Opinie

Ewangelia dla Europy


Unia Euro­pej­ska, jeśli ma być rze­czy­wi­ście sil­na jed­no­ścią, potrze­bu­je real­nej, a nie tyl­ko wer­bal­nej (takiej jak zapre­zen­to­wa­na na okrzyk­nię­tym wiel­kim suk­ce­sem Tuska ostat­nim szczy­cie) soli­dar­no­ści. A tę może uzy­skać tyl­ko dzię­ki odwo­ła­niu do wspól­nych, sil­nych, reli­gij­nych i filo­zo­ficz­nych war­to­ści, na któ­rych opie­ra­ła się przez tysiąc­le­cie jej histo­ria, i na któ­rych budo­wa­li ojco­wie zało­ży­cie­le jed­no­czą­cej się Euro­py. Ozna­cza to jed­nak, że Trak­tat Lizboń­ski, któ­ry sta­ran­nie omi­ja pro­blem euro­pej­skich korze­ni i wyklu­cza […]


Unia Euro­pej­ska, jeśli ma być rze­czy­wi­ście sil­na jed­no­ścią, potrze­bu­je real­nej, a nie tyl­ko wer­bal­nej (takiej jak zapre­zen­to­wa­na na okrzyk­nię­tym wiel­kim suk­ce­sem Tuska ostat­nim szczy­cie) soli­dar­no­ści. A tę może uzy­skać tyl­ko dzię­ki odwo­ła­niu do wspól­nych, sil­nych, reli­gij­nych i filo­zo­ficz­nych war­to­ści, na któ­rych opie­ra­ła się przez tysiąc­le­cie jej histo­ria, i na któ­rych budo­wa­li ojco­wie zało­ży­cie­le jed­no­czą­cej się Euro­py.

Ozna­cza to jed­nak, że Trak­tat Lizboń­ski, któ­ry sta­ran­nie omi­ja pro­blem euro­pej­skich korze­ni i wyklu­cza z nich chrze­ści­jań­stwo powi­nien wylą­do­wać, jak naj­szyb­ciej tam gdzie już umie­ści­li go Irland­czy­cy, czy­li w koszu na śmie­ci. Punk­tem zaś wyj­ścia dal­szych roz­wa­żań nad przy­szło­ścią Euro­py musi być chrze­ści­jań­stwo i jego kate­go­rie etycz­ne i spo­łecz­ne.

Soli­dar­ność kon­tra inte­re­sy

Kry­zys, któ­ry obu­dził uśpio­ne gospo­dar­cze demo­ny inter­wen­cjo­ni­zmu i sta­wia­nia gra­nic, a tak­że poka­zał, jak łatwo jest skło­nić oby­wa­te­lii państw unij­nych do nie­chę­ci wobec innych jest tego naj­lep­szym przy­kła­dem. Poli­ty­cy, któ­rzy – jak Nico­las Sar­ko­zy – jesz­cze nie­daw­no mie­li peł­ne usta fra­ze­sów o potrze­bie soli­dar­no­ści i two­rze­nia wspól­nej euro­pej­skiej toż­sa­mo­ści, dziś wra­ca­ją – i to nie tyl­ko w dzia­ła­niu, ale i dekla­ra­cjach – do twar­dej obro­ny inte­re­sów naro­do­wych. I ani myślą trosz­czyć się o inne pań­stwa, naro­dy, czy choć­by o orga­ni­za­cję, któ­rą do nie­daw­na uzna­wa­li za wzór i nadzie­ję dla całę­go świa­ta. Nie­co ostroż­niej, ale w isto­cie to samo robi Ange­la Mer­kel, któ­ra odrzu­ca proś­bę Węgier o pomoc, nie w imię soli­dar­no­ści, ale obro­ny sta­nu posia­da­nia Nie­miec. Nie ma w tym zresz­tą nic dziw­ne­go. Bli­skość wybo­rów, wymu­sza na poli­ty­kach dzia­ła­nia zgod­ne z tym, cze­go ocze­ku­ją oby­wa­te­le ich państw. A im bli­ska jest spraw­dzo­na i zro­zu­mia­ła zasa­da „bliż­sza koszu­la cia­łu”.

