Kościół episkopalny — enfant terrible Wspólnoty Anglikańskiej wciąż w rodzinie
- 15 lipca, 2009
- przeczytasz w 9 minut
Organizatorzy trwającej w kalifornijskim Anaheim Konwencji Generalnej Kościoła Episkopalnego (TEC) włożyli wiele wysiłku w to, by wydarzenie to oraz sam Kościół były odbierane jako ważne dla funkcjonowania Anglican Communion. Po raz pierwszy w historii, w odbywającej się co trzy lata Konwencji udział bierze piętnastu prymasów Wspólnoty Anglikańskiej, liczącej ogółem trzydzieści osiem prowincji. Liczba gości z zagranicy, którzy mają status obserwatorów Konwencji, wynosi ponad siedemdziesiąt osób. […]
Organizatorzy trwającej w kalifornijskim Anaheim Konwencji Generalnej Kościoła Episkopalnego (TEC) włożyli wiele wysiłku w to, by wydarzenie to oraz sam Kościół były odbierane jako ważne dla funkcjonowania Anglican Communion. Po raz pierwszy w historii, w odbywającej się co trzy lata Konwencji udział bierze piętnastu prymasów Wspólnoty Anglikańskiej, liczącej ogółem trzydzieści osiem prowincji.
Liczba gości z zagranicy, którzy mają status obserwatorów Konwencji, wynosi ponad siedemdziesiąt osób. Ich zaproszenie ma służyć ułatwieniu zrozumienia przez anglikanów na świecie tego, jak podejmowane są decyzje w Kościele który, jako zarzewie konfliktów w łonie Wspólnoty na przestrzeni ostatnich lat, można opisać metaforą „okropnego dziecka” – enfant terrible.
W tegorocznej Konwencji Generalnej bierze udział imponująca liczba ośmiuset czterdziestu pięciu delegatek i delegatów duchownych i świeckich oraz ponad dwustu osiemdziesięciu biskupek i biskupów. Duchowieństwo i laikat tworzą Izbę Delegatów, zaś biskupki i biskupi konstytuują druga Izbę.
Taki kształt kościelnej legislatury nie jest czymś oczywistym dla anglikanów. Jak stwierdził jeden z gości Konwencji, kenijski biskup James Ochiel: „W Kenii załatwiamy swoje sprawy bez angażowania innych. Zarządzanie tutaj jest całkiem inne, zaś polityka Kościoła Episkopalnego w większym stopniu zależy od delegatów”. Inny z afrykańskich gości, biskup Albert Chama z Północnej Zambii zauważył, że w administrowaniu Kościołem Episkopalnym „ … biskupi nie są jedynymi decydentami, a ostatnie słowo ma Izba Delegatów. To zupełnie inna polityka niż gdziekolwiek indziej we Wspólnocie Anglikańskiej”. Według biskupa Chamy, głębsza wiedza na temat polityki Kościoła Episkopalnego pomogłaby w złagodzeniu napięcia we Wspólnocie. To stwierdzenie zdaje się sugerować, że opinie gości Konwencji odpowiadają intencjom episkopalnych gospodarzy, dążących do zaprezentowania reszcie anglikanów swego przyjaznego i pozytywnego wizerunku.
Interesującą opinię wygłosił inny z gości, tym razem Europejczyk – były prymas Szkockiego Kościoła Episkopalnego, biskup Idris Jones: „W kategoriach udziału i demokratyzacji, czyż nie jest to model którego potrzebuje Wspólnota? Cóż, tylko wtedy gdy masz wykształcony elektorat”. Te słowa można odczytywać jako aluzję do „prawowiernych” i „autentycznych” anglikanów dla których aktualny namysł Konwencji nad błogosławieństwami dla par jednopłciowych lub dopuszczaniem do biskupich ordynacji lesbijek i gejów są nie do zaakceptowania.
