Magazyn

Zapomniany świat Amiszy


Są tury­stycz­ną atrak­cją dla spra­gnio­nych nowych prze­żyć, zago­nio­nych tury­stów z całe­go świa­ta. Ich suro­we życie bez prą­du, tele­fo­nów, samo­cho­dów – za to w zwar­tych wspie­ra­ją­cych się wspól­no­tach pro­wa­dzą­cych życie sprzed dwóch wie­ków budzi zain­te­re­so­wa­nie i fascy­na­cję pisa­rzy i reży­se­rów. A cza­sem iry­ta­cję urzęd­ni­ków, któ­rzy nie potra­fią ich prze­ko­nać, że nie­bie­skie świa­teł­ko na ich kon­nych wóz­kach jest nie­wi­docz­ne dla kie­row­ców, i że trze­ba je zmie­nić na poma­rań­czo­we, któ­re w ich reli­gii jest zaka­za­ne. Mowa o ami­szach – nie­wiel­kiej wspól­no­cie, któ­rej korze­nie się­ga­ją cza­sów rady­kal­nej Refor­ma­cji, a któ­rzy żyją tak, jak­by czas się zatrzy­mał.


Kształt guzi­ka przy­czy­ną schi­zmy


Ami­sze są odła­mem szwaj­car­skie­go szwaj­car­sko-alzac­kie­go-połu­dnio­wo­nie­miec­kie­go ana­bap­ty­zmu, któ­ra powsta­ła w wyni­ku schi­zmy doko­na­nej przez star­sze­go Jako­ba Amman­na z Erlen­bach, w kan­to­nie Ber­no. W latach 1693–97 jego gru­pa wydzie­li­ła się z szer­szej wspól­no­ty ana­bap­ty­stycz­nej w Szwaj­ca­rii. Przy­czy­ną schi­zmy były nie­zwy­kle rady­kal­ne poglą­dy Amman­na, któ­ry chciał by prze­pi­sy reli­gij­ne regu­lo­wa­ły wszel­kie sfe­ry życia spo­łecz­ne­go – począw­szy od życia rodzin­ne­go, a skoń­czyw­szy na spo­so­bie ubie­ra­nia się, strzy­że­nia bro­dy, rodza­ju kape­lu­sza czy guzi­ków przy kapo­cie. Uzna­wał on rów­nież, że wszy­scy ci, któ­rzy otwar­cie nie przy­zna­ją się do ana­bap­ty­zmu nie będą zba­wie­ni (co ozna­cza­ło potę­pie­nie rów­nież ukry­wa­ją­cych się zwo­len­ni­ków tego ruchu, a takich – szcze­gól­nie w Holan­dii nie bra­ko­wa­ło).


Szwaj­car­ska wspól­no­ta ami­szów prze­trwa­ła tam mniej wię­cej do poło­wy XIX wie­ku, kie­dy to roz­to­pi­ła się w więk­szej i sil­niej­szej na tam­tych tere­nach, a mają­cej takie same źró­dła wspól­no­cie men­no­nic­kiej. Podob­ny los cze­kał tak­że ami­szów z Nie­miec, Holan­dii, a nawet Rosji. Osta­tecz­nie ami­sze prze­trwa­li tyl­ko w Sta­nach Zjed­no­czo­nych i Kana­dzie, gdzie pierw­sze ich gru­py przy­by­ły ok. 1720 roku.


Jed­nak i tu, rygo­ryzm moral­ny i reli­gij­ny gru­py spo­wo­do­wał, że roz­pa­dła się ona na wie­le nie uzna­ją­cych się wza­jem­nie nur­tów (z któ­rych każ­dy uwa­żał się za jedy­no­zbaw­czy), któ­re stop­nio­wo tra­ci­ły związ­ki ze sobą. Pierw­szą z nich są Ami­sze Sta­re­go Zako­nu (Old Order), któ­rzy w latach 1850–80 sprze­ci­wi­li się jakim­kol­wiek zmia­nom tra­dy­cji czy przy­sto­so­wa­niu się do nowo­cze­sno­ści i pozo­sta­li przy wszyst­kich holen­der­skich, szwaj­car­skich i nie­miec­kich zwy­cza­jach swo­ich przod­ków, odrzu­ca­jąc wszyst­kie zdo­by­cze współ­cze­sno­ści, nie tyl­ko tech­nicz­ne, ale rów­nież spo­łecz­ne. Gru­pa kon­gre­ga­cji, któ­ra sprze­ci­wi­ła się temu sta­no­wi­sku utwo­rzy­ła Con­se­rva­ti­ve Amish Men­no­ni­te Con­fe­ren­ce (z cza­sem pozby­ła się ona z nazwy sło­wa Amish). Alzac­cy ami­sze nato­miast z Illi­no­is, India­na i Ohio w latach 1865–75 utwo­rzy­li Evan­ge­li­cal Men­no­ni­te Church. Z wszyst­kich tych nur­tów – tra­dy­cyj­nie ami­szo­wym pozo­sta­je tyl­ko Old Order (oraz wyło­nio­ny z nie­go New Order).


