- 23 września, 2015
- przeczytasz w 17 minut
Dlaczego Tomasz Terlikowski nie ogłosi papieża Franciszka heretykiem i co myśli o Kościele rzymskokatolickim w Polsce? O tym wszystkim były redaktor naczelny ekumenizm.pl i szef Telewizji Republika opowiada w rozmowie z ekumenizm.pl.
Nie ogłoszę papieża heretykiem — rozmowa z Tomaszem Terlikowskim
Dlaczego Tomasz Terlikowski nie ogłosi papieża Franciszka heretykiem i co myśli o Kościele rzymskokatolickim w Polsce? O tym wszystkim były redaktor naczelny ekumenizm.pl i szef Telewizji Republika opowiada w rozmowie z ekumenizm.pl.
Nie żałujesz czasem, że Kościół Rzymski obstaje przy celibacie, bo gdyby nie on miałbyś otwartą drogę do kapłaństwa i, kto wie, może stałbyś się wielkim reformatorem?
Nie chciałbym być reformatorem. A do tego żaden biskup by mnie nie wyświęcił. I to nawet gdyby nie było celibatu.
A może to taka kokieteria tudzież krzyk znany ze Shreka: „Weźcie mnie, weźcie mnie!”
To jest świadomość, jaka jest moja sytuacja w Kościele. Jestem czasem szpilą, która wbija się w biskupów.
Tylko szpilą? Ostatnio wydałeś książkę, w której ogłosiłeś uroczyście herezję kardynałów. To chyba tylko kwestia czasu, kiedy papieża ogłosisz heretykiem…
Nie, dlaczego?
Na przykład po jego ostatniej decyzji krytykowanej szeroko również przez ciebie, a dotyczącej poluzowania przepisów o stwierdzaniu nieważności małżeństwa.
Nie ogłoszę papieża heretykiem, gdyż Franciszek nie zmienia zdania w tej sprawie. Zmienia praktykę, a nie teorię. Uważam, że jest to zmiana w złym kierunku, bo przesadnie luzuje praktykę, nie biorąc pod uwagę, że teoria ma związek z praktyką. Ale w bardzo wielu kwestiach Ojca Świętego chwalę. Ta decyzja po prostu mi się nie podoba tak, jak wielu nie podobało się wiele decyzji Benedykta XVI czy Jana Pawła II. Było w dobrym tonie krytykowanie tych dwóch papieży, ale jeśli ktoś się odważy skrytykować Franciszka wtedy jest histeria.
Powiedziałbym, że histeria była też wtedy, gdy papieżem był Benedykt XVI.
Głównym problem w dyskusji o pontyfikacie papieża Franciszka polega na tym, że wszyscy komentują krótkie, często wyrwane z kontekstu, medialne wypowiedzi. Nieliczni mają czas, żeby zagłębić się w całą wypowiedź, a jeszcze bardziej nieliczni śledzą wszystkie wypowiedzi Franciszka. Często polemizuję z tym, co mówią media, i cytuję Franciszka. Kłopot polega na tym, że ludzie nie chcą zrozumieć, że te cytaty to też Franciszek. Mają wbite do głowy takie symulakrum Franciszkowe, taki byt wirtualny produkowany przez media. W skład tego obrazu wchodzą oczywiście jakieś realne wydarzenia, jednak są one często wyjęte z kontekstu albo nie uwzględniają całego kontekstu.
Tak samo było z Benedyktem XVI. Wystarczy wspomnieć Przemowę Ratyzbońską. Też narzekano, że jest to papież, którego niemal każda wypowiedź wymaga wyjaśnienia lub sprostowania.
Tak rzeczywiście mówiono, ale nie było tak samo. Media niespecjalnie lubiły Benedykta XVI. W tym momencie media są wielbicielami papieża, ale kłopot polega na tym, że nie papieża Franciszka tylko raczej papieża, którego same sobie wymyśliły i stworzyły.
Przecież podobnie było z Janem Pawłem II.
