Archiwum magazynu

Wyznawcy Imienia Bożego. Prawosławne spory o imiesławie


Pra­wo­sła­wie, w ste­reo­ty­po­wym i nie­zwy­kle płyt­kim odbio­rze czę­sto uzna­wa­ne jest za wyzna­nie chrze­ści­jań­skie, któ­re­go roz­wój teo­lo­gicz­ny i dok­try­nal­ny zakoń­czył się po okre­sie Wiel­kiej Schi­zmy, ewen­tu­al­nie po spo­rach pala­mic­kich i upad­ku Bizan­cjum. Jego adwer­sa­rze chwa­lą go wpraw­dzie za wiel­ką tra­dy­cję, ale jed­no­cze­śnie zarzu­ca­ją mu, że jego roz­wój zatrzy­mał się w okre­sie śre­dnio­wie­cza, i od tej pory wschod­nie chrze­ści­jań­stwo nie wyda­ło wiel­kiej teo­lo­gii czy choć­by wiel­kich here­zji i spo­rów dogma­tycz­nych. Prze­ko­na­nie to, choć na pierw­szy rzut oka wyda­je się praw­dzi­we, nie­wie­le ma wspól­ne­go z rze­czy­wi­sto­ścią. Świad­czy ono raczej o wie­dzy for­mu­łu­ją­cych je, niż o rze­czy­wi­sto­ści pra­wo­sła­wia. Wystar­czy tu przy­po­mnieć choć­by wiel­kie XX-wiecz­ne spo­ry wstrzą­sa­ją­ce Rosyj­ską Cer­kwią Pra­wo­sław­ną: o imie­sła­wie, ser­gia­nizm i sofio­lo­gię.


Każ­dy z nich przy­no­si odmien­ne pyta­nia, wska­zu­je na inne zagad­nie­nia i w odmien­ny spo­sób zapład­nia póź­niej­szą myśl. Jed­no­cze­śnie wszyst­kie one są tyl­ko w nie­wiel­kim stop­niu zna­ne w zachod­nim chrze­ści­jań­stwie.


Niniej­szy tekst ma na celu przed­sta­wie­nie zary­su histo­rii i teo­lo­gicz­no-filo­zo­ficz­nej isto­ty pierw­sze­go teo­lo­gicz­no-mistycz­ne­go spo­ru, któ­ry wstrzą­snął pra­wo­sła­wiem rosyj­skim w pierw­szej poło­wie XX wie­ku. Cho­dzi o imie­sła­wie, któ­re nie tyl­ko dopro­wa­dzi­ło do otwar­tej teo­lo­gicz­nej deba­ty, zakoń­czo­nej meto­da­mi pań­stwa poli­cyj­ne­go, czy­li aresz­to­wa­niem i wywie­zie­niem mni­chów pra­wo­sław­nych przy­zna­ją­cych się do poglą­dów odbie­ga­ją­cej od uzna­wa­nej przez pań­stwo orto­dok­sji, ale rów­nież przy­czy­ni­ło się do powsta­nia pierw­szych reli­gij­nych rosyj­skich filo­zo­fii języ­ka. Spór ten, choć zamro­zi­ło go na nie­mal 70 lat wpro­wa­dze­nie komu­ni­zmu w Rosji, obec­nie odży­wa i nadal inspi­ru­je wie­lu pra­wo­sław­nych myśli­cie­li.


W górach Kau­ka­zu


Pierw­szy wiel­ki spór dogma­tycz­ny XX-wiecz­ne­go pra­wo­sła­wia zapo­cząt­ko­wa­ło opu­bli­ko­wa­nie przez schim­ni­cha Iła­rio­na nie­wiel­kiej ksią­żecz­ki „W górach Kau­ka­zu”. Pra­ca ta przed­sta­wia­ła roz­mo­wę dwóch star­ców, któ­rzy opo­wia­da­li o ducho­wej jed­no­ści z Bogiem, jakiej doświad­czyć może każ­dy odma­wia­ją­cy „modli­twę Jezu­so­wą” . Począt­ko­wo książ­ka ta spo­tka­ła się z przy­chyl­nym przy­ję­ciem mni­chów, tak ato­skich jak rosyj­skich, któ­rzy postrze­ga­li w niej napi­sa­ne pro­stym języ­kiem, wpro­wa­dze­nie do hezy­cha­zmu i prak­ty­ki modli­twy Jezu­so­wej. Z cza­sem jed­nak zaczę­to coraz moc­niej kry­ty­ko­wać tak auto­ra tej pra­cy, jak i jego teo­lo­gię.