Spe­cy­fi­ka życia


Wier­nych wspól­no­ty ami­szy moż­na odróż­nić już na pierw­szy rzut oka. Ubie­ra­ją się oni tak, jak ludzie przed 200 laty – w czar­ne kapo­ty bez guzi­ków (uży­wa­nie guzi­ków też zresz­tą sta­ło się przy­czy­ną roz­ła­mu mię­dzy dwo­ma ich wspól­no­ta­mi), męż­czyź­ni noszą czar­ne kape­lu­sze, a kobie­ty nakry­wa­ją wło­sy. W ich domach nie ma prą­du, tele­fo­nów, tele­wi­zji czy radia. Zamiast samo­cho­du przed domem mają brycz­kę i koni­ki. Pro­wa­dzą typo­we życie rol­ni­ków z okre­su przed-prze­my­sło­we­go. Róż­ni ich tak­że język, bowiem mię­dzy sobą nadal uży­wa­ją dia­lek­tu języ­ka nider­landz­kie­go.


Naj­bar­dziej kon­ser­wa­tyw­ne gru­py zaka­zu­ją uży­wa­nia sze­lek, kolo­ro­wych koszul (moż­na nosić jedy­nie bia­łe), sprzę­tów inży­nie­ryj­nych jakie­go­kol­wiek rodza­ju, wyso­kich dachów w swo­ich domów, zasłon w oknach i drzwiach, kotar, traw­ni­ków. Wło­sy u męż­czyzn muszą być odpo­wied­nio ucze­sa­ne, zaś kobiet przy­kry­te sto­sow­nym cze­pecz­kiem. Obo­jęt­ny nie jest nawet kolor powo­zu, któ­ry musi być bia­ły, żół­ty lub czar­ny w zależ­no­ści od rodza­ju gru­py.


Cechą cha­rak­te­ry­stycz­ną jest tak­że fakt, iż nabo­żeń­stwa u naj­bar­dziej kon­ser­wa­tyw­nych ami­szy nie odby­wa­ją się w kapli­cach czy kościo­łach, ale w domach naj­bar­dziej god­nych tego gospo­da­rzy.


Cechą cha­rak­te­ry­stycz­ną jest rów­nież fakt, iż każ­da miej­sco­wość ami­szów two­rzy cał­ko­wi­cie oddzie­lo­ną od zewnętrz­nych wpły­wów wspól­no­tę. Jej człon­ko­wie są w zasa­dzie abso­lut­nie samo­wy­star­czal­ni i wza­jem­nie się wspie­ra­ją. Gdy dwo­je mło­dych decy­du­je się na ślub – nowy dom dla nich budu­je cała wspól­no­ta. Podob­nie wszy­scy skła­da­ją się na potrzeb­ne w domu rze­czy, zaś gdy jeden z gospo­da­rzy zacho­ru­je pozo­sta­li wyko­nu­ją za nie­go jego pra­cę.


Życio­we cre­do


Taka posta­wa życio­wa ami­szy wypły­wa z ich teo­lo­gii. Uzna­ją oni, że praw­dzi­wy chrze­ści­ja­nin powi­nien oddzie­lić się od świa­ta, któ­ry leży w złu. Stąd bie­rze się ich cał­ko­wi­ty izo­la­cjo­nizm posu­nię­ty nawet do fak­tu, iż nie przyj­mu­ją oni (przy­naj­mniej ci naj­bar­dziej kon­ser­wa­tyw­ni) kon­wer­ty­tów. Zwią­za­ne to jest tak­że z nie­zwy­kle moc­ną wśród nich wia­rą w abso­lut­ną, podwój­ną pre­de­sty­na­cje. Czło­wiek jest prze­zna­czo­ny przez Boga albo do zba­wie­nia, albo do potę­pie­nia. Tak więc pra­ca misyj­na nie ma sen­su. Jeśli bowiem Bóg kogoś wybrał to i tak tra­fi on do wspól­no­ty ami­szy, a dokład­niej uro­dzi się w niej, bo tyl­ko to daje moż­li­wość (choć oczy­wi­ście nie pew­ność – bo ta była­by wyra­zem pie­kiel­nej pychy) zba­wie­nia.


