Do czego potrzebna kobieta w Kościele?
- 18 października, 2013
- przeczytasz w 4 minuty
No cóż, po polsku wielu katolików powiedziałoby — ktoś musi kwiatki poustawiać, poomiatać ławki. Ba, wiele pań z różnych ruchów katolickich na pytanie o rolę kobiety w Kościele odpowiada, że nie ma żadnych ambicji do czegoś więcej niż służebność a już na samą myśl o żeńskim diakonacie doznaje drżenia, a z kobiet-kapłanek czy biskupek może się tylko śmiać (przez łzy, że komuś taka rzecz przychodzi do głowy). Jednym słowem problemu nie ma. Jeżeli jednak papież Franciszek […]
No cóż, po polsku wielu katolików powiedziałoby — ktoś musi kwiatki poustawiać, poomiatać ławki. Ba, wiele pań z różnych ruchów katolickich na pytanie o rolę kobiety w Kościele odpowiada, że nie ma żadnych ambicji do czegoś więcej niż służebność a już na samą myśl o żeńskim diakonacie doznaje drżenia, a z kobiet-kapłanek czy biskupek może się tylko śmiać (przez łzy, że komuś taka rzecz przychodzi do głowy). Jednym słowem problemu nie ma.
Jeżeli jednak papież Franciszek twierdzi, że kobiety
są powołane do służby a nie usługiwania a mówi te słowa na rozpoczęcie
spotkania zorganizowanego przez żeńską sekcję Papieskiej Rady ds. Świeckich w
Watykanie to może jednak problem jest i papież nie mówi tak tylko z grzeczności
podkreślając jednocześnie, że Kościół jest rodzaju żeńskiego (więc w domyśle
kobietom powinno wystarczyć, że Kościół jest ich rodzaju nawet jeżeli o tym
jaki jest decydują mężczyźni). Bo świat lub węziej — cywilizacja zachodnia,
która jest — nawet jeśli nie chce o tym pamiętać — dzieckiem chrześcijaństwa
dał kobietom większe możliwości niż tylko samo powołanie do macierzyństwa.
Macierzyństwo jest istotnie cudownym powołaniem,
tyle, że macierzyństwo nie sprowadza się tylko do opieki nad potomstwem. W
Kościele jednakże kobieta jest albo matką albo matką duchową co powoduje, że
jednocześnie nie ma za wiele do powiedzenia. a jeżeli już mówi to rzadko się
jej słucha (no chyba, że potwierdza, iż nie ma żadnych aspiracji do zabierania
głosu w sprawach Kościoła). Świat natomiast nie ogranicza roli społecznej
kobiety wyłącznie do roli żony i matki a roli zawodowej do służebności typu sekretarka,
asystentka czy sprzątaczka. Zapewne można powiedzieć, że w Kościele kobieta nie
ma wiele do powiedzenia, bo jest osobą świecką a osoby świeckie (również
mężczyźni) generalnie mają w nim mniej do powiedzenia. Tyle, że skoro kobiety w
żaden sposób nie mogą być zaliczone do kleru z samego założenia nigdy nie będą
miały wiele do powiedzenia. Przywoływanie jakichś wyjątków z przeszłości typu
święta Brygida Szwedzka, święta Katarzyna ze Sieny czy święta Hildegarda z Bingen
niewiele pomoże, bo to nadal będą rzadkie wyjątki i w dodatku z zamierzchłej
przeszłości.
Dlatego doprawdy zupełnie niezrozumiałe jest
dlaczego stanowiska, które nie wymagają tego, by sprawowała je osoba ze
święceniami nie mogli sprawować świeccy — ze szczególnym uwzględnieniem
świeckich płci żeńskiej. W końcu w kuriach stanowiska przewodniczących
niektórych wydziałów naprawdę nie muszą sprawować księża — ci ostatni powinni
raczej sprawować sakramenty i odprawiać msze (czego nie mogą robić świeccy) a w
niektórych krajach jest tak, że wierni po prostu są pozbawieni tych sakramentów
z powodu tego, że księży brakuje — w dodatku spora ich część zajmuje się pracą
administracyjną np. w kuriach. Swego czasu rzecznikiem prasowym Watykanu też
była osoba świecka i zdaje się radziła sobie lepiej niż niejedna osoba ze
święceniami. Czy jest jakiś powód by nie mogła nim być kobieta? Owszem, zapewne
taki, że — nie oszukujmy się — spora część powołań do stanu duchownego jest też
motywowana aspiracjami, by niekoniecznie osiąść na parafii. Jednak — zgodnie z
tym co obecny papież o tego typu motywacjach sądzi — tym bardziej powinien być
to powód do tego, by mocniej przypomnieć to, że ksiądz i biskup — a może
zwłaszcza biskup — powinien być właśnie sługą służącym właśnie świeckim a nie
tylko innym osobom duchownym. A niejednokrotnie można odnieść wrażenie, że
biskup czuje się ojcem ale wyłącznie dla księży (inna rzecz, że jak w życiu
czasem bywa — złym ojcem) a przede wszystkim włodarzem diecezji zaś sługą tylko
w znaczeniu pickwickowskim.
Nie mam wątpliwości, że więcej miejsca w Kościele
dla świeckich (ze szczególnym uwzględnieniem kobiet) nie zostanie wprowadzone
drogą oddolną lecz będzie wymagało niejednokrotnie administracyjnego czy wręcz
parytetowego rozwiązania. Jednak przełoży się ono na dobro Kościoła, bo nie
można czuć się odpowiedzialnym za coś na funkcjonowanie czegoś zupełnie nie ma
się wpływu.