Schim­nich Iła­rion uro­dził się w 1845 roku w guber­ni Wiat­skiej. Po ukoń­cze­niu czte­rech klas semi­na­rium duchow­ne­go, pra­co­wał jako nauczy­ciel, a póź­niej wstą­pił do rosyj­skie­go klasz­to­ru św. Pan­ta­lej­mo­na na Świę­tej Górze Atos. Spę­dził tam kil­ka­na­ście lat, a póź­niej wraz z czę­ścią mni­chów z tej wspól­no­ty powró­cił do Rosji, gdzie w górach Kau­ka­zu przy­stą­pił do nowo­ato­skie­go klasz­to­ru św. Syme­ona Kana­ni­ty. To wła­śnie będąc już mni­chem tego klasz­to­ru pozna­wał swo­je­go ducho­we­go mistrza o. Dez­de­riu­sza, któ­ry prze­ka­zał mu swo­je ducho­we doświad­cze­nie, zebra­ne pod­czas lat samot­nej modli­twy. Obaj mni­si wspól­nie wędro­wa­li po górach, roz­ma­wia­li na tema­ty ducho­we i modli­li się. Po śmier­ci Dezy­de­riu­sza – schim­nich Iła­rion nadal wędro­wał po górach, zatrzy­mu­jąc się na dłuż­sze lub krót­sze posto­je w roz­ma­itych klasz­to­rach lub domach pry­wat­nych. W 1899 roku w mia­stecz­ku Tiem­ny­je Buki zało­żył nie­wiel­ką wspól­no­tę żeń­ską, któ­ra pięć lat póź­niej prze­kształ­ci­ła się w mona­ster. To wła­śnie w tej miej­sco­wo­ści zaczę­li się wokół mil­czą­ce­go mni­cha sku­piać ucznio­wie, i tam roz­po­czę­ły się kło­po­ty star­ca z wła­dza­mi, tak kościel­ny­mi jak pań­stwo­wy­mi .


Duchow­ni prze­ło­że­ni mni­cha nie byli zachwy­ce­ni fak­tem, że zamiast prze­by­wać i modlić się w przy­pi­sa­nym sobie mona­ste­rze, swo­bod­nie wędro­wał on po górach, sku­pia­jąc wokół sie­bie uczniów (nie było to jed­nak w owych cza­sach w Rosji nic spe­cjal­nie wyjąt­ko­we­go). Dla­te­go zwra­ca­ły się one wie­lo­krot­nie do Iła­rio­na o powrót do macie­rzy­ste­go klasz­to­ru, a gdy odma­wiał wysy­ła­ły po nie­go poli­cję lub woj­sko. Nie na wie­le się to jed­nak zda­wa­ło, bowiem po każ­dym przy­mu­so­wym powro­cie do mona­ste­ru, mnich – wraz z ucznia­mi – ponow­nie ucie­kał w góry, gdzie ukształ­to­wał wspól­no­tę pustel­ni­czą o szcze­gól­nie ostrym rygo­rze asce­tycz­nym. Pra­gnie­nie samot­no­ści, cał­ko­wi­te­go ubó­stwa (według świa­dectw współ­cze­snych Iła­rion miał ze sobą tyl­ko wore­czek z sucha­ra­mi, czaj­ni­czek do goto­wa­nia wody i topo­rek) było sil­niej­sze niż naka­zy i zaka­zy władz. Nie ozna­cza to jed­nak, że schim­nich kogo­kol­wiek wzy­wał do podob­ne­go nie­po­słu­szeń­stwa. Prze­ciw­nie wszyst­kich wędru­ją­cych z nim uczniów nama­wiał do powro­tu do klasz­to­ru i przy­ję­cia cał­ko­wi­te­go posłu­szeń­stwa prze­ło­żo­nym, co jest naj­prost­szą i naj­lep­szą dro­gę do zba­wie­nia. Osta­tecz­nie, po ponad pół wie­ku życia mni­sze­go i ćwierć­wie­czu życia pustel­ni­cze­go, w 1907 roku Iła­rion zde­cy­do­wał się na wyda­nie nie­wiel­kiej ksią­żecz­ki .


Od same­go począt­ku książ­ka schim­ni­cha była wni­kli­wie stu­dio­wa­na, nie tyl­ko przez mni­chów, ale tak­że inte­li­gen­cję pra­wo­sław­ną. Ksią­żę Euge­niusz Tru­biec­koj uznał ją za naj­lep­szą książ­kę reli­gij­ną, jaką czy­tał w życiu. „Ta książ­ka prze­pa­li­ła moją duszę. Nie czy­ta­łem dotąd, wśród dzieł ludz­kich, nic bar­dziej czy­ste­go, pięk­ne­go i świę­te­go. To czło­wiek, któ­ry rze­czy­wi­ście widział Boga”  – napi­sał myśli­ciel. Rów­nie wyso­ko oce­niał tę pra­cę tak­że póź­niej­szy naj­za­go­rzal­szy prze­ciw­nik imie­sła­wia metro­po­li­ta Anto­nii (Chra­po­wic­ki).