Dla anglikanów tworzących Kościół Anglikański w Ameryce Północnej i ich duchowych patronów, zawiadujących Globalną Anglikańską Konferencją nt. Przyszłości, powyższe rozważania oznaczają porzucenie Ewangelii i zdradę Chrystusa. Anglikański „proces słuchania”, którego kolejne odsłony widzimy w Anaheim to dla „ortodoksyjnych” anglikanów raczej „proces zagadywania” problemu, jakim jest wyzwanie dochowywania wierności biblijnemu przesłaniu. „Elektorat wykształcony” z wypowiedzi szkockiego biskupa to prawdopodobnie taki, który posiada świadomość tego, iż demokracja stanowiąca istotę życia wspólnoty ma charakter procesualny i wymaga czasem koegzystencji przedstawicieli odmiennych opinii. By takie współżycie mogło przebiegać bez perturbacji, raczej nie wypada nikomu jawić się depozytariuszem prawdy, bowiem oznaczało by to że inni po prostu błądzą. Mówienie, z Biblią w ręku, lesbijkom i gejom że ekspresja ich seksualności jest grzechem stanowi dla zwolenników anglikańskiej „ortodoksji” być może powód do chwały, lecz dla ich oponentów świadczy o homofobii współczesnego anglikanizmu, która, tak jak instytucjonalny seksizm, winna odejść w przeszłość. Silne poczucie wiedzy co do tego jaka jest wola boża np. w odniesieniu do seksualności, rodziny lub moralnych kwalifikacji osób aspirujących do pełnienia biskupiego urzędu oraz gotowość obrony swych racji w imię dochowywania wierności Panu mogą być uznawane za znamiona „elektoratu niewykształconego”.
ARCYBISKUP CANTERBURY POŚRÓD ZWAŚNIONYCH
„Fundamentalistyczną lewicę” współczesnego anglikanizmu (której działania mają spektakularny charakter i prowokują autorów do tworzenia wymyślnych metafor) oraz zgorszonych nią siostry i braci spod znaku „wierności prawdzie objawionej” próbuje godzić honorowy zwierzchnik Wspólnoty Anglikańskiej, arcybiskup Canterbury Rowan Williams, będący bodaj najznamienitszym gościem Konwencji Generalnej Kościoła Episkopalnego.
Uczestnicząc w niej zaledwie do dziewiątego lipca, arcybiskup Williams wygłosił tego dnia kazanie podczas Eucharystii. Wyraził w nim wdzięczność episkopalianom za zaangażowanie w życie Wspólnoty. Zaznaczył też, że owo zaangażowanie jest na ogół kosztowne, zarówno dla zwolenników zmian jak i ich oponentów. Nadzieją arcybiskupa jest to, że decyzje najbliższych dni nie wzmocnią jeszcze bardziej napięcia wśród anglikanów, których zainteresowanie Konwencją świadczy o doniosłej roli Kościoła Episkopalnego we Wspólnocie Anglikańskiej.
Następnie arcybiskup odniósł się do wizji Kościoła, którą określił jako prostą i alarmującą zarazem. „Zostaliśmy powołani i wybrani. To nie my wybraliśmy Jezusa i z pewnością nie jest tak, że zyskaliśmy prawo do bycia wybranymi przez Niego (ponieważ jesteśmy tak ortodoksyjni lub tak otwarci, albo tak wierni, bądź tak kreatywni itd.)”, powiedział abp Williams. Chrystus skierował do nas swoje słowa, które stworzyły wspólnotę wiernych i uczyniły nas Jego przyjaciółmi, zdolnymi do uczestniczenia w odwiecznym dialogu miłości prowadzonym przez Ojca z Synem. Jezus żyjący w bliskości Ojca powoduje, że Ten otwiera się na potrzeby stworzenia i przekształca świat. Nasza świętość sprowadza się do bycia tam, gdzie jest Jezus. Nie świadczą o niej nasze osiągnięcia, przekonania ani zasługi przed Bogiem, lecz prosty fakt przebywania w świętym miejscu, które tworzy modlący się Jezus. „Intymność Źródła i Słowa staje się bliska nam i jest częścią nas.” Nasze człowieczeństwo staje się przesłaniem i darem intymności i hojności dla świata.
