Nie dzielić Kościoła
- 4 października, 2008
- przeczytasz w 3 minuty
Wspólną beatyfikację trzech papieży (Piusa XII, Pawła VI i Jana Pawła II) omawiają obecnie szeroko media. Informację taką z czterech różnych watykańskich źródłem miała uzyskać TVN 24. I choć publiczne omawianie tego pomysłu jest najlepszym sposobem, by go utrącić, to trudno nie zatrzymać się nad intencjami, jakie stoją za taką ideą. Najbardziej narzucającą się myślą jest proste przypomnienie, że nie należy dzielić biskupów Rzymu (i całego Kościoła) […]
Wspólną beatyfikację trzech papieży (Piusa XII, Pawła VI i Jana Pawła II) omawiają obecnie szeroko media. Informację taką z czterech różnych watykańskich źródłem miała uzyskać TVN 24. I choć publiczne omawianie tego pomysłu jest najlepszym sposobem, by go utrącić, to trudno nie zatrzymać się nad intencjami, jakie stoją za taką ideą.
Najbardziej narzucającą się myślą jest proste przypomnienie, że nie należy dzielić biskupów Rzymu (i całego Kościoła) na przed- i posoborowy. Pius XII, Paweł VI i Jan Paweł II byli papieżami tego samego Kościoła. Nie jakichś różnych bytów eklezjalnych, z których jeden jest doskonały i święty (w zależności od ustawienia na mapie sporów ideowych będzie to albo Kościół posoborowy, albo przeciwnie przedsoborowy), a drugi niedoskonały, grzeszny i zacofany (lub postępowy). Kościół stanowi jeden organizm, jedno ciało, które oczywiście rozwija się w historii, ale zachowuje swoją tożsamość!
Nie jest zatem tak, jak chcą nas do tego przekonywać zwolennicy postępu (ale i zachowawczości za cenę jedności z Rzymem), że Jan XXIII do spółki z Pawłem VI stworzyli jakiś nowy Kościół, o niebo lepszy (abo o piekło gorszy) i całkowicie inny od Kościoła Piusa XII. Między Kośćiołem pod zwierzchnictwem (widzialnym) Piusa XII a tym pod przewodem Pawła VI nie było przepaści, ani tym bardziej zerwania. Przeciwnie bez Piusa XII i jego eklezjologii nie byłoby eklezjologii Vaticanum II i dzieł późniejszego Magisterium Kościoła. Kto o tym zapomina w istocie nie rozumie ani myśli soborowej (także tego ostatniego Soboru), ani natury katolicyzmu.
Przypominanie o tym jest jednak ważne, bowiem od kiludziesięciu lat wciąż trwa przeciwstawianie sobie Kościoła przed i posoborowego. Benedykt XVI jednym z priorytetów swojego pontyfikatu, uczynił przezwyciężanie tego dziwcznego przekonania i ukazywania ciągłości Tradycji, Magisterium i Liturgii Kościoła. Decyzje o przywracaniu równych praw łacinie i mszy trydenckiej, ale w nie mniejszym stopniu także przypominanie w czasie kolejnych rozważań Ojców Kościoła czy tradycyjnej myśli katolickiej — są tego kolejnymi dowodami. Wspólna beatyfikacja trzech wielkich (choć przecież osobowościowo i myślowo tak różnych) pasterzy byłaby tego kolejnym przykładem.
Pominąłbym natomiast sugestie (także wysuwane), że potrójna beatyfikacja ma osłabić krytykę związaną z wyniesieniem na ołtarze Piusa XII. Pominąłbym, bowiem ona i tak będzie. Komunistyczne potwarze na trwałe przykleiły się bowiem do tego papieża i setki zapisanych na ten temat stron czy opublikowanie archiwów watykańskich niestety na razie tego nie zmieniają. Nie sądzę jednak, by Kościół powinien się tym szczególnie przejmować. Znaczenie Piusa XII dla rozwoju doktryny, jego zasługi dla ratowania Żydów i wielkie wyznania przed jakimi stanął są bowiem dość oczywiste dla każdego nieuprzedzonego człowieka. A fakt, że w czasie swojego pontyfikatu popełnił on poltyczne czy instytucjonalne błędy też nie jest argmentem przeciw świętości. Gdyby tak było świętym nie mógłby zostać ani Paweł VI (błędna polityka wschodnia czy brak reakcji na faktyczną schizmę części teologów hierarchów zachodnich, którzy zlekceważyli nauczanie zawarte w “Humanae vitae”), ani zapewne Jan Paweł II (tu zarzutem może być choćby brak realnej reformy Kurii Rzymskiej).
Oczywiście uwagi te należy traktować czysto teoretycznie. Watykański wyciek, którego celem było postawienie na nogi polskich mediów, mógł mieć bowiem wspomniany już powyżej cel, czyli utrącenie pomysłu. Nawet jeśli jednak tak było, i nawet jeśli się to uda, jedno pozostanie oczywiste: intencje Benedykta XVI, który nie chce nieustannego dzielenia Kościoła, widząc w tym poważny doktrynalny bład.