Irracjonalni katolicy?
- 29 kwietnia, 2014
- przeczytasz w 2 minuty
Wróciłam właśnie z Rzymu, gdzie w Niedzielę Bożego Miłosierdzia setki tysięcy katolików uczestniczyło w mszy kanonizacyjnej papieża Jana XXIII i Jana Pawła II. Żeby wejść na pl. św. Piotra lub przynajmniej w jego okolice trzeba było czekać na Via della Concilazione przynajmniej od godz. 1:00. Znaczna część pielgrzymów przybyła tam jeszcze wcześniej. Plac i okolice na prawie dobę szczelnie wypełniali katolicy prawie wszystkich narodowości, w różnym wieku i o różnym statusie […]
Wróciłam właśnie z Rzymu, gdzie w Niedzielę Bożego Miłosierdzia setki tysięcy katolików uczestniczyło w mszy kanonizacyjnej papieża Jana XXIII i Jana Pawła II. Żeby wejść na pl. św. Piotra lub przynajmniej w jego okolice trzeba było czekać na Via della Concilazione przynajmniej od godz. 1:00. Znaczna część pielgrzymów przybyła tam jeszcze wcześniej. Plac i okolice na prawie dobę szczelnie wypełniali katolicy prawie wszystkich narodowości, w różnym wieku i o różnym statusie społecznym.
Czy było warto stać przez całą noc (dla wielu po męczącej
ponad dobowej podróży) po to, żeby uczestniczyć przez dwie godziny w mszy
kanonizacyjnej? Można powiedzieć, że to irracjonalne zachowanie — może bardziej
po chrześcijańsku pieniądze wydane na podróż było przeznaczyć na charytatywną
działalność Kościoła a podniosłą uroczystość obejrzeć bez zmęczenia w wygodnym
fotelu? Jednak czy Kościół trwałby do tej pory gdyby nie tłumy, które podążały
by słuchać nauczania Jezusa, nawet jeśli potem nie wszyscy przetrwali próbę
wierności?
Niewątpliwie wśród uczestników mszy kanonizacyjnej większość stanowili Polacy. Tylko nieliczni przylecieli do Rzymu samolotem. Tak, w drodze na plac świętego Piotra był ścisk ale sami ludzie kontrolowali się, żeby nie doszło do żadnych wypadków — służby porządkowe nie miały na to żadnego wpływu to tłum zachowywał samokontrolę. Tak, Via della Conciliazione
była usłana śmieciami i trzeba ją było
posprzątać, ale zdecydowanie więcej było na niej życzliwości niż zazwyczaj w
mniej przepełnionych miejscach. To była naprawdę duża rzecz przebywać w tak
dużych grupach naszych Rodaków, którzy generalnie są dla siebie życzliwi,
pomocni, rozśpiewani i radośni mimo tego, że stoją bez snu wiele godzin jeden
obok drugiego. Nie wiem na jak długo uczestnikom wystarczy tego Ducha po
powrocie do szarej rzeczywistości, ale choćby z tego powodu warto było tam
pojechać, żeby przez kilka dni go poczuć.
Na marginesie — już dawno nie jechałam pociągiem z obcymi
ludźmi w którym ci obcy na początku sobie ludzie nie zamykają się za swoimi
laptopami czy komórkami ale rozmawiają ze sobą przez długie godziny, modlą się
wspólnie i potrafią stać w kolejkach do łazienki bez narzekania i ustępować
sobie miejsca. I myślę, że to nie najmniejszy z cudów świętego Jana Pawła II.