Myśle­nie takie i wyni­ka­ją­ce z nie­go dzia­ła­nia, choć cał­ko­wi­cie zro­zu­mia­łe, jed­no­znacz­nie poka­zu­ją, że o wspól­nej toż­sa­mo­ści unij­nej, któ­ra mia­ła się stać pod­sta­wą pogłę­bia­nia wspól­no­ty, nie ma nawet, co marzyć. Unij­ne gwiazd­ki, hym­ny i sym­bo­le świet­nie spraw­dza­ją się na pocho­dach Schu­man­na, ale nijak mają się do emo­cji czy toż­sa­mo­ści oby­wa­te­lii państw unij­nych. Tym, co real­ne i co dzia­ła w sytu­acji kry­zy­su czy nie­bez­pie­czeń­stwa są wyłącz­nie toż­sa­mo­ści naro­do­we i pań­stwo­we. Unia zaś nie ma nie tyl­ko nic do zapro­po­no­wa­nia, ale w ogó­le nie jest trak­to­wa­na jako pod­miot, z któ­rym war­to się liczyć, gdy zaczy­na­ją się kło­po­ty.

Bez wła­snej toż­sa­mo­ści

I nie ma się, co oszu­ki­wać, że kil­ku­set­stro­ni­co­wy Trak­tat Lizboń­ski czy nawet jakaś inna, jesz­cze moc­niej sta­wia­ją­ca spra­wę inte­gra­cji „kon­sty­tu­cja” cokol­wiek by zmie­ni­ła. Unia choć ist­nie­je od kil­ku­dzie­się­ciu lat nie dopra­co­wa­ła się wspól­nej toż­sa­mo­ści czy choć­by real­nej wspól­no­ty war­to­ści. O ile za swój kraj przy­naj­mniej nie­któ­rzy z sytych Euro­pej­czy­ków są w sta­nie umrzeć, to nie chcą poświę­cać się dla oby­wa­te­li innych kra­jów. I nie cho­dzi tyl­ko o ofia­rę z życia, ale tak­że o zwy­kłą rezy­gna­cję z nie­któ­rych wygód czy chęć podzie­le­nia się – gdy i nam zaczy­na bra­ko­wać – środ­ka­mi finan­so­wy­mi z bied­niej­szy­mi. Dosko­na­le poka­zał to kry­zys gazo­wy i sze­rzej sto­sun­ki poli­tycz­ne z Rosją. Od lat 30. nic się nie zmie­ni­ło. Tak wów­czas, jak i teraz nikt nie chce umie­rać (czy choć­by pła­cić więk­sze podat­ki) za Gdańsk, Buda­peszt, War­sza­wę czy Tal­linn.

Sil­ne eks­po­no­wa­nie inte­re­sów sil­niej­szych, a na razie mimo dekla­ra­cji o zacho­wa­niu idei soli­dar­no­ści euro­pej­skiej nie­wie­le zda­rzy­ło się rze­czy, któ­re mogły­by zmie­nić taką oce­nę, i bez­względ­ne egze­kwo­wa­nie poli­ty­ki bruk­sel­skiej wobec słab­szych (casus Irlan­dii, na któ­rej wymu­szo­no powtó­rze­nie refe­ren­dum, cze­go nie pró­bo­wa­no wymu­szać na Fran­cji – jest tego naj­lep­szym przy­kła­dem) w sytu­acji kry­zy­su pro­wa­dzi albo do cał­ko­wi­te­go pod­po­rząd­ko­wa­nia w imię bez­pie­czeń­stwa mniej­szych państw człon­kow­skich naj­sil­niej­szym (co ozna­cza real­ny koniec wspól­no­ty), albo zde­cy­do­wa­ne polu­zo­wa­nie, a może nawet zerwa­nie unij­nych wię­zów i powrót nawet nie do Euro­py dwóch pręd­ko­ści, ale do Euro­py wie­lu pręd­ko­ści, w któ­rych pierw­sze skrzyp­ce gra­ją wprost wyra­ża­ne inte­re­sy naro­do­we.