Głów­nym tema­tem książ­ki jest modli­twa jezu­so­wa. Iła­rion przed­sta­wia w niej eta­py roz­wo­ju tej modli­twy, jej dogma­tycz­ne uspra­wie­dli­wie­nie w dzie­łach Ojców Kościo­ła, meto­dy w jakie naj­le­piej ją spra­wo­wać. Przed­sta­wia tak­że pogląd, nie­ob­cy wie­lu innym mistrzom życia ducho­we­go, że na wyż­szych pozio­mach życia ducho­we­go nie­ustan­ne „oddy­cha­nie imie­niem Jezus” może, a nawet powin­no zastą­pić wszyst­kie inne for­my modli­tew­ne, w tym tak­że modli­twę psal­ma­mi, hym­na­mi czy nawet nie­któ­re for­my litur­gicz­ne. Sta­rzec nie­zwy­kle głę­bo­ko kon­tem­plu­je tak­że pięk­no przy­ro­dy, któ­re sta­je się dla nie­go dro­gą do Boga.


Jed­nak to nie te frag­men­ty książ­ki sta­ły się począt­kiem spo­rów o imie­sła­wie. Naj­bar­dziej kon­tro­wer­syj­nym frag­men­tem tej książ­ki oka­za­ły się tek­sty zawar­te w roz­dzia­le noszą­cym tytuł „W imie­niu Bożym jest obec­ny sam Bóg”. Tezy zawar­te w tej czę­ści książ­ki — choć pisa­ne są wyraź­nie z punk­tu widze­nia dusz­pa­ster­sko-mistycz­ne­go — sta­ły się pod­sta­wą do zbu­do­wa­nia sys­te­mu teo­lo­gicz­no-dogma­tycz­ne­go, któ­ry został uzna­ny za here­tyc­ki. Inna rzecz, że — jak wska­zu­je Geo­r­ge Flo­ro­vski — w samej tej książ­ce nie było pod­staw do jego sfor­mu­ło­wa­nia, a ona sama była w peł­ni orto­dok­syj­na . Sytu­ację schim­ni­cha Iła­rio­na porów­nać więc moż­na do sytu­acji Pela­giu­sza, któ­ry został skry­ty­ko­wa­ny przez św. Augu­sty­na za tezy, któ­rych nigdy nie gło­sił .


„Przede wszyst­kim trze­ba potwier­dzić tę cał­ko­wi­cie nie­wy­tłu­ma­czal­ną tajem­ni­cę, że w imie­niu Bożym trwa sam Bóg, z całą swo­ją Isto­tą, i wszyst­ki­mi swo­imi nie­skoń­czo­ny­mi wła­ści­wo­ścia­mi. Oczy­wi­ście nale­ży to rozu­mieć ducho­wo — przez oświe­co­ne ser­ce, a nie przed cie­le­sny rozum, któ­ry bez­praw­nie wdzie­ra­jąc się do sfe­ry ducho­wej, pró­bu­je cie­le­śnie poj­mo­wać rze­czy ducho­we, a nie mogąc tego zro­bić odrzu­ca je” — pod­kre­śla schim­nich (dokład­niej o. Dezy­de­riusz, z któ­rym roz­ma­wiać miał Iła­rion). Co to ozna­cza? Otóż — głów­nie to, że pod­czas powta­rza­nia Imie­nia Jezus — sam Chry­stus sta­je się ducho­wo obec­ny w ser­cu modlą­ce­go się. Sam Bóg — przez owo imię zstę­pu­je do czło­wie­ka i obej­mu­je go. Czło­wiek, według patry­stycz­nej for­mu­ły, sta­je się, dzię­ki tej Bożej Obec­no­ści, bogiem .


Woj­ny mni­chów


Książ­ka Iła­rio­na od razu wywo­ła­ła ogrom­ne zain­te­re­so­wa­nie wśród rosyj­skich mni­chów prze­by­wa­ją­cych w ski­cie fiwa­id­skim na górze Atos. Jego miesz­kań­cy dzie­li­li się na dwie gru­py: ceno­bi­tów i pustel­ni­ków. Pierw­si miesz­ka­li w samym klasz­to­rze, pra­co­wa­li fizycz­nie i uczest­ni­czy­li w codzien­nych wie­lo­go­dzin­nych litur­giach. Dru­dzy zamiesz­ki­wa­li cel­ki miesz­czą­ce się w ota­cza­ją­cych skit górach, prze­by­wa­li w cał­ko­wi­tej samot­no­ści, a do klasz­to­ru przy­cho­dzi­li tyl­ko w dni świą­tecz­ne, by uczest­ni­czyć w litur­gii i spo­żyć posi­łek z pozo­sta­ły­mi brać­mi, po czym wra­ca­li do swo­ich samot­ni. To wła­śnie w tej dru­giej gru­pie mni­chów, zwy­kle star­szych, świet­nie zna­ją­cych lite­ra­tu­rę patry­stycz­ną, ale nie naj­le­piej orien­tu­ją­cych się w teo­lo­gicz­nych sub­tel­no­ściach książ­ka Iła­rio­na zdo­by­ła naj­więk­szą popu­lar­ność.