Powołani z nicości do życia przez Boga wciąż stoimy nad otchłanią wewnętrznej pustki którą może zapełnić tylko Boże Słowo. „Grzech jest stałą pokusą by ześlizgnąć się w nicość, w nierzeczywistość – w pustkę naszych indywidualnych pragnień i planów, w pustkę jaźni która zwodzi się wiarą we własną samodzielność, niezależność od Boga i innych”, stwierdził arcybiskup Williams.
Gdy Bóg w Jezusie Chrystusie przywraca ludzkości jej właściwe miejsce w swym sercu, Jezus musi stanąć twarzą w twarz z mocą nicości wytwarzaną przez jaźń usiłującą utrzymać się przy życiu dzięki samej sobie. Według arcybiskupa, „Jezus umiera ponieważ my nie chcemy umrzeć dla naszych fantazji oraz egoistycznych planów i marzeń. Podążać za nim to podjąć ryzyko wkroczenia w życie poprzez uznanie, że coś w nas musi umrzeć by trwać mogło życie wieczne i prawdziwe.”
Miejscem w którym objawia się niezniszczalne życie jest Kościół. Arcybiskup Canterbury przywołał dalej postać episkopalianina Williama Stringfellow’a, którego określił mianem bodaj największego amerykańskiego teologa XX w. a zarazem „ … nie ostatniego z darów, jakie Kościół Episkopalny przynosi reszcie z nas”. Według Stringfellow’a, Kościół reprezentuje w swym wspólnotowym życiu stworzenie odnowione poprzez cel
ebrowanie Słowa Bożego. Stanowi on instytucję, która spogląda śmierci w oczy i ogłasza jej, że będzie zwyciężona.
W świecie, w którym śmierć i pustka wydają się pozostawać w mocy, Kościół winien głosić życie, „ … które przejawia się w relacjach a nie w egoistycznych spekulacjach czy też w barierach ochronnych przeciwko biednym. Życie objawia się w relacji z Bogiem przez Jezusa Chrystusa (…) która wyrasta z naszej wiedzy o Jego woli dotyczącej bogactwa i dobrostanu stworzenia”. Świętość oznacza bycie świadkiem życia w obliczu różnych form śmierci. Według Stringfellow’a, musimy zdać sobie sprawę z istnienia śmierci w każdym z nas. Ponieważ zostaliśmy stworzeni z nicości, to nieustannie doświadczamy w swej głębi dążenia do śmierci i pustki. Odpowiedzią na to jest głoszenie zwycięstwa życia poprzez zbiorowe wyznawanie win i pokutę. Musimy porzucić wszelkie próby samousprawiedliwiania się i przyznać naszą ostateczną bezradność w obliczu śmierci. Chodzi o pokutę, która według słów episkopalnego teologa, „ … dopuszcza empiryczne ryzyko śmierci i opuszczenia; to jest ryzyko tego, że nie ma Słowa Bożego które cię identyfikuje i nadaje ci imię. Bez tego daru imienia nie istniejesz; jesteś martwy lub, jak mawiają as good as dead”.
Według Rowana Williamsa, życie nie jest proklamowane poprzez nasze osiągnięcia lecz przez uznanie naszej bezradności i obecności śmierci w naszym życiu. By móc to przyznać i żyć prawdziwie musimy pamiętać o tym, że nasze imiona zostały już wymówione przez Słowo Boże oraz że nie trzeba nam toczyć bojów o własną tożsamość. Ona bowiem jest już zabezpieczona, bowiem „ … zostaliśmy nazwani przyjaciółmi, jesteśmy ze sobą związani (…) jesteśmy w świętym miejscu z Jezusem, naród święty, królewskie kapłaństwo”.
„Tutaj, konkluduje arcybiskup Canterbury, w czasie Eucharystii stwierdzamy kim jesteśmy, gdzie jesteśmy i dlaczego jesteśmy. Dajemy wyraz naszemu głodowi i bezradności, wskazujemy na śmierć w nas i wokół nas; dziękujemy za to że zostaliśmy powołani z nicości do życia a nasze prawdziwe imiona zostały wypowiedziane przez Słowo. Niech to zgromadzenie będzie znakiem życia w obliczu śmierci, deklaracją tego kim jesteśmy w Jezusie i ze sobą nawzajem, w sercu Boga — Trójcy Świętej: wybranymi przyjaciółmi, którzy w sposób cudowny wiedzą coś o pragnieniu tego Boga wobec stworzenia”.