Wtedy były inne media. Jan Paweł II funkcjonował pod koniec pontyfikatu w sytuacji mediów elektronicznych, ale ani Facebook ani Twitter nie były tak szeroko rozpowszechnione. To nie Internet był głównym medium przekazu tylko telewizja. Interpretowano papieża, ale nie działo się to na taką skalę, tak szybko i z taką wykładnią, która często wynika ze złej woli. Poza tym w takim twittcie, który ma 140 znaków, bardzo trudno o jakiekolwiek niuanse. Jana Pawła II także interpretowano różnie, jednak mam wrażenie, że nie dokonywano takiej selekcji jak teraz. Jeśli papież powie coś, co nam nie odpowiada, to z tym nie polemizujemy tylko po prostu o tym nie mówimy. Papież mówi o ubóstwie księży to wszyscy cytują i wiwatują. Kiedy papież trzy dni później mówi o ubóstwie świeckich nikt o tym, oprócz Radia Watykańskiego, nie informuje. Kiedy papież mówi ‘Przyjmujcie uchodźców’ trąbią o tym wszystkie media, ale kiedy ten sam Franciszek mówi: ‘Nie dziwcie się, że uchodźcy tu przyjeżdżają, bo nie macie dzieci. W pustkę wchodzą ci, którzy mają dzieci. Jeśli rezygnujecie z chrześcijaństwa to nie dziwcie się, że na jego miejsce wkracza islam’ jest cisza.
Ale znów – nie powiedział też nic nowego. Jego poprzednicy też o tym mówili i wówczas była wielka wrzawa.
Owszem, ale przy Benedykcie XVI byłaby wrzawa, a przy Franciszku jest milczenie, gdyż eksponowane są jedynie te elementy, które pasują do wizji postępowego, nowoczesnego, w gruncie rzeczy liberalnego papieża. Wszystko inne, co nie mieści się w tej układance, jest przemilczane. Franciszek jest tym papieżem, który o wiele częściej niż Benedykt mówi o diable. Diabeł wciąż wraca w jego wypowiedziach.
To wynika z jego latynoamerykańskiego kontekstu. W Polsce do dzisiaj postać Jana Pawła II traktowana jest jako rekwizyt, którym zamyka się ludziom usta, jeśli rozpoczynana jest jakaś niewygodna debata. Papież Wojtyła funkcjonuje jako listek figowy do każdej dyskusji nie tylko religijnej, ale też politycznej.
Na przykład do Unii Europejskiej. Jeśli ktoś krytykuje UE to wówczas mówi się, że Jan Paweł II chciał przystąpienia Polski do Unii. Oczywiście czasem tak się robi. Uważam, że to jest błąd, gdyż w sprawach moralnych powinno się dyskutować za pomocą argumentów, a nie za pomocą autorytetu. W ogóle debata w Polsce chętnie odwołuje się do autorytetów, taka jest jej specyfika, a Jan Paweł II nie jest jedynym autorytetem. Niewątpliwie jest najsilniejszy. Jest jedną z największych postaci XX wieku, kto wie czy nie najwybitniejszą postacią historii Polski. Byłoby zaskakujące, gdyby Polacy z tego nie korzystali.
Wracając do herezji to czy nie jest to zwykły zabieg marketingowy, po prostu chęć przebicia się przez informacyjny szum, gdy nazywasz kardynałów heretykami?
Nie. Uważam, że jeśli ktoś głosi poglądy sprzeczne z nauczaniem Kościoła to jest heretykiem. Może być kardynałem, arcybiskupem, biskupem. Wiesz, że w przeszłości bywali hierarchowie heretycy.
Papieże też?
Nie. Ale wśród biskupów czy kardynałów byli heretycy, czasami nawet większość, czego najlepszym przykładem na Zachodzie byli arianie. Herezja arianizmu dotknęła masę pasterzy Kościoła. Także na Wschodzie bywało różnie. Nie widzę nic zaskakującego w jasnym nazwaniu sprawy.
Dlaczego arcybiskup metropolita Monachium jest heretykiem i na jakiej podstawie stwierdzasz to ty, wierny archidiecezji warszawskiej?