Ina­czej przy­ję­li tę pra­cę ceno­bi­ci, szcze­gól­nie ci, któ­rzy przed wstą­pie­niem do klasz­to­ru stu­dio­wa­li teo­lo­gię. Oni for­mu­ło­wa­li wobec niej ostrą kry­ty­kę, uzna­jąc, ze zawar­te w niej naucza­nie o imie­niu Bożym, utoż­sa­mia­ją­ce je z samym Bogiem, jest here­tyc­kie. Naj­bar­dziej zna­ny­mi przed­sta­wi­cie­la­mi tego prze­ko­na­nia byli hie­rom­nich Alek­siej (Kire­jew­ski) oraz mnich Chri­zanf (Mina­jew). Ich zda­niem prze­ko­na­nia Iła­rio­na, zawar­te w krót­kiej for­mu­le św. Jana z Kronsz­ta­du „Imię Boże jest samym Bogiem” jest onto­lo­gicz­nie i teo­lo­gicz­nie nie­praw­dzi­we. Jeśli ma ono mieć jaką­kol­wiek moc, któ­ra udzie­la­na jest modlą­ce­mu się – to nie wyni­ka ona z same­go brzmie­nia imie­nia, czy z jego języ­ko­wej zawar­to­ści, ale zaan­ga­żo­wa­niu zano­szą­ce­go modły. Imię „Jezus”, by posłu­żyć się języ­kiem bar­dziej współ­cze­snym, nie jest zatem chrze­ści­jań­ską man­trą, któ­ra posia­da moc w samych dźwię­kach, ale zwy­czaj­nym okre­śle­niem oso­by ludz­kiej, któ­re odno­sić moż­na nie tyl­ko do Chry­stu­sa. Takie, racjo­na­li­stycz­ne sta­no­wi­sko, wywo­ła­ło wście­kłość bar­dziej mistycz­nie nasta­wio­nych mni­chów. Odmó­wi­li oni jakiej­kol­wiek wspól­no­ty modli­tew­nej z hie­rom­ni­chem Alek­siej, i nie uczest­ni­czy­li w litur­giach przez nie­go spra­wo­wa­nych .


Wewnętrz­ny spór w jed­nym mona­ste­rze dość szyb­ko roz­prze­strze­nił się na wszyst­kie klasz­to­ry rosyj­skie na Świę­tej górze Atos. W 1908 roku na sce­nie dra­ma­tu spo­rów o imie­sła­wie poja­wia się jeden z głów­nych jego uczest­ni­ków hie­ro­schim­nich Anto­ni (Buła­to­wicz). Począt­ko­wo ma on napi­sać, na pole­ce­nie swo­je­go prze­ło­żo­ne­go ze ski­tu św. Andrze­ja, teo­lo­gicz­ną kry­ty­kę imie­sła­wia. Jed­nak głę­bia roz­wa­żań Iła­rio­na oraz oso­bi­ste doświad­cze­nia mistycz­ne, spra­wi­ły że nie był w sta­nie tego zro­bić i stał się jed­nym z naj­gor­liw­szych pro­pa­ga­to­rów nowej nauki o Imie­niu Pań­skim. Mimo wewnętrz­ne­go prze­ko­na­nia do tej nauki Anto­ni udał się jed­nak na pustel­nię, a pro­pa­ga­to­rem nowej nauki stał się nie­mal trzy lata póź­niej, gdy powró­cił z samot­ni i zaan­ga­żo­wał się bar­dziej otwar­cie w pro­wa­dzo­ną deba­tę.


Kry­ty­kę, któ­rą prze­pro­wa­dzić miał Anto­ni, osta­tecz­nie wyko­nał mnich Chri­zanf. W recen­zji „W górach Kau­ka­zu” zarzu­cił on mni­chom imie­sław­com, że zwy­czaj­ny dźwięk imie­nia Jezus utoż­sa­mia­ją oni z wszech­moc­nym i nie­wi­dzial­nym Bogiem. „Taka myśl jest pan­te­istycz­na, tzn. łączy Isto­tę Boga z czymś znaj­du­ją­cym się poza nią” – grzmiał gor­li­wy kry­tyk nowej teo­lo­gii. Co wię­cej zwo­len­ni­cy imie­sła­wia błą­dzą tak­że w prze­ko­na­niu, że dostrze­ga­ją w jed­nej oso­bie Syna Boże­go dwóch Bogów: jed­nym jest sama Boża isto­ta, dru­gim imię Jezus otrzy­ma­ne na zie­mi. Imię Jezus jest zwy­czaj­nym imie­niem i nie moż­na mu przy­pi­sy­wać jakie­goś mistycz­ne­go zna­cze­nia . Poglą­dy mni­cha Chri­zan­fa, choć czło­wie­ko­wi Zacho­du wyda­ją się cał­ko­wi­cie upraw­nio­ne, nie bra­ły zupeł­nie pod uwa­gę mistycz­no-hezy­cha­stycz­nej tra­dy­cji pra­wo­sła­wia. Gdy­by zacząć je sto­so­wać w pra­wo­sław­nej myśli odrzu­cić, by trze­ba cały pala­mizm. Stąd nie powin­no zaska­ki­wać podo­bień­stwo tej kry­ty­ki imie­sła­wia, z kry­ty­ką pala­mi­zmu jaką wie­le wie­ków wcze­śniej prze­pro­wa­dzi­li racjo­na­li­ści sku­pie­ni wokół Baar­la­ma , czy jesz­cze wcze­śniej zwo­len­ni­cy kul­tu ikon z iko­no­kla­sta­mi. Oczy­wi­ście, tak przed­miot spo­ru, jak i oko­licz­no­ści były inne, ale styl upra­wia­nia teo­lo­gii prze­ciw­ni­ków hezy­cha­zmu, kul­tu ikon i kul­tu Imie­nia Jezus były nie­zwy­kle podob­ne.


