją­cych na zesła­niu w Obo­zie Soło­wiec­kim bisku­pów do rzą­du. Napi­sa­ny on był w duchu dosyć lojal­nym wobec wła­dzy i zawie­rał listę czę­sto bar­dzo draż­li­wych spraw z życia reli­gij­ne­go i spo­łecz­ne­go-pań­stwo­we­go, roz­wią­za­nie któ­rych pro­po­no­wa­li bisku­pi. Wkrót­ce potem wła­dy­ka zde­cy­do­wa­nie prze­ciw­sta­wił się kolej­ne­mu roz­ła­mo­wi z Cer­kwi, zwa­ne­mu “iosi­flań­skim”. Zebrał wów­czas w celi jed­ne­go z wię­zio­nych duchow­nych pięt­na­stu hie­rar­chów-współ­więź­niów i prze­ko­nał ich, że kolej­ny roz­łam nosi zna­mio­na pro­wo­ka­cji, że odej­ście od Zastęp­cy Locum Tenen­sa Tro­nu Patriar­sze­go — Metro­po­li­ty Ser­giu­sza (Stra­go­rodz­kie­go) było­by “bar­dzo cięż­kim prze­stęp­stwem”.


W koń­cu 1929 r. skoń­czył się kolej­ny trzy­let­ni wyrok. Wła­dy­kę po raz kolej­ny posta­wio­no przed sądem, któ­ry tym razem ska­zał go na osie­dle­nie do śmier­ci w Kazach­sta­nie. Wygnań­cza dro­ga bie­gła przez Lenin­grad (Peters­burg). Okra­dzio­ne­go w dro­dze i już cho­re­go hie­rar­chę przy­wie­zio­no tam w dzień świę­ta Wpro­wa­dze­nia Boga­ro­dzi­cy do Świą­ty­ni. 6 grud­nia prze­nie­sio­no go z wię­zie­nia do szpi­ta­la. Z wyso­ką tem­pe­ra­tu­rą szedł pie­cho­tą po mie­ście, tra­cąc ostat­nie siły. W szpi­ta­lu stwier­dzo­no tyfus pla­mi­sty. Poin­for­mo­wa­ny o cho­ro­bie wła­dy­ki Hila­rio­na Metro­po­li­ta Leni­gradz­ki Sera­fin (Czi­cza­gow) oto­czył go ojcow­ską opie­ką. Mimo to stan cho­re­go nie­ustan­nie pogar­szał się. Z ogo­lo­ną gło­wą i bro­dą, zapa­dał w mali­gnę.


Na krót­ko przed śmier­cią arcy­bi­skup pisał jesz­cze do krew­nych: “Jestem cięż­ko cho­ry na tyfus pla­mi­sty…, w sobo­tę, 15 grud­nia, zde­cy­du­je się mój los (kry­zys cho­ro­by), wąt­pli­we, że prze­trzy­mam”. W tym wła­śnie dniu — 15 (28) grud­nia 1929 r., o godzi­nie czwar­tej, zasnął snem wiecz­nym. Umie­ra­jąc powta­rzał “Teraz jestem już zupeł­nie wol­ny, nikt mnie nie weź­mie”, a przed samym odej­ściem “Jak dobrze, już jeste­śmy dale­ko od…”. Przed śmier­cią, z rąk “kie­lej­ni­ka” metro­po­li­ty Sera­fi­na hie­rom­ni­cha Nikan­dra, po raz ostat­ni przy­jął jesz­cze Świę­tą Eucha­ry­stię.


Dzię­ki sta­ra­niom metro­po­li­ty Sera­fi­na cia­ło wła­dy­ki Hila­rio­na zosta­ło wyda­ne w celu doko­na­nia pochów­ku. W gru­bo cio­sa­nej trum­nie leża­ło cia­ło wymę­czo­ne­go cho­ro­bą i zsył­ką star­ca z ostrzy­żo­ną gło­wą… Męczen­nik miał wów­czas tyl­ko 43 lata. Cia­ło zmar­łe­go odzia­no w przy­nie­sio­ne przez metro­po­li­tę Sera­fi­na bia­łe sza­ty i bia­łą mitrę.


Przed pogrze­bem wła­dy­ki Hila­rio­na wła­dze posta­wi­ły waru­nek, aby nie było nad nim spra­wo­wa­ne ani uro­czy­ste “otpie­wa­ni­je” ani by nie wygła­sza­no żad­nych prze­mó­wień. Modli­twom za duszę zmar­łe­go w Sobo­rze Zmar­twych­wsta­nia Pań­skie­go Mona­ste­ru Nowo­die­wie­cze­go prze­wod­ni­czył metro­po­li­ta Sera­fin w asy­ście kil­ku bisku­pów. Ponie­waż nad otwar­tym gro­bem nie moż­na było wygło­sić kaza­nia, biskup Miko­łaj (Jaru­sze­wicz) odczy­tał tyl­ko ewan­ge­licz­ne bło­go­sła­wień­stwa. Zebra­ni nie byli w sta­nie ukryć swych łez, każ­de z bło­go­sła­wień­stwo było bowiem przez zmar­łe­go wypeł­nio­ne, o czym naj­le­piej świad­czy­ło całe jego życie. W obec­no­ści kil­ku tysię­cy wier­nych cia­ło wła­dy­ki Hila­rio­na odda­no zie­mi na cmen­ta­rzu Mona­ste­ru Nowo­die­wi­cze­go.


Pomi­mo upły­wu cza­su pamięć wśród wier­nych o nie­zwy­kłym hie­rar­sze nie wyga­sła. Wresz­cie zmia­na sytu­acji spo­łecz­no-poli­tycz­nej oraz odro­dze­nie życia reli­gij­ne­go w Rosji spra­wi­ły, iż mógł być roz­po­czę­ty pro­ces zali­cze­nia go do gro­na świę­tych. Uro­czy­sto­ści kano­ni­za­cyj­ne odby­ły się 10 maja 1999 r. w Mona­ste­rze Spo­tka­nia Pań­skie­go w Moskwie. Dzień wcze­śniej spe­cjal­nym, malut­kim samo­lo­tem, jego docze­sne szcząt­ki prze­wie­zio­no z Peters­bur­ga do sto­li­cy Rosji. Uro­czy­sto­ściom zali­cze­nia do gro­na świę­tych czczo­nych lokal­nie prze­wod­ni­czył Patriar­cha Moskiew­ski i całej Rusi Alek­sy II.


Swia­tyj swiasz­czen­no­mu­cze­ni­cze i ispo­wied­ni­cze Iła­rio­nie, moli Boha o nas!


Jaro­sław Char­kie­wicz


Na trze­cim zdję­ciu Hila­rion (pierw­szy z lewej) z ojcem i rodzeń­stwem.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.