Strasznie klerykalny jesteś, jak na luteranina. Herezja jest niezgodnością z nauczaniem Kościoła. Jeśli kardynał Reinhard Marx głosi ni mniej ni więcej, że cudzołóstwo nie jest grzechem albo że w stanie grzechu ciężkiego można przystępować do Eucharystii to jedna i druga z tych tez, niezależnie, którą on głosi, jest sprzeczna z nauczaniem Kościoła – stałym i niezmiennym. I to jest herezja.
Skoro jest tak źle jak mówisz to dlaczego kardynał Ludwig Gerhard Müller, prefekt Kongregacji Nauki Wiary, czy sam papież Franciszek nie reagują?
Kardynał Müller reaguje regularnie.
To są jednak tylko wypowiedzi kardynała.
Dyskusję można przeprowadzić tylko w pełnej wolności, pozwalając wypowiedzieć się wszystkim, aby wybrzmiały ich argumenty. Jest to zresztą bardzo jezuicki pomysł. Myślę jednak, że na decyzje przyjdzie czas później, a jakie one będą to nie wiem. Przypomnę, że już Paweł VI zgodził się na milczącą schizmę, w której niemała część teologów zachodnich i część episkopatów w praktyce odrzuciła jego nauczanie zawarte w encyklice Humane vitae. Papież nie był w stanie przeciwstawić się temu ruchowi. Milczał i zamknął się w Watykanie co jakiś czas mówiąc tylko, że swąd szatana wydobywa się z Kościoła. Także Jan Paweł II poszedł na miękko, nie decydując się na twarde rozwiązania jak np. ekskomunika niepokornych hierarchów, a po prostu przenosił ich stopniowo na emeryturę. Tylko widowiskowych teologów pozbawiano misji kanonicznej. Jakie decyzje podejmie Franciszek? Nie jestem hierarchą, a jedynie osobą świecką, a po drugie jestem publicystą i w związku z tym nie muszę się kierować eklezjalno-polityczną poprawnością. Mogę pisać to, co uważam. Ta dyskusja nie dotyczy tylko tego, czy cudzołóstwo jest grzechem czy nie, czy małżeństwo jest rozerwalne czy nie jest – przypomnijmy, że nauka Kościoła jest taka, że nawet papież nie może rozwiązać ważnie zawartego małżeństwa. Kardynał Marx ma inne zdanie. Stawka jest znacznie większa: jeśli – załóżmy – to nauczanie zmieniłoby się tak, jak tego chce pewna grupa osób, to oznaczałoby, że przez 20 wieków Kościół katolicki i papieże nauczali czegoś, co było nieprawdziwe. W tej sytuacji destrukcji ulega cała struktura nauki katolickiej łącznie z dogmatem o nieomylności papieskiej.
Jakoś strasznie krucho-łamliwy jest ten katolicyzm w twoich słowach. Ten argument-ściana powraca praktycznie we wszystkich dyskusjach i od razu zamyka dyskusję: przecież Kościół rzymskokatolicki nie może się mylić w tej czy innej kwestii, bo inaczej cały domek z kart się rozpada. Dużo tu strachu.
Nie to nie jest strach, a fakt. Jeżeli uznajemy, że papieże uznają, iż cudzołóstwo jest grzechem i Pan Jezus też tak twierdzi, a my to poddajemy pod wątpliwość to w takim razie rozwiążmy Kościół!
Strzelasz do wróbla z armaty!
Ależ nie! Właśnie o to chodzi, że jeśli Pan Jezus, Ojcowie Kościoła i papieże nauczali, że małżeństwo jest nierozerwalne to znaczy, że tak jest, a nie że 20 wieków później kardynał Marx wie lepiej. Tak się składa, że kardynał Marx jest przedstawicielem Kościoła bardzo bogatego, ale też bogatego wyłącznie w kasę. Natomiast ani w powołania nie jest bogaty, ani w świętość, ani w dynamicznych świeckich. Ja jednak zakładam, że rację miał Pan Jezus i 20 wieków nauczania Kościoła, a nie kardynał z Kościoła, który się rozpada na naszych oczach.
To przerażające, co mówisz, bo akurat nikt nie przeczy, że Kościół rzymskokatolicki w Niemczech ma swoje problemy – któryż go nie ma ?! – ale tam też są ludzie, właśnie bardzo aktywny laikat nie tylko z racji niedoboru kadrowego kleru. Jest też teologia. W Polsce jej brak.