Na kry­tycz­ną recen­zję Chri­zan­fa odpo­wie­dział sam Iła­rion w dru­gim wyda­niu swo­jej książ­ki. Odrzu­cił on w niej wszyst­kie zarzu­ty swo­ich prze­ciw­ni­ków i ponow­nie potwier­dził swo­je głę­bo­kie prze­ko­na­nie o mistycz­nym zna­cze­niu dźwię­ku imie­nia Jezus. Jego zda­niem jest ono tak samo odwiecz­ne jak sam Syn Boży, współ­ist­nia­ło wraz z Nim w Boskiej Wiecz­no­ści, a nie poja­wi­ło się dopie­ro wraz ze zwia­sto­wa­niem. Uza­sad­nia­jąc swo­je utoż­sa­mie­nie imie­nia Jezus z samym Bogiem – Iła­rion wska­zu­je na fakt, że jeśli czło­wie­czeń­stwo Chry­stu­sa zosta­ło wynie­sio­ne do Boskiej god­no­ści, to nie ma naj­mniej­szych powo­dów, by podob­nie nie trak­to­wać Jego Naj­święt­sze­go Imie­nia. Wszyst­kie racjo­nal­ne argu­men­ty Chri­zan­fa zosta­ją odrzu­co­ne, bowiem schim­nich uzna­je pierw­szeń­stwo w pozna­niu doświad­cze­nia mistycz­ne­go przed racjo­nal­ną kal­ku­la­cją. Na zakoń­cze­nie swo­ich roz­wa­żań przed­sta­wia zaś schim­nich wła­sną filo­zo­fię języ­ka, według któ­rej zmia­na nazwy jakie­go­kol­wiek przed­mio­tu pro­wa­dzi nie­uchron­nie do zmia­ny jego isto­ty . Ta wia­ra w spraw­czą, okre­śla­ją­cą moc sło­wa – pozo­sta­je cechą cha­rak­te­ry­stycz­ną wszyst­kich póź­niej­szych teo­lo­gii i filo­zo­fii imie­sław­ców.


Po tej wymia­nie pole­mik mona­ste­ry zaczę­ły się dzie­lić. Jed­ne z nich przyj­mo­wa­ły wyzna­nie wia­ry imie­sław­ców, inne ich prze­ciw­ni­ków. Ci pierw­si przy­go­to­wa­li nawet spe­cjal­ne wyzna­nie wia­ry, w któ­rym każ­dy dekla­ro­wał nie tyl­ko prze­ko­na­nie, że w Imie­niu Jezus prze­by­wa sam Bóg, ale tak­że że imię Jezus jest samym Bogiem, że Imię to jest Boską Hipo­sta­zą, że Imię Jezus ma moc czy­nie­nia cudów i zba­wia­nia wypo­wia­da­ją­cych je itd. Prze­ciw­ni­cy imie­sła­wia nato­miast – posu­nę­li się do pro­fa­no­wa­nia imie­nia Jezus, poka­zy­wa­nia jego nie­mo­cy – poprzez plu­cie na nie, dep­ta­nie go czy zama­lo­wy­wa­nie .


