
- 2 lipca, 2015
- przeczytasz w 3 minuty
Nasz były redakcyjny kolega i jeden z najbardziej rozpoznawanych publicystów-katolików wstrząśnięty ostatnim zamachem na europejskich turystów w Tunezji zaapelował w emocjonalny sposób o wzbudzenie ducha krucjat, który pozwoli chrześcijanom przeciwstawić się n...
Gdy wieje duch krucjat cierpią chrześcijanie
Nasz były redakcyjny kolega i jeden z najbardziej rozpoznawanych publicystów-katolików wstrząśnięty ostatnim zamachem na europejskich turystów w Tunezji zaapelował w emocjonalny sposób o wzbudzenie ducha krucjat, który pozwoli chrześcijanom przeciwstawić się naporowi islamu.
To nawoływanie nic Tomasza Terlikowskiego nie kosztuje — osobiście zyskuje nawet, bo jest o nim głośno. Problem w tym, że duch krucjat znów wieje i tak jak w średniowieczu cierpią z jego powodu przede wszystkim chrześcijanie mieszkający na Wschodzie.
Na negatywny bilans krucjat składa się wiele czynników. Historycy wskazują na wzrost nietolerancji i nieufności w obrębie wszystkich religii. Wystarczy jednak popatrzeć na bilans strat. W XII wieku chrześcijańskie Cesarstwo Bizantyńskie poprosiło chrześcijański Zachód o wsparcie militarne przeciw arabskiemu i tureckiemu naporowi. Kiedy krucjaty dobiegły końca Turcy osmańscy dotarli nad Dunaj. W XII wieku na Środkowym Wschodzie chrześcijanie stanowili całkiem pokaźną część ludności.
Po tysiącu lat od rozpoczęcia krucjat chrześcijanie na Środkowym Wschodzie nie przekraczali 1,6% ludności. Po zdobyciu Jerozolimy przez Saladyna tylko bogaci wykupili się od niewoli. Cała ludność chrześcijańska dostała się do niewoli. Ostatnią krucjatę — już po zdobyciu Konstantynopola — próbował zorganizować papież Pius II, który sam przyjął krzyż i udał się do Ankony by stanąć na czele wojsk. Tyle, że żaden chrześcijański władca nie podążył za schorowanym papieżem. Zachodnia Europa nie była wtedy jeszcze podzielona religijnie i z wyjątkiem małych grup wszyscy teoretycznie uznawali najwyższą religijną zwierzchność papieża. O tym, że krucjaty uderzały nie tylko w “niewiernych”, ale też chrześcijan tyle, że uznawanych za schizmatyków lub heretyków, nawet nie warto wspominać. I najwyższą cenę za nie zapłacili właśnie chrześcijanie.
A teraz spójrzmy na bilans obecnego milenium, którego początek rozpoczęła jakże słuszna wojna z terroryzmem. W imię tej wojny do Afganistanu wkroczyły wojska chrześcijańskiego Zachodu. A po kilku latach chrześcijański, demokratyczny Zachód w imię obrony dokonał ataku na Irak. Rezultatem jest wzrost zamachów na chrześcijan o ponad 300% .Mówimy tu o chrześcijanach zamieszkujących tereny Bliskiego Wschodu. Kiedy w czasie arabskiej wiosny mili, zachodni chłopcy w mundurach pomogli Libijczykom w walce z dyktatorem Kadafim jedyny na razie skutek jest taki, że Koptowie mają nowych świętych męczenników. Jeżeli obecny duch krucjat jest niewystarczający dla naszego byłego redakcyjnego kolegi to ilu chrześcijan męczenników zadowoli takiego wystarczającego? Chodzi o to, żeby w Iraku, Syrii, Egipcie, Libii czy Nigerii w ogóle nie było chrześcijan? Wtedy z satysfakcją będziemy mogli potępić w czambuł zły islam i jego wszystkich wyznawców i odciąć się murem?
Średniowieczni krzyżowcy byli napędzani religijnym zapałem o odrodzeniu którego marzy wielu katolickich publicystów. Ale byli też chciwi, zabobonni i bardzo często przez zwykłą głupotę ponosili klęski a przy okazji szkodzili miejscowym wspólnotom chrześcijańskim. Odnoszę wrażenie, że współcześni internetowi krzyżowcy są ich nieodrodnymi spadkobiercami. Tyle, że ci średniowieczni płacili też osobiście za swoją głupotę i nietolerancję — jak jeden z największych szkodników Renald z Chatillon. Współczesnym to niebezpieczeństwo nie grozi a za wzrost ducha krucjat zapłacą przede wszystkim wschodni chrześcijanie.