Czy Bóg chce byśmy umierali za Ojczyznę?
- 11 marca, 2014
- przeczytasz w 3 minuty
Czy kochasz swoją matkę nad życie? To było pytanie, które w czasach mojego dzieciństwa uważałam za jedno z najgłupszych, zwłaszcza, że znałam całkiem sporo osób deklarujących taką miłość — tyle, że niestety — tylko deklarujących. Więc ja jako dziecko nie kochałam mojej matki nad życie, bo nikt nigdy ze mnie takiej deklaracji nie wydusił, a ponadto, kiedy umarła ja — mimo, że wiele osób mówiło, że po śmierci matki też się powinno z bólu umrzeć — żyłam nadal. Przypomniało mi się to, […]
Czy kochasz swoją matkę nad życie? To było pytanie, które w czasach mojego dzieciństwa uważałam za jedno z najgłupszych, zwłaszcza, że znałam całkiem sporo osób deklarujących taką miłość — tyle, że niestety — tylko deklarujących. Więc ja jako dziecko nie kochałam mojej matki nad życie, bo nikt nigdy ze mnie takiej deklaracji nie wydusił, a ponadto, kiedy umarła ja — mimo, że wiele osób mówiło, że po śmierci matki też się powinno z bólu umrzeć — żyłam nadal.
Przypomniało mi się to, kiedy przeczytałam pytania sondażu
zleconego przez TVN24, w którym jedno z pytań brzmi czy byłoby się gotowym oddać
życie lub zdrowie za ojczyznę. Otóż tutaj przynajmniej mam przewagę nad sporą
większością badanych, że ja stanęłam wobec takiego wyboru i byłam gotowa oddać
swoje życie i zdrowie za ojczyznę, a dokładnie za to, żeby w tej ojczyźnie
zmieniło się coś na lepsze. Jednocześnie jednak — oczywiście — miałam nadzieję,
że zmieni się coś na lepsze, a ja życia i zdrowia nie postradam. Jeżeli ktoś ma
wątpliwości co do tego, że jeszcze 30 lat temu można było stracić życie i zdrowie za ojczyznę to chcę powiedzieć, że jestem z rocznika Grzegorza Przemyka, który w tym samym roku co ja zdawał maturę, a w klasie przedmaturalnej porządnie mnie obito za złożenie pod “papieskim” krzyżem na placu Zwycięstwa (tak zwał się w tamtych czasach obecny plac Piłsudskiego) wiązanki z szarfą: Nie ginie kto za wiarę i wolność umiera — pamięci zamordowanych górników z kopalni Wujek.
Oczywiście, w porównaniu do czasów II wojny światowej czy
choćby lat 50., narażenia na represje i szanse na stracenie życia w latach 80. z
powodu działalności antyrządowej były nieporównanie mniejsze — jednak istniały,
a mechanizm powodujący decydowanie się na taką działalność i ryzykowanie -
przynajmniej zdrowiem — sądzę, podobny. Otóż zakładam, że tym, co wywołuje
podejmowanie takiego ryzyka jest silne przekonanie o tym, że okoliczności w
których się żyje są absolutnie nie do przyjęcia i powinno się dążyć za wszelką
cenę do ich zmiany. Jednocześnie celem jest nie utrata życia i zdrowia, lecz ta
zmiana — czy to będzie niepodległość Polski, przepędzenie okupantów czy zmiana
ustroju. Nikt z nas — w latach osiemdziesiątych — chodzących na demonstracje
antyrządowe nie miał w planie zginąć albo oberwać pałą. To było ryzyko
(oberwanie pałą dość prawdopodobne) — jednak robiliśmy wszystko, by zdążyć
uciec, a nie czekaliśmy na ciosy. Sądzę, że zarówno żołnierze Armii Krajowej czy
powstańcy byli motywowani przez cel, jakim było wyzwolenie ojczyzny niż szukanie
śmierci za ojczyznę. Dodam jeszcze, że w czasach wojny zdecydowanie życie
“tanieje” stąd i ryzykowne zachowania łatwiej przychodzą skoro i tak
można stracić życie nic nie robiąc.
Więc jeżeli chodzi o wyniki sondażu — ja bym deklaracjom o
oddaniu życia za ojczyznę tak łatwo nie ufała, ale też nie rozdzierała szat nad
tymi, którzy nie złożyli takiej deklaracji. Cóż, Kościół katolicki czci
męczenników za wiarę, ale jednak nigdy nie zachęcał do tego, by wystawiać się na
męczeństwo, co więcej był łagodny — wbrew postawie donatystów — które ideałowi
wierności przekonaniom nie sprostały wybierając złożenie ofiary bogom czy
wydanie ksiąg liturgicznych niż palmę męczeństwa. Tym bardziej mnie dziwi
zgorszenie niektórych publicystów katolickich wynikami sondażu.