Najczęściej czytaną autorką książki religijnej jest św. Faustyna. I jedna jej książka jest więcej warta, niż tomy niemieckich teologów. A do tego moment, w którym Ren wpłynął do Tybru, czyli kiedy niemiecka teologia zaczęła mocno wpływać w teologię rzymską, nastąpił wielki kryzys. Niemieckim teologom wydaje się często, że to nie papież czy nawet Pan Jezus stoi w centrum, tylko ich myśli i poszukiwania.
Wciąż cię boli ks. Hans Küng?
Karl Rahner też nie jest bez winy, ponieważ jad, który on wsącza w żyły Kościoła katolickiego wciąż jest często nazywany dobrem.
Powiedziałeś, że Kościół niemiecki się rozpada, a co z Kościołem rzymskokatolickim w Polsce?
Ma inne problemy i nie chcę powiedzieć, że jest idealny. Jeśli ma jakiś problem to głównie taki, że jakiś czas temu uznał za swojego największego świętego Święty Spokój.
Od dawna powtarzasz tę tezę. To znaczy, że nic się nie zmieniło?
Niewiele, ale pojawiło się kilku biskupów, którzy mają odwagę mówić ostrzej niż inni. Drugim problemem jest kwestia relacji ksiądz – biskup czy ksiądz – wierni. Przyznać trzeba, że na Zachodzie jest to lepiej rozwiązane, co by nie tylko źle mówić o Niemcach i innych. Ten drugi problem rozwiązuje się też coraz lepiej w Polsce, szczególnie w dużych miastach, gdzie ksiądz blisko współpracuje ze świeckimi.
Nie za bardzo mają wybór
Może tak, ale w praktyce wygląda to dobrze. Natomiast relacja biskup – ksiądz nadal nie jest w Polsce rozwiązana. Zbyt często część biskupów uważa, że są książętami wśród feudałów. Brakuje często fundamentalnego szacunku wobec księdza jako człowieka. Części biskupów wydaje się, że księży jest tak wielu, że można ich zastąpić kimś innym. Na Zachodzie tak już nie jest. Wciąż problemem pozostaje to, że nie uświadamiamy sobie, iż mimo tego, że wciąż mamy wiernych, to i tak rozpaczliwie potrzebujemy nowej ewangelizacji, nowej i starej! Mamy coraz więcej ludzi, którzy nie mają żadnego kontaktu z Ewangelią. Poza tym niemała część polskiego katolicyzm to tradycja, nie żywo przeżywana wiara, spotkanie z Jezusem Chrystusem. Chodzi mi o katolicyzm kulturowy, praktykowany, bo tak wypada. Problemem jest też brak wewnętrznej debaty lub obrażanie się na innych, gdy postawi się mocniejszy argument. Ja się nie obrażam za katotaliba. To jest oczywiście szerszy problem, dotyczący debaty w ogóle, która w Polsce jest mocno plemienna. Chodzi o dwa polaryzujące się obozy i przyklejanie etykietek, które utrudnia dostrzeżenie ważnych i realnych kwestii. Bez względu na to, że często nie zgadzam się z publicystami Tygodnika Powszechnego to jednak chodzimy do tego samego Kościoła i przystępujemy do tej samej Komunii. A jak się dłużej zastanowimy to widzimy podobne problemy. Możemy oczywiście uważać, że są one przesadnie wyeksponowane przez drugą stronę, ale rozmawiać trzeba.
Dzisiaj, jak słyszę, mamy Terlikowskiego w wersji lekkostrawnej. Czy Terlikowski light to jest ten prawdziwy czy może ten fighter, chętnie uczestniczący w telewizyjnych ustawkach?
Czytasz czasami moje teksty i wiesz, że to nie jest tak, że zawsze zajmuje kontrowersyjne stanowisko.
Czasami mam wątpliwości, czy ty naprawdę myślisz to co piszesz lub mówisz. W końcu musisz i chcesz się przebić z komunikatem.
Piszę to co myślę.
Generalnie?
