Opinie

Bojaźń i drżenie


Tra­gicz­ne wyda­rze­nia, absur­dal­ne w swo­jej przy­pad­ko­wo­ści, takie jak wypa­dek pre­zy­denc­kie­go samo­lo­tu i śmierć nie­ma­łej czę­ści pol­skiej eli­ty – trze­ba roz­pa­try­wać z per­spek­ty­wy reli­gij­nej. To ona odsło­nić może Sens w tym, co tak życio­wo, docze­śnie bez­sen­sow­ne. A tak­że uświa­do­mić, że ta tra­ge­dia jest zada­niem do wypeł­nie­nia. A naj­lep­szym dowo­dem na praw­dzi­wość tego zda­nia jest felie­ton Aga­ty Bie­­lik-Rob­son z “Kry­ty­ki Poli­tycz­nej”, któ­ra na tra­ge­dię Pol­ski posta­no­wi­ła sie spoj­rzeć z wyżyn zim­ne­go rozu­mu, bez jakie­go­kol­wiek […]


Tra­gicz­ne wyda­rze­nia, absur­dal­ne w swo­jej przy­pad­ko­wo­ści, takie jak wypa­dek pre­zy­denc­kie­go samo­lo­tu i śmierć nie­ma­łej czę­ści pol­skiej eli­ty – trze­ba roz­pa­try­wać z per­spek­ty­wy reli­gij­nej. To ona odsło­nić może Sens w tym, co tak życio­wo, docze­śnie bez­sen­sow­ne. A tak­że uświa­do­mić, że ta tra­ge­dia jest zada­niem do wypeł­nie­nia. A naj­lep­szym dowo­dem na praw­dzi­wość tego zda­nia jest felie­ton Aga­ty Bie­lik-Rob­son z “Kry­ty­ki Poli­tycz­nej”, któ­ra na tra­ge­dię Pol­ski posta­no­wi­ła sie spoj­rzeć z wyżyn zim­ne­go rozu­mu, bez jakie­go­kol­wiek odnie­sie­nia do per­spek­ty­wy reli­gij­nej czy meta­fi­zycz­nej. Efekt takie­go myśle­nia był zaś naj­de­li­kat­niej rzecz ujmu­jąc żało­sny.

I dla­te­go nie będę go komen­to­wał. Nie ma sen­su. Wró­cę nato­miast do roz­wa­żań reli­gij­no-meta­fi­zycz­nych, któ­rych nie wol­no, moim zda­niem, pomi­jac. Myśląc o wyda­rze­niach w Smo­leń­sku trud­no uciec od sym­bo­li­ki. I cho­dzi tu nie tyl­ko o miej­sce wypad­ku, któ­re już wcze­śniej uświę­co­ne było krwią pol­skich patrio­tów, nie tyl­ko o czas docze­sny (70. rocz­ni­ca mor­du w Katy­niu), ale rów­nież o czas świę­ty, litur­gicz­ny, któ­ry wciąż nam towa­rzy­szy. To on ma tu szcze­gól­ne zna­cze­nie. Ofia­ry odda­ły swo­je życie w wigi­lię Nie­dzie­li Miło­sier­dzia, w cza­sie któ­rej Kościół szcze­gól­nie przy­po­mi­na praw­dę o Miło­sier­dziu Bożym, do któ­re­go uciec się może każ­dy nawet naj­więk­szy grzesz­nik. I uzy­skać odpusz­cze­nie grze­chów.

Obja­wie­nia Boże­go Miło­sier­dzia są nie­ro­ze­rwal­nie zwią­za­ne z pol­sko­ścią. I nie cho­dzi tyl­ko o to, że świę­ta Fau­sty­na Kowal­ska była Polką, ale rów­nież o to, że Pol­ska zaj­mu­je szcze­gól­ne miej­sce w obja­wie­niach Boże­go Miło­sier­dzia. Jezus stwier­dza wprost, że to z nasze­go kra­ju wyj­dzie iskra Boża, któ­ra przy­go­tu­je świat na powtór­ne jego przyj­ście. Oczy­wi­ście sło­wa te odno­sić nale­ży przede wszyst­kim do samych obja­wień czy do papie­ża z Pol­ski, któ­ry nie tyl­ko kano­ni­zo­wał sio­strę Fau­sty­nę, ale i Boże­mu Miło­sier­dziu poświę­cił spo­rą część swo­je­go naucza­nia. Nie ozna­cza to jed­nak, że nie nale­ży ich odno­sić tak­że do Pol­ski i do Pola­ków. Zwra­cał na to zresz­tą uwa­gę tak­że sam Jan Paweł, któ­ry w cza­sie ostat­niej piel­grzym­ki do Pol­ski ape­lo­wał, aby­śmy byli świad­ka­mi Boże­go Miło­sier­dzia dla świa­ta, i byśmy gło­si­li Euro­pie i świa­tu praw­dę o zbaw­czej mocy Krzy­ża.