Powrót do korze­ni

Aby tego unik­nąć trze­ba wró­cić do myśle­nia Ojców Zało­ży­cie­li Unii, czy­li do chrze­ści­jań­stwa. To w jego ide­ach, w myśle­niu o Bogu i czło­wie­ku zako­rze­nio­na jest praw­dzi­wa soli­dar­ność. „Spra­wie­dli­wie struk­tu­ry są, jak mówi­łem, nie­zbęd­nym warun­kiem dla spra­wie­dli­we­go spo­łe­czeń­stwa, nie powsta­ją jed­nak ani nie dzia­ła­ją bez kon­sen­su­su moral­ne­go spo­łe­czeń­stwa wokół pod­sta­wo­wych war­to­ści i w spra­wie koniecz­no­ści życia tymi war­to­ścia­mi, nawet wbrew inte­re­so­wi oso­bi­ste­mu. Tam, gdzie Bóg jest nie­obec­ny (…) war­to­ści te nie poja­wia­ją się z całą swą siłą i nie ma kon­sen­su­su co do nich. Nie chcę powie­dzieć, że nie­wie­rzą­cy nie mogą żyć wyso­ką i przy­kład­ną moral­no­ścią; mówię tyl­ko, że spo­łe­czeń­stwo, w któ­rym nie ma Boga, nie znaj­du­je kon­sen­su­su nie­zbęd­ne­go dla war­to­ści moral­nych i siły do życia według wzo­ru tych war­to­ści, a nawet wbrew swo­im inte­re­som”– mówił Bene­dykt XVI pod­czas prze­mó­wie­nia na otwar­ciu V Kon­fe­ren­cji Ogól­nej Epi­sko­pa­tu Ame­ry­ki Łaciń­skiej. A tę myśl moż­na i trze­ba zasto­so­wać tak­że do Euro­py.

Poświę­ce­nie, a tym jest w isto­cie podzie­le­nie się dobra­mi w sytu­acji, gdy nam samym zaczy­na ich zby­wać, jest bowiem moż­li­we tyl­ko wte­dy, gdy w innych widzi­my bra­ci, gdy uzna­je­my ich za współ­uczest­ni­ków tego same­go losu. A to jest moż­li­we tyl­ko w opar­ciu o wspól­no­tę prze­ko­nań bar­dziej trwa­łych niż trak­ta­to­we zapi­sy o pra­wie do szczę­ścia lub kon­sump­cji. Tym zaś, co nie tyl­ko bar­dziej trwa­łe, ale i dobrze zako­rze­nio­ne w tra­dy­cji euro­pej­skiej jest wła­śnie chrze­ści­jań­stwo, któ­re przy­po­mi­na, że źró­dłem praw­dzi­wej soli­dar­no­ści jest wia­ra w to, że wszy­scy ludzie są brać­mi, bo mają tego same­go Ojca.