Obie stro­ny spo­ru zaczę­ły się odwo­ły­wać do wyż­szych władz duchow­nych, w tym wypad­ku do patriar­cha­tu Kon­stan­ty­no­po­la. Ten dwu­krot­nie (w 1912 i 1913 roku) uznał imie­sła­wie za here­zję, nie­zgod­ną z naucza­niem Ojców Kościo­ła. Zwo­len­ni­cy ruchu nie uzna­li jed­nak tych stwier­dzeń za obo­wią­zu­ją­ce. Wyka­zu­jąc roz­ma­ite bra­ki w for­mal­nej stro­nie doku­men­tów potę­pia­ją­cych ich ruch oraz suge­ru­jąc, że nie odno­szą się one bez­po­śred­nio do ich naucza­nia – odrzu­ci­li oni jasno wyra­żo­ne sta­no­wi­sko Kon­stan­ty­no­po­la i weszli w ostry spór z bro­nią­cy­mi pre­ro­ga­tyw Dru­gie­go Rzy­mu mni­cha­mi grec­ki­mi. Teo­lo­gicz­ny kon­flikt zaostrzał jesz­cze fakt, że imie­sław­cy bez­praw­nie zdję­li w swo­ich klasz­to­rach prze­ciw­ni­ków swo­je­go naucza­nia z urzę­dów, a tak­że to, że wie­lu z przy­wód­ców imie­sła­wia zaczę­ło gło­sić, że ich prze­ko­na­nia są nowym dogma­tem pra­wo­sław­nym. Osta­tecz­nie sta­no­wi­sko Kon­stan­ty­no­po­la, spór kom­pe­ten­cyj­ny oraz wkro­cze­nie wojsk grec­kich na Świę­tą Górę Atos dopro­wa­dzi­ły do cał­ko­wi­tej izo­la­cji zwo­len­ni­ków imie­sła­wia, i ogra­ni­cze­nia ich wpły­wów wyłącz­nie do klasz­to­rów rosyj­skich. Gre­cy, dostrze­ga­jąc w imie­sła­wiu groź­ną here­zję, i kie­ru­jąc się wła­snym inte­re­sem naro­do­wym – sta­ra­li się dopro­wa­dzić do wypę­dze­nia wszyst­kich mni­chów rosyj­skich, będą­cych zwo­len­ni­ka­mi imie­sła­wia ze Świę­tej Góry. W 1913 roku do wypę­dze­nia opor­nych mni­chów z Ato­su zaczę­ły się tak­że skła­niać rosyj­skie wła­dze kościel­ne .


Krwa­we roz­wią­za­nie dogma­tycz­ne­go spo­ru


Osta­tecz­nie los ato­skich zwo­len­ni­ków imie­sła­wia przy­pie­czę­to­wał Świę­ty Synod Rosyj­skiej Cer­kwi Pra­wo­sław­nej. Pod wpły­wem abp. Anto­nie­go (Chra­po­wic­kie­go) 18 maja 1913 roku wydał on spe­cjal­ne posła­nie, w któ­rym uznał pod­sta­wo­we tezy imie­sław­ców za here­tyc­kie. Auto­rzy posła­nia pod­kre­śli­li, że choć książ­ka „W górach Kau­ka­zu” jest ogrom­nie popu­lar­na i ma duże zna­cze­nie dusz­pa­ster­skie, to jej autor w pew­nych ele­men­tach naucza­nia odszedł od wia­ry pra­wo­sław­nej. Zamiast bowiem poświę­cić się wyłącz­nie opi­so­wi owo­ców modli­twy Jezu­so­wej, bez odpo­wied­niej ku temu wie­dzy teo­lo­gicz­nej i filo­zo­ficz­nej, zaczął dawać meta­fi­zycz­ne wyja­śnie­nia feno­me­nów ducho­wych zwią­za­nych z tą for­mą modli­twy. Wła­śnie w tych wyja­śnie­niach, któ­rych naj­bar­dziej ewi­dent­nym przy­kła­dem jest stwier­dze­nie, że „imię Boże jest samym Bogiem” zawar­ta jest here­tyc­kość naucza­nia o. Iła­rio­na .


Za jesz­cze bar­dziej nie­bez­piecz­ne hie­rar­cho­wie Świę­te­go Syno­du uzna­li naucza­nie o. Anto­nie­go (Buła­to­wi­cza), według któ­re­go „w samych dźwię­kach i lite­rach imie­nia Jezus obec­na jest łaska Boża”. Taka opi­nia, ich zda­niem, ozna­cza „osta­tecz­nie uza­leż­nie­nie Boga od czło­wie­ka, nawet wię­cej: uzna­nie Boga za znaj­du­ją­ce­go się w dys­po­zy­cji czło­wie­ka. Wystar­czy, by czło­wiek (nawet bez wia­ry czy nie­świa­do­mie) wypo­wie­dzieć imię Boże, a Bóg zmu­szo­ny był­by prze­by­wać ze swo­ją łaską z tym czło­wie­kiem i robić, to co on chce”  – pod­kre­śla­ją hie­rar­cho­wie Syno­du. W takim uję­ciu zresz­tą, rze­czy­wi­ście, trud­no nie dostrzec w imie­sła­wiu poglą­du magicz­ne­go, któ­ry ma wpraw­dzie wie­le wspól­ne­go z juda­istycz­ną Kaba­łą, ale zde­cy­do­wa­nie mniej z kla­sycz­nym chrze­ści­jań­stwem. Tak poję­te imie­sła­wie, zwra­ca­ją uwa­gę auto­rzy posła­nia, może być tak­że groź­ne dla życia mona­stycz­ne­go. Dla zdo­by­cia świę­to­ści czy wyso­kich stop­ni mistycz­ne­go zjed­no­cze­nia z Bogiem nie będzie już bowiem koniecz­na asce­za, wytrwa­ła modli­twa czy litur­gia. Wystar­czy wytrwa­łe, mecha­nicz­ne powta­rza­nie modli­twy Jezu­so­wej. Synod odrzu­cił rów­nież pró­by pala­mi­stycz­ne­go inter­pre­to­wa­nia imie­sła­wia. Imię Jezus, jako rze­czy­wi­stość stwo­rzo­na – nie może być rozu­mia­na jako Boża ener­gia, któ­rej przy­słu­gu­je jed­ność z Bóstwem. Przy­ję­cie, że imię Boże jest Boską ener­gią ozna­cza­ło­by osta­tecz­nie utoż­sa­mie­nie Stwór­cy i stwo­rze­nia i pro­wa­dzi­ło­by do pan­te­izmu.