Oczywiście trzeba dużo mocniej formułować pewne myśli, aby się przedostały przez szum medialny.
Czy nie wyczuwasz czegoś w rodzaju chrześcijańskiej, czy nawet duszpasterskiej bojaźni, że twoje słowa nie tylko zniechęcają tych, którzy są w innym obozie, ale także tych, którzy nie identyfikują się z Kościołem, a są od niego odpychani twoimi słowami?
Po pierwsze nie jestem duszpasterzem, a publicystą. Po drugie: nie widzę powodu, aby udawać, że Kościół ma inna doktrynę niż ma. Grzechu trzeba nazywać grzechem. Ludzie mają różne zadanie, także chrześcijanie mają różne opinie. Jedni mają być mili, sympatyczni i przyciągać, a inni muszą czasem powiedzieć także niewygodną prawdę. Udawanie, że wszyscy się ze wszystkimi zgadzamy jest po prostu nieprawdą.
Czyli Terlikowski nieoficjalne, jednoosobowe Święte Oficjum Kościoła?
Nie, od tego są inni. Jestem głosem w debacie, jednym z wielu. Ludzie mają problem do prawdy, że nie wszystko może się zmienić.
Są różne głosy w debacie, ale twój głos jest jednym z niewielu, czy może nawet jedyny, który dekretuje kto jest w Kościele, a kto poza nim.
Ostrożny byłbym z taką tezą. Co najwyżej mówię, że ktoś jest na drodze wylotu z Kościoła albo w drodze do piekła, ale czy on/a tam będzie czy nie to już nie mi osądzać. Mogę powiedzieć natomiast, że dana osoba nie powinna otrzymywać Komunii, bo nie znajduje się w pełnej jedności. Nie twierdzi tego Tomasz Terlikowski, ale Terlikowski odnosi się do konkretnych wypowiedzi i dokumentów Kongregacji Nauki Wiary, zestawiając je z wypowiedziami konkretnych osób, w tym polityków.
Niemniej twoja interpretacja nie jest jeszcze głosem Kościoła.
To co mówiłem np. o prezydencie Bronisławie Komorowskim ws. przyjmowania przez niego Komunii po decyzji o in vitro, potwierdziła później Konferencja Episkopatu Polski, choć w łagodniejszym tonie.
A zatem nie boisz się o tych ludzi, którzy są poza Kościołem?
To jest bardzo wygodny szantaż emocjonalny. Uważam, że oni mają prawo wiedzieć, czego naucza Kościół. Nie chodzi o przekazywanie, co oni by chcieli, aby Kościół nauczał, ale o prawdę. W bardzo wielu tekstach mówię o miłosierdziu, wybaczeniu, ale żeby wybaczyć grzech trzeba go nazwać. Poza tym mam też odzew, jak każdy publicysta, od ludzi niewierzących, którzy piszą, że akurat moja wypowiedź przybliżyła ich do Pana Boga. Nie wszyscy chcą pluszowego Pana Jezuska i Boga Ojca, który wszystkich pogłaszcze po głowie. To nie jest Bóg Biblii.
No właśnie, Jezus Biblii mówi też o miłości bliźniego, o tym, aby nie bać się kontaktu z bliźnimi – właśnie jak Jezus przy spotkaniu z Samarytanką. My natomiast, jako Polacy, mamy obawy i lęki wobec uchodźców. Twoje środowisko z taką wyrazistością mówi o homoseksualizmie i in vitro, nie szczędząc hejtu, a w tej sprawie powstaje tysiące przypisów do prostych nakazów Jezusa.
Biskupi polscy nie dopisują.
Daj spokój z biskupami.