Swo­istym potwier­dze­niem tego, że jest się wybra­nym jest poboż­ne i spra­wie­dli­we życie. Każ­dy, kto nie sto­su­je się do zasad życia wspól­no­ty jest z niej usu­wa­ny (a to ozna­cza, że będzie, o ile się nie nawró­ci i nie powró­ci potę­pio­ny), a człon­ko­wie wspól­no­ty – nawet rodzi­ce – nie mają pra­wa się z nim kon­tak­to­wać, sta­je się on dla nich mar­twy. Ami­sze w zasa­dzie nie gło­szą, cha­rak­te­ry­stycz­nej dla wie­lu rady­kal­nych nur­tów refor­ma­cyj­nych nauki o koniecz­no­ści nawró­ce­nia, akcen­tu­ją jed­nak, że chrzest powi­nien się doko­ny­wać w wie­ku doro­słym.


Podob­nie jak wszyst­kie wspól­no­ty men­no­nic­kie ami­sze odrzu­ca­ją służ­bę woj­sko­wą i pań­stwo­wą. Przyj­mu­ją kon­gre­ga­cjo­na­li­stycz­ną natu­rę Kościo­ła – każ­da wspól­no­ta jest nie­za­leż­na i two­rzy wła­sną ust­ną tra­dy­cję spo­so­bu życia (Ord­nung).  Nie ist­nie­je nic takie­go jak wła­dza cen­tral­na rzą­dzą­ca, czy choć­by nad­zo­ru­ją­ca życie tej wspól­no­ty.


Nabo­żeń­stwa skła­da­ją się ze śpie­wa­nych pie­śni i hym­nów z pocho­dzą­ce­go z XVI wiecz­ne­go śpiew­ni­ka Aus­bund. Duchow­ni ami­szy – kazno­dzie­je, dia­ko­nii i bisku­pi – wybie­ra­ni są spo­śród świec­kich i spra­wu­ją swo­ją posłu­gę za dar­mo.


Zakoń­cze­nie


Ami­sze budzą mie­sza­ne uczu­cia. Z jed­nej bowiem stro­ny, gdy­by pozo­sta­li chrze­ści­ja­nie mie­li choć w poło­wie takie przy­wią­za­nie do istot­nych prawd chrze­ści­jań­stwa, czy pod­staw sty­lu życia, jak ami­sze mają do naj­mniej istot­nych – to chrze­ści­jań­stwo praw­do­po­dob­nie nie grzę­zło by obec­nie we wszech­ogar­nia­ją­cym kry­zy­sie obej­mu­ją­cym nie­mal wszyst­kie dzie­dzi­ny życia kościel­ne­go. Z dru­giej jed­nak stro­ny – izo­la­cjo­nizm wspól­not ami­szy budzi wra­że­nie ich z grun­tu nie­chrze­ści­jań­skie­go cha­rak­te­ru. Trud­no bowiem pogo­dzić ze sobą chry­stu­so­we wezwa­nie „idź­cie na cały świat”, ze spo­koj­nym pogo­dze­niem się z fak­tem, że więk­szość ludzi będzie potę­pio­nych, a mi nic do tego.


Jed­nak naj­cie­kaw­sze w tym wszyst­kim jest to, że choć więk­szość wyznań chrze­ści­jań­skich tra­ci swo­ich wier­nych, to ami­sze od lat roz­wi­ja­ją się liczeb­nie. Wyni­ka to po pierw­sze z dziet­no­ści ich rodzin, ale rów­nież z fak­tu, że nie­któ­re wspól­no­ty zde­cy­do­wa­ły się przyj­mo­wać kon­wer­ty­tów, a tych nie bra­ku­je. Dla­cze­go? Może dla­te­go, że współ­cze­sny czło­wiek, zdez­o­rien­to­wa­ny przez post­mo­der­ni­stycz­ne pod­wa­że­nie wszel­kich prawd – potrze­bu­je jasnych reguł, prawd i zasad. Te zaś ami­sze bez wąt­pie­nia posia­da­ją. I to praw­do­po­dob­nie jest głów­ne prze­sła­nie, jakie ta wspól­no­ta ma do prze­ka­za­nia pozo­sta­łym chrze­ści­ja­nom.


Ami­sze mogą się stać tak­że widocz­nym zna­kiem dla świa­ta, że tam gdzie jest Bóg – jest też i pokój wewnętrz­ny.


Tomasz P. Ter­li­kow­ski

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.