Na zakoń­cze­nie czę­ści teo­lo­gicz­nej Synod przed­sta­wił orto­dok­syj­ną naukę o Imie­niu Bożym, zawar­tą w trzech zasad­ni­czych punk­tach. 1) Imię Boże jest świę­te i god­ne czci, ponie­waż słu­ży ludziom jako słow­ne ozna­cze­nie naj­święt­sze­go Boga, Źró­dła wszel­kich łask. Imię to jest Boskie, bowiem obja­wio­ne zosta­ło przez same­go Boga, mówi o Bogu i do Nie­go pro­wa­dzi. „W modli­twie (szcze­gól­nie Jezu­so­wej) – stwier­dza­ją nawet hie­rar­cho­wie – Imię Boże i sam Bóg doświad­cza­ne są przez nas nie­roz­dziel­nie, jak by toż­sa­me, nie mogą i nawet nie powin­ny być sobie prze­ciw­sta­wia­ne; ale tak jest tyl­ko w modli­twie i tyl­ko dla nasze­go ser­ca: w teo­lo­gii zaś, jak i w rze­czy­wi­sto­ści imię Boże jest tyl­ko imie­niem, a nie samym Bogiem”. 2) Imię Boże, wypo­wia­da­ne pod­czas modli­twy z wia­rą może czy­nić cuda, ale – i to pod­kre­śla­ją prze­ciw­ni­cy imie­sła­wia nie­zwy­kle moc­no – nie samo z sie­bie, nie mocą słów czy dźwię­ków, z któ­ry­mi zwią­za­na być ma raz na zawsze jakaś szcze­gól­na siła, ale poprzez ludz­ką wia­rę, któ­ra przy­zy­wa łaskę. Cuda nie mają więc w tym przy­pad­ku cha­rak­te­ru mecha­nicz­ne­go. 3) Sakra­men­ty wresz­cie swo­ją siłę zawdzię­cza­ją nie tyle powta­rza­niu Imie­nia Boże, ile modli­twie i wie­rze Kościo­ła, któ­re­mu dane zosta­ły obiet­ni­ce Chry­stu­so­we .


Wnio­ski syno­du były oczy­wi­ste. Nale­ży siłą roz­wią­zać spór o imie­sła­wie. Mni­chów wier­nych temu nur­to­wi myśle­nia prze­pę­dzić z Ato­su i roz­mie­ścić w klasz­to­rach rosyj­skich, któ­re mia­ły nauczyć ich rozu­mu. W tym celu do mni­szej repu­bli­ki wysła­no spe­cjal­ny sta­tek wojen­ny, któ­ry miał rosyj­skich imie­sław­ców przy­wieźć do ojczy­zny. Mni­si z klasz­to­ru św. Pan­ta­lej­mo­na odmó­wi­li jed­nak opusz­cze­nia swych cel. Wte­dy żoł­nie­rze, prze­ko­na­ni, że wal­czą z here­ty­ka­mi – przy­pu­ści­li na nich szturm. W jego efek­cie zgi­nę­ło czte­rech mni­chów, a czter­dzie­stu sze­ściu zosta­ło ran­nych. Sze­ściu­set mni­chów prze­wie­zio­na do Rosji, czter­dzie­stu z nich tra­fi­ła do wię­zień, a resz­tę roze­sła­no po mona­ste­rach . Mimo takich ofiar i tak jed­no­znacz­nej oce­ny  imie­sła­wia, zdo­by­cie ato­skich klasz­to­rów wca­le nie zakoń­czy­ło spo­ru o Imię Boże.