Hejt występuje po obydwu stronach, nazywanie ludzi, którzy sceptycznie odnoszą się do byłych już pomysłów niemieckich naziolami nie jest najzdrowszym objawem. Polityka i moralność to są obszary, które wymagają wyważenia pewnych racji. Jednoznaczne przykazania biblijne nie zdejmują jednak z uczestnika debaty publicznej odpowiedzialności za konsekwencje pewnych decyzji. A one są takie, że dramatycznie zmienia się po przyjęciu miliona uchodźców, a już takie liczby padają, sytuacja społeczna i etniczna w Europie. Co więcej, i to przyznaje sam papież, nikt nie jest w stanie skontrolować tych uchodźców i sprawdzić, czy oni są rzeczywiście uchodźcami, czy imigrantami ekonomicznymi, czy nawet wysłannikami Państwa Islamskiego. Druga rzecz, to jest odpowiedzialność za czyny, a nie słowa, to pytanie, czy dany kraj jest w stanie przyjąć uchodźców i stworzyć im warunki, aby skutecznie mogli się zintegrować z resztą społeczeństwa. Polska nie jest wstanie przyjąć uchodźców i skutecznie zintegrować — np. Wietnamczyków. Tanie miłosierdzie nie popłaca i trzeba myśleć perspektywicznie.
Nie przerażają cię komentarze o uchodźcach?
Przerażają i dawałem temu wyraz. Pisałem nawet, że nie podobała mi się okładka jednego z tygodników. Sprawa uchodźców nie ma prostego rozwiązania i ja też takiego nie mam.
Ależ jest proste rozwiązanie i to cholernie popularne: nie przyjmować!
Nie jestem zwolennikiem tego rozwiązania. Uważam, że powinniśmy przyjmować uchodźców, a w pierwszym rzędzie chrześcijan. Nie tylko dlatego, że są nam najbliżsi kulturowo, ale dlatego, że w Państwie Islamskim bycie muzułmaninem może się wiązać z prześladowaniami, wiąże się z prześladowaniami. Ani ślepy entuzjazm, ani ślepa niechęć nie są rozwiązaniami. Czasami sam ze sobą się spieram: jako chrześcijanin i jako konserwatysta.
W jakim temacie?
Konserwatyzm bywa bliższy chrześcijaństwu niż lewicowość, ale to nie znaczy, że zawsze te wartości są tożsame. Obrona własnej tożsamości jest wartością i co do tego nie mam wątpliwości. To jest wartość konserwatywna. Mamy też chrześcijański nakaz przyjmowania uchodźców i teraz powiedzenie sobie, która w tym momencie jest ważniejsza albo jak wyważyć obydwie , jest trudne. Franciszek mówił w Parlamencie Europejskim o obowiązku przyjęcia imigrantów, ale równocześnie mówił o obowiązków imigrantów, jakim jest szacunek dla tożsamości Europy. Konserwatyzm jest myślą polityczną i ona nie zawsze musi współgrać z chrześcijaństwem.
Czy Kościół w Polsce potrzebuje jasnego przywództwa pokroju Wyszyńskiego?
Przede wszystkim trzeba zauważyć zmiany, które już się dokonały. Zupełnie inny model sprawowania funkcji przewodniczącego episkopatu sprawuje abp Gądecki niż jego poprzednik abp Michalik. Gądecki szybciej reaguje na pewne sprawy, wydaje oświadczenia, które jasno komunikują istotne treści. Myślę, że Kościół w Polsce nie potrzebuje nowego Wyszyńskiego, a to z jednego powodu: żyjemy w innych czasach. Kardynał Wyszyński miał jednego przeciwnika zewnętrznego – komunę. Potrzeba przeprowadzenia Kościoła i do pewnego stopnia społeczeństwa przez Morze Czerwone komunizmu doprowadziła do nadania katolicyzmowi polskiemu własnego sznytu, głębokiego i mocnego. W tej chwili nie mamy do czynienia z jednym wyzwaniem, ale z całym splotem problemów – gender, cywilizacja śmierci i wykluczenia. Źle będzie z chrześcijaństwem, jeśli skoncentruje się tylko na obronie życia nienarodzonego, a zignoruje życie wykluczone już istniejące. Mamy w Polsce problem z antyklerykalną lewicą, ale i przyklejającą się do Kościoła prawicą. W związku z różnorodnymi problemami potrzebujemy różnych liderów sprzeciwu, różnych głosów.
Czy przyklejanie się prawicy do Kościoła i Kościoła do prawicy nie spowoduje dramatycznego przyspieszenia sekularyzacji szczególnie wśród młodych?