A ten pol­ski wątek widać tak­że w tym, że pierw­sza pró­ba – wte­dy nie­sku­tecz­na – prze­ka­za­nia świa­tu orę­dzia Boże­go Miło­sier­dzia tak­że doko­na­ła się w Pol­sce. Cho­dzi o obja­wie­nia sio­stry Marii Fran­cisz­ki Kozłow­skiej, któ­re – przy­naj­mniej w pierw­szej swo­jej czę­ści – są zgod­ne z obja­wie­nia­mi sio­stry Fau­sty­ny. Nie­ste­ty Maria Fran­cisz­ka Kozłow­ska odstą­pi­ła od Kościo­ła, i od tego momen­tu jej obja­wie­nia zmie­ni­ły sie, a życie (może jesz­cze moc­niej widać to na przy­kła­dzie jej naj­bliż­sze­go współ­pra­cow­ni­ka arcy­bi­sku­pa Kowal­skie­go) prze­sta­ło być świę­te. Bóg jed­nak nie zre­zy­gno­wał i pono­wił te obja­wie­nia, tym razem prze­ka­zu­jąc je pro­stej sio­strze dru­gie­go chó­ru. Ale nadal Polce.

I już choć­by to powin­no nam uświa­do­mić, że jeste­śmy zwią­za­ni z tymi obja­wie­nia­mi, jeste­śmy – jako naród – jakoś w nie wpi­sa­ni. Wybrań­stwo, wbrew dzie­cin­nym opi­niom, nie ozna­cza jed­nak w chrze­ści­jań­stwie jakiś pro­fi­tów, a wezwa­nie do współ­uczest­nic­twa w cier­pie­niu. Pol­ska to wyzwa­nie podej­mo­wa­ła. Tra­ge­dia roz­bio­rów i powstań (piszę to ze świa­do­mo­ścią, że po ludz­ku da się wska­zać odpo­wie­dzial­nych tym tra­ge­diom) poprze­dza­ła obja­wie­nia Miło­sier­dzia Boże­go, a może je przy­go­to­wy­wa­ła. A potem przy­szła II woj­na świa­to­wa, dra­ma­tycz­na rzeź katyń­ska, ofia­ra powsta­nia war­szaw­skie­go, komu­ni­stycz­ne lata prze­śla­do­wań i mor­dów. I wresz­cie świt nadziei, jakim był pon­ty­fi­kat Jana Paw­ła II, któ­ry sta­no­wił zwień­cze­nie pew­nej czę­ści naszej histo­rii.

Pon­ty­fi­kat ten nie był jed­nak nagro­dą, bonu­sem histo­rycz­nym, ale wiel­kim zada­niem dla Pola­ków. Papież przez dwa­dzie­ścia lat wycho­wy­wał nas do kon­kret­nych zadań, o któ­rych bar­dzo moc­no mówił. Ewan­ge­li­za­cja Euro­py, bycie świad­ka­mi Miło­sier­dzia w świe­cie, zbu­do­wa­nie demo­kra­cji nie­li­be­ral­nej i praw­dzi­wej soli­dar­no­ści – to tyl­ko nie­któ­re z zadań, jakie sta­wiał przed nami – posłu­gu­jąc się gło­sem Ojca Świę­te­go – Bóg. I trud­no nie zadać sobie pyta­nia, na ile je pod­ję­li­śmy, a na ile zado­wo­li­li­śmy się dzie­cię­cym samo­za­do­wo­le­niem z tego, co nam się przy­da­rzy­ło. Trud­no nie zadać sobie pyta­nia, czy nie pró­bo­wa­li­śmy uciec od misji, jaką sta­wiał przed nami Bóg w „nor­mal­ność” Zacho­du. Jeśli tak było, to ta tra­ge­dia jest wyraź­nym przy­po­mnie­niem, że nie będzie nam dane bycie „nor­mal­nym” naro­dem, któ­ry może żyć w świę­tym spo­ko­ju, że od nas Pan Bóg wyma­ga co jakiś czas dani­ny krwi, ofia­ry (cza­sem bole­śnie absur­dal­nej) z naj­lep­szych synów.

Ale smo­leń­ska tra­ge­dia jest tak­że zada­niem dla nas. Jeśli Bóg dopusz­cza taki dra­mat, to nie robi tego po nic, ale po to, by nie­zwy­kle moc­no wezwać nas do dzia­ła­nia, prze­mia­ny i zaan­ga­żo­wa­nia. I jakoś nie wie­rzę, żeby cho­dzi­ło tyl­ko o pod­nie­sie­nie pozio­mu deba­ty (nie trze­ba ofia­ry z życia pre­zy­den­ta i pra­wie stu innych osób do naucze­nia kul­tu­ry oso­bi­stej czę­ści posłów czy dzien­ni­ka­rzy), ale o coś zde­cy­do­wa­nie wię­cej. Odczy­ta­nie tego zada­nia – w per­spek­ty­wie sym­bo­li­ki smo­leń­skiej tra­ge­dii – jest dla nas zada­niem. Z odrzu­ce­nia go, z odmo­wy zaan­ga­żo­wa­nia będzie­my roz­li­cze­ni na sądzie osta­tecz­nym. I bia­da nam, jeśli – po takim zna­ku – uda­my, że nic się nie sta­ło. Wte­dy pozo­sta­nie nam tyl­ko bojaźń i drże­nie.

Tekst jest czę­ścio­wo prze­ro­bio­nym felie­to­nem, któ­ry uka­zał się w naj­now­szym nume­rze “Gaze­ty Pol­skiej”.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.