Pol­ska misja

Pol­scy poli­ty­cy zaś powin­ni, i to nie tyl­ko przez wzgląd na tak czę­sto przy­wo­ły­wa­ną wier­ność dzie­dzic­twu Jana Paw­ła II, ale tak­że ze zwy­kłe­go roz­sąd­ku poli­tycz­ne­go, któ­ry naka­zu­je wspie­ra­nie euro­pej­skiej soli­dar­no­ści i spra­wie­dli­wo­ści, wspie­rać taki kie­ru­nek myśle­nia. Lech Wałę­sa wzy­wa­ją­cy powro­tu do chrze­ści­jań­stwa w unij­nych doku­men­tach wbrew pozo­rom jest zatem więk­szym reali­stą i spraw­niej­szym ana­li­ty­kiem rze­czy­wi­sto­ści unij­nej, niż urzęd­ni­cy rzą­do­wi, jak ognia uni­ka­ją­cy dekla­ra­cji reli­gij­nych i sku­pia­ją­cy się na nie­usta­ją­cym pod­kre­śla­niu zna­cze­nia insty­tu­cji i zapi­sów praw­nych. Te ostat­nie są bowiem puste, jeśli nie kry­je się za nimi spój­ny sys­tem reli­gij­ny i świa­to­po­glą­do­wy.

Im szyb­ciej Euro­pa zda sobie z tego spra­wę, tym więk­sze szan­sę na prze­trwa­nie Unii Euro­pej­skiej i jej wzmoc­nie­nie. W sytu­acji kry­zy­su jest o to łatwiej, ale chrze­ści­jań­stwo musi mieć szer­mie­rzy tej spra­wy. Mag­di Allam i jego par­tia obroń­ców chrze­ści­jań­stwa, któ­ra ma wystar­to­wać w naj­bliż­szych euro­wy­bo­rach, nie wystar­czy. Koniecz­ne są odważ­ne decy­zje i dekla­ra­cje rzą­dzą­cych już w pań­stwach UE. Szcze­gól­nie w Pol­sce, któ­rą do wypeł­nie­nia roli swo­iste­go pań­stwa misyj­ne­go w Euro­pie zachę­cał szcze­gól­nie moc­no Jan Paweł II. „Jestem prze­ko­na­ny, iż Pola­cy to naród o ogrom­nych poten­cja­le talen­tów ducha, inte­lek­tu, woli, naród, któ­ry stać na wie­le i któ­ry w rodzi­nie naro­dów euro­pej­skich może ode­grać donio­słą rolę” – mówił Jan Paweł II pod­czas piel­grzym­ki w 1997 roku. Jaka to rola? Jeśli wczy­tać się uważ­nie w myśli papie­skie wypo­wie­dzia­ne nie tyl­ko w trak­cie tej piel­grzym­ki nie ule­ga naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści, że cho­dzi o sil­ne zaan­ga­żo­wa­nie Pol­ski i Pola­ków w prze­mia­nę Euro­py w duchu Ewan­ge­lii i war­to­ści chrze­ści­jań­skich.
„Zrąb toż­sa­mo­ści euro­pej­skiej zbu­do­wa­ny jest na chrze­ści­jań­stwie. A obec­ny kry­zys jej ducho­wej jed­no­ści wyni­ka głów­nie z kry­zy­su tej chrze­ści­jań­skiej samo­świa­do­mo­ści”.

Pol­ska i pol­scy poli­ty­cy mogą oczy­wi­ście tę misję odrzu­cić, kie­ru­jąc się płyt­kim prag­ma­ty­zmem. Pro­blem pole­ga tyl­ko na tym, że prag­ma­tyzm, wbrew opi­niom zwo­len­ni­ków spro­wa­dze­nia poli­ty­ki do zapew­nie­nia Pola­kom cie­płej wody w kra­nach, zazwy­czaj nie spraw­dza się w sytu­acji wiel­kich wyzwań. A nic nie wska­zu­je na to, by XXI wiek z jego zagro­że­niem ter­ro­ry­zmem, zapa­ścią demo­gra­ficz­ną czy wiesz­czo­nym przez część ana­li­ty­ków „koń­cem Euro­py”, miał być spo­koj­niej­szy niż wiek XX.

Tekst jest peł­ną wer­sją aty­ku­łu, któ­ry uka­zał się w dzi­siej­szym nume­rze dzien­ni­ka “Pol­ska. The Times”.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.