IKONY WALKI POSŁUGUJĄ U OŁTARZA I KAZALNICY
Inny ton miało kazanie wygłoszone podczas Eucharystii odprawionej 10 lipca. Została ona zorganizowana przez Integrity USA – grupę wspierającą episkopalian będących lesbijkami i gejami. Eucharystię odprawiał kontrowersyjny zwierzchnik diecezji New Hampshire, biskup Gene Robinson, zaś kazanie wygłosiła emerytowana biskupka pomocnicza diecezji Massachussets Barbara Haris – Afroamerykanka będąca pierwszą biskupką w historii Wspólnoty Anglikańskiej. Te dwie postaci mają symboliczny charakter dla zwolenników liberalnych zmian w Kościele Episkopalnym oraz w całym anglikanizmie.
Nawiązując do fragmentu Dziejów Apostolskich, biskupka Harris zapytała z emfazą o to, jakie prawo ma ktokolwiek, by kreślić linię oddzielającą tych na których rozciąga się boża łaska i przychylność od tych, którym nie jest to dane? „Jednak znów gromadzimy się na Konwencji po to, by rozważać kto powinien a kto nie powinien, kto może a kto nie może uzyskać bożego błogosławieństwa” stwierdziła dalej.
Według kaznodziejki, uchylenie rezolucji B033 jest mało prawdopodobne po słowach arcybiskupa Canterbury, wzywającego episkopalian, by „…nie robili kolejnego jednostronnego posunięcia na wspólnotowej szachownicy”. Dla biskupki Harris przytoczona rezolucja nie była trudną odpowiedzią Kościoła Episkopalnego na apel ze strony innych anglikanów, oburzonych m.in. ordynowaniem geja niecelibatariusza na biskupa, lecz stanowiła bilet wstępu dla episkopalnych biskupek i biskupów na ubiegłoroczną Konferencję w Lambeth. Była też rezolucja B033 ceną za uzyskanie fałszywego pokoju z konserwatywnymi anglikanami. Obecnie nadszedł czas, by ową rezolucję zastąpić dokumentem który uznawałby godność wszystkich ludzi stworzonych przez Boga, także osób nieheteroseksualnych.
Biskupka Harris stwierdziła, wywołując aplauz uczestników Eucharystii: „Jeśli nie chcecie gejów, lesbijek, biseksualistów i ludzi transseksualnych jako biskupów, to nie ordynujcie ich na diakonów, albo jeszcze lepiej, bądźcie uczciwi i powiedzcie: ‘nie chcemy was, nie należycie do nas’. Nie udzielajcie im też sakramentu chrztu na początku. (…) Jak możecie chrzcić kogoś, a potem traktować go jakby był ochrzczony w połowie?”
Kaznodziejka nawiązała też do anglikańskiego (czy też szerzej, protestanckiego) ujęcia małżeństwa, w którym stanowi ono kontrakt cywilny do którego Kościół dodaje swoje błogosławieństwo. Jej zdaniem, owo błogosławieństwo winno rozciągać się na wszystkie legalnie zawarte małżeństwa, także jednopłciowe. Miast spekulować na temat stylu życia kandydatów do duchownego posługiwania Kościół powinien, zdaniem emerytowanej biskupki, skupić się na zapobieganiu „zbrodniom nienawiści” (dotykającym np. ofiary homofobii czy też rasizmu).
„Bóg nie ma faworytów, kończyła swe kazanie biskupka Harris. Ktokolwiek boi się Go i postępuje w sposób prawy, ten jest przez Niego mile widziany (…) niechaj wszyscy ochrzczeni szanują swój sakrament chrztu i przymierze chrzcielne — jedyne przymierze jakiego potrzebujemy”.
Siedemdziesiąta Szósta Konwencja Generalna Kościoła Episkopalnego USA wciąż trwa. Jakie dary, by użyć określenia arcybiskupa Williamsa, przyniesie ona anglikanizmowi i chrześcijaństwu początku XXI wieku?
:: Ekumenizm.pl: Homoseksualizm i herezja Zachodu