Już rok póź­niej synod, po fali kry­ty­ki wywo­ła­nej roz­pę­dze­niem mni­chów, zde­cy­do­wał się na uchy­le­nie oskar­że­nia o here­zję. W 1917 roku zaś – Cer­kiew powo­ła­ła spe­cjal­ną komi­sję, któ­ra mia­ła ponow­nie roz­pa­trzyć pro­blem imie­sła­wia. W tym roku Wła­di­mir Ern opu­bli­ko­wał nie­zwy­kle ostrą kry­ty­kę posta­no­wień Syno­du. Myśli­cie­le zarzu­cał ich auto­rom m.in. płyt­kość teo­lo­gicz­ne­go myśle­nia, nie­zna­jo­mość tra­dy­cji pra­wo­sław­nej, przy­ję­cie fał­szy­wej nie­miec­kiej antro­po­lo­gii, a tak­że przy­ję­cie kon­cep­cji modli­twy, któ­ra spra­wia, że jaki­kol­wiek kon­takt z Bogiem sta­je się nie­moż­li­wy .


Osta­tecz­nie nie zdo­ła­ła ona uzgod­nić wspól­ne­go sta­no­wi­ska. Prze­szko­dzi­ła jej w tym rewo­lu­cja paź­dzier­ni­ko­wa i póź­niej­sze prze­śla­do­wa­nia cer­kwi. Pra­wo­sła­wie rosyj­skie mia­ło póź­niej o wie­le istot­niej­sze pro­ble­my niż deba­ta nad zna­cze­niem Imie­nia Boże­go.


Filo­zo­ficz­ne i teo­lo­gicz­ne skut­ki spo­ru


Choć deba­ta nad rozu­mie­niem Imie­nia Boże­go nie zosta­ła zakoń­czo­na, a jej bru­tal­ne prze­rwa­nie spra­wi­ło, że jej zwo­len­ni­cy mni­si nie mogli do koń­ca sfor­mu­ło­wać jej zało­żeń i zasad – imie­sła­wie mia­ło ogrom­ne zna­cze­nie dla roz­wo­ju póź­niej­szej myśli rosyj­skie­go pra­wo­sła­wia. Pró­ba wyja­śnie­nia przez nie­wy­kształ­co­ne­go star­ca isto­ty modli­twy Jezu­so­wej spo­wo­do­wa­ła, że już kil­ka lat póź­niej wiel­cy rosyj­scy myśli­cie­le zabra­li się za two­rze­nie filo­zo­fii i teo­lo­gii języ­ka, a tak­że głę­bo­kiej teo­lo­gii Imie­nia Boże­go. „Teo­lo­gia imie­nia Boże­go (…) wyzna­cza głów­ny kie­ru­nek współ­cze­snej myśli teo­lo­gicz­nej pra­wo­sła­wia”  – stwier­dza wręcz Ser­giusz Buł­ga­kow. I rze­czy­wi­ście, choć imie­sła­wie zosta­ło potę­pio­ne, z dorob­ku jego wyznaw­ców, mniej lub bar­dziej otwar­cie czer­pią współ­cze­śni myśli­cie­le pra­wo­sław­ni, wpro­wa­dza­jąc w bogac­two modli­twy Jezu­so­wej.


Dzię­ki Buł­ga­ko­wo­wi kwe­stia imie­sła­wia otrzy­ma­ła tak­że swo­je filo­zo­ficz­ne wyja­śnie­nie. W opu­bli­ko­wa­nej już po śmier­ci „Filo­zo­fii imie­nia” rosyj­ski sofio­log przed­sta­wia cało­ścio­we filo­zo­ficz­ne uza­sad­nie­nia pra­wo­moc­no­ści więk­szo­ści poglą­dów imie­sław­ców oraz przed­sta­wia swo­istą, mistycz­no-ide­ali­stycz­ną teo­rię języ­ka. Ostat­ni roz­dział tej ści­śle filo­zo­ficz­nej książ­ki poświę­co­ny jest teo­lo­gicz­ne­mu przed­sta­wie­niu ści­śle teo­lo­gicz­nych poglą­dów imie­sław­ców. Buł­ga­kow – choć sam skła­nia się raczej do przy­ję­cia, że kult imie­nia Boże­go, nie powi­nien być dogma­ty­zo­wa­ny, umiesz­cza w nim nawet krót­kie sofio­lo­gicz­ne uza­sad­nie­nie moż­li­wo­ści zdog­ma­ty­zo­wa­nia poglą­dów czci­cie­li imie­nia Boże­go . Podob­ną pra­cę wyko­nał tak­że inny wybit­ny myśli­ciel rosyj­ski o. Paweł Flo­reń­ski. Jego prze­my­śle­nia na temat języ­ka, kul­tu imie­nia Boże­go czy zna­cze­nia imion w ogó­le – zawar­te są w fun­da­men­tal­nej, ale opu­bli­ko­wa­nej dopie­ro po upad­ku komu­ni­zmu pra­cy „U źró­deł myśli”. Przed­sta­wie­nie i szcze­gó­ło­we omó­wie­nie poglą­dów obu myśli­cie­li, a tak­że innych spad­ko­bier­ców czy kon­ty­nu­ato­rów teo­lo­gii imie­sła­wia, to już jed­nak temat na zupeł­nie inny tekst.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.