Bolesna banalność zła
- 23 lipca, 2008
- przeczytasz w 4 minuty
Sprawa ks. Wieńczysława jest bolesnym dowodem na to, jak banalne jest zło. I jak mały krok na drodze grzechu, jak zgoda na pewne myśli prowadzi (może nie nieuchronnie, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa) do trudnego do wyobrażenia upadku. Co bowiem wydarzyło się w Janikach? Jeśli wierzyć mediom to początkowo nic nadzwyczajnego. Pewien ksiądz złamał celibat, efektem — co też nie jest szczególnie dziwne i nie powinno być zaskakujące dla dorosłego mężczyzny — była ciąża. […]
Sprawa ks. Wieńczysława jest bolesnym dowodem na to, jak banalne jest zło. I jak mały krok na drodze grzechu, jak zgoda na pewne myśli prowadzi (może nie nieuchronnie, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa) do trudnego do wyobrażenia upadku.
Co bowiem wydarzyło się w Janikach? Jeśli wierzyć mediom to początkowo nic nadzwyczajnego. Pewien ksiądz złamał celibat, efektem — co też nie jest szczególnie dziwne i nie powinno być zaskakujące dla dorosłego mężczyzny — była ciąża. Duchowny, gdy się o niej dowiedział, co można wywnioskować z jego dalszych zachowań — nie był specjalnie zachwycony. Nieślubne dziecko księdza zazwyczaj nie pomaga mu szczególnie w karierze duchownej, a także zmusza (a to — jak wynika z opowieści wiernych z Janikowa — nie było szczególnie mocną stroną ks. Wieńczysława) do wzięcia odpowiedzialności za dziecko i jego matkę. I nagle pojawiła się “nadzieja” na to, że dziecko może umrzeć samo…
Trudno to pojąć komuś, kto ma dzieci, ale też każdemu kto jest dojrzałym, świadomym, odpowiedzialnym dorosłym. Już sama “nadzieja” na to, że moje dziecko może umrzeć wydaje się nie do wyrażenia przez normalnego, zdrowego, dojrzałego mężczyznę. Ale… — nie usprawiedliwiając tego, czego usprawiedliwić się nie da — trzeba dostrzec, że u kogoś, dla kogo liczy się tylko własna kariera, pełny brzuch i wygodne życie — taka myśl może się pojawić. Uczciwy, dojrzały, moralny mężczyzna powinien ją odrzucić, uderzyć się w piersi i błagać o przebaczenie Boga. Jeśli tego nie robi, jeśli nadal interesuje go tylko własna kariera, to — gdy “nadzieja” na bezbolesne dla niego rozwiązanie “problemu”, który sam stworzył niknie — łatwo może pojawić się pomysł, by wziąć sprawę we własne ręce.
I — jeśli wierzyć mediom — tak się właśnie stało. Zło w czystej postaci (bo trudno inaczej nazwać chęć zabicia własnego dziecka — tak narodzonego jak i nienarodzonego — przez własnych rodziców) wypłynęło z banalnej sytuacji, w której nieodpowiedzialny mężczyzna (smaczkiem, ale tylko smaczkiem jest to, że w sutannie) nie potrafił wziąć odpowiedzialności za własne decyzje. Ale takich historii jest więcej. Nie oszukujmy się, że ks. Wieńczysław jest wyjątkiem. Co roku na świecie zabija się (a nie tylko sugeruje zabicie) miliony dzieci. A powody są często równie błahe, jak te u ks. Wieńczysława. Kariera, chęć lepszego życia, poczucie bezpieczeństwa — usprawiedliwić mają morderstwo. I oczywiście ludzie ci, podobnie jak ksiądz, znajdują świetne wyjaśnienia dla swoich czynów, które są zwyczajnym dowodem na niedojrzałość, emocjonalną niestabilność i porażający egoizm. Ciekawe tylko, że ci, którzy teraz (słusznie) krytykują księdza z Janikowa, nie grzmią, gdy w imię podobnych powodów, co te, które można wyczytać w postawie księdza, morduje się inne dzieci…
Banalne zło ma zatem — i trzeba to przyznać z bólem serca — o wiele szerszy wymiar. I udawanie, że w przypadku ks. Wieńczysława stało się coś fundamentalnie odmiennego od tysięcy innych sytuacji — jest hipokryzją. Ale niestety hipokryzją pachną wypowiedzi kurii częstochowskiej, która wprawdzie zawiesiła księdza w obowiązkach proboszcza, ale nadal bierze go w obronę. — Wersja podawana przez media, zwłaszcza świeckie, bardzo się różni od wersji podawanej przez księdza — mówi pytany przez “GW” o sprawę rzecznik częstochowskiej kurii ks. Andrzej Kuliberda. — Zaprzecza on swojemu ojcostwu. Zapewnia także, że nie chciał śmierci dziecka, a jedynie pomagał dziewczynie, choć może w dość niekonwencjonalny sposób. Ks. Kuliberda przypuszcza, że proboszczowi z Janików mogło chodzić o to, czyje życie w pierwszej kolejności ratować — matki czy dziecka. I może wskazał matkę i stąd doszło do jakiegoś nieporozumienia.
Oczywiście takiej wersji nie sposób wykluczyć. Ale przy zarzutach tak poważnych, jak chęć (nawet gdyby nic więcej) uśmiercenia własnego dziecka należałoby się spodziewać bardziej jasnego stanowiska. I nie chodzi o przesądzenie winy na podstawie doniesień medialnych, ale choćby jasno definiujących jaka kara (kościelna) czeka człowieka, który dopuścił się (jeśli dopuścił) takiej zbrodni. A może być ona, jeśli zarzuty by się potwierdziły, tylko jedna: wydalenie ze stanu kapłańskiego. I to nawet nie z powodu konieczności wymierzenia sprawiedliwości, ale dlatego, że mężczyzna, który chce dla kariery i spokoju zabić własne dziecko — zwyczajnie nie może być księdzem. Ktoś, kto odrzuca fizyczne ojcostwo, kto do niego nie dorasta — nie może być ojcem duchowym. A na poziomie religijnym trudno nie zadać pytanie, czy człowiek, który chciał zrobić taką rzecz może być jeszcze “drugim Chrystusem”… (w sensie teologicznym oczywiście Kościół nadrabia jego braki, ale… pozostaje jeszcze wymiar pastoralny i moralny).
W komunikacie możnaby oczywiście przypomnieć, że dopóki wina nie została udowodniona to nie można jej przesądzać. Zanim materiał dowodowy nie zostanie zebrany nie można nałożyć kar. Ale sama ich możliwość powinna być zasygnalizowana jasno i zdecydowanie. Jeśli zamiast tego zaczyna się budować “piętrowe” usprawiedliwienia — to trudno oprzeć się wrażeniu, że znowu zadziałała “solidarność sutann”. I to w sprawie, co do której nie tylko katolik, ale każdy człowiek nie powinien mieć wątpliwości. A wrażenie to przesłanie niestety fakt, iż kuria zawiesiła ks. Wieńczysława w pełnieniu funkcji proboszcza.