Nie boję się tego. Widzę wielu młodych, oczywiście nie jest to większość, angażujących się w wiele spraw – część z nich wybiera politykę, a część z nich, jak radny z Ursynowa, postanawia wstąpić do seminarium duchownego. Rozmawiałem niedawno z zakonnikiem, który swoją młodość spędził w Młodzieży Wszechpolskiej i w pewnym momencie wstąpił do seminarium. To przyklejanie funkcjonuje głównie w formie deklaracji gdzieś na górze, a na dole ludzie robią swoje. Oczywiście zachodzi proces niepokojący wypłukiwania kulturowych katolików z Kościoła. Chodzi więc o ludzi, którzy nazywają się katolikami, ale od dawna nimi nie są. Nie chodzi o to, że ja kogokolwiek wykluczam, ale jeśli mamy sytuację, że ktoś od lat w ogóle nie praktykuje, żyje niezgodnie z nauczaniem Kościoła i w ogóle go to nie obchodzi. Czym innym jest grupa ludzi, którzy gdzieś się pogubili, nie żyją zgodnie z przykazaniami Kościoła, ale zdają sobie z tego sprawę, choć nie zawsze mogą lub są w stanie dokonać powrotu. Zostają ci, którzy w Kościele czegoś, a raczej Kogoś doświadczyli. Jeśli ktoś spotkał Chrystusa w Kościele to ani Tomasz Terlikowski z jednej strony, ani ktoś z inny z drugiej, nie wypchną nikogo z Kościoła. Ani abp Depo, ani kard. Marx.
W ostatnich latach sporo pisałeś o tym, że jesteśmy na wojnie, dużo o konfliktach cywilizacyjnych, często ostro i radykalnie. Czy coś zostało jeszcze z Terlikowskiego żywotnie zainteresowanego sprawami ekumenizmu?
Pewnie, że zostało. Często czytam książki autorów prawosławnych, ewangelickich, a ostatnio jeszcze częściej ewangelikalnych. Mam świadomość, że Kościoły, także mój Kościół, podzielone są przez starcie cywilizacji, ale nie ulega wątpliwości, że zarówno z większą częścią prawosławnych, jak i z częścią ewangelikalnych chrześcijan, a nawet częścią protestantyzmu głównego nurtu, możemy współpracować w różnych istotnych kwestiach. Niezależnie od moich opinii nt. różnych wyznań protestanckich (o prawosławiu wypowiadam się z większym ciepłem) wiem, że wiele z nich prowadzi realna pracę ewangelizacyjną, a więc zbliżają ludzi do Chrystusa. Poza tym jest masa kwestii, w których nawet jeśli się nie zgadzamy, to możemy współpracować. Ostatnio uczestniczyłem w konferencji Tato.net i oczywiście większość uczestników to byli katolicy, choć nie tylko. Poznałem tam baptystę i mimo iż w kwestiach teologicznych nie zgodzilibyśmy się, to o ojcostwie i roli Kościoła w wychowywaniu dzieci i wspieraniu rodziny mówiliśmy jednym głosem. Zostało mi też wiele znajomości i przyjaźni, które czasami przeradzają się w spory. Mam wrażenie – zupełnie nieodkrywcze, że ruch ekumeniczny stracił impet. Power się wypalił. Udało się coś tam ustalić, tylko one w ogóle nie przebiły się do dołu i okazało się, co bardzo ładnie pokazali krytycy luterańscy Wspólnej Deklaracji o Usprawiedliwieniu, nie dotknęły istoty problemu. Pozostała eklezjologia, co do której się nie dogadamy.
A co by musiało się stać?
Pan Jezus musiałby przyjść albo w bliższej perspektywie musiałoby nastąpić mocne prześladowanie chrześcijan, które odsunęło by na bok wszelkie różnice. Nie wiem, co nas czeka w Europie. Musimy się modlić – o czym mówił Franciszek – o to, że jeśli przyjdą takie momenty, żebyśmy gotowi byli na męczeństwo.
+++
Tomasz Terlikowski – doktor filozofii, publicysta, współzałożyciel i b. redaktor naczelny ekumenizm.pl, b. redaktor naczelny portalu fronda.pl, obecnie szef Telewizji Republika.