
- 3 lutego, 2015
- przeczytasz w 3 minuty
Mój biskup udzielił dużego wywiadu Katolickiej Agencji Informacyjnej. Z dużym zainteresowaniem przeczytałam obszerny materiał, bo mimo, że mieszkam w promieniu pięciu kilometrów od siedziby kurii warszawsko-praskiej jakoś nie za często mam okazję spotykać swoj...
Duszpasterze zdradzili Jana Pawła II?
Mój biskup udzielił dużego wywiadu Katolickiej Agencji Informacyjnej. Z dużym zainteresowaniem przeczytałam obszerny materiał, bo mimo, że mieszkam w promieniu pięciu kilometrów od siedziby kurii warszawsko-praskiej jakoś nie za często mam okazję spotykać swojego biskupa i posłuchać co ma do powiedzenia.
I — żeby nie było — należę do tych wiernych, którzy w niedzielę i święta regularnie uczestniczą w mszach w swoim kościele parafialnym. No, a po przeczytaniu wywiadu pomyślałam, że może wreszcie znam odpowiedź dlaczego biskup mojej diecezji tak rzadko bywa w naszej parafii wysyłając z okazji różnych uroczystości biskupa pomocniczego. Na marginesie: poprzednik arcybiskupa Henryka Hosera (obecny metropolita gdański) bywał częściej.
Wracając do wywiadu — według arcybiskupa żyjemy w strasznych czasach patologii rodzinnej. W porównaniu do zachodnich krajów oczywiście Polska wygląda dobrze, ale i u nas już 30% małżeństw się rozpada i wskaźnik ten będzie rósł. Istnieje przyzwolenie społeczne na pożycie młodych bez ślubu i generalnie kwitnie mentalność antyurodzeniowa, gdyż społeczeństwo jest społeczeństwem postaborcyjnym. Arcybiskup — trzeba przyznać — nie wini za to tylko zewnętrznych wrogów rodziny, jak choćby specjalistów od marketingu i sprzedaży, dla których rozbita rodzina to większa szansa na sprzedaż dóbr konsumpcyjnych czy propagatorów ideologii gender czy queer. Arcybiskup twierdzi, że winni są też duszpasterze, bo nie wprowadzili w życie, nie przekazywali wiernym nauczania Jana Pawła II o rodzinie — zwłaszcza nauczania zawartego w adhortacji Familiaris Consortio. Ba, arcybiskup nawet stawia tezę, że wielu duszpasterzy też nie zna tego nauczania. Generalnie rozwiązanie, jakie widzi arcybiskup w przełożeniu już na swoją diecezję, to Ośrodki Formacji Rodzin, które arcybiskup chciałby mieć w każdym mieście diecezji i w każdym ważniejszym dekanacie.
Jest to jakiś program pracy od podstaw, tym bardziej, że arcybiskup chce, by formatorami w tych ośrodkach byli świeccy i to w wieku prokreacyjnym, którzy mogą nawiązać kontakt z innymi wiernymi, gdyż są w podobnej sytuacji. Mimo to jestem sceptyczna, bo — moim zdaniem — arcybiskup wcale nie zna swojej diecezji i przebywa jedynie za zamkniętymi drzwiami kurii, w towarzystwie książek, ewentualnie niewielu dopuszczanych do siebie doradców. Dlaczego? Pod koniec wywiadu pada pytanie: Jak warszawska Praga i cała diecezja odpowiada na te trudności?
I odpowiedź arcybiskupa brzmi:
„Warszawska Praga ma swój klimat. Prawie na każdym podwórku jest kapliczka, ludzie nie zawsze zamożni, bywa, że z problemami, ale szanują się nawzajem i czują się związani z Kościołem. Tu więzy międzyludzkie są bardzo mocne. W nowych dzielnicach natomiast, od niedawna zasiedlonych, małżeństwa i rodziny czują się bardzo osamotnione, zanurzone w anonimowym środowisku. I borykające się z mnóstwem codziennych problemów”.
No cóż, mieszkam na prawobrzeżnej Warszawie prawie 25 lat, czyli nieomalże tyle ile czasu jestem żoną i matką. Przez jakiś czas pracowałam nawet na Starej Pradze i mam znajomych, którzy pracowali np. w opiece społecznej w tej dzielnicy. Nie chcę powielać stereotypów typu „starzy” mieszkańcy Starej Pragi to patologia – złodzieje i alkoholicy, ale faktem jest, że szkoły podstawowe w tej dzielnicy mają najgorsze wyniki, Stara Praga ma nadal jeden z największych wskaźników rozbojów, a to, że jest na niej lepiej niż było 20 lat temu wynika z faktu, że powstały tam nowe osiedla i przeprowadzili się nowi ludzie. Nie widać też szczególnego związania z Kościołem po statystykach dominicantes. Oprócz parafii pallotyńskiej na Skaryszewskiej pozostałe parafie starej Pragi mają wskaźniki poniżej wskaźnika diecezji i porównywalne z nowymi osiedlami i parafiami np. moją na Gocławiu. Jeżeli arcybiskup mieszkańców nowych osiedli postrzega jako tych, co borykają się z mnóstwem codziennym problemów związanych z osamotnieniem i zanurzeniem w anonimowym środowisku, to pytam dlaczegoż to rodowici mieszkańcy Starej Pragi z takimi mocnymi więzami międzyludzkimi zdecydowanie częściej są podopiecznymi ośrodków pomocy społecznej? Naprawdę mam wątpliwości czy arcybiskup ma rzetelny obraz rodzin w swojej diecezji i nie wiem czy chciałby w ogóle stanąć twarzą w twarz z tymi rzeczywistymi rodzinami.