- 14 lutego, 2019
- przeczytasz w 4 minuty
Na szczytach rzymskokatolickiej hierarchii bulgocze spór sztucznie podgrzewany przez awatarów odwiecznego konfliktu między kościelnymi lewakami i prawakami. A w tle słychać odgłosy trwającej od lat kampanii, sugerującej tektoniczne wstrząsy kościelnego domku z...
Marcin Luter wiecznie żywy — o sporze kardynalskich awatarów
Na szczytach rzymskokatolickiej hierarchii bulgocze spór sztucznie podgrzewany przez awatarów odwiecznego konfliktu między kościelnymi lewakami i prawakami. A w tle słychać odgłosy trwającej od lat kampanii, sugerującej tektoniczne wstrząsy kościelnego domku z kart. I w najmniej spodziewanym momencie pojawia się zjawa – nie na oślicy, nie na rumaku, ale wyskakuje z trumienki. Któż on — pytasz się? Marcin Luter on się zwie.
Cóż się takiego stało? W telegraficznym skrócie: kardynał Gerhard Müller, kiedyś, gdy jeszcze nie nosił purpurowej piuski, znawca teologii ewangelickiej, a w szczególności myśli ks. Dietricha Bonhoeffera, a obecnie na etacie dyżurnego krytyka papieża Franciszka, dał się ubłagać i przebłagać namowom zaniepokojonych katolików i opublikował prywatną encyklikę ochrzczoną jako Manifest wiary. Wypunktował i nakreślił w nim horyzont spowity ciemnością jak z tolkienowskich krajobrazów krainy Moria i Mordor, w których słońce przestaje być słońcem, a staje się ledwo światełkiem odblaskowym, a depozyt wiary jakby masą upadłościową. Chodzi o udzielanie Komunii Świętej rozwiedzionym, ewangelickim współmałżonkom, Amoris laetitia i inne okropności, które przydarzyły się Kościołowi rzymskiemu najpóźniej od objęcia urzędu Biskupa Rzymu przez argentyńskiego jezuitę, będącego pod nieustannym podejrzeniem skrytego wyznawania luteranizmu, a w najlepszym przypadku jakiejś tam odmiany jansenizmu.
Utrzymana w urzędowo-nauczycielskim tonie prywatna encyklika kardynała Müllera ostrzega przed zamętem. Nie jest to dzieło oryginalne, bo od czasu, kiedy były biskup Ratyzbony stracił swoje stanowiska prefekta Kongregacji Nauki Wiary, objawia się ludowi katolickiemu to w postaci lidera antyfranciszkowej opozycji, to w osnowie nowego pontifexa dialogu – tak! – budowniczego mostów, który ma wznosić dialogiczne budowle, które przed chwilą sam wdzięcznie oblewał konewką wypełnioną nie wodą święconą, a substancją łatwopalną. I jakkolwiek Müller będzie się starał to nowym Ratzingerem nie zostanie – i to nie tylko dlatego, że jest już na to za późno i daremne to wysiłki, ale, że oryginał wciąż żyje i niech Go Pan Jezus w zdrowiu najlepszym zachowa na mnogaja lieta!
Na dictum kardynała Müllera odpowiedział inny kardynał – też emeryt, kardynał Walter Kasper, który ongiś z Benedyktem XVI, gdy ten był tylko Ratzingerem „walczył” w sprawach, które – jak się wydaje – nie budzą już dziś takich zastrzeżeń papieża rzymskiego. Przy okazji warto wspomnieć, że ten sam Benedykt powołał po objęciu papieskiego urzędu Kaspera jako swojego człowieka odpowiedzialnego za ekumenizm i przyjął rezygnację, gdy ten osiągnął wiek emerytalny (75). Tego samego nie może powiedzieć o sobie Müller, który niedobrowolnie odszedł z urzędu w wieku 70 lat po paru latach sprawowania urzędu pod papieżem Franciszkiem. Ale to tylko przypisy.
Ad meritum: kardynał Kasper przyznał, że manifest kard. Müllera zawiera treści, którym przyklasnąć powinien pobożny katolik, a nawet i ewangelik, ale oferuje czytelnikom także zestaw „półprawd” i „ogólnikowych wypowiedzi” lub tylko „prywatne teologiczne przekonania”.
Na koniec krótkiego wywodu kard. Kasper wyraźnie poruszony słowami młodszego kolegi o czyhającym Antychryście zapytał, czy nie mamy do czynienia z Luther redivivus, Lutrem jakby wskrzeszonym, który kiedyś jak i dziś wzywa do obalenia papieża. Gwoli uczciwości należy przyznać, że Kasper – jako wybitny znawca teologii Lutra i spraw ekumenicznych – wie, że dzisiejszym luteranom jakby nie po drodze ze słowami reformatora.
Jak mają lub mogą reagować luteranie? Najlepiej w ogóle, a jeśli już to z naprawdę antarktycznym spokojem, bo przecież Luter dawno pochowany i całe szczęście coraz wnikliwiej i krytyczniej czytany, nie musi pełnić roli statecznej aleksandryjskiej latarni (Faros) na firmamencie zbłąkanego świata.
Ta sprawa – co też pokazują komentarze Wojciecha Pięciaka w Tygodniku Powszechnym i Tomasza Rowińskiego na łamach Christianitas – to doprawdy ciekawa debata, ale bardziej o charakterze publicystycznym niż teologicznym. To nie tylko debata purpuratów-emerytów czy awatarów odmiennych hermeneutyk kościelnych, ale zajmujący dokument historyczny. Trudno jednak – mówiąc z jak najbardziej prywatnej ewangelickiej perspektywy — nie przyznać racji kard. Kasperowi, że oto kard. Müller w jakiś sposób posługuje się ziarenkami Lutrowej argumentacji z Lutrową spuścizną w swoim Kościele walcząc i to bez względu na to, czy to rzeczywistość czy wiatraki. Klęskę „urodzaju” w tej materii odczuć można było w Polsce w jubileuszowym roku reformacji, gdy antyprotestanccy celebryci wciskali pod pozorem naukowości ekstatyzującemu ludowi przeterminowane mięsiwo w próżniowych opakowaniach, nie zwracając uwagi na to, że stawali w jednym szeregu z tak czy inaczej wykuwanym w kamieniu ks. dr. Marcinem Lutrem. Czyżby syndrom sztokholmski? Dobranoc.
» Ekumenizm.pl: Papolatria